niedziela, 25 grudnia 2016

Kiciuś nie chce gadać



Te przepiękne skarpetki to upominek od miłej Koreanki, która była niedawno w Hostelu Mamas&Papas. Rozpoczęła okres gwiazdkowy. Wiadomo, nadszedł czas, kiedy grzeczne dzieci dostają prezenty :)
W tym roku Goście nie dopisali w wigilijny wieczór. Postanowiliśmy więc skorzystać z zaproszenia Ady i udaliśmy się do niej na kolację. Ada i p.Czesia przygotowały pyszności. Zabraliśmy ze sobą Maksa i Minnę, naszą nową workaway'kę.

Fotka bez Ady

Fotka z Adą

W tle menora. Taki akcencik multi-kulti

Papas z Alanem obsługiwali nas z prędkością ponaddźwiękową. Szacun!

Minna przyjechała do nas z Finlandii. Zorientowaliśmy się, że jest naszą pierwszą woluntariuszką z Północy. Nie tylko pierwszą, która do nas przyjechała. Pierwszą, którą w ogóle zapytała o możliwość przybycia. Mieliśmy workaway'ów z całego świata, ze wszystkich kontynentów. Północna Europa nie jest zainteresowana wcale. Ciekawe!
Minna z zaciekawieniem obserwowała nasze wigilijne obyczaje. Oczywiście opłatek był najbardziej interesującym doświadczeniem. Poza tym mamy wiele wspólnego w kwestii świętowania, chociaż Minna dorastała w rodzinie wyznania luterańskiego. Jej rodzinne miasto jest na dalekiej północy Finlandii, blisko siedziby  Świętego Mikołaja. Tam mają dobrze! Tak blisko! Zawsze można osobiście zareklamować u Mikołaja prezenty lub złożyć zamówienie bez pośrednictwa poczty.
O północy czekaliśmy aż Kiciuś przemówi do nas ludzka mową. Wiadomo! Wigilia to czas, kiedy zwierzęta (również w Finlandii) wygarniają ludziom za cały rok. Kiciuś, niestety, nie zaszczycił nas ludzką gadką. Może domek na zimę, który Papas z Dyziem wybudowali mu ostatnio, tak go zachwycił, że zaniemówił z wrażenia :) Ja zaniemówiłam :D



Mieliśmy ostatnio dobrą passę z odwiedzinami. Hostel trochę teraz senny, ale zawsze możemy liczyć na przyjaciół. Po Kóżce i Moni, odwiedził nas Adi i wrzucił trochę życia do naszego leniwego zimowego bytowania.



niedziela, 18 grudnia 2016

Miejsce w szeregu



Popatrzcie na rysunek. Jakich zdolnych ludzi gościmy! Nawet Kiciuś się załapał na obrazek. A może zwłaszcza Kiciuś :)

Zostały 3 tygodnie do naszego wyjazdu. Zaczęliśmy intensywniej działać. Najpierw wiza do Chin. Zdecydowaliśmy się na pośrednictwo. W takim przypadku wiza kosztuje więcej, ale nie mamy zbyt wiele czasu, więc lepiej oddać sprawę w ręce specjalisty. Niestety, nie doceniliśmy chińskiej biurokracji. Konsulat w Gdańsku wymaga osobistego stawienia się w celu złożenia dokumentów. Musieliśmy udać się do konsulatu, a właśnie tego elementu procesu wyrabiania wizy chcieliśmy uniknąć najbardziej. Ale mus to mus! Chiński urzędnik nawet na mnie nie spojrzał :( A miał popatrzeć, popytać. Przynajmniej Ada zwróciła jego uwagę i jej papierom przyjrzał się bardzo dokładnie. Po tych oględzinach Papas nie był dla niego na tyle atrakcyjny, żeby poświęcić mu jakąkolwiek uwagę. Zdziwiło nas bardzo,że konsulat Chińskiej Republiki Ludowej w Gdańsku, obsługuje petentów TYLKO w języku angielskim i chińskim. Chiński nie jest naszą mocną stroną, a angielski znamy wystarczająco, ale co mają zrobić ludzie, którzy w tych językach ani me, ani be?!
Dziwne są te instytucje konsularne. Niedawno był u nas Amerykanin, który mieszka aktualnie w Kijowie i przyjechał do Gdańska do konsulatu Ukrainy, żeby przedłużyć wizę. Pierwszego dnia dowiedział się, że musi czekać dwa tygodnie. Były jakieś zamieszania z płatnościami. To było tak absurdalne, że nie zapamiętałam szczegółów. Zero logiki! Chłopak postanowił zasięgnąć języka w tej sprawie i dowiedział się, że w Krakowie może wszystko załatwić od ręki. Uzbrojony w tę wiedzę udał się ponownie do konsulatu w Gdańsku i dowiedział się, że przecież NO PROBLEM! Będzie miał wizę w ciągu godziny! Chyba powinniśmy przestać się dziwić czemukolwiek. Jest URZĄD, jest URZĘDNIK, musi być jakiś problem, żeby biurokracja nie umarła. Nieważne, czy to Chiny, Ukraina, Polska czy inny kraj. Swoje miejsce w szeregu każdy szaraczek musi znać :)
Na czas naszych chińskich formalności Grzesiu-Mordka został naszą recepcjonistką. Dzięki, Grzesiu! Jesteś jedną z naszych najlepszych recepcjonistek! Marnujesz się w swojej pracy ;)

Przecudna recepcjonistka

Sojusz koreańsko-tajwański 



Kóżka walczy

niedziela, 11 grudnia 2016

Zimowa rezydencja



Niski sezon, Gości mniej. My jednak czasu nie mamy za wiele. Wielkimi krokami zbliża się czas wyjazdu na wakacje. Spraw do załatwienia mnóstwo. Jeszcze dwa miesiące temu, kiedy kupowaliśmy bilety na samolot, wydawało się, że trzy miesiące to taaaak długo! Teraz zrobiły się 4 tygodnie. Nie możemy się doczekać!
Wydarzeniem ostatniego tygodnia jest domek dla Kiciusia. Papas i Dyzio skonstruowali cudeńko i Kiciuś został dumnym właścicielem kociej nieruchomości. Zapowiada się ostra zima. Kiciuś żre bez opamiętania od końca sierpnia. Cały czas mu mało. W poprzednich latach nie zachowywał się tak. Ada melduje, że jej kotki też nie mają nigdy dość karmy. Mamy nadzieję, że kocia rezydencja da wystarczające schronienie. Kupujcie ciepłe buty, czapki i nie dajcie się zimie! My będziemy pisać do Was z ciepłych krajów :) 
Nasz ostatni workaway'er był Argentyńczykiem. Mieszka aktualnie w Polsce, ale już zdecydował, że nigdy więcej polskiej zimy! Pojedzie do cieplejszych stron na przezimowanie, bo w Polsce zimę przeżyć to prawie cud! A przecież to, co teraz jest, to nie jest prawdziwa zima! Szkoda chłopaka! Jeżeli przewidywania o ostrej zimie sprawdzą się, dostanie w kość! Przypomniał mi się Australijczyk, który przyrzekał uroczyście przy temperaturze  zero stopni, że NIGDY nie będzie narzekał na australijskie 10-15 stopni podczas australijskiej zimy :)
Dzielnie chłody znosi nasz przyjaciel Marvin. Kiedy przyjechał do Polski (i do Hostelu Mamas&Papas) był październik. Teraz Marvin bohatersko egzystuje w polskim chłodzie, który w porównaniu do aury w Zimbabwe, jest czymś nieludzkim. Marvin znalazł lepszą miejscówkę. Teraz płaci 600 złotych za swój prywatny pokój, nie za łóżko w ciasnym pokoju 3-osobowym u cwaniaka. ( http://hostelik.blogspot.com/2016/11/zero.html )
Marvin opowiedział nam fajną historię. W centrum handlowym zauważył dziewczynę, która ewidentnie musiała być Afrykanką. Podszedł do niej i zagadał po angielsku. Dziewczę nie miało opanowanego tego języka. Marvin podjął próbę po francusku. Dziewczyna tym bardziej nie potrafiła skomunikować się. Jakimś cudem udało mu się ustalić, że dziewczyna jest.... Polką. Urodziła się w jakimś równikowym afrykańskim kraju. Jako maleńkie dziecko została adoptowana przez polską rodzinę. Nie miałam pojęcia o takich historiach. Ale to fajne historie :)

niedziela, 4 grudnia 2016

2,50

Marvin nas odwiedził.
Ostatnio Papas popadł w melancholię i zdziwienie. Przyczyna niebanalna. Znowu ktoś wyniósł z jego kolekcji płytę. Przez ponad pięć lat działalności Hostelu Mamas&Papas zdarzyły się już takie tajemnicze zniknięcia. Czasami zaginiona płyta odnajdywała się po jakimś czasie włożona do niewłaściwego pudełka. Czasami nigdy nie dane nam było jej dotknąć. Trochę nas dziwią te zniknięcia. Są (były) to płyty dostępne w sprzedaży i w cenie uznawanej powszechnie za niewygórowaną. Widocznie natura ludzka jest nieodgadniona. W ostatnim zaginięciu jest coś ciekawego. Papas sprawdził najpierw każde pudełko, czy płyta nie zawieruszyła się po prostu. Nie zawieruszyła się. Wtedy ogłosił zwycięzcę w kategorii "wykonawca najczęściej kradzionej płyty". Johnny Cash!!! Tak! Tylko on dostąpił zaszczytu bycia "kradzionym wielokrotnie". Kupimy płytę po raz czwarty. Niech się ludzie radują :)

Nie wszyscy kradną. Parę dni temu zadzwonił dzwonek. Papas pobiegł otworzyć i odruchowo powiedział "hello". Nasi Goście to w zdecydowanej większości obcokrajowcy i mamy nawyk używania języka angielskiego jako dominującego. Pani odpowiedziała "hello". W tym momencie oczy Papasa przywykły do półmroku i stwierdził, że Pani wygląda jak najbardziej na Panią z bliskiej okolicy, nie z innego kraju. Przeszedł na język polski i Pani ze zdumieniem i radością wykrzyknęła "Pan mówi po polsku!!!". Zaciekawiona słyszanym z oddali dialogiem, podeszłam do drzwi. Pani przywitała mnie radosnym "hello" i ucieszyła się, że też mówię po polsku. Spytała, czy może wejść na 5 minut. Papas był zbyt grzecznym chłopcem, żeby prowadzić negocjacje z Panią. Ja stanowczo zażądałam podania przyczyny chęci wejścia. Pani mówi, że tylko 5 minut. Ja znowu, że w jakiej sprawie. Pani w końcu wyznała, że chciałaby pożyczyć 2,50. 5 minut na pożyczenie 2,50!!! Odmówiliśmy. Pani wyglądała na taką, że jak jej damy (pożyczymy) tą drobną kwotę, to będzie odtąd naszą najwierniejszą powracającą przyjaciółką. Zawsze będziemy mogli liczyć na to, że przyjdzie po pieniądze. Z drugiej strony, Pani nie kradła, tylko pożyczała ;) Pozytywna strona tej historii.

"Żony" naszego Maksa. Super dziewczyny


Wesołe panny - każda z innego kraju, chociaż podróżują razem.

niedziela, 27 listopada 2016

Uchodżcy



W Hostelu Mamas&Papas zawsze jest ślad wszystkich istotnych wydarzeń, które zajmują uwagę świata. Ostatnio wiele razy słyszymy różne opinie na temat uchodźców. Oczywiście odczucia ludzi są bardzo różne, na ogól podszyte obawami. Mieliśmy też okazję porozmawiać z chłopakiem, który jest synem uchodźców. Młody człowiek przyjechał do nas z Norwegii. Ale nie była to oczywista sytuacja. Jak nam zeznał, został poczęty w Kosowie. Gdy jego mama była w ciąży, rodzice zdecydowali się na emigrację. On urodził się w Szwecji, a docelowo zamieszkali w Norwegii. To bardzo fajny człowiek. Pamięta skąd pochodzi jego rodzina, ale zintegrował się całkowicie z nową ojczyzną. Co roku jeździ do kraju przodków. Mówi po albańsku. Jedyne, co go stresuje, to fakt, że liczni krewni, których odwiedza (w ilości chyba z 60 osób), mają pretensje, że nie pamięta wszystkich imion. David żalił się, że co roku pojawiają się nowe twarze i on nie jest w stanie spamiętać, kto jest kim. Jego krewni są zdziwieni. Wszak oni wszyscy pamiętają, jak on się nazywa ;) Mówi, że zna wielu uchodźców pilnie uczących się języka norweskiego, próbujących zacząć nowe, normalne życie. Problem zwany "uchodźcy" ma wiele twarzy.
David jest w 100% Europejczykiem. Ma otwarty umysł i dużą łatwość w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi. Poprosił o albańską  flagę na naszej mapie. Zrobi się :)
Wróćmy do Polski.
Odwiedzili nas Iwona i Rafał. Przemiła para, która zapisała się szczególnie w historii naszego hostelu. Oni właśnie zrobili PIERWSZĄ rezerwację w Hostelu Mamas&Papas. Można by rzec, że od nich wszystko się zaczęło.






niedziela, 20 listopada 2016

Barbara Brylska i "Kevin sam w domu"






Popatrzcie sobie, co się u nas wyprawia! Ada postanowiła odmalować pokoje (i nie tylko) w hostelu. Niski sezon jest dobrym czasem na remont, ale my jakoś nie mogliśmy się przybrać. Ada przywiozła wszystko, co potrzebne i już pierwszy pokój mamy przepięknie odnowiony. Wiem, że Ada to dama wielu talentów. Jednak nigdy nie pomyślałbym, że odsiecz dla naszych zmęczonych ścian przyjdzie z tego kierunku! Taka mała dziewczynka i taka moc !!!! Dzięki, Adusiu!
Z tego śmietnika stworzyła cudo :)




Remont remontem, życie Hostelu Mamas&Papas toczy się wolniej, ale jednak nie zamiera. Ostatnio odwiedził nas po dłuższej przerwie Denis z Kaliningradu. Bardzo fajny człowiek z otwartym umysłem. Nie mieliśmy za dużo czasu, żeby pogadać, ale jak zwykle czegoś się dowiedzieliśmy. Denis ogląda polską telewizję i polskie filmy. Opowiedział nam, że w Rosji najbardziej popularnymi polskimi artystami byli (są) Anna German, Daniel Olbrychski i Barbara Brylska, a z filmów wciąż wspomina "Czterech pancernych i psa". Pani Brylska dawno już nie udziela się zawodowo, ale ludzie z krajów byłego bloku wschodniego wciąż ją pamiętają. Zagrała w filmie, który od co najmniej 30 lat jest puszczany w rosyjskiej telewizji w Sylwestra. Film jest z 1975 roku, tytuł "Ironia losu" lub tłumaczony na "Szczęśliwego Nowego Roku". Rok w rok leci w telewizji i wszyscy oglądają bez żadnych oznak znużenia. Coś podobnego, jak w Polsce film "Kevin sam w domu", który leci na Polsacie w każdą Wigilię. 
Denis poprosił, żebyśmy doradzili mu jakiś polski serial kryminalny, sensacyjny. Nie oglądamy od kilku lat telewizji i nie bardzo potrafiliśmy mu coś zarekomendować. Może macie jakieś pomysły?

Denis. Nie znamy autora zdjęcia (przesłane do nas 2 lata temu przez bohatera fotografii).

Odwiedził nas też ponownie Marcin. Miło nam bardzo, kiedy ludzie do nas wracają.






niedziela, 13 listopada 2016

Kiedy ręce opadają......

Hostel Mamas&Papas to miejsce, gdzie sporo się dzieje. Mimo,że działamy już ponad pięć lat, wciąż przytrafiają się sytuacje, które nas zaskakują. Spotykamy ludzi, których toku myślenia nie rozumiemy i nie czujemy.
Najczęściej ręce nam opadają, kiedy czytamy niefajne opinie, które Goście wystawiają po pobycie. Oczywiście, każdy ma prawo do własnej oceny, nawet bardzo subiektywnej. Niemniej w 90% przypadków (albo i więcej) wiemy, że Gość wystawi nam złą opinię już w momencie meldowania. Gość spędza w naszym hostelu 5 minut. Nie widział pokoju. Nie jadł śniadania. Nie posiedział w common room. Po prostu - tylko wszedł. I my WIEMY, że wystawi kiepską notę. Tacy ludzie są zmorą wszystkich obiektów noclegowych. Charakteryzują się przede wszystkim tym, że nie puszczają pary z buzi na temat "niedogodności" w czasie pobytu. ZAWSZE dowiadujemy się, jak cierpieli, dopiero po tym, jak napiszą opinię. Wiemy, dlaczego nie informują na bieżąco. Po prostu ich problemy są wydumane (staram się nie użyć słowa "kłamią"). Piszą bzdury, że np. niby w hostelu toleruje się palenie papierosów czy pijackie orgie do białego rana. Nie mogą zgłosić tego na bieżąco, bo takich sytuacji nie ma. Fantastyczne bywają  opisy śniadań. Ktoś pisze, że na śniadanie nie podano potrawy X "A JA LUBIĘ". Pomijam fakt, że hostel to tanie spanie i co do zasady oferuje skromniejsze śniadanie niż Sheraton. Poza tym skąd mamy wiedzieć, że ktoś coś szczególnie lubi? Czasami po prostu wystarczy przyjść na recepcję i zapytać, czy można by otrzymać coś poza standardowym śniadaniem. Zdarza nam się organizować prowiant, o którym nigdy wcześniej nie słyszeliśmy. Nie ma problemu! Wystarczy zapytać!
Przywykliśmy już do tego, że wszędzie można spotkać ludzi nieszczęśliwych i zakompleksionych. Nie przejmujemy się pojedynczymi dowodami na istnienie takich osób. To smutne, że nie wszystkim dane jest cieszyć się życiem bez szukania "dziury w całym".
Ludzi szczęśliwych i zadowolonych jest więcej. Oni nie marudzą i doceniają nasze starania.  Potwierdzeniem jest nagroda, którą otrzymaliśmy parę dni temu. Napisano do nas, że mieścimy się w 3% najlepszych obiektów noclegowych na świecie! Zaskoczyli nas, ale nawet jeżeli nie jest to 3%, ale 10%  czy 20%- to i tak nam się podoba.


Kanada

Hiszpania

Kostaryka i Polska

niedziela, 6 listopada 2016

ZERO




Nieprzyjazna aura mocno ogranicza naszych Gości. Najczęściej są to ludzie młodzi, ale nawet gorąca młoda krew nie daje rady  w starciu z polskim listopadem.
Szczególnie szkoda nam Marvina z Zimbabwe. Marvin spędził u nas jakiś czas po przylocie do Polski. Załatwił formalności związane z rozpoczęciem studiów. Znalazł pokój studencki i wyprowadził się. Bardzo go polubiliśmy. Fajny, porządny człowiek. Żal nam było patrzeć, jak przybysz z Afryki zmaga się z polską jesienną szarugą. Nie był chyba na to przygotowany. Dodatkowo źle trafił z nowym adresem. Wynajął w ciemno miejsce w pokoju 3-osobowym. Pokój ten jest wielkości, mniej więcej, powierzchni potrzebnej na postawienie trzech łóżek i kosztuje .......1800 złotych. Jakiegoś naszego rodaka ewidentnie poniosła fantazja. Bezczelnie wykorzystał zagubienie ludzi z Zimbabwe i Bangladeszu i zrobił interes życia. Powiedzieliśmy Marvinowi, żeby czym prędzej szukał nowego lokum. Tym bardziej, że właściciel nie spisał żadnej umowy i może go wywalić bez konsekwencji dla siebie w dowolnym momencie. Przede wszystkim płacić 600 złotych za 2 metry kwadratowe - trochę za dużo.





Marvin zamieszkał we Wrzeszczu i ma przynajmniej jedną korzyść. Nie musi wąchać wyziewów z komina naszego sąsiada. Nie potrafimy tego pojąć. Ludzie z posesji wyglądającej na dosyć zamożną, palą w piecu jakimiś śmieciami. Plastik, śmieci, g.wno! W jednej chwili pojawia się smród nie do wytrzymania. Trwa jednak zawsze na tyle krótko, że nie zdąży się wezwać straży miejskiej, żeby przyłapać gnojków na gorącym uczynku. Ręce opadają :( Zero świadomości ekologicznej. Zero szacunku dla innych ludzi. Te ludki to po prostu jedno wielkie ZERO. Smutne..... 







niedziela, 30 października 2016

Traktorem na Ukrainę.

Maks i Monia - fajne dzieciaki :)


Jesień pełną gębą. Poszłam z Adą do naszego wspaniałego Parku Oruńskiego. Opierałam się, bo ostatnie szare dni odebrały mi chęć na zrobienie czegokolwiek poza absolutnym minimum. Warto było! Zapomniałam już, jak tam jest pięknie! Nasi Goście często mówią, jak bardzo podoba im się to miejsce. Miałam zamiar wiele razy wejść do parku, żeby zaczerpnąć z jego urody. Wciąż nie było mi tam po drodze, chociaż wejście mijam prawie codziennie. Wreszcie Ada użyła siły i pogoniła mnie na spacer :) 









W hostelu mamy tylko baaaardzo grzecznych Gości. Jak zwykle o tej porze roku są bardziej chętni do wczesnego spania niż do szaleństw do białego rana. No cóż, nam też chce się ciągle spać :)
Ostatnio przez hostel przewija się sporo akcentów ukraińskich. Np.  jednego dnia przebywali u nas: Amerykanin mieszkający na Ukrainie, zajmujący się nauczaniem języka angielskiego oraz Pan, który jest pośrednikiem w legalnym zatrudnianiu osób z Ukrainy. Oczywiście również Maks, który zamienił Kijów na Gdańsk. I jeszcze młody człowiek, który przyleciał z Kijowa, żeby kupić .... traktor. Różne bywają powody przyjazdów do Gdańska, ale traktor naprawdę zadziałał na naszą wyobraźnię. Zastanawiamy się, jak będzie dostarczony do miejsca docelowego. Nie wydaje się, żeby jechał po prostu tyle kilometrów. Laweta, samolot? Nasz miły Gość na pewno zakupił pojazd właśnie tutaj, bo mu się opłacało, ale nasza ciekawość pozostanie niezaspokojona. Trzeba było zapytać!