sobota, 30 sierpnia 2014

Mamas i Papas mają wychodne

Niesamowicie szybko przemija lato. Ani się obejrzeliśmy i mamy ostatni dzień sierpnia. Oddech jesieni czujemy już bardzo wyraźnie. Trochę szkoda lata, trochę przykro, że znowu na horyzoncie ciemne, zimne dni. Ale taka jest kolej rzeczy i nie będziemy rozpaczać. Rozpoczniemy odliczanie do następnych ciepłych dni. Z drugiej strony widok jesiennej roślinności też jest piękny.


Wczoraj miało miejsce wydarzenie niebywałe. Mieliśmy z Papasem pierwsze wychodne od ponad czterech miesięcy. Nie wiem, jak to się stało, ale fakt pozostaje faktem - byliśmy razem poza hostelem bardzo dawno temu. 
Wybieramy się

Naprawdę TO zrobiliśmy

Poszli

Monia posiedziała na recepcji, a my oczywiście wybraliśmy się do "naszego Chińczyka". Znacie naszą szajbę do kuchni tego rodzaju. Pędziliśmy jak na skrzydłach. Już po wejściu poczuliśmy, jakby coś było inaczej. Nie potrafiliśmy tego nazwać, ale jednocześnie skomentowaliśmy, że jest coś nie tak. Na dodatek było podejrzanie pusto. Sobota, piękna pogoda, pora obiadowa. Normalnie byłoby bardzo trudno o stolik, a my weszliśmy do kompletnie pustego lokalu.
Prawda przyszła wraz z jedzeniem. Było po prostu beznadziejne. Pierwszy raz w tym miejscu nie smakowało nam. Postanowiłam opisać to na blogu, ponieważ knajpa ta jest/była bardzo popularna w Gdańsku i chcemy przestrzec trójmiejskich miłośników Lee's Chinese na ul. Korzennej - OMIJAJCIE TO MIEJSCE SZEROKIM ŁUKIEM. Zapytałam od razu kelnerkę, czy kucharz się zmienił? Odrzekła, że tak, od paru miesięcy jest nowy. To się odbywało przy moim daniu. Przy daniu Papasa zwątpiliśmy na maksa. Zapytaliśmy wychodząc, czy kucharz jest z Azji (jak dotąd) czy z Polski. Pani poinformowała, że z Polski. I wszystko jasne! Wyobraźcie sobie, że Papas zostawił żarcie w chińskiej restauracji!!! Zwykle prosiliśmy o spakowanie tego, czemu nie podołaliśmy, bo żal było zostawić cokolwiek. Takie pyszne było. Nie tym razem :(
Jak widać, nasze pierwsze romantyczne wychodne zakończyło się traumą :( Gdzie my teraz będziemy jadać azjatycką kuchnię?! Nie możemy się otrząsnąć! Nic nas nie może pocieszyć. Nawet kawa z ciachem w Pikawie mimo stałego, dobrego poziomu, nie pomogła zatrzeć śladów tragedii, jaka nas spotkała :)
Za to późnym wieczorem pośmieliśmy się. Ludzie w hostelu mieli ubaw za sprawą Kiciusia. Podaliśmy tygrysowi żarcie. Ten bardzo chętnie się nim zajął. Do czasu... Do czasu, aż przybył mały jeż i Kiciuś ....uciekł. Chociaż najpierw zanim się zorientował, że ma kompana przy misce, jedli razem. Odsunęliśmy naczynie od jeża i Kiciuś kontynuował ucztę. Do czasu.... Do czasu, aż aż przybył mały jeż i Kiciuś ....uciekł. I tak kilka razy. Jeż szedł bezczelnie, jak na swoje. Między nogami Kiciusia, lazł mu pod ogon. Nic go ni mogło zatrzymać. A już na pewno nie Kiciuś. Prawdziwy tygrys z tego Kiciusia :)


Jeż bez lęków i kompleksów
Jeż jest jednak sprytniejszy od tygrysa :)
Nie ma jak u Papasa :)

Jeszcze na koniec muszę się wytłumaczyć, dlaczego Mordki nie ma na blogu. Wszystkie fotki z nim wyszły niewyraźne. Tylko zdjęcie rywalizacji browarów wyszło dobrze. Mordka z Papasem próbowali coś wygrać i mimo poświęcenia mieli tylko poniższe komunikaty. No cóż, grają dalej i doceniają smak jak przed laty :)


niedziela, 24 sierpnia 2014

Serbia

Bardzo, bardzo rzadko miewamy Gości z krajów bałkańskich. Polska zdecydowanie nie jest popularnym kierunkiem podróży wśród ludzi z tamtej części Europy. Gościliśmy właśnie dwoje Serbów i przede wszystkim Polaków studiujących serbistykę. Dowiedzieliśmy się parę ciekawych rzeczy.
Pierwsi z nielicznych Gości z Serbii -dwóch przemiłych chłopaków- przyjęliśmy w pierwszym roku działania hostelu. Od razu uderzyło nas podobieństwo naszych języków. Rozmawialiśmy z nimi po angielsku, ale gdy oni rozmawiali między sobą po serbsku, wszystko rozumieliśmy.
Podobieństwo języków może być zwodnicze. Np. Goście kupowali gofry z truskawkami. Polacy tłumaczą Serbom, że są to gofry z jagodami (jagoda po serbsku to truskawka). Pani sprzedawczyni poprawiła, że to nie są jagody, tylko truskawki :)  No cóż, pani była po prostu miła.
Większe niebezpieczeństwo stanowi nasze popularne, niewinne przekleństwo "kurcze". W języku serbskim oznacza to wulgarne określenie męskiej części ciała, która w języku polskim zaczyna się na ch..... Lektorka serbskiego naszych miłych Gości podkreślała, żeby się pilnować. Wypowiedzenie tego słowa w obecności mężczyzny oznacza "ty, ch...!".
Inna opowieść dotyczyła użycia słowa, które w języku polskim jest bardzo popularne i zaczyna się na k...
W języku serbskim k... oznacza panią lekkich obyczajów. Nie jest "przerywnikiem", jak w języku polskim. Kiedyś ktoś się zdenerwował widząc sposób zaparkowania jakiegoś auta (na pasach) i rzucił "to jest, k...a, Serbia". Został zrozumiany, że Serbia to dziwka. Zaczynało być niewesoło. Kraj ten ma silne zabarwienie nacjonalistyczne i nazwanie go panią lekkich obyczajów to mega obelga.

Ludzie, których gościliśmy byli młodzi, ale pamiętali wojnę. Dobrze czują się przy ...grillu. Mają pozytywne skojarzenia właśnie z czasów nalotów. Grillowanie w piwnicy dawało poczucie bezpieczeństwa. Z tamtych czasów wspominają wielką hiperinflację. W pewnym okresie ceny szybowały w górę o 100% dziennie, a jedna z denominacji odbyła się w stosunku 1:1000000000!!!
Opowiedzieli np. historię, jak dwie pensje nauczycielskie wystarczały na .....jedno jajko. Cała ulica robiła wspólną zbiórkę pieniędzy na zakup papierosów na wymianę na żywność na wsi.
Albo jedno  jabłko jako prezent świąteczny.


Moi polscy rozmówcy twierdzili, że tam nadal coś się czuje "podskórnie". I przede wszystkim, nadal u ludzi jest bardzo dużo broni.

Ciekawostka - w Serbii nienawidzą  Gorana Bregovica. Ludzie mają mu za złe, że  robi kasę czerpiąc z folkloru, czyli z czegoś, co nie tylko do niego należy. Nie mam pojęcia, czy tak jest naprawdę, ale dlaczego nie miałabym wierzyć tym ludziom.

Gości z krajów bałkańskich jest niewielu, ale za to ostatnio dopisują Hiszpanie. Na naszą mapę doszła kolejna flaga na terytorium Hiszpanii. Przyjechały dziewczyny z Wysp Kanaryjskich i uznały, że flaga musi być. I jest.




Anika spełniła marzenie Oli i podwiozła ją na motorze. Zrobiła to mimo, że z zasady nikogo nie wozi. Zobaczyć oblicze Oli - bezcenne!
Costantino już odjechał :(
Grant (z lewej) ciągle uczy się polskiego i robi postępy. Jego ulubione słowo "oczywiście"
Na koniec Kiciuś. Bez kota blog jest niepełny :)
Brakuje mu tylko pilota i piwa.









niedziela, 17 sierpnia 2014

Osada Popowo

Pamiętacie może wpis (nota bene pierwszy post na tym blogu) o nieoczekiwanym spotkaniu Hindusa na stałe zamieszkałego w Australii z chłopakiem z Omanu w ...Pszczółkach? (http://hostelik.blogspot.com/2012/07/krotka-historia-przyjazni-ktora-wraca.html) Niesamowite, dokąd to los kieruje Gości naszego hostelu. Wiadomo Gdańsk, Kraków, Wrocław i wiele innych znanych turystycznie miejsc. Ale Pszczółki czy Popowo?
Właśnie dotarła do nas mieszkanka Hawajów - Alison. Pierwszy Gość z tych odległych, egzotycznych wysp. Od wejścia zapytała, gdzie jest Osada Popowo. Najpierw nie rozumieliśmy, o czym ona mówi. Pokazała wydrukowanego maila z nazwą. Nadal nic to nam nie rozjaśniło. Machnęła ręką i poszła do common room posiedzieć z innymi Gośćmi. Spotkała tam ...... autora maila, którego nam pokazywała. Wyjaśniło się, że Osada Popowo to nazwa jakiegoś kompleksu turystycznego, w którym będzie prowadzony letni kurs języka angielskiego. Kurt z Nowego Jorku, który zatrzymał się u nas, pracuje w Polsce i wybiera się do Popowa jako organizator. On zaprosił Alison do współpracy i przypadkiem oboje wybrali Hostel Mamas&Papas jako miejsce, z którego wyruszą. Pisałam już kiedy, że świat jest mały i zdania nie zmieniam.

Alison z Hawajów
Świat jest mały, ale ludzkie emocje ogromne. Poprzedniej nocy hostel był wybukowany do ostatniego miejsca. Wiadomo dużo ludzi, więcej się dzieje. Siedziałam w nocy, żeby mieć oko na wesołe towarzystwo. Część Gości spędzało radośnie czas w common room, część wybrała miasto. Staram się doczekać powrotu wszystkich, albo prawie wszystkich. Lepiej mi się śpi. Już jasno było, gdy doczekałam powrotu dwóch Polaków. Przyszli z jakąś panną. Od razu zorientowałam się, że rozgrywa się jakiś dramat. Panna siedział na krawężniku pod hostelowymi oknami. Płakała i głośno rozmawiała z jednym z panów. Podeszłam i poprosiłam, żeby rozgrywali swoje dramaty ciszej, albo jeszcze lepiej, gdzieś indziej. Jasno było, ale wszyscy jeszcze spali. Przeprosili grzecznie i wybrali inny krawężnik, parę domów dalej. W pewnym momencie wybiegł drugi pan i głośno oznajmił, że ma zamiar powiesić się i żeby pamiętali przez kogo. Pobiegł w prawo. Pierwszy pan pobiegł w lewo. Panna siedzi i szlocha. Poszłam za tym na prawo i coś tam powiedziałam. Wrócił ze mną pod hostel. Zdjął pasek od spodni i rzucił na schody, żeby go nie kusiło powiesić się. Podeszłam do pana z lewej. Nie chciał gadać, powiedział tylko, że nic sobie nie zrobi. Ja wcale się o to nie pytałam! No to podeszłam do pani, żeby wybadać sytuację. Pani poopowiadała o swojej pracy i kilku innych aspektach życia. Nic się nie dowiedziałam, więc stwierdziłam, że jednak za dużo czasu tracę. Jak muszą, niech się wieszają, a ja idę spać. W międzyczasie zrobiła się 7.30, więc jak najbardziej zasłużyłam na łóżeczko.
Uprzejmie donoszę, że panowie nie powiesili się. Jeden spał w samochodzie, drugi nie wiem gdzie. A potem przejął ich Papas .

Miód na duszę Papasa - dziewczyny z Hongkong
Taką maszyną przyjechała Anika z Niemiec
Motocykliści z Polski

Pa, pa!!!
Papas i Mordka - kolejna odsłona
Ada wyjechała na camino. Szczęściara!
Tatuaż Papasa. Mówi, że to nie koniec.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Krav maga i tygrys


Dzisiejszy wpis muszę rozpocząć od kotka. Dowiedziałam się od naszego nowego Gościa z Włoch, że przed przyjazdem do nas czytał naszego bloga i zauważył, że Kiciuś jest najważniejszą postacią w hostelu. Ostatnio zaniedbałam Kiciusia we wpisach. Poczułam, że muszę coś napisać. Przede wszystkim Kiciuś złapał mysz!!!!! Wcześniej Gregorio mówił, że widział kotka z myszą. Przyznam szczerze, nie uwierzyłam. Dwa dni później Papas zawołał mnie bardzo poruszony. I rzeczywiście potwierdzam. Nasz kotek to prawdziwy tygrys! Nie tylko motyla umie złapać. Poza tym dalej zachowuje się jak lump i sypia na śmietniku.

Kotek lump

Kotek pieszczoch
Szczyt sezonu, a więc dużo się dzieje. A to Niemcy, którzy szukali śladów przodków w Gdańsku (skierowaliśmy ich do archiwum i znaleźli). Do tego dziesięciu hiszpańskich adeptów krav magi. Chinka rozmawiająca z Hiszpanami po .... hiszpańsku (biegle mówiła).
Mieliśmy też kolejnego Gościa bez pieniędzy. Tzn. miał tyle, żeby zapłacić za nocleg i nic więcej. Jego karta przestała działać, a bank twierdził, że wszystko jest w porządku. Pewnie uszkodził chipa albo coś. Nakarmiliśmy nieboraka, bo już omdlewał z głodu. Amerykanie dali mu piwo, suchy prowiant i pojechał chłopak do Holandii do domu.
No właśnie byli też Amerykanie. Bardzo weseli, kontaktowi ludzie i serdeczni (vide Holender). Ale wieczorem nastąpiła mała konsternacja. Spali w dormie przy recepcji. Siedzieli przy otwartych drzwiach. Zdjęli buty. Skutki były wyczuwalne nawet na klatce schodowej, a współspaczka przybiegła z błaganiem o pomoc. Sytuacja niezręczna, ale trzeba było działać. Wzięłam worki i poszłam poinformować Gości, że ich buty wolałyby spać w worku poza pokojem. No problem! Szybciutko wyprowadzili obuwie na zewnątrz. Następnego dnia zrobili to od razu po powrocie. Okazało się nie do końca skuteczne, bo zapach i tak się snuł, ale clou zostało w worku z butami. Ale ludzie byli pozytywni, a tamto to tylko szczegół.
Byli też Polacy, którzy nic nie jedli i pili tylko herbatę z jakiejś kory. Nawet piwa nie pili! Tylko ta herbata. To była jakaś kuracja oczyszczająca. Najpierw parę dni diety przygotowującej, czyli już z ograniczeniami, a potem ta kora.
Inni Polacy imprezowali w common room i byli bardzo grzeczni. Chodzili na paluszkach i nie wydzierali się. Można? Można!

Wojownicy od krav magi i Chinka gadająca jak Hiszpanka

Uprzejma korespondencja Gości Hostelu Mamas&Papas. Pełna kultura i zrozumienie

Mamy nadzieję, że Adi nie był twórcą pierwszego zdania z poprzedniego zdjęcia

Wśród Gości zdarzają się prawdziwi artyści. Kiciuś pozował niewzruszenie (aż się wyspał)

Papas demonstruje kanapeczkę zrobioną przez Gościa. Chleb chyba kroili na kromki wzdłuż bochenka

Kanapeczka w przekroju

Inny zestaw żywnościowy Gości. Uroczy.
Kasia odwiedziła nas po 2 miesiącach. "Mordka" nie przychodzi, więc wygryzł go Maciek. Jakby co, to na schodach miejsce jeszcze jest.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Upalny wpis

Jest już po godzinie 22, a temperatura znowu nie chce spaść do 25 stopni. To moja graniczna temperatura po upalnym dniu, kiedy "wracam do żywych" i mogę coś tworzyć. Najwyraźniej ktoś lub coś nie chce mi umożliwić skupienia się nad blogiem. Ten upał wykańcza mnie. Ale Goście Hostelu Mamas&Papas bardzo sobie chwalą tę parówę, biegają z zapałem na plaże. Nie pojmuję. Ja nie jestem w stanie nic zrobić, a oni fruwają z blaskiem szczęścia w oku.
Nie wszyscy plażują. Odwiedził nas Japończyk, który relacjonuje Tour de Pologne. Nie wiedziałam, że ta impreza ma taką rangę, że nawet Japonia musi znać jej przebieg. Wcześniej relacjonował Tour de France. Nie był to pierwszy Japończyk z tej branży nocujący w naszym hostelu. Podczas Euro 2012 był inny obywatel Kraju Kwitnącej Wiśni. Mieszkający w Wilnie Japończyk relacjonował mecze dla chorwackiej gazety. Ależ ten świat jest pokręcony!

Japoński reporter

Papas został uszczęśliwiony wizją wykonania nowej flagi. Odwiedziła nas międzynarodowa grupa młodzieży. Wśród nich był mieszkaniec Egiptu, czyli pierwszy Gość z tego odległego kraju. W jednym 6-osobowym pokoju spali ludzie z 6 krajów. Papas doliczył się, że w ogóle tego dnia były u nas osoby z 15 krajów i co najważniejsze Azjaci :) Papas powinien sobie raczej Azję wytatuować. Zresztą kto wie? Może kiedyś dojdzie do tego.

Przyjęliśmy do hostelu chłopaka z Norwegii. Powiedział, że czeka na przelew i nie ma pieniędzy, żeby zapłacić z góry. Prosił, żeby zaufać mu i pozwolić zapłacić później. Dzwonił po północy. Trochę szkoda nam się go zrobiło i zgodziliśmy się. Mieliśmy już kiedyś taką sytuację z jednym Niemcem i wszystko skończyło w porządku.
Norweg szedł z centrum na piechotę. W nocy zabłądził. Dotarł po trzeciej, dwie godziny później niż się spodziewaliśmy. Rano współspacze żalili się, że strasznie, niewyobrażalnie chrapał. Pomyśleliśmy, że to może ze zmęczenia. Nałaził się chłop solidnie po nocy. Niestety, następna noc była taka sama. Ludzie nie mogli spać. Od świtu siedzieli przed budynkiem, bo nie dało się wytrzymać w pokoju. I teraz czekam na niego, żeby mu wymówić mieszkanie :(  Dzisiaj gdzieś go przechowamy z dala od ludzi. Jest nam przykro, ale nie możemy męczyć siedmiu osób, żeby zatroszczyć się o jednego. Nawet ludzie śpiący za ścianą nie mogli spać.

Przemili Holendrzy

Adi sprawdza właściwości odurzające słonecznika

Już się uspokoił

Papas taki niewysoki przy naszych słonecznikach