niedziela, 28 grudnia 2014

Nina

Kolejne święta w hostelu zaliczone. Tegoroczne były spokojne i w wąskim gronie, niemniej udane. Po raz kolejny tłumaczyliśmy obcokrajowcowi zjawisko opłatka. Jean wziął sobie polską tradycję do serca i podchodził do innych z opłatkiem przez całe święta, aż do wyczerpania zapasów. 
 
Jean i Trzy Gracje
Papas nad wszystkim czuwa
 
 
Jean jest naszym kolejnym workawayer'em. Przyjechał z Francji. Z miejsca podbił nasze serca. Niesamowity chłopak! Po pierwsze: biebywałe poczucie humoru. Kiedy Jean jest w pobliżu ciągle się śmiejemy. Po drugie: zna języki obce. Nasze doświadczenie mówi, że Francuzi nie za bardzo mówią w innych językach. Oczywiście, nie zawsze, ale na ogół jest problem. Jean niesamowicie szybko chwyta język polski. Mieliśmy w hostelu wiele osób z różnym skutkiem próbujących zmierzyć się z naszym językiem. Jean zdumiewa nas tempem, w jakim przyswaja nasze słowa i gramatykę. Jednocześnie uczy mnie francuskiego i obawiam się, że jego tempo w polskim jest dużo lepsze niż moje we francuskim. Ale nie poddaję się! Będę walczyć do końca :)
Fajne podejście do języka ma nowa mieszkanka hostelu - Nina. Nie mówi biegle w żadnym języku, ale ze wszystkimi rozmawia. Nie ma kompleksów i zahamowań. Wytrwale szkoli Jeana i siebie. To bardzo rzadka postawa. Ludzie często mając nawet niezłe podstawy, wstydzą się mówić. Obawiają się, że skaleczą jakieś słowo, więc wolą w ogóle się nie odzywać. To jest droga donikąd. Nie mówisz, więc nie rozwijasz się. Wręcz zwijasz. W związku z tym każde potencjalne odezwanie się w późniejszym czasie,  niesie jeszcze większe ryzyko popełnienia błędu. A przecież nie są to wykłady w Cambridge, tylko normalne rozmowy. Czasami bywa zabawnie. Np. Nina chciała zaprosić Jeana na parówki, tymczasem wyszło jej stwierdzenie, że Jean jej nie lubi. Francuz parówek nie zjadł. Wszyscy wstydliwi powinni poznać Ninę i brać z niej przykład.
Nina mieszka z mężem w naszym hostelu, bo próbuje wynająć mieszkanie. Ledwo wyprowadzili się nasi tureccy przyjaciele, którzy zakotwiczyli w hostelu na czas poszukiwań lokum, mamy następnych szukaczy. Normalnie deja vu.
Wspominałam, że ostatnio nie ma w ogóle Gości z Rosji. Pomału zapominam języka. A dzisiaj mieliśmy rosyjski spontan. Przyjechał Sasza, który regularnie nas odwiedza. Przyjechał też kolejny Gość, powracający od czasu do czasu. Ale oprócz nich na spontan przyszła Nina, która jest pół-Rosjanką i młody Belg, który okazał się Rosjaninem adoptowanym przez belgijską rodzinę. Chłopak miał wtedy 10 lat. Więcej niż drugie tyle żyje w Belgii, a po rosyjsku mówi doskonale. Miałam więc możliwość pogadać po rosyjsku. Może uda się nie zapomnieć języka.
 
Przyjaźń francusko-australijsko-amerykańsko-ukraińska

Trzy Gracje Chłopackie

Adi nas odwiedził i przywiózł chorwackie prezenty. Na tym zdjęciu jest przed układaniem kostki
Tutaj układa kostkę i chyba nie jest zadowolony

Jula i najmłodszy w historii Gość. Artem ma 4 miesiące. Super dzieciak!
 
Odwiedzili nas Andrzej i Daria, młodzi Ukraińcy, o których pisałam ponad pół roku temu. ( http://hostelik.blogspot.com/2014/05/majowka-2014.html  i http://hostelik.blogspot.com/2014/06/grzesiu-kicius-i-spontany.html ). Co prawda po rosyjsku nie porozmawialiśmy, bo pięknie wyuczyli się polskiego, ale i tak było fajnie. Układa im się! Żyją coraz lepiej, mają konkretne plany i marzenia. Wszystko legalnie. Jednego są pewni. Na Ukrainę nie wrócą. I wielu ich rodaków wieje stamtąd, bo perspektyw nie ma żadnych. Słyszeliśmy już takie wypowiedzi z ust innych Ukraińców. Smutne.
 
Daria i Andrzej
Jeszcze o Kiciusiu. Gruby się zrobił niemożliwie. Kupił sobie nowe futro na zimę i nadal jest nieprzyzwoicie leniwy. Ale to nie Kiciuś jest bohaterem ostatniego tygodnia. Razem z Niną przyjechała pomieszkać w hostelu świnka morska. Nie taka zwyczajna, ale jakiś egzotyczny gatunek. Futro ma bardziej wypasione niż Kiciuś. Poza tym mieszka z nami chomik. Jacyś debile wyrzucili chomiczka zimą i Nina zaopiekowała się nim. Kiciuś może czuć się zagrożony. Chociaż raczej ma to gdzieś. Zbyt pewnie czuje się w Hostelu Mamas&Papas. Z drugiej strony, jeżeli Grzesiu "Mordka" siada na ganku w mroźny wieczór grudniowy (26.12), żeby Kiciuś mógł posiedzieć wygodnie i cieplutko na kolanach, to chyba jasne jakie jest miejsce Kiciusia w hierarchii. Wiele osób żałuje, że nie jest kotem.
 
Nina i jej egzotyczny zwierzak

Ale futro!!!

Zdjęcie trochę niewyraźne, ale "Mordka" też zbyt wyraźnie nie wyglądał :)

niedziela, 21 grudnia 2014

Turecka epopeja dobiegła końca

Nadeszła chwila rozstania z naszymi tureckimi chłopakami. Rozstanie to ludzka rzecz, ale w tym przypadku opowieść nie ma szczęśliwego zakończenia. Jeden z nich miał od soboty wynajęte mieszkanie. W związku z tym opłacili pobyt do soboty i postanowili opuścić nasz hostel. Ayberk zadzwonił wieczorem do właściciela mieszkania, żeby umówić się na przekazanie mieszkania i dowiedział się, że pan się rozmyślił. Chłopak żył prawie tydzień ze świadomością, że ma gdzie mieszkać od soboty. Niczego już nie szukał. Tymczasem właściciel zmienił zdanie i nie raczył zawiadomić. I znowu musimy się wstydzić za naszych rodaków. Wydaje się oczywiste, że umów (również ustnych) należy dotrzymywać. Niestety, nie dla wszystkich jest to oczywiste. A szkoda! "Nasi" Turcy wciąż lubią Polskę, ale ciekawa jestem, na jak długo wystarczy im tej sympatii.
Z drugiej strony nie mają chłopaki zdrowia do nauki. Ciężko im się wybrać na zajęcia. W tym momencie przypominają mi się nasi studenci, o których kiedyś pisałam (http://hostelik.blogspot.com/2012/11/zgubne-skutki-pobytu-w-hostelu.html). Chociaż przynajmniej jeden z nich parę razy dotarł na zajęcia. Opowiedział nam śmieszną historyjkę. W jego grupie jest Azjata, który ciągle się spóźnia na zajęcia. Wkurzony profesor poinformował go, że następnym razem nie wpuści go na zajęcia i ma wreszcie być poważnym studentem. Zawstydzony Azjata pokłonił się z pokorą i wtedy profesor wzburzony powiedział, żeby ten przestał się głupkowato uśmiechać. Skośnooki Azjata usiadł obok naszego Turka i z ciężkim westchnieniem pożalił się "Ja się nie śmieję, ja tak wyglądam!".  Ciężkie jest życie na obczyźnie!
Ayberk wracał któregoś razu nocnym autobusem. Pobiegł ok. drugiej w nocy, żeby zdążyć na kurs. W nocy jest jeden autobus na godzinę, więc lepiej nie spóźnić się. Dobiegł na czas, ale zaczepił go jakiś pijak i poprosił o rozmowę. Ayberk jest miłym i kulturalnym człowiekiem, więc porozmawiał z pijakiem, a autobus odjechał. Po godzinie przyjechał następny. Zanim Ayberk wsiadł, podszedł do niego kolejny pijak i poprosił o rozmowę. Ayberk jest miłym i kulturalnym człowiekiem, więc porozmawiał z pijakiem, a autobus odjechał. Poczekał więc kolejną godzinę. Tym razem unikał pijaków i innych zagrożeń i udało się pojechać. To taki sympatyczny człowiek, a wciąż jest narażony na przykrości w naszym kraju. Nawet durnej legitymacji studenckiej nie chcą mu wydać. Pani w dziekanacie każe przynieść umowę najmu mieszkania. Nie chce słuchać, że przecież hostel to też miejsce, gdzie się mieszka. Poza tym umowę najmu można przecież podpisać i  wypowiedzieć. Nie jest żadną gwarancją przebywania pod tym adresem cały rok. Chłopak wciąż przepłaca, chociażby na biletach. Niestety, nikt nie jest w stanie objaśnić cudzoziemcowi zjawiska pod nazwą "pani z dziekanatu". Trochę smutno, trochę wstyd.

Nie było okazji do zrobienia zdjęć, ale jedną fotkę udało się ustrzelić. Popatrzcie jaki ten Papas malutki :)


niedziela, 14 grudnia 2014

Ale wstyd!

Na froncie przyjaźni polsko-niemiecko-tureckiej bez zmian. Nasi tureccy Goście dalej bez powodzenia poszukują lokum. Chociaż w zasadzie to jeden z nich nie jest zbyt aktywny na tym polu. Drugi jak najbardziej szuka. Nie obyło się bez niemiłych sytuacji. 3-4 razy wynajmujący wycofali się na wieść, że jest Turkiem. Nawet zdarzyło się, że umówiony właściciel nie przyszedł, a nasz biedaczysko stał na śniegu i wietrze (taka akurat paskudna pogoda była). Widać było, że jest mu przykro. A nam po prostu wstyd za naszych rodaków. Nie widzieli człowieka na oczy, ale od razu łatkę przypięli. Pielęgnujemy stereotypy, a sami oburzamy się się, jak nas wrzucają za granicą do jednego worka z pijakami, brudasami i złodziejami. No bo kto z Was zgadza się się z opinią, że jest pijakiem, złodziejem i burakiem (no paru pijaków jest :) ). A tak właśnie określa Polaków stereotyp.
Raz udało się Ayberkowi umówić na oglądanie mieszkania. Wrócił ubawiony. Nie wiemy, gdzie to było, ale chata była bardzo ciasna. Wyglądało to na standardy gomółkowskie. Zamiast kuchni była wnęka w przedpokoju i w zasadzie zaraz z tej "kuchni" było wejście do łazienki. W łazience ciasnota była taka straszna, że trzeba wynosić pralkę, żeby się wykąpać! Jak można tak zaprojektować mieszkanie!
Ostatecznie znalazł lokum. Wynajął mieszkanie od pana bardzo lubiącego Turcję i Turków. Ufff!
Ayberk jest bardzo sympatycznym i wesołym młodzieńcem. Całe szczęście! Może łatwiej mu znieść
rasizm i inne niedogodności. Opowiadał, że pobyt w Polsce rozpoczął od Łodzi. Przyleciał wieczorem i poszedł na Piotrkowską coś zjeść. Spotkał takich kolesi na swojej drodze, że zdecydował się jak najszybciej wyjechać do Gdańska. Mówił, że starsi ludzie byli ok, ale młodzi, niestety, nastawieni byli nieprzyjaźnie i sygnalizowali agresję.
Jakby było mało kłopotów, doganiają ich problemy z codziennością. Turcy na ogół nie jedzą wieprzowiny. Wyobraźcie sobie, że kiedyś chciałam kupić wędlinę drobiową zamiast tradycyjnej. Czytałam w sklepie z panią ekspedientką etykiety wszystkich drobiowych wyrobów i okazało się, że w KAŻDEJ było chociaż troszkę elementów wieprzowych. Czasami całkiem sporo. Po prostu SZOK!
Ciężko ogarnąć nową rzeczywistość. Obcy kraj, inny język, ludzie, kultura. Nawet pogoda nic a nic nie przypomina Turcji. Z drugiej strony trochę za mało śmiało próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Np. nie dopytali się o komunikację i bilety. Biedaki jeździli w najdroższym wariancie. Zamiast zapłacić 7,60 za podróż tam i z powrotem, płacili 15,20. Niezła przebitka. I tak codziennie. Ależ łapali się za głowy z rozpaczy, jak się dowiedzieli, ile kasy puścili w błoto.
Ciężkie jest życie człowieka na obczyźnie, ale na pewno chłopaki ogarną wreszcie naszą polską rzeczywistość.
A moja rzeczywistość jest bardzo kolorowa. Znowu miałam wychodne! Już trzeci raz w ostatnim półroczu. Zdobyłyśmy z Adą starówkę. Pikawa była nasza.

Zestaw rozgrzewający

Żywa malina!!! Cudo!!!

Pierwsze selfie Ady

niedziela, 7 grudnia 2014

śniadanie


Nowy image Papasa

Czas leci szybko, ale jest pewien element stały w życiu Hostelu Mamas&Papas. Chłopaki z Turcji wciąż są z nami. Przyjechali kiedyś na dwa dni z zamiarem poszukania mieszkania na czas studiów. Jakoś nie wykazywali się nadmierną aktywnością w tej dziedzinie. W końcu jeden z nich wyprowadził się. Zabrał swoje tobołki i wyniósł się do Sopotu. Trochę było nam smutno, bo polubiliśmy się. Jednak taka jest kolej rzeczy w hostelu. Ludzie przyjeżdżają i odjeżdżają. Musimy się z tym pogodzić. Hostel to nie jest dom pogodnej młodości czy starości. Ludzie przyjeżdżają na chwilę. Wieczorem około 20-tej kolega, który został, oznajmił, że Ayberk wraca i będzie za 5-10 minut. Okazało się, że mieszkanie, które miał wynająć było jedną wielką pomyłką. W związku z tym Ayberk wynajął tymczasem pokój w jakimś hotelu w Sopocie. Po opłaceniu pobytu i krótkim przebywaniu w pokoju stwierdził, że nigdzie nie jest tak fajnie, jak w Hostelu Mamas&Papas i zdecydował się spędzić tą noc u nas. Po drodze zostawił bagaż w przechowalni na dworcu w Gdańsku. Miał dwie olbrzymie walizy. Przyjechał na studia na dłuższy pobyt i trochę gratów potrzebował. Co prawda dotarł około 2:30 czyli sześć godzin później niż był oczekiwany, ale dotarł. Nazajutrz pojechał na dworzec po bagaże i ponownie zamieszkał w Hostelu Mamas&Papas. Mieszkania chyba na razie nie szuka. Bardzo nam miło, że ludzie tak bardzo lubią nasz hostel, że są gotowi ponosić dodatkowe koszty, byle być u nas. Ayberk zapłacił dodatkowo za hotel, przejazdy, przechowalnię bagażu, ale jest z nami. Miło nam :) Bardzo.....
Chłopaki z Turcji nie dość, że są bardzo sympatyczni, bardzo mało nas absorbują. Nawet na śniadanie ciężko ich zapędzić. Poza tym, że nie jedzą wieprzowiny, mało co jedzą. Nie mają kiedy :)

Dla nas to może lepiej. Mieliśmy sporo sytuacji nerwowych związanych ze śniadaniami i ludzką kreatywnością. A ta jest nieograniczona.

Któregoś dnia przygotowałam śniadanie dla 9 ludzi. Wszyscy, poza dwoma osobami, deklarowali, że będą jeść o godzinie 9-tej. Coś mnie tknęło i chwilę przed 9-tą poszłam sprawdzić, co się dzieje. Po posiłku dwóch osób ze śniadania przygotowanego dla dziewiątki został JEDEN plasterek wędliny. Nie wierzyłam własnym oczom. Owi Goście zostawili w pokoju liścik, że śniadanie było super. No, ja myślę, że super :)
Inna sytuacja. Grupa kilkuosobowa wyjeżdżała wcześnie, więc przygotowaliśmy im jedzonko do lodówki, żeby nie ruszali w dalszą drogę na czczo. Część produktów jest podawana konkretnym osobom. Część jest ogólna. Mleko, soki, kawa itp są w dużych opakowaniach. Tamci Goście zjedli swoje przydziały i zabrali WSZYSTKO co, było poza tym. Jak otworzyłam lodówkę, aż poraziła mnie ta pustka! WSZYSTKO, co dało się zabrać. Bardzo zaradne osoby :)
Poza tym drobiazgi typu:
-zamienić karteczki na talerzykach i jedna osoba wciąga śniadanie przygotowane dla dwóch i dwie muszą posilić się pojedynczą porcją
-podbieranie z cudzych talerzy wędlin czy serów
-wciągnięcie porcji innych osób, stoi (chociaż podpisane) to biorę
itd itp
Czasami bardzo bezczelnie. Kiedyś w nocy szykowałam śniadanie dla bardzo wcześnie wyjeżdżających na lotnisko.  Szwed siedzący w common room zapytał, co robię. Wyjaśniłam, że szykuję śniadanie dla kogoś. Wróciłam po kilkunastu minutach i patrzę, jogurt zniknął. Pytam obecnych (Szwed i Anglik), czy nie wiedzą, co się stało. Szwed na to, że zachciało mu się jogurtu i zjadł. Po prostu.
To jest charakterystyczne, że powyższe sytuacje nie mają narodowości. Kombinują obywatele różnych krajów. A wystarczyłoby przyjść i powiedzieć, że potrzeba czegoś. W Hostelu Mamas&Papas na głodno nie wypuścimy, ale być może czasami tak się dzieje. Może nawet nie zdajemy sobie sprawy, ilu wyjechało głodnych, bo ich porcjami zaopiekowali się kreatywni współspacze. Być może jest to ciemna strona hostelu :)


Tak wygląda suszarka po posiłku. Kreatywność w układaniu niewiarygodna!

Teraz obiecane foto Kiciusia w nowej chałupie.


Szczęśliwy dzień Papasa: przyjechało czworo Amerykanów pochodzenia azjatyckiego, każdy z innego kraju (Korea, Wietnam, Tajwan, Japonia)