niedziela, 27 lipca 2014

Uff, jak gorąco!!!

Pogoda jaka jest, każdy widzi. Gościom nie przeszkadza. Australijki stwierdziły nawet, że jest bardzo przyjemna aura. Ale co tam oni w Australii wiedzą o pogodzie?
W związku z powyższym informuję, że nie mam siły pisać. Postanowiłam sobie, że zacznę tworzyć, jak temperatura spadnie poniżej 25 stopni. Bardzo późno spadła......

Poniżej fotki z ostatniego grilla-spontana.

Na rozgrzewkę Papas nad rozwaloną dostawą. Tak się jakoś posypało...
Zwariowani Finowie i cudowny Gregorio z Włoch.
Lewa strona.....
...i prawa strona.

 Na razie spokojnie, grzecznie. Dopiero zaczęli jeść.

Agata zajęta grillowaniem

Humory dopisują. Ta trójka zdecydowanie zdominowała zabawę.

Mateusz jak zwykle w doskonałym nastroju. Prosił, żeby go nie szkalować, stawiając w każdym wpisie piwo w jego rękę. Tym razem udało się.
Mamas&Papas

Mirek&Papas
Jedni na poważnie....

....inni kompletnie niepoważnie :)
Norwegia uświadamia Polskę

Szaleni Finowie z równie zwariowanym Norwegiem

Mamas w skandynawskich objęciach
Agata i Mirek. Córka i tata.
Następnego dnia też było wesoło. Zwłaszcza, że odwiedził nas Grzesiu "Mordka"
Kibicujących tatuażowi Papasa informuję, że chyba się udało. Ale o tym innym razem. Jak ustaną upały :)

niedziela, 20 lipca 2014

Trzepak

Upałów ciąg dalszy. Goście są uszczęśliwieni. Wracają do hostelu upieczeni na różne odmiany czerwieni, ale bardzo zadowoleni. Aczkolwiek zdarzył się chłopak z Brazylii, który narzekał na upał. Trochę zbaraniałam. Skoro Brazylijczyk wymięka, to co mamy robić my tubylcy?
Nie przybyło nic na naszą mapę z flagami, ale różnorodność nacji jest wielka. Np. w jednym 6-osobowym pokoju spali chłopacy z sześciu krajów. Nic a nic to nie przeszkadza w dogadaniu się i wspólnym spędzaniu czasu.
Wśród nich jest Miłosz. Chłopak urodzony w Niemczech, posiadający polskich rodziców i zamieszkały od drugiego roku życia w Kanadzie. Miłosz świetnie mówi po polsku. Jego mama jest polonistką i nie dopuściła do tego, żeby jego latorośl kaleczyła nasz język. Podróżuje z chłopakiem z Iranu. W zasadzie już nie z Iranu. Wyjechał ze swojego kraju do Kanady w wieku 13 lat. Nie może tam już wrócić, bo wyrzekł się islamu. Tamtejsze władze nie tolerują takich osób.
Odwiedził nas też młodzieniec z Singapuru. Przyjechał na 4 noce i w zasadzie widziałam go tylko raz przy meldowaniu. I tak miałam szczęście. Papas nie zobaczył go ani razu. Chłopak przesiedział cały pobyt w pokoju. Zdarzali nam się Goście siedzący cały czas w hostelu, ale bywało tak tylko zimą. Odnoszę wrażenie, że Hostel Mamas&Papas jest taki fajny, że żal wychodzić ;)
Ostatnio dwa dni z rzędu mieliśmy zapytanie o ... trzepak. Okazuje się, że jest sprzęt absolutnie nieznany młodym ludziom z zachodniej cywilizacji. Pierwszy chłopak, który spytał, mówił, że głowił się od trzech dni i próbowali z kolegami wymyślić jakieś zastosowanie. Wyobraźni, niestety, nie wystarczyło :)
Trzepak był ulubionym miejscem Miłosza. Jak tylko wypije trochę alkoholu od razu nosi go, żeby usiąść wysoko. Nieważne trzepak czy drzewo, byle wysoko. Polska fantazja ułańska jednak daje znać o sobie. Nieważne, gdzie się urodził, gdzie mieszka. 

Finał piłkarskich Mistrzostw Świata
To samo miejsce bez finału
Takie fajne chłopaki przyjeżdżają do naszego hostelu
Miłosz lewituje
Odpoczywamy z Gzresiem "Mordką" po upalnym dniu
Papas zrobił sobie tatuaż. Zdjęcie ze sprawcami tego wydarzenia.



niedziela, 13 lipca 2014

Tanie spanie


Szalone Angielki + Ola

Do Hostelu Mamas&Papas przyjeżdżają prawie wyłącznie ludzie weseli, otwarci i ciekawi świata. Dużo pozytywnej energii. Bardzo chętnie poznają innych ludzi i wspólnie spędzają czas. Niestety, wielu Polaków i Rosjan nadal zamyka się na nowe znajomości. Nie są ciekawi świata i siedzą gdzieś w kącie na uboczu licząc na to, że nikt ich nie zaczepi. Wczoraj zadzwoniła Pani (z Polski). Była zainteresowana noclegiem w najtańszej opcji, czyli łóżkiem w pokoju 6-osobowym. Od razu zastrzegła, że chciałaby być w pokoju sama. Chciała zapłacić za jedno łóżko i mieć cały pokój na wyłączność. Ręce opadają. Chcesz mieć pokój na wyłączność, zapłać za cały pokój. Chcesz mieć tanie spanie, nie możesz liczyć na spełnienie wszystkich zachcianek. Niestety, tylko Polakom przychodzą do głowy takie pomysły.
Ostatnio zaciekawili nas Białorusini. Przyjechali na parę dni. Byli inni niż pozostali Białorusini, którzy przebywali w naszym hostelu. Bardzo unikali innych ludzi. Również nas, Mamas i Papasa. Chociaż raz udało nam się chwilę porozmawiać. Powiedzieli nam, że dziwi ich bardzo ogromna ilość samochodów parkujących na chodnikach w taki sposób, że nie można przejść. W ich mieście nie ma takiego problemu. Jeżeli ktoś nieopatrznie zaparkuje w ten sposób, zaraz ktoś "niechcący" porysuje lakier na samochodzie, albo spuści powietrze z kół. Prosta metoda! I bardzo skuteczna.
Białorusini przywieźli ze sobą wszystko, jakby szykowali się pod namiot. Nawet nawlekli sobie własną pościel na tą, którą przygotowaliśmy. Mają własną lodówkę. I jedzenia tyle, że trzymają w swojej lodówce, w naszej i w szufladach w komodzie. Cały czas gotują (i jedzą). Wygląda to tak, jakby przyjechali na kulinarny urlop. No cóż, każdy odpoczywa, jak lubi. Mnie by się nie chciało siedzieć codziennie pół dnia w kuchni, kiedy wokół tyle ciekawych miejsc i sytuacji.
Mieliśmy małą scysję. Pan zmywał wieczorem naczynia po kolejnej uczcie. Robił przy tym tyle rabanu, że w podskokach pobiegłam poprosić, żeby nie korzystał z kuchni o tej porze. Mamy dwie kuchnie. Jedna jest na piętrze, gdzie są pokoje dla Gości i napisane jest, żeby nie korzystać z niej po 22-giej. Wiadomo hałasy, zapachy, a niektórzy już udają się na wypoczynek. Mamy piętro wyżej drugą kuchnię, z której można korzystać do woli. Pan poczuł się bardzo dotknięty zwróconą uwagą. W tym samym czasie w common room, na wyższym piętrze, młodzież integrowała się przy małej buteleczce. Sprawowali się naprawdę nieźle. Pan przybiegł do mnie i powiedział, że daje im 20 minut na skończenie imprezy. W przeciwnym razie ON tam pójdzie. Strasznie się wystraszyłam. Niemniej ludzie nie dali sobie okazji sprawdzić, co im grozi. Nie widział człowiek różnicy w hałasowaniu w nocy na piętrze ze śpiącymi ludźmi, a zabawą na piętrze, gdzie nikt nie mieszka. Być może byli po raz pierwszy w hostelu. Być może nie ma dystansu. W sumie nieważne. Tacy Goście też są potrzebni, żeby nie było zbyt nudno.
Trochę ich obgadałam, bo byłam zaskoczona całą sytuacją. A jeszcze we wpisie sprzed 4 tygodni pisałam, że Białorusini ZAWSZE są bardzo fajni (http://hostelik.blogspot.com/2014/06/nie-tylko-mistrzostwa-swiata.html ). A ten Pan raz był niefajny! Nie gniewamy się i mamy nadzieję, że mimo wszystko pobyt w hostelu Mamas&Papas będą wspominać dobrze.

Ta pizza nie była zrobiona przez Grzesia "Mordkę", ale dali radę


Kiciuś żebrze

Kocia mamcia (zastępcza)

Sezon miziania Kiciusia przez Papasa w pełni. Który szczęśliwszy?
Odwiedził nas szalony Gary. Ależ się ganiali z Kiciusiem!

Gary znajdował Kiciusia w każdej skrytce.

Kiciuś raz w życiu pokazał koci pazur. Wyżarł jedzenie dla Garego.
Papas z poświęceniem fotografuje Kiciusia
Papas paparazzi

Ja strzelam fotkę Papasowi
Czas relaksu





niedziela, 6 lipca 2014

JA MAŁŻEŃSTWEM JESTEM

Open'er jak zwykle przywiózł nam do hostelu Gości, chociaż nie w takiej ilości, jak w zeszłym roku. Jednak nie tylko Open'er ściąga ludzi do Gdańska. Przyjechał do nas aż z Częstochowy dzielny rowerzysta. Po 3-ciej w nocy. 506 kilometrów!!! Jednego dnia!!! Mówił, że rano miał rany na...., no tam, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę :) Rowerzyści budzą w nas zawsze wielki podziw i szacunek. Bardzo często jeżdżą dookoła Bałtyku. Był też młody Fin, który jechał do Gibraltaru! Trasy są przeróżne.
Mam nadzieję, że nie stracą w Polsce rowerów i nie padną ofiarą służbistów z policji czy straży miejskiej.
Mieliśmy niestety kolejną ofiarę naszego absurdalnego porządku. Młody Holender zarobił mandat za przejście na czerwonym świetle kompletnie pustej ulicy. Żeby było "śmieszniej", była to dokładnie pierwsza ulica, którą przechodził po przyjeździe do Polski. Opisałam kiedyś, jak staliśmy jak barany w Holandii na czerwonym świetle przy pustej ulicy ( http://hostelik.blogspot.com/2013/11/listopadowo.html ). Cywilizowany świat inaczej widzi takie sytuacje niż polscy chłopacy w mundurach siedzący w krzakach. Pytaliśmy Micka dlaczego nie rozmawiał z nimi po holendersku? Przypadkiem, słabo, ale coś tam gadali po angielsku. Mick nie pomyślał, że robiąc im uprzejmość i przechodząc na angielski, kręci sobie mandat. Przypominam sobie program w telewizji na kanale podróżniczym, w którym podróżnik-dziennikarz zarobił w Polsce mandat za jakieś durne przewinienie. Pomijając fakt, że w cywilizowanym kraju nie byłoby to żadne przestępstwo, podróżnika zbulwersował fakt, że obok siedziała zgraja spożywających trunki agresywnych pijaków i tych dzielni strażnicy pozostawili w spokoju. Powiedział wprost, że taki obraz Polski wywozi i nie będzie tu wracał.
Mick był w Polsce po raz pierwszy i mówił, że żaden z jego znajomych nie był w naszym kraju. Mamy nadzieję, że pobyt w Hostelu Mamas&Papas był dla niego tak pozytywnym wrażeniem, że zatrze on nieprzyjemność z pierwszych minut pobytu w Gdańsku.
Na koniec opowiem o fajnych telefonach.
Zadzwonił Pan z zapytaniem o możliwość rezerwacji dla dwóch osób. Mówię mu, że nie ma prywatnych pokoi, tylko miejsca w pokojach wieloosobowych. Pan zabił mnie śmiechem i oznajmił wyniosłym tonem "Proszę pani, JA MAŁŻEŃSTWEM JESTEM. Gdzie mnie pani chce pakować?!!!". Muszę przyznać, że ani trochę się nie zorientowałam od początku, że Pan jest małżeństwem, ale ton był wyjątkowy. Bezcenny po prostu! Powiedzcie, proszę, po czym można poznać, że człowiek dzwoniący z zapytaniem JEST MAŁŻEŃSTWEM?
Inna sytuacja. Dzwoni Pani i pyta o dostępność miejsc w pokojach wieloosobowych na dany dzień. Mówię, że nie ma wolnych miejsc. Pani na to, ile kosztuje to miejsce, którego nie ma. Mówię, jeszcze raz, że nie ma miejsc. A Pani znowu pyta o cenę. Podałam tę nieszczęsną cenę. Pani na to, że dla niej za drogo i że nie zdecyduje się. Mamy takie właśnie pogawędki. Nie nudzimy się nigdy!

Parę fotek dla kociarzy. Dzisiaj bohaterką kociego story jest panna Marcysia.




 Papas po raz kolejny okazał się niezbyt wysoki. O Adzie nie wspomnę :)



Tutaj trochę lepiej. Ada z dziewczyną z Korei, której imienia nie potrafię zapamiętać, mimo, że była w naszym hostelu po raz drugi.

Przybyła nam kolejna flaga na naszej mapie. Po raz pierwszy gościliśmy obywatela Dominikany, który urodził się w Portoryko.