niedziela, 29 września 2013

Dobre zawsze szybko się kończy...

Dobre zawsze szybko się kończy. Odeszło też lato, a wraz z nim do strefy wspomnień odchodzą kolejne wydarzenia w Hostelu Mamas&Papas

Jesienne jabłko z naszego ogrodu


Mamy dużo jabłek. Pyszne są!!!


Jabłuszka leżakują razem z innym leżakującymi produktami, prezentami od Gości

Odwiedziło nas wielu Gości i obdarowali nas wieloma wspaniałymi chwilami. Oczywiście nie zabrakło też wybryków mniej wspaniałych. Np. przyjechało kiedyś czworo Rosjan. Kierownik wycieczki zajrzał do jednego z dwóch zarezerwowanych pokoi, rzucił okiem na ogół i poszedł po resztę grupy. Wrócił po chwili z drugim Panem. Ten obejrzał dokładnie pokoje, łazienki, common room i w ogóle wszystko. Zadał kilka pytań i po otrzymaniu odpowiedzi pozytywnie ocenił hostel i poszedł po resztę ekipy. Reszta ekipy przyjęła postać dwóch Pań. Jak tylko weszły, WIEDZIAŁAM!!! Weszły problemy. Zaczęły awanturującym głosem piszczeć, że łazienki w pokoju nie ma! I lodówki! I czajnika! I telewizora! W ogóle, co to za warunki! Takie miejsce to nie dla ludzi! Jedna z nich zadała filozoficzne pytanie, jak ona ma przejść w majtkach do łazienki? Zapytałam grzecznie, czy czytali opis na portalu, na którym rezerwowali. Odparli, że nie, ale oni przecież jadąc rezerwowali i nie mieli głowy. Jedna z kobiet powiedziała, że tu nie ma tu czym oddychać, że ona się dusi i rozpłakała się histerycznie. Zbaraniałam i chciałam, żeby naprawdę mocno się obrazili i pojechali w diabły. Wiedzieli jednak, że jak odjadą, mogę ściągnąć im z karty za tą noc (zgodnie z regulaminem i zasadami anulacji). Wymagania mieli na poziomie Hiltona, ale żal im było kasy za anulowany tani nocleg w hostelu. Długo debatowali na podwórku. Panowie przekonywali Panie, że jest ok. Panie kategorycznie protestowały, a jedna cały czas ryczała jak bóbr. Nie chciałam ich pieniędzy, ani tym bardziej ryzykować, że Pani się udusi albo ktoś jej gacie zobaczy. Dogadaliśmy się i cyrk odjechał.  W tym samym czasie byli inni Goście z Rosji. Też patrzyli na tą sytuację ze zdumieniem i niesmakiem. I nawet przepraszali za rodaków. Niepotrzebnie! Wiemy, że w każdym kraju mogą się zdarzyć takie cudaki. Na szczęście nie spełniamy oczekiwań tych "lepszych" osób, więc nie powinniśmy mieć często takich przedstawień w naszym hostelu.
Często lepiej zrezygnować z zarobku i nie ryzykować problemów z "nietypowymi" Gośćmi Zgodnie z zasadami anulacji można zrezygnować bezpłatnie z rezerwacji na dwie doby przed datą przybycia. Po tym terminie możemy obciążyć kartę za pierwszą noc. Jedni stosują się do zasady, o której wiadomo w momencie rezerwacji, bez żadnych problemów. Niektórzy żebrzą, żeby im zwrócić kasę. Czasami wygrażają albo angażują portal, żeby ten żebrał w ich imieniu.
Niektóre portale pobierają 10% ceny w momencie bukowania. Nazywają to "depozytem". W rzeczywistości jest to ich prowizja i my nie dostajemy z tego ani grosza. Goście często proszą o zwrot "depozytu", albo przynajmniej części. (Przy dużych rezerwacjach jest to kawał grosza). Jest to celowe zamydlanie sytuacji przez portale, bo jak można nazwać depozytem coś, co jest bezzwrotne?! Ale tak jest i już. Jakby co, nie liczcie na zwrot "depozytu".
Sowa smutna po przeczytaniu powyższego, nie jedno widziała na recepcji.
Pan Kotek ma wszystko gdzieś

Papas karmi Pana Kotka i tylko to się liczy
A potem było wieczorne mizianie kotka.
Grzeczny początek piątkowego spotkania

Miły, krasnoludkowy nastrój
Upadek2 :)
Na szczęście Budda czuwa. Ten ołtarzyk przywiózł Gość z Indii.

niedziela, 22 września 2013

dla mojej matki przyniósł mi miskę gorącej zupy ........

Wiele zabawnych historii miało miejsce w Hostelu Mamas&Papas.  Czasami śmiejemy się bez obecności Gości. poczytajcie sobie poniżej:

“我到達的晚上下著雨,飢寒交迫,嬤嬤為我送上一碗熱湯 隔天我一大早要出門,無法配合早餐時間,媽媽仍然堅持提供早餐服務,替我準備早餐放在冰箱,隔天爸爸上班前還帶我去搭火車並告訴我這個外國人怎麼搭乘,當然可能因為當天只有我一個客人才有特別服務,不過我相信只要是合理的要求,爸爸媽媽都很樂意提供服務” 

Tak wyglądała opinia, którą zostawiła dla nas na portalu rezerwacyjnym przemiła Tajwanka. Dziwnie się składa, ale język chiński nie znajduje się w arsenale języków, których używamy w naszym hostelu. Wrzuciliśmy więc do translatora i wynurzyła się taka oto mroczna historia:

"Przyjechałem w nocy padał deszcz, zimno i głód, dla mojej matki przyniósł mi miskę gorącej zupy następnego dnia wcześnie rano, aby wyjść na zewnątrz, nie z czasu śniadanie, mama nalegała śniadań, przygotować śniadanie dla mnie w lodówce, przed pójściem do pracy następnego dnia, mój ojciec zabrał mnie do pociągu i powiedz mi, jak cudzoziemcy na pokładzie, oczywiście, prawdopodobnie dlatego, że był tylko jeden, że goście dzień mają specjalne usługi, ale uważam, że to rozsądne żądanie, mama i tata są bardzo zadowoleni świadczenia usług. "

Napisało to młode dziewczę. Faktycznie w dniu, a właściwie w nocy, kiedy przybyła, była paskudna pogoda. Siedziała chyba do trzeciej nad ranem planując następny dzień. Wstała już o szóstej, żeby zabrać się do centrum z Papasem. Odwiózł ją na dworzec, pomógł zakupić bilet, wsadził do pociągu do Malborka. Okazało się, że młoda obywatelka Tajwanu przebiła aktywnością wszystkich dotychczasowych Gości naszego hostelu. W ciągu jednego dnia, po trzech godzinach snu, zwiedziła Malbork, Gdańsk, Sopot, Gdynię. Zdążyła jeszcze na wieczorny autobus do Warszawy. Tam też miała zamiar zaliczyć wszystko w 1 dzień.  Zawsze podziwialiśmy tempo Gości z Azji, gdyż ludzie stamtąd głównie w taki właśnie sposób podróżują, ale ona zrobiła to "jeszcze bardziej".

Inny przykład z translatora, mail o temacie "zażądać":

"Dzień dobry,
Idąc do Gdańska. Chciałbym zostać z tobą na 23.12.12 do 30.12.12.
Czy numery svobodyne? Potwierdzenie muszę rezerwacje w tych numerów na Twoim druku firmowym. Nadaje wysyłane przez e-mail."

Z drugiej strony dobrze, że translatory istnieją, chociaż często tłumaczenia są kiepściutkie. Nieraz ratowały sytuacje w relacjach z Gośćmi, którzy nie mówią po angielsku albo w konwersacjach po angielsku podpowiadały słowa bardzo nietypowe. 

Nasi pierwsi Tajwańczycy


i kolejna Pani z Tajwanu
Ta Pani co prawda była z Chin, ale przecież Tajwan to tak jakby też Chiny
Flaga Hong-Kongu prosto stamtąd (też coś wspólnego z Chinami mają)


Jabłuszka z naszego ogrodu, wspomnienie lata
Popatrzcie sobie na radosne kolorki i formy, bo od dzisiaj to przez jakiś czas bedzie tylko gorzej :(
Mamas&Papas w wietnamskiej knajpie w Gdyni. W Wietnamie smakuje lepiej




niedziela, 15 września 2013

Jesień puka do drzwi.....

Jesień puka do drzwi. W Hostelu Mamas&Papas zaczyna być spokojniej i ...luźniej.
Z tym spokojem to może nie do końca prawda. Parę dni temu gościliśmy zespół z Niemiec - Grandfather. Było czterech młodych Panów, ale zabawę zorganizowali tak szampańską, że wydaje się, że było ich ze dwa razy tyle. Oj, nie był to spokojny wieczór na pewno! Następnego dnia byłam pewna, że koncert, który mieli zagrać w Gdyni, będzie musiał być odwołany. Okazało się, że są profesjonalistami. Na godzinę przed wyjściem forma koncertowa wróciła. Bardzo fajne chłopaki. Dostaliśmy od nich płytę. Od razu poprosiliśmy o autografy. Jak będą wkrótce bardzo znani, to już się nie dopchamy. I spać będą w Hiltonie, czego już żałują. Wiadomo, nie ma to jak hostel!!!! Zwłaszcza Hostel Mamas&Papas!!!
Ada wrzuciła trochę fotek na facebooka, więc kto ciekawy, może popatrzeć na naszym profilu.

Grandfather w nadkomplecie

Płyta z autografami. Wkrótce bezcenna :)
Zadziwiająco szybko zleciał sezon. W dalszym ciągu ludzie nie przestają nas zadziwiać. Parę przykładów.

Godzina 3 rano. Dzwoni telefon. Pan pyta, czy jest wolny pokój. Owszem, jest. Pan pyta o cenę. Podaję, a Pan, że ja chyba żartuję. On chce tylko 3 godzinki kimnąć i jest w szoku słysząc naszą pazerność. Zaklął szpetnie i przeciągle. No to ja też, a co!!! Dodam, że cena była  z serii "last minute" i naprawdę atrakcyjna. Pan (i inni) nie rozumie, że największy koszt generuje pierwsza godzina np. kąpiel, pościel. Czy śpi godzinkę czy 10 pościel trzeba wyprać. Najciekawsze jednak było, że tak siarczystymi słowami mnie potraktował. Ten Klient to nie nasz Pan. 
Kiedyś inny Pan też chciał tylko na 3 godziny od pierwszej w nocy. Był z Panią i bardzo błagał. On zapłaci za całą dobę, ale po 3 godzinach na pewno wyjdzie. Ewidentnie uważał, że płacąc za całą dobę robi nam zaszczyt, bo on tylko  3 godzinki. Niech poszuka lokalu na godziny.
Inny Pan zakwaterował się z Panią o normalnej porze za dnia. Zadeklarował godzinę śniadania. Wyglądało to na normalny pobyt. Zauważyliśmy, że od popołudnia okno było otwarte. Minęła godzina, dwie, trzy, cztery. Okno cały czas na oścież, a tego dnia było baaardzo zimno. Minęły kolejne godziny i stwierdziłam, że szkoda pieniędzy na ogrzewanie podwórka i postanowiłam wedrzeć się do pokoju. Tak też zrobiłam. Okazało się, że pokój jest pusty. Oni też byli tylko na 3 godzinki. Po cichutku zwiali. Zwiali, jakby ktoś zabronić mógł legalnie opuścić hostel. Dziwny jest ten świat.....

Trochę wspomnień dalszych i bliższych
 
Papas szczęśliwy, ma w objęciach Gości z Wietnamu

W środku Denis, pozdrawiamy serdecznie :)

Francuscy motocyklowi zdobywcy szos....

.....gotowi do drogi.

Do zobaczenia!!!!

Znowu Papas obejmuje przemiłego Wietnamczyka.

Hiszpańska uczta. Co za smaki! Goście przywieźli ze sobą pyszności, a my nie byliśmy w stanie odmówić uczty. Zrewanżowaliśmy się bardzo godnie żurkiem p.Czesi.

Mina Ady potwierdza powyższe stwierdzenie.

Ślimak też chciał się przyłączyć. Ostatecznie wybrał piwo. Jednak dziwię mu się. Dziwak!


niedziela, 8 września 2013

Muszę Wam o tym opowiedzieć.....

Dzisiaj z przyjemnością pragnę donieść, że Polacy to fajny naród :)

Siedziałam sobie pewnego wieczoru na recepcji oczekując ostatnich Gości, którzy mieli się pojawić tego dnia w Hostelu Mamas&Papas. Zapowiedziany czas zdecydowanie minął. Myślę sobie, pewnie nie przyjadą i nie zechcieli poinformować. Trochę dziwnie, bo to mieli być Niemcy. Przy Polakach nie dziwiłabym się. Oddajmy sprawiedliwość Polakom, nie tylko oni nie informują o zmianie planów. Ale...... prawie wyłącznie :(
Zdecydowanie pogodziłam się z tą myślą. Wtedy zadzwonił telefon. Polskomówiący Pan poinformował, że ma pod pachą  jakichś Niemców , którzy nie mogą znaleźć Hostelu Mamas&Papas. Pytam, gdzie oni są.  Okazało się, że ów człowiek był z innego miasta i chętnie by pomógł, ale nie wie gdzie są i gdzie ich skierować. Długo dochodziliśmy do ustalenia, skąd dzwoni i jak dojechać do hostelu. Wyszło nam, że są gdzieś ze 2 km na południe. Ponieważ nie byłam pewna miejsca ich pobytu, nie potrafiłam dokładnie podać, jak mają jechać. Postanowiłam wyjść na główną ulicę. Pan pyta, jak mnie pozna. Mówię, że nie wydaje mi się, żeby o tej porze sterczało na ulicy wiele bab, ale na wszelki wypadek będę z kwiatkiem. Jak powiedziałam, tak uczyniłam. Wzięłam pięknego kwiatuszka (Ania nam dała) i wyległam na ulicę. Nie powiem, byłam atrakcją. Stałam samotnie na ulicy pod latarnią z pluszowym kwiatkiem. Podobałam się chyba, bo wszyscy przejeżdżający kierowcy obracali głowę, żeby mnie obejrzeć :) Pan przywiózł Gości pod mój własny nos. Widziałam, że Goście próbowali się odwdzięczyć jakimiś prezentami. Absolutnie odmówił. Zawinął się i ponownie wyruszył w swoją trasę.

Ten kwiatek był bohaterem nocy
Byłam wzruszona jego bezinteresowną życzliwością. Poświęcił w nocy mnóstwo czasu, energii i nic za to nie chciał. Tacy bądźmy, drodzy Rodacy!

Swoją drogą, Niemcy zabłądzili, bo chcieli koniecznie dotrzeć do hostelu na piechotę. Obce miasto, czarna noc, a oni jak się rozpędzili, to prawie do Św. Wojciecha doszli (dla nietutejszych - Św. Wojciech to nazwa dzielnicy).

A propos nocy. Którejś sierpniowej nocy robiłam ostateczny obchód włości. W pewnym momencie przy furtce zatrzymali się eleganccy młodzieńcy podążający ze sklepu całodobowego (na pewno po chleb szli). Jeden z nich zapragnął pokonwersować. Zapytał grzecznie, jak leci i takie tam podobne. Grzecznie pyta, grzecznie odpowiadam, że super i w ogóle. A on na to raptem "kobieto, ja nie mam czasu wysłuchiwać takich pierdół". Weź tu człowieku dogódź. Pyta, to odpowiadam. Odpowiadam, to go wkurzam.

Mały Marcinek nie wkurzał się na nikogo



Tradycyjnie wrzucam parę fotek ABSOLUTNIE nie mających nic wspólnego z tematem wpisu :)

Odwiedził nas kolejny Japończyk powodując zawrót głowy u Papasa - wszak Japonia to Azja
Indie - też Azja


Stefan i Anika - "wariaci" ze Szwecji, polskiego pochodzenia. Odwiedzili nas niespodzianie na parę chwil. Sprawili nam tym wielką radość.  Byli w naszym hostelu  w ubiegłym roku. Autorzy szlagieru "Krowa nie ma telefona" :)
To cacko ma 85 lat. Przyjechało spać do naszego hostelu. Piękne auto z duszą.




niedziela, 1 września 2013

Autostop

Wspomniałam ostatnio o autostopowiczach, którzy oblegli hostel Mamas&Papas tydzień temu. Była to grupa wielonarodowa. Byli uczestnikami wyścigu autostopowiczów z Holandii do Polski. Jechali północnym skrajem Holandii, Niemiec i Polski. Zakończyli wyścig w bardzo maleńkiej mazurskiej miejscowości Zgon. Niesamowite, że wynaleźli sobie jako metę takie maleństwo, ok. 150 mieszkańców.
Pierwszy wyścig odbył się w 2008 roku. Startowało 11 osób podzielonych na 5 ekip. W tym roku ścigało się już 160 osób. Podzielili się na kilka tras, żeby za wielu "stopujących" nie kwitło w jednym miejscu. Mimo, że rywalizują ze sobą, pięknie też współpracują i fajnie spędzają wspólnie czas, kiedy nie jadą. Ludzie ci są bardzo weseli i otwarci. Zgodnie zresztą z ideą wyścigów, która zakłada poznawanie nowych kultur, nowe przyjaźnie. Niesamowite było to, jak bardzo byli niewymagający. Nie mieliśmy wystarczającej ilości miejsc w hostelu, więc spali po dwoje w łóżku czy na podłodze i humor cały czas im dopisywał. Cieszyli się, że nocleg tani, miejsce fajne, a reszta to nieistotne szczegóły. Mamy jakieś przeczucie graniczące z pewnością, że dla niektórych Zgon będzie miejscem "zgonu", gdyż byli bardzo aktywni na polu spożycia. Następnego dnia na pewno potrzebowali duuuużo wody, co też poniekąd wiąże się z tą imprezą. Tramprennen  (tak się nazywają, www.tramprennen.org) wspiera również projekty Viva Con Agua, celem których jest ułatwienie dostępu do pitnej wody, systemów sanitarnych i warunków higienicznych w krajach rozwijających się.


Trud zbierania się do drogi o poranku po krótkiej nocy
Pa, pa, pa!!!!!!!
Te dwie Panie (Nowa Zelanda i Niemcy) wzbudziły naszą ogromną sympatię i podziw. Wiek nie jest dla nich przeszkodą ani w aktywnym podróżowaniu z plecakiem na plecach, ani barierą w nawiązywaniu kontaktów.
Oczywiście, Pan Kotek musi być wygłaskany. Muszę przyznać, że jest bardzo łaskawy - pozwala się głaskać i karmić każdemu.
Prezent od autostopowiczów dla.......
...... kolejny dla............




 Ciekawe, czy ktoś zgadnie, kto wyhaczył torbę z napojami, a kto ogóraski. Dodam, że poczucie sprawiedliwości znowu zostało mocno nadszarpnięte. Ale już nic więcej nie mówię.