niedziela, 29 listopada 2015

Migawki



Dzisiaj opowiem Wam kilka historii. Króciutkich. Takie tam migawki z życia Hostelu Mamas&Papas :)

Nasz Emilka wybrała się na mecz Lechii. Nie podejrzewaliśmy jej o takie zainteresowania, ale chciała, to poszła. Wiecie, jakie miała główne spostrzeżenie? Rzuciło jej się w oczy (albo raczej w uszy), że wszyscy wokół używają w zasadzie jednego słowa - "K...A". Jako cudzoziemka odniosła wrażenie, że wyraz na "K" jest bardzo ważnym słowem w języku polskim.

Pisałam wcześniej o niespotykanym wcześniej "wysypie" wegan i wegetarian. Wśród tych drugich (niektórych) panuje dziwna moda. Są wegetarianami z przerwami. Tzn. są, są i są i któregoś dnia proszą o wędlinę. Albo wegetarianizm z odstępstwem dla żurku z kiełbasą. Mieliśmy wyznawcę tej diety we wszystkie dni tygodnia oprócz piątku. Była też panna, która bardzo dbała o reguły, ale na widok galarety z indyka p.Czesi wymiękła i zajadała się potrawą, aż jej się uszy trzęsły.

Jeden z naszych Gości odwiedził knajpkę "zrobioną" w klimacie Guntera Grassa, Gdańszczanina z urodzenia. Zapytał pracującą tam dziewczynę, czy wie, kim jest człowiek z wielkiej fotografii (Grassa) wiszącej w lokalu? Panna nie miała zielonego pojęcia. Aż dziw bierze! Nie słyszeć nic o takim znanym pisarzu mieszkając w Gdańsku i pracując w miejscu pod jego patronatem?! Gość nie mógł pojąć takiej ignorancji. My też nie możemy.

Odwiedził nas sam Bonaparte! Nie miał na imię Napoleon i był Szwedem, ale Bonaparte to Bonaparte :)

Będąc przy nazwiskach.... Miniony sezon stał pod znakiem wyjątkowo licznych Gości z zagranicy o bardzo swojsko brzmiących nazwiskach. Grzejszczak, Babiarz, Grzelczyk, Grzymka, Małolepszy itd. Wymarzone nazwiska dla ludzi żyjących w USA, Francji czy Niemczech :) Najbardziej spodobało nam się nazwisko Gorczyca. Prawie jednocześnie przyjechała Amerykanka o tym nazwisku i dziewczyna z Francji, też Gorczyca. Jak one zabawnie wymawiają ten wyraz! Amerykanka znalazła napis "gorczyca" w składzie musztardy. Zrobiła fotkę i rozesłała do wszystkich znajomych. To się nazywa duma z nazwiska!

Młodzi Słowacy opowiadali nam, że jak byli na Litwie i nie mogli się dogadać po angielsku, przechodzili na język słowacki i bez problemu załatwiali swoje sprawy. Na Litwie język polski wciąż jest dosyć znany. Jak nie polski to słowacki! Polak Słowak dwa bratanki!

Mieliśmy awarię aparatu, więc zdjęć nie mam. Dzisiejsze parę fotek są od naszej Patricii. Pierwsze to nasz hostel od strony kanału. Poznajecie?


  












niedziela, 22 listopada 2015

Rower i taxi




Coraz mniej Gości dociera do Gdańska i do Hostelu Mamas&Papas. Mimo to, problemy pozostają wciąż takie same, jak w szczycie sezonu. Przybysze muszą być wciąż czujni i pilnować się na każdym kroku, żeby nie dać się oskubać. Przykładem pecha była młoda Angielka, która spędziła w Gdańsku pół doby. Przyjechała do Bydgoszczy na Camerimage i do Gdańska zawitała tylko po to, żeby wsiąść w samolot powrotny. Zdążyła wejść na chwilę na ul. Długą. Tam skorzystała z usług kantoru pod numerem 9/10, przed którym wszystkich przestrzegamy. Miejsce to jest znane w mediach z bardzo nieuczciwych zachowań. Mają to gdzieś i dalej działają i naciągają kolejnych turystów. Angielka wzięła z miasta taksówkę i oczywiście przepłaciła. Zaproponowaliśmy jej wezwanie taksówki na poranny samolot z korporacji. Okazało się, że nie będąc świadoma, że została oskubana, zamówiła już tą samą taksówkę na rano. Jak zobaczyłam następnego dnia Pana z Wąsem na tle rozklekotanej fury, nie miałam wątpliwości, co czeka naszego Gościa. Lato, jesień czy zima - nieważne! Cały czas turyści są narażeni na przykre sytuacje.





Inny problem wystąpił  z rowerzystą z Francji. Kiedy przybył do Hostelu Mamas&Papas byliśmy na zewnątrz budynku. Szybki check-in z miłym, młodym człowiekiem. Wniósł tylko rzeczy na recepcję i pognał na miasto. Rowerzysta odbiegł, a nas dobiegła woń jego bagażu. Absolutnie nieakceptowalna w budynku. Rzeczy zostały przeniesione w odosobnione miejsce z otwartym oknem. Co zrobić z człowiekiem? Szczerość jest najlepsza. Kiedy wrócił wieczorem, powiedziałam mu o naszych odczuciach zapachowych. Zresztą on sam też nie pachniał zbyt świeżo. Chłopak był gotów natychmiast ewakuować swój bagaż gdziekolwiek. Wykazał fantastyczną wolę współpracy. Okazało się, że jest w drodze od trzech miesięcy. Zjechał na rowerze około 6 tysięcy kilometrów. Zaczął we Francji. Poprzez Niemcy, Danię, Norwegię, Szwecję, Finlandię, Estonię, Łotwę i Litwę dotarł do Gdańska. Na ogól sypiał w namiocie, bez łazienki i innych wygód cywilizacji. Ostatni etap nie dał mu szans na pranie i stąd zapach bagażu. I właściciela też. Bez obrazy przyjął moją prośbę o wzięcie prysznica NATYCHMIAST. Wynajął miejsce w pokoju wieloosobowym, ale dla dobra innych umieściliśmy go solo w pokoju prywatnym. Oprócz siebie musiał ogarnąć bagaż. Pranie, wietrzenie. Na drugi dzień sam stwierdził, że już nie capi i może spać z innymi ludźmi. Bardzo nas ujęło jego podejście do tej sytuacji. Brudasem nie jest. Sytuacja była, jaka była. Niezręczna zarówno dla nas, jak i dla niego. A chłopak jest bardzo fajny i .... niesamowity. Ten namiot centralnie w środku Norwegii i jagody na śniadanie i obiad i kolację.... No, chyba, że coś źle zrozumiałam. Ale nie wydaje mi się. Fajne są ludzkie pasje!



niedziela, 15 listopada 2015

Jestem Argentynką





Poznajecie Pana z powyższego zdjęcia? Tak, tak. Grant nas odwiedził :) Wpadł na chwilkę, bo aktualnie pracuje i nie może sobie pozwolić na dłuższe polegiwanie w Hostelu Mamas&Papas. Dla zainteresowanych i stęsknionych krótkie info. Mieszka w Poznaniu. Pracuje w szkole językowej. Uczy dzieci i dorosłych. Woli tych drugich, bo dzieciaki wchodzą mu na głowę. Nadal próbuje zgłębiać język polski i jest w tym coraz lepszy. Polska podoba mu się i na razie nie planuje zmian. Przywiózł nam oryginalną wódkę ze swojej Kornwalii - pierwsza tamtejsza zrobiona z ziemniaków. Piszę o tym, bo dowiedziałam się, że to ważne ;)

My też na razie nie planujemy zmian, ale z moim wyglądem mogłabym mieszkać w wielu miejscach.
Wciąż jestem zaskakiwana wiadomościami, kogo przypominam naszym Gościom. Byłam m.in. Niemką czy Gruzinką. Ostatnio chłopak z Argentyny powiedział, że gdybym przeszła się ulicą w Argentynie nikt nie domyśliłby się, że nie jestem Argentynką. Sam Argentyńczyk był blondynem o niebieskich oczach i rudawym odcieniu zarostu. Oczywiście nie omieszkałam zapytać go o pochodzenie. Jego przodkowie to Irlandczycy, Szkoci i Baskowie. Jaki ten świat jest mocno pomieszany. Ludzie przemieszczają się, mieszają i chyba niedługo trzeba będzie zmienić definicję słowa "narodowość". Był kolejnym przykładem na to, że sprawa określenia narodowości nie jest taka prosta.
Tak samo, jak nie jest łatwe przypisanie do konkretnych miejsc. Jeden z naszych ostatnich Gości legitymował się paszportem z Indii. Tam się tylko urodził. Wychował się w Tanzanii, a aktualnie mieszka w Niemczech. Z rozmowy wynikało, że najcieplej wspomina swoje dzieciństwo w Afryce. Jak na razie żył nie dość, że w trzech różnych krajach, to na dodatek na trzech kontynentach. Inne języki, kultura. Takich ludzi jest całkiem sporo. Obywateli świata!











niedziela, 8 listopada 2015

W poszukiwaniu szczęścia

W Hostelu Mamas&Papas żałoba. Wyjechała nasz ukochana Emily. Wyjazd był nieoczekiwanie przyspieszony. Bardzo za nią tęsknimy. Życzymy każdemu, żeby spotkał na swojej drodze kogoś takiego, jak Emily. Cudowna dziewczyna! Może nasze drogi kiedyś skrzyżują się jeszcze.

Drugą wiadomością mijającego tygodnia było dostanie się naszej nowej workaway'ki Patrici na wystawę fotografii w USA. Patricia jest profesjonalną fotografką i przyjęcie jej prac na wystawę jest wielkim sukcesem. Przyjechała do nas swoim samochodem zapakowanym francuskim winem i było jak znalazł, żeby uczcić sukces.




Wciąż nas kręcą ludzkie opowieści. Działamy już piąty rok i nigdy nie nudzimy się w hostelu. Goście opowiadają nam o sobie, o swoich krajach, o podróżach. 
Ostatnio zarezerwował pokój pewien Polak. Pan w średnim wieku, z młodą otwartą duszą. Od początku poczuliśmy do niego ogromną sympatię. Co prawda odmówił miski zupy p.Czesi, ale nie wiedział, co uczynił. Gdyby wiedział, to by nie odmówił. 
Jego historia jest bardzo interesująca. Mieszka w Anglii. Przeniósł się tam będąc po czterdziestce. Z dnia na dzień. Podjął taką decyzję z powodów, powiedzmy, "sercowych". Z wykształcenia jest weterynarzem. W pracy zawodowej zajmował "górne " stanowiska. Zdecydował się na wyjazd na Wyspy i zaczął od pracy ....na szmacie. Bez kompleksów, bez obrazy. Chciał zmienić coś w swoim życiu. Miał dość egzystencji w stylu korpo. Po jakimś czasie zrobił kurs na pielęgniarza. Był jedynym Polakiem, który w tym szpitalu odważył się na taki krok. Wśród kolegów od szmaty byli ludzie wykształceni, mogący spokojnie zejść z mopa, ale nie mieli odwagi. Nasz Gość mówi, że jest to dosyć charakterystyczne dla Polaków. Mają kompleksy językowe i mało odwagi do zmiany swojej sytuacji. Inne nacje nie mają z tym problemu. Jego awans dla wielu wydałby się drogą na dół drabiny społecznej. A on jest szczęśliwy. Kocha swoją pracę. Uwielbia być wśród ludzi, nawet, jeżeli wykonuje czynności niezbyt atrakcyjne z jego dawnego punktu widzenia. Z wieloma osobami zżył się. Kilkoro odprowadzał w ich ostatniej drodze.
Tu też opowiedział nam o innym podejściu do śmierci w Anglii. Śmierć nie jest takim tabu, jak w Polsce. W trudnych przypadkach leczniczych ludzie są poinformowani, że mogą zgłosić zastrzeżenie, żeby nie przedłużać im życia za wszelką cenę. Żeby nie podejmować resuscytacji w beznadziejnych sytuacjach, tylko po to, żeby przedłużyć cierpienie bez nadziei na wyleczenie. Tłumaczy im się, co i jak.
Pogrzeby też mają charakter bardziej spotkania wspominkowego niż wyłącznie płaczu i cierpienia. Oczywiście ludzie opłakują tych, co odeszli, ale jednocześnie wspominają różne sytuacje z życia zmarłych i często w kaplicach rozbrzmiewa śmiech. Jeżeli jest coś zabawnego, to czemu nie pośmiać się.
Dla mnie, osoby żegnającej zmarłych "na sposób polski" brzmi to nieswojo, ale potrafię sobie wyobrazić inne podejście do tej kwestii.
Bardzo nam się podoba takie podejście do życia, jakie przedstawił nam nasz Gość. Nie pędzimy po lepszy samochód i większy dom. Pędzimy tam, gdzie odnajdujemy siebie. Tak jak my z Papasem w naszym hostelu. I czekamy tu na kolejne opowieści ludzi zadowolonych z życia, po prostu szczęśliwych.




niedziela, 1 listopada 2015

Halloween i Dzień Zmarłych




Jak co roku Halloween walczy z Dniem Zadusznym. Ja osobiście nie bardzo czuję nową tradycję, aczkolwiek podoba mi się, że można dzień związany ze śmiercią obchodzić na wesoło. Po raz pierwszy mieliśmy imprezę Halloween w hostelu.

Najpierw zakupy.



 Trochę trzeba popracować



Efekt piękny i ze światłem w środku i bez



Zobaczcie, jacy oni wszyscy podobni - normalnie od tych samych rodziców!









Teraz trzeba posprzątać, a wnętrze dyni wykorzystać do wypieku.




Dzisiaj Papas zabrał naszych Gości na cmentarz. Bardzo im się podobało. Nasze cmentarze robią na obcokrajowcach ogromne wrażenie. Nie chodzi nawet o piękne lampki. Zachwyca ich różnorodność nagrobków, ilość kwiatów. Nasze polskie cmentarze wyróżniają się na ogół na tle nekropolii w innych krajach.



Autorką zdjęć z cmentarza jest Patricia Meaille - nasz nowa workaway'ka. www.patriciameaille.com