niedziela, 26 stycznia 2014

Już za parę dni, za dni parę...

Nie możemy się doczekać wyjazdu do Hiszpanii. Zdecydowaliśmy się na Granadę w Andaluzji. Byliśmy już w tym mieście, bardzo fajne miejsce. I mamy nadzieję, że zdecydowanie cieplejsze od Polski :)
Z Azją nie wyszło, ale nie poddajemy się. Wszak już od dawna wiadomo, że co się odwlecze, to nie uciecze. Nam na pewno nie uciecze! Nie odważy się!
Nie spodziewamy się jakichś mega przygód, jedziemy raczej pobyczyć się. Z drugiej strony - nigdy nie wiadomo.
Jak byliśmy w Hiszpanii ostatnim razem (2012) zostałam prawie okradziona. Jechaliśmy sobie grzecznie autobusem do sąsiedniego miasta, bo nam się bardzo chińskiego (a jakże!) żarcia zachciało. Na którymś postoju wyszliśmy na papieroska i stanęliśmy na zewnątrz mając na oku nasze miejsca. Dosyć szybko wróciliśmy. Niby ok, ale coś mi nie pasowało. Włożyłam rękę do plecaka i co?! I nic!!! Nie ma mojego kindla!!! Miałam tam wgrane książki do czytania na cały pobyt, a poza tym urządzenie było składkowym prezentem od św. Mikołaja. Strasznie żal! Na siedzeniu bezpośrednio za moim siedział śniady koleś, który mi się nie spodobał. Uruchomiłam mój zapomniany hiszpański i próbowałam go wypytać, czy coś widział. Odrzekł, że owszem taki jeden biały facet ukradł coś mi i uciekł z autobusu. Staliśmy przy samym autobusie i nie widzieliśmy nikogo uciekającego. Koleś podkreślał, że złodziej miał jasną karnację. Nie podobał mi się ten dżentelmen. Kindla szkoda, autobus zaraz rusza dalej. Co robić? Spojrzałam facetowi w oczy, bardzo głęboko i straszliwie groźnie. I powiedziałam jedno zdanie cedząc słowa przez zęby (tak jak na filmie widziałam) "ODDAJ MI TO!!!". Facet głośno przełknął ślinę, oddał mi kindla i wybiegł z autobusu. Nie wiem, jak wyglądało moje spojrzenie, ale podobało mi się, bo było skuteczne. Mam nadzieję, że nie będę miała Wam do opowiedzenia takich historii po powrocie z Hiszpanii.
Swoją drogą "chińczyka" nie znaleźliśmy. Wylądowaliśmy w restauracji hinduskiej, drogiej jak cholera, ale na bezrybiu i jak ryba.
Życzcie nam dobrej pogody i mniej stresujących tematów na bloga :)

TAK POWINIEN WYGLĄDAĆ W LUTYM KAŻDY KRAJ




Papas w lutowej odsłonie




Hostel będzie pod dowództwem Ady. Nikt nie podskoczy :)


niedziela, 19 stycznia 2014

Zima, zima, zima

Z niedowierzaniem patrzymy przez okno. Mieliśmy nadzieję, że zima jednak da sobie spokój i w tym roku skupi się na USA. Nic z tego! Zaśnieżyło, zamroziło. Mamy nadzieję, że nie potrzyma do maja, jak w tamtym roku. Póki co, Papas zbudował domek dla Pana Kotka. Przepiękny! Fotka za tydzień, bo nie chce się nam teraz w ten mróz wychodzić na sesję fotograficzną. Pan Kotek łaskawie niezwłocznie zasiedlił apartament i dumnie czeka, aż mu żarcie z nieba spadnie. On już chyba nawet nie umie biegać i skakać. Ale trudno się dziwić kotu, który jest rozpieszczany przez Gości naszego hostelu, karmiony łososiem i kabanosami..... Teraz mu się pogorszyło, bo Gości znacznie mniej i krócej przebywają na dworze. Wiadomo - zima, ludzie wolą siedzieć w budynku.
Ostatnio była u nas sympatyczna para z Francji. Kolejni Goście, którzy padli ofiarą bardzo sympatycznych Polaków spotkanych w pubie. Próbowali z Polakami tak wielu gatunków wódki, że nie bardzo pamiętali, jak wrócili do hostelu. Zgubili plecak, tzn. nie pamiętali, że zostawili go w przedpokoju. Zgubili telefon. Okazało się, że zostawili  w common room i do głowy im nie przyszła tak banalna lokalizacja. Zgubili jakieś karty (czy coś w tym rodzaju, nie zrozumieliśmy) i te nie odnalazły się. Ale oni nie tylko gubili. Papas dał im szampana z informacją, że kieliszków nie posiadamy. Oni na to, że nie szkodzi. Chłopak pobiegł do pokoju i wrócił z przepięknymi szampanówkami. Strasznie się zdziwiliśmy, że wożą takie rzeczy ze sobą. Okazało się, że nie wożą. Podciągnęli z knajpy. Ciepło nam się na duszy zrobiło, że taki kulturalny naród też wynosi rzeczy  z knajp, nie tylko my, Polacy. Swoją drogą Francuzi byli bardzo wyluzowani. Czekali w hostelu przez kilka godzin na nocny pociąg i mieli tyle czasu, że spóźnili się na ostatni autobus. Jak oni biegli!!! Nie mamy pojęcia, czy szczęśliwie autobus też się spóźnił, czy łapali taxi. Mieli 5 minut do autobusu (tyle też idzie się na przystanek), ale jeszcze fotka, jeszcze buźka, jeszcze przytulanko. Fajni ludzie!

Fotka kiepska, bo z telefonu, ale pamiątka fajna



Kieliszki zostawili w hostelu. Zdarzyło się więc, że coś przybyło. Na ogół raczej nam ubywa. Ludziom przydaje się wszystko. Kiedyś sympatyczna grupa z Litwy wywiozła całą żywność przygotowana na śniadanie. Część produktów jest przeznaczona na konkretne porcje (wędlina, ser itd), a część jest zbiorcza (np. tosty, płatki, mleko itd.) Oni jedli jako pierwsi i zabrali wszystko. Nie zjedli, bo by się nie dało. Zapakowali do auta i w drogę. Od Polski zaczynali podróż, więc mieli zapas na początek wycieczki. Dobrze, że się szybko zorientowaliśmy, bo byłby obciach przed następnymi Gośćmi.

Jedziemy z Papasem do ciepłego kraju. Być może następny wpis będzie z Andaluzji. Będziemy Wam szczerze i serdecznie współczuć zimy :)

niedziela, 12 stycznia 2014

Odpoczywamy

Przełom roku minął w hostelu pod znakiem wielu Gości i przyjemnych zdarzeń. Fajnie było, ale się skończyło. No i dobrze. Teraz odpoczywamy.

Popatrzmy jeszcze ostatni raz na choinkę....

...... i rozpoczynamy odliczanie w oczekiwaniu na wiosnę.

Cieplejsza pora roku przyda się zwłaszcza chrapaczom. Wśród Gości mieliśmy ostatnio chrapiącego zawodnika z Rosji. Tak piłował, że został wyrzucony przez współspaczy w nocy z pokoju. Spał biedak w samochodzie. W styczniu!!! Nie jest to może ekstremalnie zimny styczeń, ale żeby tak wygnać  człowieka zimą do samochodu?! Musiało być ostro. Kolejnej nocy już go nie wygonili, ale dwie osoby przybiegły na skraju wyczerpania psychicznego z błaganiem o inny pokój bez względu na cenę.
Chociaż może Rosjanom taki styczeń nie straszny. Niektórzy wychodzili na papierosa w szortach. I dziwili się, że my się dziwimy. Trudno się nawzajem zrozumieć :)  Tym trudniej, że nasze języki zawierają wiele takich samych słów, ale może to być pułapka. Rozmawialiśmy z Gościem na temat dywanów w Rosji (często wieszają je na ścianach). Dywan to po rosyjsku kanapa. Kawior to dywan. Ikra to kawior. I wszystko to trzeba zapamiętać, czyli po rosyjsku zapomnić :)

Uczcie się języków, uczcie, żeby nie narobić sobie kłopotów.

 Muszę zawiadomić, że w hostelu Mamas&Papas zameldowała się Marcysia.


Sympatyczna podopieczna Ady. Niestety, przyłapaliśmy ją w Sylwestra na spożywaniu, ale zachowywała się przyzwoicie.


Popatrzcie jeszcze na tytana pracy.


Teraz idę odpoczywać. Musimy nabierać sił przed wyjazdem. Krótko i niedaleko, ale cieszymy się bardzo.

niedziela, 5 stycznia 2014

Święta, święta i po świętach

Dzisiaj świętują ludzie obrządku wschodniego. Święta prawosławne zamykają okres świąteczny w hostelu. Mamy prawdziwy najazd Gości z Rosji, głównie z Kaliningradu. Ale nie tylko. Byli Goście z Chabarowska. Dla niezorientowanych informacja: Chabarowsk leży mniej więcej na końcu świata tzn. zdecydowanie bliżej Japonii niż Moskwy. Rosjanie nie są raczej religijni i otwarcie traktują ten czas jako możliwość dodatkowego wypoczynku, zabawy czy zrobienia zakupów w Polsce. Od 2 tygodni Rosjanie przewijają się w sposób bardzo masowy. Nie możemy narzekać, bo trafili się sami fajni.
Zresztą nie tylko Rosja przysłała do Hostelu Mamas&Papas swoich obywateli. Wspominałam już o Filipinach. Poza tym  Niemcy, Ukraina, Indie, Indonezja, Szwecja, Anglia, Norwegia, Francja, Litwa, Włochy itd. Papas ma nawet nową flagę do zrobienia. Po raz pierwszy gościliśmy mieszkańca Boliwii.
Goście wykazywali wyjątkowo dużą skłonność do integracji. Było bardzo wesoło i przyjaźnie. Nawet Goście z Rosji, którzy na ogół wolą spędzać czas we własnym gronie, aktywnie integrowali innych. Opisać nie potrafię, ale mimo, że zawsze mam więcej pracy, żeby ogarnąć rozbawione towarzystwo, bardzo lubię te klimaty.

toast angielski

toast rosyjski

Anglik  (tam na końcu) był bardzo aktywny, ale miły i prawie grzeczny

Tu jeszcze się uśmiecha.....

i podkręca tempo

Jeszcze jest dobrze..., ale potem never more vodka

Dziewczyny z Ukrainy




Piękna Maria


Nie zapomnimy szalonych Anglików. Balowali dużo, normalnie. Jeden z nich był fanem muzyki i całe noce przesiadywał w common room. Preferował The Beatles, ale i Jeff Buckley i inni muzycy grali nam długo w nocy. Najbardziej mnie wzruszył, jak słuchał Edith Piaf. Angielskie chłopisko po 30-tce i Edith Piaf! Zresztą nie tylko to mnie zdziwiło. Panowie Anglicy nie zapijają i nie zakąszają wódki. Stawia ich to naprawdę wysoko w hierarchii.
Ostatnia ich noc była naprawdę trudna. Jeden zachorował, chociaż na zdjęciach jest taki witalny :)  Drugi aktywnością przebijał wszystkich. Byłam pewna, że nie wstaną na samolot. Bardziej niż pewna. I co? I nic! Wstali, chociaż w ostatniej chwili. I jeszcze przytulanki i uściski. I znowu. A co?! Samolot nie zając!

A propos zająca. Muszę Was poinformować, że znowu byłam w kuchni! Normalnie, sama sobie nie wierzę! Ada przekonała mnie, żebym zrobiła kultową sałatkę z tuńczyka. Jak wiecie, tuńczyk, jest "tradycyjną" polską rybą na świątecznym stole ;) Ale  co mogę zrobić, skoro moja sałatka jest taka słynna (prawda Michał?) Aż dziw bierze, że taka kuchenna sierota jak ja, ma fanów na parę potraw. Swoją sławę znoszę z godnością, ale na wszelki wypadek nie próbuję sił w kuchni zbyt często.

oto ona


szykowanie, szykowanie

Potem opłatek i tłumaczenie Andrejowi z Ukrainy, o co chodzi. Jak zwykle bywa z obcokrajowcami, nie słyszał nigdy o takim obyczaju.


Ale przytulić się do ładnej dziewczyny zawsze miło.
Przy okazji pozdrawiamy wszystkich naszych Przyjaciół, czytaczy bloga i nie tylko, i życzymy wszystkiego szczęśliwego w Nowym Roku!!!