niedziela, 27 grudnia 2015

Święta


Grzesiu "Mordka" reaktywacja

Kolejne świętowanie za nami. W tym roku pokazaliśmy nasze obyczaje Gościom z Niemiec, Białorusi, Korei Południowej i Malezji. W tym ostatnim przypadku trudno nawet określić kraj. Cheng jest z pochodzenia Chińczykiem. Jest obywatelem Malezji. Aktualnie mieszka w Szwecji, do której przyjechał z Australii. Właśnie Australia była ostatnio miejscem jego stałego pobytu. Taki jest teraz współczesny świat. Wielu ludzi jest po prostu obywatelami świata.
Wracając do świąt, najbardziej nieznany był oczywiście opłatek. Potrawy wigilijne autorstwa p.Czesi wzbudziły furorę i zniknęły błyskawicznie.  Nie dziwię się :)
Po kolacji nastąpiła lekcja historii. Młodzi ludzie z zagranicy byli bardzo zainteresowani czasami sprzed 1989 roku. Poopowiadaliśmy z Papasem o absurdach minionych dziejów i sami nie dowierzaliśmy, że było tak "barejowsko". Absurd gonił absurd. Ale było minęło! Po garści opowieści o czasach komunizmu Goście udali się na Pasterkę. "Nasza" Patricia uzyskała zgodę w pobliskim kościele na zrobienie serii zdjęć w czasie mszy i zabrała ze sobą międzynarodową gromadkę. Zobaczyli coś, czego nie ma w przewodnikach.
Koreanki zostały w hostelu. Swoją drogą wyjątkowo dużo jest koreańskich Gości. Nie bardzo ogarniam, dlaczego ludzie z jakiegoś kraju wyjątkowo licznie w poszczególnych momentach zaszczycają nas swoja obecnością (poza aktualną dostępnością tanich lotów z jakiegoś miejsca). Niemniej fajnie jest pogłębiać naszą wiedzę o poszczególnych miejscach. Wiedzieliście, że w Korei człowiek w momencie narodzin ma 1 rok? W Europie mówi ktoś, że ma na przykład 24 lata, a u siebie w kraju ma lat 25. Podobne zaskoczenie mieliśmy w Tajlandii, kiedy dowiedzieliśmy się, że aktualnie mamy rok 2558 chyba albo jakoś tak. Nie nadążam :) Tak samo poziom poziom pikantności potraw. Pisałam o polsko-koreańskiej wymianie misek tydzień temu ( http://hostelik.blogspot.com/2015/12/korea-w-kamaszach.html ). Używając skali 3-stopniowej (wg Kanga) coś, co dla mnie jest niemożliwe do przełknięcia, dla nich jest to tylko medium. Papas ten poziom łyknie, ale "high" (wysoki) jest niedostępny nawet dla Papasa.  Na szczęście tradycyjne potrawy wigilijne nie wymagały takiego poświęcenia i kolejny raz z dumą zaprezentowaliśmy światu naszą pyszną kuchnię.








niedziela, 20 grudnia 2015

Korea w kamaszach

Wyjątkowo często odwiedzają nas ostatnio Goście z Korei Południowej. Ostatnio zostaliśmy zaskoczeni nawet informacją, że marzeniem pewnego Koreańczyka jest emigracja do Polski. Na razie przyjechał na miesiąc. Z dużym zapałem uczy się polskiego i czuję, że naprawdę zrealizuje swoje pragnienie.
Nie mieliśmy pojęcia, że  w Korei bardzo popularna jest firma Ziaja. W Polsce jest to jedna z tańszych marek. W Korei jest to marka bardzo droga. Nasz miły Gość pytał o możliwość zakupu kosmetyków firmy "Dżiadżia". Długo się zastanawialiśmy, o co mu chodzi. Nie mogliśmy zrozumieć, czego szuka. Wtedy napisał tą nazwę i już wszystko było jasne. Ma zamówienie od mamy i innych krewnych, bo skoro jest w Polsce, to może zaopatrzyć je taniej w ten luksusowy towar. No, proszę! Wszystko jest względne.
Po powrocie do Korei nasz miły Gość szykuje się na dwuletni pobyt w armii. Każdy między 20 a 30 rokiem życia musi swoje odsłużyć. Nie ma zmiłuj! Wymusza to sąsiedztwo Korei Północnej. Od wojska może wyreklamować tylko małżeństwo z cudzoziemką albo posiadanie żony i dwójki dzieci. Nie ma innych odstępstw. Można też uciec od wojska wyjeżdżając z kraju na ....30 lat. Kang nie chce porzucać rodziny na tak długi okres. Chcąc nie chcąc szykuje się w kamasze.
Jako kolejny Azjata poruszył bolesny problem historycznych relacji z Japonią. Niesamowite, jak mimo upływu lat, żal wciąż siedzi w sąsiadach Japonii. Kang, jako kolejny człowiek stamtąd, powiedział, że Koreańczycy czekają na słowo "przepraszam". Przyznanie się i poproszenie o przebaczenie. Pisałam już o tym ( http://hostelik.blogspot.com/2014/09/trzy-chinki.html ). 
My z kolei poprosiliśmy o przeprosiny za nieudany występ Polaków na Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej w 2002  roku. Również reprezentacja Korei przyłożyła rękę (nogę) do naszej klęski. Kang wziął problem na klatę i przeprosił. Można? Można!!!

W ramach łączenia kultur Kang i Papas wymienili się miskami. Koreańczyk ugotował koreańskie danie (nie dałam rady zjeść - pikantne, jak cholera), a Papas w rewanżu poczęstował go pychotą p.Czesi. W ten sposób sława Czesinych dań umocniła się na kontynencie azjatyckim :)
Wymiana misek
Wracamy do Europy. Mamy nową flagę. Gościliśmy obywateli Malty. W ten sposób została nam tylko Albania i Czarnogóra i będziemy mieli "zaliczoną" caluteńką Europę. Albańczycy i Czrnogórcy czekamy!


Malta i Korea - trzy bratanki :)
Panny z USA

Ostatnie chwile przed kamaszami

Młodzież z Australii i Nowej Zelandii. Jak oni wytrzymują naszą zimę? Nawet łagodną....

Mega pozytywni Polacy. Więcej prosimy :)

niedziela, 13 grudnia 2015

Turkmenistan po polsku

Na mapę Papasa przybyła nowa flaga. Przyjechał do nas Gość z Turkmenistanu. Bardzo szczególny Gość. Zawojował nasze serca od samego wejścia.
Podróżny z tak egzotycznego kraju przywitał nas nienaganną polszczyzną. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem, bo mówi przepięknie. Jurek jest potomkiem Polaków. Jego pradziadek został deportowany na Syberię jeszcze za cara. Dziadek był jeszcze stuprocentowym Polakiem, a tata ożenił się z Rosjanką. Jurek jest więc w połowie Rosjaninem, w połowie Polakiem i dla obu ojczyzn bije jego serce. Historia jego rodu jest, niestety, typowa dla wielu rodzin. Zsyłka, śmierć przodków  mamy w mrocznych stalinowskich czasach. Jurek nie wie, czy ma jakąś rodzinę w Polsce. Ma bardzo często występujące nazwisko i na dodatek wywieziony pradziadek mieszkał w Warszawie. Tak więc nie ma szans na odnalezienie w Polsce jakichkolwiek krewnych. Tym bardziej zadziwia i zachwyca piękno jego polszczyzny, jak również wiedza na tematy polskie.
Jego obecna ojczyzna nie należy do tych najbardziej wymarzonych. Kraj jest rządzony w sposób dyktatorski. Poprzedni prezydent siedział na stołku jeszcze za czasów Związku Radzieckiego i aż do śmierci w 2006 roku. Obecny (czyli drugi w historii niepodległego Turkmenistanu) od pogrzebu poprzednika do swojego własnego zapewne. Dostał 99% poparcia, więc kto mu zabroni? Trochę jak na Białorusi.
Nie jest łatwo się tam dostać. Przede wszystkim trudno znaleźć jakieś sensowne połączenia lotnicze. Poza tym wiza jest obiektem prawie nieosiągalnym. Co najwyżej tranzytowa 5-dniowa. Albo wyjazd zorganizowany przez biuro podróży z góry określonym planem pobytu.
Kraj jest zamknięty nie tylko na turystów. W ogóle jest zamknięty. Zablokowane są popularne witryny takie, jak: Facebook, YouTube czy Blogspot. A ja właśnie na blogspocie piszę tego bloga :(
W ogóle internet jest drogi i widać polityka jest taka, żeby ludziom nie otwierać za szeroko tego okna na świat.
Za to tani jest transport, a gaz i woda za darmo. Tania jest energia elektryczna i chleb, ale np. sery, jogurty są drogie i nie tak smaczne, jak w Polsce.
Turkmenistan jest niby krajem islamskim, ale sprawy religii traktowane są tam lekko. Muzułmanie często nie mają oporów przed jedzeniem wieprzowiny czy piciem alkoholu. Chyba wszelkie wyznania praktykowane są po sowiecku, bez specjalnego nadęcia religijnego. Oprócz muzułmanów (ponad 90%) są też widoczni wyznawcy prawosławia. Kościoły katolickie nie występują. Funkcjonują "ambasady watykańskie" czyli małe wynajęte pomieszczenia do uprawiania kultu religijnego.
Bardzo egzotycznie brzmiała opowieść Jurka. Chciałabym kiedyś odwiedzić to miejsce. Turkmenistan i sąsiednie kraje. Szykuje się nam nowy kierunek podróży.

Jurek i Andrzej
 

Kto znajdzie różnicę między dwoma powyższymi zdjęciami?
 
Wielkie gotowanie

Australiskie urodziny w Polsce :)

Amerykańskie leniuszki :)

Smacznego!

niedziela, 6 grudnia 2015

Refleks to podstawa

Refleks to podstawa. Mieliśmy kolejny przypadek niezręcznej sytuacji zapachowej. Weszłam do łazienki po kąpieli Gościa i stwierdziłam, że nie pachnie świeżo. Przeciwnie, pachniało bardzo nieświeżo. Nie bardzo potrafiłam określić przyczynę smrodu, więc otworzyłam tylko okno i zapomniałam o sytuacji. Chwilę później zauważyłam, że komuś w dormie ręcznik spadł na podłogę. Weszłam i podniosłam i.... padłam. Zrozumiałam w sekundę, dlaczego tak brzydko pachniało w łazience.  Sytuacja była trudna, bo wszystkie łóżka w pokoju miały być tego dnia zajęte i zanosiło się się, że będzie bardzo niekomfortowo dla pozostałych Gości. Zrobiliśmy z Papasem szybką naradę. Czyściutki właściciel cuchnącego ręcznika siedział w common room, więc wrzuciliśmy bez jego wiedzy trefną szmatę na krótkie pranie. Potem do suszarki. Zanim Pan wrócił do pokoju - czyściutki, pachnący ręcznik leżał tam, gdzie go zostawił. Zastanawialiśmy się, czy zorientował się w sytuacji czy może był taki odporny na smród, że nie robiło mu to różnicy. Tak czy siak refleks to podstawa. Zapobiegliśmy katastrofie ekologicznej :)

Inny nasz Gość wykazał się refleksem  mniej błyskotliwym, ale w ostatecznym rozrachunku z szczęśliwym zakończeniem. Spędził w Gdańsku niezbyt długi czas i nie wszystko zdążył "zaliczyć". W przeddzień wyjazdu przyszedł wieczorem pożegnać się i wydrukować bilet. Z żalem wyznał, że samolot odlatuje o 9 rano, więc wyjedzie na lotnisko bardzo wcześnie i niestety nie zdążył pojechać do Sztutowa (a bardzo mu zależało). Wydrukował bilet i ...okazało się, że jego samolot odlatuje o 22:10. Chłopak się strasznie zdziwił i ucieszył jednocześnie. Żebyście widzieli jego minę! Jakby pierwszy raz na oczy widział bilet, który osobiście zakupił nie tak dużo wcześniej. Zdążył pojechać do Sztutowa i na samolot też. Refleks szachisty, ale lepiej wolniej niż wcale.

Na zakończenie meldunek z flagowej pasji Papasa. Mamy kolejną nowość - flaga Cypru. Nie wiemy, która to już, bo około dziewięćdziesiątej przestaliśmy liczyć.