niedziela, 28 lipca 2013

O Polakach można wiecznie :)

W hostelu Mamas&Papas dominują obcokrajowcy. Szacujemy, że 80% Gości przyjeżdża z zagranicy. Ostatnio jednak mieliśmy wyjątkowo dużo Rodaków. Wczoraj nocowało 17 osób z Polski, obcokrajowcy zniknęli gdzieś w tym polskim tłumie. Wyobraźcie sobie, że było spokojnie! Ludzie kulturalni, sympatyczni, nie chlejący na umór. Niektórzy w ogóle nie spożywający. Czyżby światełko w tunelu? Oczywiście znaleźli się dwaj młodzieńcy, którzy zachowywali się "tradycyjnie". Jednak w tym tłumie to był tylko mały wybryk, na dodatek dali się szybko spacyfikować. Na drugi dzień byli dużo grzeczniejsi, wycałowali rączki i poszli grzecznie spać.
Spała u nas dziewczyna, która pracuje w hostelu w Krakowie. Ona też potwierdziła nasze smutne spostrzeżenie, że najwięcej problemów i trudnych sytuacji mają z Polakami.

Fajni Polacy

Krzyśki to fajne chłopaki


Opiszę niedawne starcie.
Zadzwoniła Pani z Polski i zarezerwowała pokój na bieżącą noc i oznajmiła, że przyjedzie po północy. Oczywiście, pierwsza myśl, czy nie będzie czekania na darmo. Okazało się, że przyjechali, tak jak zapowiadali. Poszli do pokoju, a ja zaczęłam ogarniać się przed pójściem spać. Nagle poczułam, że palą w pokoju. Podeszłam pod drzwi i stanowczo poprosiłam, żeby nie palili pod groźbą wydalenia z hostelu. Podporządkowali się, ale ja już wiedziałam, że nie mogę iść spać, póki oni nie zasną, bo bałam się recydywy z paleniem. I nie myliłam się. Za jakiś czas znowu czuję ewidentnie, że palą papierosy. Wkurzyłam się, podeszłam pod drzwi i grzecznie, choć stanowczo, wyraziłam zdanie. Za minutę z pokoju wybiegł Pan rzucając po drodze, że opuszcza pokój. Pani wybiegła za nim i zaczęła mnie przepraszać. Mówiła, że nie rozumie, co w niego wstąpiło, dlaczego tak się zachowuje i bardzo, bardzo, bardzo przeprasza. Szkoda mi było kobietki, ale w sumie byłam zadowolona, że problem dobrowolnie się wyprowadza.
Po jakimś czasie zorientowałam się, że problem stoi przed hostelem i drze ryja. Okazało się, że stojąc pod otwartymi oknami naradzali się bardzo głośno, co dalej. Podeszłam z prośbą, żeby robili to w innym miejscu, albo przynajmniej ciszej. Wtedy Pan wystrzelił z pretensjami jak z kałacha. On cierpi na klaustrofobię, a pokój taki tyci i w tym pokoju dusił się i dlatego palił. Że pokój beznadziejny. Że łóżka się zapadają. I najważniejsze, że nie ma plazmy. Że za takie pieniądze to w innym miejscu miałby plazmę na pół ściany. Pytam, czemu nie poszedł tam. On na to, że miejsc nie było. Ale za takie pieniądze to musi być plazma. I zaczął gadać o tej plaźmie jak nakręcony. Pytam po co mu plazma o pierwszej w nocy, chyba szukał noclegu, a nie sali telewizyjnej. A on plazma, plazma, plazma. I on ma klaustrofobię, w takim pokoiku nie da się spać. Pytam, czy potrzebował dwóch godzin, żeby zauważyć, że się dusi. On na to, że łóżko złe i nie ma plazmy. Włączyła się kobieta i mówi: "Misiu, ty duży jesteś, to łóżko mogło się ugiąć" (fakt, koleś dwa na dwa). On na to "Zamknij się, bo jak ci przyp....". Natychmiast Pani zaczęła wtórować Panu, że łóżka złe, że nie ma plazmy itd. Zażądali zwrotu pieniędzy, bo oni tylko chwilę zajmowali pokój. Zabiłam ich śmiechem. Ładna chwilka! Dwie godziny. Pościeli używali, łazienki też. Zrobili syf i stwierdzili, że oni w zasadzie nie korzystali z pokoju. Poza tym plazmy nie ma. Poza tym oni cały świat zjeździli i znają się na standardach. Plazma być musi i już. Ręce mi opadły. Kolejni "zorientowani", czym jest hostel, szukający luksusu w cenie taniego noclegu.



Tutaj nikt nie marudził i nie szukał plazmy

Ciężko się dzisiaj pisze. Upał afrykański. Nawet jedna dziewczyna ze Szwecji obcięła nam ocenę, za to, że jest upał, nawet w nocy. No cóż, nie mamy jeszcze tej mocy, żeby kierować pogodą, ale nie ustajemy w staraniach, żeby to zmienić ;) Mogła wynająć droższy pokój w hotelu z klimatyzacją i nie byłby straszny żaden upał. Jak widać, inne nacje też miewają problem ze zrozumieniem, że tanie spanie nigdy nie dorówna Hiltonowi w wygodach. Z drugiej strony Hilton może się schować w porównaniu z Hostelem Mamas&Papas, jeżeli chodzi o atmosferę i możliwości poznania ciekawych ludzi, czy fajnych spontanów.

I nigdzie nie ma takiego kompotu, jaki Monia gotuje z naszych ogrodowych owoców na upalne dni!!!


Papas znowu okazał się niewielki (w porównaniu do drzewka wiśniowego)

Tacy w wiśniach zaplatani

Monia pięknie śpiewa, pysznie gotuje i na dodatek łazi po drzewach :)

niedziela, 21 lipca 2013

Historie miłosne.

Wiele się dzieje w hostelu Mamas&Papas. Na ogół jest wesoło, nawet bardzo wesoło, czego przykładem było ognisko sprzed tygodnia. Aga podrzuciła parę fotek. Widzę, że cenzura ostro zaingerowała, ale spójrzcie chociaż na to, co cenzor przepuścił.


Nie powiem, co Papas spożywa. Nie jest to butapren.

Przygotowania trwają.
Piękne, prawda?




On też tam był, aczkolwiek nie śpiewał i nie był widziany w czasie spożywania.





No, ale miało być o miłości.
Nie mamy pojęcia jakiej ilości związków "ojcem" jest  nasz hostel. Wiemy na pewno o jednej sytuacji. Gościliśmy bardzo sympatycznego młodzieńca z Wrocławia. Polubiliśmy go. On też polubił nasz hostel, bo z dnia na dzień codziennie przedłużał pobyt. Pewnego dnia znaleźliśmy w poczcie maila od młodej damy, która prosiła o pomoc w znalezieniu pana, którego opis pasował idealnie do naszego Gościa. Spotkali się na Westerplatte, spędzili trochę czasu. Zapomnieli wymienić się telefonami. Nasz przystojny Gość zgodził się na podanie jego kontaktu owej damie. I.....zimą odwiedzili nas razem. Ładna para.
Na drugim biegunie manewrów miłosnych mieści się historia pary ze Szkocji. Bardzo sympatyczni ludzie. Spędziliśmy razem sporo czasu. Fajne klimaty. Wszystko było pięknie i ładnie aż do ostatniego wieczora.
Po wieczorku pożegnalnym hostel przysnął. Ja porządkowałam jeszcze sprawy po minionym dniu. Raptem z pokoju Szkotów dobiegły dziwne dźwięki. Dziwne dźwięki w hostelu to nic niezwykłego, ale te po jakimś czasie zaczęły mnie niepokoić. Wyglądało na to, że mogło dojść do rękoczynów. Nie wiedziałam, jak zareagować. Dorośli ludzie w prywatnym pokoju robią, co chcą. Zawołałam Adę i Papasa i postanowiliśmy wkroczyć do środka.
Okazało się, że wyjazd tej pary do Polski był próbą ratowania związku. Panna miała jakąś przygodę, ale zdecydowali się spróbować być jednak razem. Pani została przyłapana przez  Pana na pisaniu w tajemnicy jakichś sms-ów. Pan się zdenerwował i rozpoczęli kłótnię. Jako, że byli po alkoholu, lekkie popchnięcie Pani zaskutkowało guzem wielkości tak imponującej, że na pewno takiego nie widzieliście. Naprawdę rozmiar do Księgi rekordów Guinnessa. Nie mieliśmy lodu, więc zrobiliśmy okład z ........ zamrożonego mięsa. Pani była aktywną wegetarianką, bardzo konsekwentną i radykalną i dziwnie wyglądała z bryłą mięsa na głowie.
Udało nam się ich uspokoić, pogodzili się, ale sytuacja była wcale nie łatwa.

Na szczęście trudne sytuacje nie zdarzają się często. Ludzie są fajni i fajne jest życie w hostelu Mamas&Papas.

To chyba też jest miłość ;)


niedziela, 14 lipca 2013

To nie jest pora na pisanie bloga...

Życie w hostelu Mamas&Papas zdecydowanie przyspieszyło. To nie jest pora na pisanie bloga. Szanuję jednak moich wiernych fanów, więc postaram się co jakiś czas odezwać, żebyście nie zapomnieli o naszym hostelu.
Wczoraj Papas postanowił popalić jakieś tam kartoniki, patyki. W związku z doskonałą ustawą śmieciową mamy tylko jeden pojemnik na śmieci. Drugi podstawią w ciągu... 4 tygodni. Pożyjemy, zobaczymy.... Słyszeliśmy, że w Gdańsku jest plaga kradzieży kubłów, bo są posesje, które nie mają pojemników w ogóle. Gości sporo, śmieci też jakoś bardziej masowo się tworzą. Trzeba sobie jakoś radzić. Jednym ze sposobów było ognisko. Papas z Dyziem rozpalili ogień. (W sumie hasło podała Monia.) Tam gdzie ognisko muszą być kiełbaski i piwo. Tam gdzie kiełbaski i piwo jest dużo ludzi. Taki nam się właśnie stworzył spontan.  Wyszło tak spontanicznie, że nawet zdjęć nie zrobiliśmy. Większość ówczesnych mieszkańców hostelu zameldowała się na imprezie. Znalazła się gitara z grajkiem (albo grajek z gitarą). Fajnie młodzież śpiewa! Różne kraje, różne kontynenty. Wszyscy byli razem. Po raz kolejny widać, że jesteśmy tacy sami. 
Jak rzekłam, nikt nie pomyślał o zdjęciach, ale mamy fotki miejsca trzy dni wcześniej. Też fajnie!









Żeby nie było tak ekspresowo zacytuję anegdotki naszego Gościa, który z racji zajmowanego stanowiska w naszej policji, spotyka się z tzw. petentami.

W jego mieście króluje Helcia. Pani Helcia regularnie odwiedza policję informując o przestępstwach, których jest ofiarą.

Razu pewnego doniosła, że w jej tapczanie chowa się poprzedni komendant policji (na emeryturze), bo chce ją zobaczyć nagą.

Innym razem zeznała, że pewnego dnia leciał nad nią samolot. Nagle zatrzymał się w powietrzu. Zawisł, cofnął się, pilot wychylił się z okienka i krzyknął "Helcia, ty ku..o!!!"

Nasz Gość ma bardzo ekscytującą pracę. Prawie, jak życie w hostelu Mamas&Papas.

IDĘ SPAĆ!!!

sobota, 6 lipca 2013

Burak polski

Mieliśmy ostatnio wątpliwą przyjemność gościć w hostelu Mamas&Papas przedstawiciela gatunku "burak polski" (łac. Polish beta). Była to jednostka, która w sposób wyjątkowy wykazywała cechy gatunku. Myślę, że wiele mądrych, naukowych głów powinno pochylić się nad tak wybitnym egzemplarzem.
Burak polski (nazywany dalej - dla uproszczenia i nie denerwowanie innych gatunków z wyrazem polski w nazwie - po prostu burakiem) przyjechał z trójką znajomych z Warszafy. Celowo zmieniam brzmienie nazwy miasta, bo z Warszawy to on nie był (za dużo fajnych Warszawian znam, żeby łączyć buraka z Warszawą).
Burak chciał zaszaleć, nazbierał dutków i wystarczyło ........na hostel. Ale co tam!!!! Chlać można wszędzie! Drzeć ryja i pokazywać, że jezdem z Warszafy też!!!
Tak też było. Fajna zabawa. Muszę dodać, że burak był jedynym przedstawicielem gatunku w swojej 4-osobowej grupie. Pozostali też pohałasowali, zaznaczyli swoja obecność, ale cech Polish beta nie wykazywali. Po prostu może trochę za dużo alkoholu, ale poza tym sympatyczni młodzi ludzie. Nawet bardzo sympatyczni.
Trochę miałam problemu z uspokajaniem, ale wreszcie zalegli.
Rano okazało się, że odtwarzacz CD Papasa jest uszkodzony. W common room siedzieli tylko burak i jego znajomi. Słuchali przy tym muzyki, więc przy CD majstrowali. Papas zażądał z rana naprawienia szkody. Burak najpierw bezczelnie odparł, że nic mu Papas nie udowodni. Dodał, że to stary rzęch był. Papasowi gul skoczył. Burak nie zna się ewidentnie i skoro nie było zewnętrznych oznak luksusu (i nie reklamowała tego Doda) to był to nic nie warty przedmiot. Żadnych złoceń, napisów, milionów kolorowych lampek. Po dyskusji stwierdził, że zniszczenia dokonał kolega. Kolega bardzo się zdziwił, gdy mu o tym powiedzieliśmy. Potwierdził, że byli sami w pomieszczeniu i korzystali ze sprzętu, ale nie przypomina sobie, żeby coś zniszczył (wiadomo alkohol nie ułatwia zapamiętywania). Tym bardziej, że jest melomanem i zawsze bardzo dba o płyty i sprzęt. Honorowo oświadczył, że skoro kolega burak tak twierdzi, to on pokryje koszty naprawy. W międzyczasie burak nie zaczekawszy na resztę grupy odjechał autem w miasto, po buracku zostawił znajomych. Pan z honorem był bardzo sympatyczny, inteligentny i z wrażliwością kompletnie niepasującą do buraka.
Poza żądaniem naprawienia szkody, zwróciliśmy też uwagę, że zachowywali się skandalicznie i złamali kilka punktów regulaminu. I że kolejny raz nie będziemy tak tolerancyjni. Kolejną noc spędzili na mieście i rzeczywiście kłopotów nie było.
Rano przed wyjazdem nikt nie poruszył tematu zapłaty za uszkodzony sprzęt. Kiedy Papas rozpoczął temat burak zaczął mieszać i buntować Pana z honorem. Dziewczyna honorowego Pana miała przygotowane pieniądze i zapłaciła, ale burakowi gul rósł. Zaproponował swojej grupie, że zarysuje samochód gwoździem, wezwą policję i wskażą Papasa  jako sprawcę i pociągną go na 1500zł. Dno dna to chyba za mało na określenie takiego egzemplarza.
Jedna sprawa jest dla nas załamująca. Burak studiuje medycynę. Jeżeli takie coś ma być lekarzem i ponosić odpowiedzialność za zdrowie i życie ludzi, to strach się bać. Cały czas buntował grupę stwierdzeniem, że nic mu nie można udowodnić. Wyobraźcie sobie, że trafiacie w łapy dochtórka, który ma takie podejście do odpowiedzialności. Mam nadzieję, że jest nie tylko burakiem, ale i głąbem i nie da rady skończyć studiów.
Skąd taka nadzieja?
Burak oczywiście wystawił nam bardzo złą opinię na portalu. Niepotrzebnie się biedak pocił, bo mamy tak silną pozycję dzięki pięknym komentarzom od Gości (dziękujemy :) ), że w niczym nam nie zaszkodził. Ale dał do myślenia. Jako pierwszy minus wpisał dużą odległość od plaży. Wydawałoby się, że człowiek średnio inteligentny jest w stanie sprawdzić na mapie, gdzie leży obiekt, który rezerwuje. Zwłaszcza, że portal, którego użył ułatwia to, bo na stronie hostelu jest przycisk "pokaż mapę". Jeden klik i wiesz, że w Gdańsku jest się w zasadzie albo blisko centrum albo blisko plaży. No, ale mówię tu o kimś przynajmniej średnio inteligentnym :) Myślę, że gimnazjum wystarczy :) Stąd moja nadzieja, że lekarzem jednak nie zostanie, skoro tak prosta czynność nastręcza mu tyle trudności.
Skomentował też śniadania, kłamiąc, że nikt z jego grupy nie tknął tego obrzydliwego czegoś. Na jednym śniadaniu zeżarli nawet porcje dla innych Gości. Nie robiliśmy problemu, donieśliśmy więcej produktów i tyle. Napisał, że takiej wędliny to nie podałby nawet psu. Biedny piesek. Pan żałuje mu takiego żarełka! Prawdopodobnie musi się zadowolić kartoflami z obiadu. Inteligent burak nie wie, że hostel to tania forma noclegu i jeżeli chce na śniadanie kawior czy szynkę parmeńską, to musi wykupić nocleg w Sheratonie. Ale czy on wie, co to kawior czy szynka parmeńska.....
Nazwał w opinii Papasa naciągaczem. Polish beta po prostu.
W tej chwili mamy dużo Gości z Polski (Opener Festival). Sami fajni ludzie. Przemiła grupa z Lublina, dziewczyny z Warszawy, pary z Poznania i dziewczyna z Płocka. Bez zarzutu. Dlatego też trzymamy się tych sympatycznych i inteligentnych ludzi, a buraka spuszczamy w niebyt i niepamięć. Tylko ludzi żal, którzy być może będą mieli pecha być jego pacjentami, którym być może zrobi krzywdę i wytrze gębę stwierdzeniem "niech mi  udowodnią". Honor i odpowiedzialność mieszkają daleko od Polish beta.

Zdjęć Polish beta nie mamy, ale nie ma na co patrzeć. Popatrzmy na fajne twarze.

Ada i Papas, wiadomo debeściaki!!!

Papas i Chuck

Tomasz ze Słowacji, był naszym workaway'em. Tęsknimy bardzo!!!!

Grupa "niemiecka". W rzeczywistości z Niemiec była jedna osoba, pozostali z całego świata

Nasz drogi Fergus. Jak zwykle otoczony pięknymi dziewczętami


Zwariowane dziewczyny z Kaliningradu. Niesamowita energia!

Papas spotkał kogoś, kto rozumie jego "szajbę"

Dziewczyny powodują powrót do rzeczywistości.

David i Tobi, miłośnicy języka polskiego

Wewnątrz było 6 Szwedów

Chińska wycieczka
 
.