niedziela, 30 listopada 2014

Tureckie chłopaki


Takie dzieła tworzy Papas. Prawie codziennie.

Zaczyna lekko mrozić. Nasze biedaki z Turcji cały czas mają nadzieję, że to maksimum zimna, jakie spotka ich w Polsce. Trudno im sobie wyobrazić, że może być zimniej i to na dodatek przez kilka miesięcy. Panowie przyjechali do Polski na studia i jeszcze pewnie nie jeden koszmar pogodowy zaliczą. Póki co, chłód nie odstrasza ich od imprezowania. Mówili, że idąc z polskim znajomym (który był w naszym hostelu) spotkali w nocy na starówce .... Papasa. Zobaczyli go z daleka i podbiegli z radosnym "hello". Okazało się, że to ktoś bardzo podobny i wszyscy trzej pomylili się. Z jednej strony to ciekawostka, że Papas ma sobowtóra, a drugiej... no, nie wiem, może Papas prowadzi podwójne życie. Wie ktoś coś na ten temat?
Wydawało nam się, że imprezowy tryb życia Turków wynika z ich usposobienia. Okazało się, że nie do końca. Owszem podoba im się, że Allah nie zagląda tak daleko, ale ich przedłużający się pobyt ma przyczyny gdzie indziej. Jeden z nich zapłacił 1660 euro jakiejś agencji, która organizować ma jego przeniesienie się do Gdańska, w tym formalności związane z zapisaniem się na studia i mieszkanie. O to mieszkanie wszystko się rozbija. Nic mu nie znaleźli i poza tym po prostu nie odbierają telefonów. Chłopak siedzi w naszym hostelu i nie wie, co robić. Z jednej strony zapłacił tyle kasy, że mógłby oczekiwać, że zostanie obsłużony do końca jak należy. Z drugiej, ile można czekać?! Dzisiaj zlitowała się nad nim nasza Monia "Dobre Serduszko" i postanowiła pomóc mu znaleźć jakieś lokum. Bezinteresownie i od serca. Taka jest nasza Monia! Drugi kolega ma gdzie się wyprowadzić, ale nie chce porzucać znajomego w trudnej chwili, więc został z nim. I nawet poświęca się bardziej! Chodzi z nim na imprezy. Pamiętajcie! Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie!

Sojusz turecko-niemiecki
 Trzymamy kciuki za chłopaków i mamy nadzieję, że będzie im się dobrze żyło w Polsce. Niestety, miewaliśmy w przeszłości sygnały od naszych Gości o rasistowskich zagrywkach, których byli świadkami w Polsce. Ciągle jednak zbyt wiele kibolskich debili snuje się po polskich miastach. Chociaż nie tylko ksenofobiczne nazistowskie typki zatruwają życie obcokrajowcom z nieco odmienną karnacją. Był u nas jakiś czas temu chłopak z Iranu. Nie ma zamiaru wracać do ojczyzny. Podoba mu się w Polsce. Ma dziewczynę stąd. Rzucił islam i zajada wieprzowinę. U siebie w kraju nie miałby odwagi, ale wyjechał i z ulgą pozbył się tego balastu. Jak był pogrzeb śp. Lecha Kaczyńskiego smutni panowie "przetrzepali" go i wszystkich śniadych kolegów w akademiku w obawie przed zamachem w czasie uroczystości. Rozumiem, że są pewne procedury, ale takie wybiórcze "trzepanie" nie pasuje mi do kraju, który rzekomo jest tolerancyjny i otwarty.
Zima nastraja mnie chyba zbyt poważnie. Dla rozluźnienia atmosfery chciałam zameldować, że Papas własnoręcznie wybudował dom dla Kiciusia. Prawdziwe dzieło sztuki budowlanej! Kiciuś to ma szczęście, że ma Papasa! Architektura pierwsza klasa, jak wszystko, czego dotknie się Papas :)
Na zdjęcie poczekajcie. Za zimno na sesje fotograficzne.

Taką kawusią rozgrzewamy się w zimowe wieczory. Chłopaki z Turcji wożą ze sobą wszystko, co jest potrzebne do zaparzenia PRAWDZIWEJ tureckiej kawy. Nawet filiżaneczki mają ze sobą. Kawa pierwsza klasa!
"Mordka"- najlepszy przyjaciel Kiciusia (albo może odwrotnie)
 

niedziela, 23 listopada 2014

Nasza zima nie jest zła

Wszyscy odnosimy wrażenie, że zima jednak nadchodzi. Martwimy się o naszych Gości z ciepłych krajów, bo bardzo ciężko znoszą najmniejszy przejaw chłodu. Do Hostelu Mamas&Papas przyjechali dwaj młodzieńcy z Turcji. Będą mieszkać i studiować w Gdańsku. Na razie szukają mieszkania. Pierwszego dnia jeden z nich zwierzył się, że ostatnie dwa lata mieszkał na Filipinach. Przez ten czas ani razu nie miał na sobie niczego z długim rękawem. A teraz przyjechał do Polski i trafił na zimę. Zapytałam, czy wie coś o polskiej zimie. Odparł, że widzi, że nie jest lekko. Poinformowałam go, że to co teraz mamy w Gdańsku to żadna zima, tylko wyjątkowo ciepły listopad. Nie ukrywam, podłamałam człowieka. Był pewny, że te 8 stopni na plusie to apogeum zimna i gorzej być nie może. Mieliśmy wielu Gości z Turcji i na ogół narzekali na temperaturę (poza latem oczywiście). Razem ze zmarźluchem mieszka jego kolega. I ten zafundował nam mega zaskoczenie. Ubraliśmy z Papasem jakieś kufajki (listopad ciepły, ale jednak nie jest to lato) i poszliśmy na papierosa. Spotkaliśmy przed domem Turka stojącego na luzie w koszulce z KRÓTKIM  rękawem. Zbaranieliśmy! Turek niczym Szkot albo mieszkaniec Syberii stał nieporuszony i twierdził, że nie jest chłodno. Wyciągnęliśmy z niego (bez tortur), że służył w armii i przebywał w rejonach, gdzie bywało minus 30 i teraz chłód nie robi na nim wrażenia. Nasi Goście wciąż nas zaskakują. W ubiegłym tygodniu Denis w krótkich portkach (a wtedy naprawdę było zimno, wiał przenikliwy wiatr), a teraz człowiek z ciepłych krajów nie zauważający pory roku.
To on jest taki twardziel :)
Z ciekawostek związanych z życiem hostelu muszę odnotować wizytę Gościa z Ukrainy, który stanowczo nie chciał rozmawiać po rosyjsku. Dla mnie bez różnicy angielski czy rosyjski, ale zauważyłam, że o ile kiedyś wszyscy Ukraińcy komunikowali się chętniej po rosyjsku, o tyle teraz trzeba być bardzo delikatnym. Sytuacja nie jest kolorowa. Całe szczęście, żę Ukraińcy w zasadzie zawsze mówią po angielsku.
Niedługo mój rosyjski będzie zapomniany. Ukraińcy wolą angielski, a Gości z Rosji praktycznie nie ma. Zauważyliśmy dużą różnicę w stosunku do poprzednich lat. Od lata było tylko parę osób i to niemal wyłącznie stali Goście. Zwykle w każdy weekend była co najmniej jedna rezerwacja z Rosji. Teraz jedna na miesiąc. Rubel tak tanieje, że nie bardzo opłaca się jeździć. Zwłaszcza, że ceny w Rosji wzrosły.
Nie ma Rosjan, ale dopisują obywatele państw z innych kontynentów. USA, Kanada, Australia. Nawet Azjaci zdarzali się ku ogromnej radości Papasa. 

Grupa australijsko-angielska. Oj, działo się!
A propos Azji. Mamy z Papasem kupione bilety na styczeń na lot do Azji. Za niecałe dwa miesiące będę Wam raportować stamtąd :)

niedziela, 16 listopada 2014

Fergus i Syberia

Hitem ostatniego tygodnia był przyjazd Fergusa. 
 
Nasz Fergi kochany
 
Fergi przyjeżdżał do nas wiele razy. Po raz pierwszy w 2011 roku. Jest wnukiem zesłańca na Syberię. Jego dziadek był wywieziony jako dzieciak. Z Syberii przewieziony był do Anglii i tam już pozostał. Fergus dzielnie próbował nauczyć się języka polskiego. Szło mu nawet nieźle, ale ostatnio zrobił sobie dłuższą przerwę w przyjazdach do Polski (prawie dwa lata) i zaprzepaścił to, czego się nauczył. Niemniej pamiętał swoje ulubione słowo "oczywiście" oraz zdanie "Jestem bogiem". Swoją drogą dziwną magię ma dla Anglików wyraz "oczywiście". Pamiętacie Granta? (http://hostelik.blogspot.com/2014/08/serbia.html) On też uczył się języka polskiego i ten wyraz też najbardziej przypadł mu do serca.
Fergus przyjechał na krótko. W jego pokoju mieszkał inny Anglik - Don. Okazało się, że przylecieli tym samym samolotem. Siedzieli blisko siebie i na powrót mieli zabukowany również ten sam samolot. Chłopacy zaprzyjaźnili się. Razem spędzali czas i już się umówili na spotkanie po powrocie do Anglii. (Mieszkają w innych miastach). Takie sytuacje często zdarzają się w Hostelu Mamas&Papas. Gdyby Panowie mieszkali grzecznie w hotelu w pokojach prywatnych, nie mieliby szans na poznanie się i spędzenie razem czasu. W hostelu zawsze jest możliwość poznania kogoś interesującego albo spędzenia czasu na pogawędce z Papasem :) Dodając do tego fakt, że to tanie spanie, nic i nikt nie przekona nas, że jest lepsze miejsce do spania niż hostel.
 
Przyjaźń hiszpańsko-angielsko-rosyjska
 
Pogoda już nie rozpieszcza. Chociaż nadal kwitną wiosenne kwiatki, jest zimno i nieprzyjemnie. W tych okolicznościach przyrody zaszokował nas Denis z Kaliningradu. Na wieczornego, (a nawet wręcz nocnego) papierosa wyszedł w krótkich majtkach. Stało z nim 5 osób, wszyscy klną na wietrzycho i ziąb, a on jak gdyby to była lipcowa noc. Zrobiłam zdjęcie. Nie wyszło za dobrze (pewnie ręka z zimna mi się trzęsła), ale muszę Wam pokazać.
 
Okazało się, że Denis jest z Syberii. Przeprowadził się do Kaliningradu, ale zahartowanie pozostało. Przypomnieli się nam przy okazji liczni Szkoci, którzy przyjeżdżali późną jesienią. Tak, jak Denis, stali wieczorami spokojnie w krótkich gaciach, czasami boso, podczas gdy inni opatuleni przytupywali na rozgrzewkę.

Czas na Kiciusia. Ma aktualnie nową miejscówkę. Ada przywiozła pudło z kołdrą. Kołdra wymagała ratunku po aktywności kici Marcysi. Zastanawialiśmy się, czy oddać kołdrę do pralni, czy wywalić. Kiciuś w międzyczasie zaanektował pakunek i prawie się stamtąd nie rusza. Poduszki już nie używa.



Na koniec zdjęcie dedykowane Kóżce i Adiemu. Kiciuś przesyła Wam pozdrowienia i wyrazy tęsknoty :D




niedziela, 9 listopada 2014

Death metal, Aruba, bursztyn i inne różności

Na pierwszy rzut oka mamy listopad i samo to słowo powinno opisać życie w Hostelu Mamas&Papas. Co prawda ogród posłusznie przystosował się do kalendarza, ale o hostelu absolutnie nie da się tego powiedzieć. Ciągle jest ruch i mnóstwo Gości z wielu krajów.

Ogród zapada w sen zimowy. Pusto, zimno, ciemno...

Gościliśmy kapelę death metalową z Niemiec. Jacy mili i grzeczni ludzie!!! Jak sobie przypomnę, co widziałam na YouTube, to nie wierzę, że Ci przesympatyczni chłopacy to te ciemne postaci z wideo.
Na dodatek tacy koleżeńscy! Jeden z nich zasnął w łazience w z kibelkiem w objęciach. Panowie, a jakże, przybyli z odsieczą. Oczywiście, najpierw sporządzili dokumentację fotograficzną (przyda się na FB), ale potem we trzech ponieśli zwiotczałego kolegę do pokoju. Zajęli się nim bardzo serdecznie. Patrząc dodatkowo na fakt, że nie zjedli Kiciusia, śmiało mogę uznać death metal za fajną, łagodną muzykę.

DIFUSED
Tak podpisali swoje zasoby w lodówce.

Po raz pierwszy gościliśmy w hostelu poławiacza bursztynów. Przyjechał z Austrii. Dosyć ciekawe hobby dla mieszkańca kraju bez dostępu do morza. Richard wstawał o 4 rano i jeździł na Mierzeję Wiślaną. O ile my cieszymy się, że listopad jest dosyć ładny jak na tą porę roku, o tyle nasz poławiacz skarbów był niepocieszony. Miał nadzieję nadziać się na listopadowy sztorm i zdobyć bursztyn swojego życia. Jego skarby nie były okazałe, ale jego pasja jak najbardziej.

Zdobycz Richarda.


Inne skarby

Austriak pokazał nam pewien kamień i powiedział, że to z morza w jego kraju. Było to od razu po jego przyjeździe. Zgłupiałam, bo myślałam, że w Austrii nie ma morza. Sprawdziłam dyskretnie, czy nie pomyliłam kraju. Patrzę, jednak Austria! Kombinowałam dalej, że może coś z językiem angielskim nie tak. Po krótkiej rozmowie wyjaśniło się, że to kamień ze skamielinami ślimaka z austriackiego morza sprzed 140 milionów lat!

To właśnie ten kamień ze śladami muszli.
Siedzieliśmy sobie na małym spontanie - Austriak, Kanadyjczyk, Holender. Każdy miał jakieś historie.
Goeffrey z Holandii pochwalił się, że zna język papiamento. (http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_papiamento). Jego ojciec jest z wyspy Aruba. Jeżdżąc tam w odwiedziny do rodziny używa właśnie tego języka. Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia o istnienia takiego języka, chociaż o Arubie coś tam się słyszało. Jakby nie było, jesteśmy w tej samej Unii Europejskiej (obywatele Aruby mają paszporty holenderskie, chociaż mieszkają tak daleko). Świat jednak nie jest taki wielki. "Nasz" Kanadyjczyk był u nas przejazdem w drodze do swojej dziewczyny w...  Rosji, Holender jeździ do ukochanej do Kanady. Oj, chłopaki! Nie ma pięknych dziewcząt bliżej?
Posiedzieliśmy, pogadaliśmy. Tam, gdzie angielski nie był wystarczający, pomogły talenty plastyczne. Richard napotkał na swojej samochodowej drodze łosia. Nie wiedział, jak to jest po angielsku. Nie zastanawiając się, narysował. Podobnie zilustrował swoją opowieść o wielkim austriackim morzu i ślimakach, których wspomnienie tak wyraźnie widać na skamielinie.

Od razu widać, o czym były opowieści.



Na zakończenie tradycyjnie krótkie info o Kiciusiu. Wyobraźcie sobie, że po 1,5 roku wspólnego pożycia na jednym adresie przekonałam się, że Kiciuś umie wskoczyć na pieniek!!! Wszystkie koty z okolicy korzystały z pieńka jako etapu przedostawania się na sąsiednią posesję. Wszystkie, ale nie Pan Kiciuś. On ZAWSZE szedł dookoła przez dziurę w płocie. 1,5 roku tak dookoła chodził. Jak go zobaczyłam wskakującego na pień, zbaraniałam. I poczułam taką wielką dumę! Nasz Kiciuś taki zdolny! Potrafi skoczyć do góry na metr! Możecie zacząć nadsyłać gratulacje dla Kiciusia. Zasłużył.



Ostatni akcent. Grzesiu "Mordka" pozował dzisiaj chyba po raz ostatni w tym roku z Papasem na ganeczku. Tak czy siak zima raczej przyjdzie i zamkniemy sesje fotograficzne na zewnątrz.


sobota, 1 listopada 2014

Cuda, cuda....

Dziwna jest ta jesień. Niby już listopad, a ja ciągle ganiam komary i inne muchy i nawet takie coś wyrosło!!! Kwiatek wcale nie jesienny. Chociaż w jesiennym otoczeniu. Nawet te komary nie takie przykre, gdy uświadomić sobie, że świadczą o niespotykanie ciepłej jesieni.


W Hostelu Mamas&Papas wciąż się dzieje. Tak, jak ten kwiatek, nie odpuszczamy i nie szykujemy się do snu zimowego.
Mieliśmy ostatnio Gościa zakręconego, jak pogoda jesienią w Gdańsku. Zarezerwował pokój na parę dni i nie przyjechał. Jednocześnie byliśmy bombardowani telefonami od rodziców tego mężczyzny, którzy twierdzili, że na pewno wyjechał do Gdańska i zatrzyma się w Hostelu Mamas&Papas. Wyjechać może wyjechał, ale nie dojechał. Żal mi było zdenerwowanych rodziców, bo sama jestem mamą, ale nic nie mogliśmy poradzić. Człowiek zaginął. Mama tego Pana dzwoniła i w nocy i z samego rana, ale nie miałam dobrych wieści. Około południa cud. Pan zadzwonił! Okazało się, że wylądował w Warszawie i wsiadł do niewłaściwego pociągu. Nie wie do jakiego.  Przenocował na jakimś dworcu, ale nie wiedział, gdzie, bo nie zwraca na to uwagi. Pod wieczór dotarł do Gdańska, z 24-godzinnym opóźnieniem. Ale koleś! Na maksa zakręcony. Niesamowite, że jakoś funkcjonuje. Nic dookoła go nie interesuje. Ale ciekawy jest cel jego przyjazdu. Pan mieszka we Francji. Uległ wypadkowi, po którym chciano posadzić go na wózek nie widząc żadnej możliwości wyleczenia we Francji. W jakiś sposób dowiedział się o lekarzu w Sopocie, który czyni cuda. I nasz Gość chodzi o własnych siłach. Ten lekarz pochodzi z Rosji i ma niesamowite osiągnięcia. Fajnie, że dowiadujemy się o sytuacjach, które potwierdzają, że nie należy się poddawać, nawet w tak trudnych sytuacjach. A może zwłaszcza wtedy.
Nie tylko ten Pan wprawił nas w osłupienie. W hostelu ciągle ludzie nas zaskakują. Kiedyś jakiś człowiek chciał zarezerwować u nas pokój prywatny. Był bardzo zdecydowany. Podał wszelkie dane do rezerwacji i na koniec upewnił się jeszcze, że koszt to ..... 40zł za pokój 2-osobowy z łazienką i ze śniadaniem. Ludzie albo czytać ze zrozumieniem nie potrafią, albo rozumieją tak, jak sobie życzą. W tym czasie taka cena to była za jedno łóżko w pokoju wieloosobowym. Niewygórowana zresztą na tle innych hosteli. Pan się strasznie zdziwił, że za pokój prywatny trzeba zapłacić więcej. Oczywiście trochę się obraził, że tak drogo. W sumie za taką cenę mógł wówczas dostać miejsce pod namiot dla dwóch osób na polu kempingowym. Bez prywatnej łazienki i bez śniadania. Zresztą już się kiedyś skarżyłam ;) (http://hostelik.blogspot.com/2013/09/jesien-puka-do-drzwi.html)
Ten pan nie zdecydował się skorzystać z naszych usług. Przyjechało za to mnóstwo innych fajnych Gości.

Australia - szalone dziewczyny :)

Hiszpańska armada

Monia z wesołymi Niemkami

Papas w objęciach ze Szwecją

 Do naszego chińskiego koszyczka doszła jedna flaga. Zgadnijcie, która to?


 Chciałam Was nabrać, że talerz z obiadem Papasa jest mojego autorstwa, ale uświadomiłam sobie, że nikt nie uwierzy :(  Talerzyk jest wspólnym dziełem p.Czesi (pierogi), Papasa (cebulka) i MOIM (sałata). Czy ktoś mi wierzy? Pliiis.....


Na zakończenie: Papas przygotowywał się do Halloween. Niestety, po cukierki nie poszedł, bo strój był Idy. Cukierki poszły do innej kieszonki :)