niedziela, 23 czerwca 2013

Dzisiaj w ogrodzie....

Ogród w hostelu Mamas&Papas był świadkiem/gospodarzem wielu interesujących zdarzeń.
Dzisiaj miało miejsce wydarzenie kulturalne. Nasza kochana Monia przywiozła do hostelu znajomych ze szkoły muzycznej. Polska młodzież jest naprawdę utalentowana! Monia i Natalia zaśpiewały, Karol grał na trąbce. Żałujcie, że nie słyszeliście!!!!!!!  Dołączyła do nich Chinka, która mieszka teraz w naszym hostelu. Okazało się, że przyjechała na konsultacje do Akademii Muzycznej i jest czynną śpiewaczka o fantastycznym głosie. Zaśpiewała polską pieśń, a nam ciary biegały po plecach. W pewnym momencie, kiedy śpiewała, ustał cały zgiełk uliczny. Niesamowite! O tej porze zawsze coś brzęczy, a to ulica, a to jakiś pociąg, albo inne dźwięki. A tu raptem tylko jej śpiew ze śpiewem ptaków w tle. Szkoda, że nie można zatrzymać takich chwil, żeby podzielić się z przyjaciółmi i znajomymi. Musicie odwiedzać częściej nasz hostel. Często spontanicznie kreują się wydarzenia, których nie da się zapomnieć

Przygotowania do koncertu
Karol-czarodziej trąbki
Duet Monia i Natalia
Monia czaruje solo
Chińskie wykonanie polskiej pieśni
Yue zatrzymuje śpiewem ruch na ulicach
Wesołe trio
Trio międzynarodowe
Teraz Yue śpiewa pieśń chińską
Rozluźnienie po koncercie
Trzymajcie kciuki za Monię, Natalię i Karola, zdają egzaminy na Akademię Muzyczną w tym tygodniu.

Bardzo lubimy takie spontaniczne wydarzenia. Czekamy na kolejne zaczarowane wydarzenia. Póki co, humory dopisują i świat jest piękny :)

Jakie fajne dziewczyny!!!!

Prawda, że fajne? :)

Koszulki im się połączyły ;)





PS. Właśnie zameldował się kolejny młody człowiek zdający na Akademię Muzyczną. Za Jarka też trzymajmy kciuki!

niedziela, 16 czerwca 2013

Upadek

Życie w hostelu Mamas&Papas jest ciekawe, kolorowe, po prostu fajne.

Mały wycinek kolorowego Mamas&Papas

Żeby nie było za słodko, los zesłał mi upadek :(
Szłam jak zwykle do piwnicy, w której mamy magazyn i ......nagle znalazłam się na dole schodów. Pośliznęłam się na mokrej macie łazienkowej, którą chwilę wcześniej wrzuciłam na schody, bo mi się nie chciało schodzić do pralni. Lenistwo jednak nie popłaca. Jak spadałam narobiłam takiego hałasu, że myślałam, że pół dzielnicy obudziłam (bo działo się to w nocy). Okazało się, że na górze nie było słychać tego łomotu, jakoś się wygłuszyło. Siedziałam tak wystraszona na dole i czekałam, aż ktoś (czyli Ada) przybędzie z pomocą. Świat jest okrutny. Siedzę, siedzę, siedzę i nic. Zero reakcji! Postanowiłam sprawdzić, czy żyję i czy coś mi się połamało. Oględziny dały mi wstępną diagnozę, że prawdopodobnie żyję i jestem w całości, aczkolwiek ocean krwi nie napawał optymizmem.
Zdecydowałam się zawołać o pomoc. Ryknęłam "Aaadaaaaa". Odzew był w postaci znudzonego "czego?". Czytało dziewczę książkę i spodziewało się, że znowu o coś durnego poproszę. Nawet ją rozumiem :) Ciągle czegoś durnego chcę :)
Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że potrzebuję pomocy. Reakcja dziewczęcia nie była ekspresowa, więc dodałam, że spadłam ze schodów. Muszę przyznać, że wtedy przybiegła w ćwierć sekundy. Zbladła na widok moich obrażeń i dzielnie zabrała się do prac ratunkowych. W zasadzie od chwili, kiedy uznałam, że jestem żywa i niepołamana, miałam już tylko ubaw z własnej głupoty i całej sytuacji.

To zdjęcie obiegło już świat i wstrząsnęło internetem :)
W sumie nic strasznego się nie stało. Trochę się obiłam, noga się trochę popsuła, ale nie bardzo.
Muszę w tym miejscu wyrazić wdzięczność Papasowi, że zmusił mnie do szczepień przed wyjazdem do Azji. Szczepienia były tylko zalecane, nie obowiązkowe. Sam się nie szczepił, ale mi wiercił dziurę w brzuchu, żebym poszła do Instytutu Medycyny Morskiej i Tropikalnej i wreszcie dla świętego spokoju dałam się pokłuć. Teraz było, jak znalazł. Nie musiałam w nocy jechać na zastrzyk przeciwtężcowy. Dziękuję Papasku :)

Ada jest mistrzem prac ratunkowych, zakleja i zawija cudnie
Od tego czasu mam "zakaz piwnicowy" . Wstęp tylko w kasku i z zachowaniem najwyższej ostrożności. Zgadzam się w całej rozciągłości. Głupio zabić się na schodach takiego fajnego hostelu. I kto by dla Was pisał?

Kask jest, nic mi nie grozi
A gdyby ktoś z Was się martwił, to zapewniam, że już jest dobrze. Z każdym dniem duuuuuuuuuużo lepiej. Dziękuję za troskę i miłe słowa, które przekazaliście mi do tej pory.

Jak widać trzymam się nieźle.

niedziela, 9 czerwca 2013

Ostatnimi czasy.....

Życie w hostelu Mamas&Papas zaczyna nabierać tempa. Sezon rozkręca się, no i bardzo dobrze :)

Ostatnio stwierdziliśmy, że Papas jest niewysokim mężczyzną. Zdarzyło się, że było akurat sporo Panów, przy których 190 cm Papasa wyglądało niezbyt imponująco. I dobrze mu tak!!! Niech zobaczy, co czują przy nim przeciętni śmiertelnicy.

Papas: wysoki czy nie???

I tak nasze chłopaki najfajniejsze!
Jeszcze raz Papas musiał uznać wyższość Krzyśka nad Krzyśkiem



Do takich proporcji był do tej pory przyzwyczajony
Jednak najbezpieczniej jest pozować w pojedynkę :)



Po moim ostatnim smutnym  wpisie o Polakach mieliśmy przyjemność gościć w naszym hostelu bardzo fajnych ludzi z Polski. Wiele osób, z wielu miast. Serce rosło! Chociaż dla otrzeźwienia z euforii przydarzyli nam się też raz "tradycyjni". Przyjechali pijani, obalili flaszkę, pojechali w miasto, wrócili w nocy, dokończyli flaszkę. Pohałasowali, podroczyli się.  Czy naprawdę nie można inaczej?!
Na przykład, jak Rosjanie. Też wielu z nich spożywa intensywnie, ale NIGDY nie ma problemów. Ostatnio mieliśmy Gości, którzy spożywali w pełnym słońcu w naszym pięknym ogrodzie. Uśmiechnięci, grzeczni, nienapastliwi. Wydawałby się, że sam fakt spożywania alkoholu podgrzanego słońcem może wywołać nerwowe reakcje. Może, ale nie musi. Może być kulturalnie i bez kłopotów. Dzięki Bracia Rosjanie!!!!

W ostatnim czasie ponownie odwiedzają nas potomkowie Polaków, którzy wyemigrowali niegdyś za lepszym bytem. Różnie jest ze znajomością języka polskiego. Od bardzo dobrej po zerową. Byli u nas przemili Amerykanie, którzy wpadli do Polski pozwiedzać i odnaleźć miejsca rodzinne dziadków. Potrafili parę słów po polsku, np "daj buzi", albo "dzisiaj jest ładny dzień". Fantastyczni ludzie, ale jak wszyscy odjechali.... Przybył też do nas sympatyczny Holender, który nie ma polskich korzeni, ale bardzo dobrze mówi po polsku. Lubi Polskę, ma polskich przyjaciół i chciało mu się zadać trud nauczenia naszego trudnego języka. Ma ciekawe hobby przemieszcza się z hostelu do hostelu. W ciągu 2 tygodni pobytu w Gdańsku zaliczył już pięć w poszukiwaniu tego najlepszego. Mamy przeczucie, że hostel Mamas&Papas będzie tym najlepszym :)

Kto ma polskie korzenie?


Tutaj oboje mają w sobie polską krew.

Losy Polonusów też są poplątane. Był u nas Kanadyjczyk, który urodził się w Polsce i jako maleńkie pacholę wyjechało w świat. Ostatnie 7 lat spędził w Japonii z japońską żoną. Aktualnie pozbyli się wszelkich dóbr (z mieszkaniem na czele) i wyjechali przez Tajlandię do Nowej Zelandii. Gdzie też naszych nie zaniesie .....


Na koniec dobra wiadomość! Sezon na spontany wyraźnie przyspiesza :)


poniedziałek, 3 czerwca 2013

Korea i nie tylko

by Monika


Życie w hostelu Mamas&Papas płynie w zgodzie z porami roku. Aktualnie hitem jest nasz ogród. Powiem nieskromnie, cudny jest!!!  

by Monika

Musimy tu podziękować naszym przyjaznym duszom, które dbają o to miejsce z wielkim sercem i w czynie społecznym. Nie potrafię ustalić kolejności do wdzięczności więc jadę alfabetycznie: wujek Andrzej z Olsztyna, Dyzio, ciocia Ela (ta od wujka Andrzeja) i niezawodna, wspierająca nas codziennie Mama Papasa. Dziękujemy pięknie z całego serca!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nawet Papas bywa ogrodnikiem :) Ale wiadomo - Papas potrafi wszystko! Czy ktoś zaprzeczy?

Ja zaś jestem wiernym użytkownikiem, czyli też jakiś udział chyba mam ;)

Mamy Gościa z Turcji, który siedzi całymi dniami w hostelu. Dziś popołudniu oznajmił, że dość tego lenistwa i czas na aktywność. Ubrał coś tam na siebie, wziął torbę, laptopa i wyszedł z hostelu. Pomyślałam z szacunkiem, że się człowiek podniósł z upadku lenistwa i zmobilizował wreszcie.  Za pół godziny poszłam do ogrodu i...... zobaczyłam go rozłożonego na ławce. Daleko nie zaszedł, ale próbował!!! Zresztą, kto by się oparł naszemu ogrodowi :)

by Monika

Teraz z kolei garść obserwacji o innych krajach.
Gościła ostatnio w hostelu Mamas&Papas urocza obywatelka Korei Południowej. Mieliśmy już kilkoro Gości stamtąd, ale właśnie z tą dziewczyną zaprzyjaźniliśmy się jakoś bardziej. Na pewno sprzyjało temu to, że nie przyjechała na jedną noc, tak, jak to mają w zwyczaju mieszkańcy Azji. Zadziwia nas zresztą nieustannie tempo Azjatów w podróżowaniu. 90% Gości stamtąd podróżuje wg następującego schematu: przejazd w nocy skądś do Gdańska, bardzo intensywne zaliczanie (raczej zaliczanie niż zwiedzanie) atrakcji turystycznych przez cały długi dzień, nocleg, kolejny intensywny dzień i nocny przejazd z powrotem lub dalej. To, co innym zajmuje 3-4 dni oni przelatują z prędkością światła. Zapamiętaliśmy grupę 11 Tajwańczyków, którzy jechali całą noc na stojąco z Katowic,  jak zwykle na jedną noc i od razu z powrotem. Podziw wielki, ale nie rozumiemy tego tempa.
Nasza Koreanka była inna. Nie dość, że została dłużej, to nie latała ciągle po mieście, ale potrafiła zrobić sobie dzień odpoczynku. Była bardzo kontaktowa. Twierdzi, że nie tęskni za Koreą, co najwyżej za bliskimi. Europa i tutejsze życie bardzo jej się podoba. Mieszka w Anglii i jest jej dobrze. Mówiła, że w swoim kraju ma marne szanse na rozmowach o pracę, bo... nie jest zamężna. Ludzie będący w związkach nieformalnych muszą się ukrywać. Bardzo nas to zdziwiło, bo wydawało się nam, że Korea jako kraj znacznie bardziej rozwinięty (27. PKB, Polska 47.) jest bardziej nowoczesny w sferze obyczajów. Okazuje się, że nie. Społeczeństwo, rodzina skutecznie kontrolują styl życia obywateli i wywiera naciski w kierunku stylu tradycyjnego.


Zapamiętaliśmy jeszcze dwa inne akcenty koreańskie.
Pierwszy Koreańczyk, którego gościliśmy w naszym hostelu był miłośnikiem żeglugi. Oczywiście był na jedną noc i miał bardzo rozległe plany. Pytał o dojazdy w poszczególne miejsca i za każdym razem pytał, czy można tam dopłynąć statkiem. Na odpowiedź, że nie, upewniał się, czy na pewno nie. W sumie wszędzie pewnie się da, ale Kowno czy Praga naprawdę nie kojarzy się z żeglugą jako najlepszym i najszybszym środkiem transportu. Najbardziej zmartwił go brak wodnego połączenia z Malborkiem. W sumie woda tam jest i może sam pomysł nie jest zły....
Z tym właśnie Koreańczykiem mieliśmy związany satyryczny akcent. Był ostatnim Gościem, którego oczekiwaliśmy tego dnia. Późno się zrobiło, aż wchodzi dwóch młodzieńców. Wnikliwie oceniliśmy, że jeden z nich to może być "na siłę" koreański. Wyszło na to, że nie ma innej opcji. Papas przywitał go mówiąc cześć po koreańsku (taki zdolny nasz Papas), a "Koreańczyk" na to "WHAT???!!!" Okazało się, że byli to dwaj Finowie, którzy zjawili się bez rezerwacji. A człowiek w desperacji to zauważy orła w gołębiu. Mamy przynajmniej z czego się pośmiać wspominając dwuletnie prawie dzieje hostelu.


by Monika