poniedziałek, 28 marca 2016

Polskie przygody

Wiosenka zaczyna się wpychać coraz śmielej. Nastroje też mamy coraz bardziej słoneczne, ale od czasu do czasu nasze uśmiechy gasi polska rzeczywistość.






Kolejny Gość, gdy tylko powitał nasz kraj, od razu miał kontakt ze strażą miejską. Palił nieborak na przystanku i od razu został spisany i ukarany mandatem. Przyszedł do hostelu bardzo zdziwiony. Zapłacił tylko 20 złotych. Miasto nie wzbogaciło się spektakularnie, a kolejna osoba poniesie w świat informację, że nie jest tu zbyt przyjaźnie. Przepisu nie znał i bezsprzecznie złamał go, ale skoro nie był stąd, można go było po prostu pouczyć. 
Mamy też kolejną taxi story. Cztery Australijki wracały wieczorową porą taksówką. Papas akurat był na zewnątrz. Długo nie wysiadały i wreszcie jedna z nich wyszła i poprosiła Papasa o pomoc. Taksówkarz chciał skasować 55 złotych za kurs ze starówki. Powinno być około 20. Panie były rezolutne i trochę zorientowane w polskich realiach (dwie z nich mieszkają chwilowo w Radomiu). Zawzięły się, że nie dadzą się oskubać.
Papas przepytał taksówkarza.

Ile było kilometrów? Cztery.
Ile kosztuje kilometr? 2,70zł.
Skąd 55 złotych? Panie wysiadały po drodze i musiał czekać.

Panie stanowczo zaprzeczyły. Wsiadły do auta i bez zatrzymywania dojechały do hostelu. Wierzymy raczej Paniom. Papas walczył jak lew! Powiedział, że nie zapłacą tyle, ile taksiarz żąda. I w ogóle zaraz wezwie policję. Zażądał też paragonu. Na paragonie było .....27,40. Ręce opadają. Sprytny koleś! Pomnożył wskazanie taksometru razy dwa. Miało być łatwiutkie oskubanie obcokrajowców, ale nie wiedział, że z Papasem-Bohaterem nie ma szans.

Papas zdołał uchronić dziewczyny przed oszustem, ale na pewno zapamiętają, że w Polsce bywa niemiło.

Już ponad miesiąc minął od naszego powrotu z wakacji i nieprędko wybierzemy się w podróż. Skorzystałam więc z okazji i jadąc z Węgorzewa do Gdańska zahaczyłyśmy z Adą o Ornetę. Bardzo fajne miasteczko. Pochodziłyśmy sobie po tej czternastowiecznej osadzie. Podobało nam się bardzo.
Nie trzeba jechać daleko, ani na długo, żeby mieć namiastkę wojaży. Zwłaszcza, że na następną podróż jeszcze długo musimy czekać.





niedziela, 20 marca 2016

Język francuski

Kolejny tydzień upłynął bardzo spokojnie i już mieliśmy paść z nudów, ale  atmosferę uratowała grupa, która w Gdańsku zrobiła sobie spotkanie "w połowie drogi". Przybyli z różnych miejsc kraju i Europy i faktycznie Gdańsk wydaje się być najbardziej demokratycznym miejscem spotkania grupy przyjaciół/znajomych.
Jednym z członków zlotu był fajny Francuz, który pięknie mówił po polsku. Chciałabym mówić po francusku tak, jak on władał naszą mową. Chłopak jest kolejnym przykładem pogmatwanych ludzkich losów. Rodzice z Portugalii i Włoch, a on jest Francuzem. We Francji się urodził, francuski jest jego pierwszym językiem. Dziewczynę ma z Polski. Nie zazdroszczę jego dzieciom dochodzenia skąd one będą.
Nasz francuski przyjaciel zadaje sobie pytanie, dlaczego tak mało Polaków decyduje się na emigrację do Francji. Wiadomo, nasi jeżdżą na Wyspy, do Niemiec, Holandii i w inne miejsca, ale do Francji znacznie rzadziej. Po dyskusji ustaliliśmy, że to pewnie również z powodu języka. Francuski nie jest łatwy, a po angielsku we Francji dogadać się jest ekstremalnie trudno. Papas i ja próbowaliśmy ostatnio zawładnąć mową francuską, ale... poddaliśmy się. Nasz nowy znajomy powiedział, że Francuzi nie uczą się angielskiego również z powodu silnej propagandy w kraju, która tłumaczy, że język francuski jest tak ważnym językiem, że innych nie trzeba znać. Zwłaszcza, że przewiduje się, że za 50 lat Afryka zacznie nabierać większego znaczenia. Na Czarnym Lądzie wiele krajów ma francuski jako oficjalny język i język ten ponownie wróci na swoje miejsce znane z historii. Być może tak będzie, ale my tego raczej nie sprawdzimy ;)
Z drugiej strony trudno pojąć, dlaczego nie przyjął się na świecie jakiś język uniwersalny, np. esperanto. Niechby wszędzie uczono takiego języka, bez obrazy dla ambicji poszczególnych krajów.  Międzynarodowe życie byłoby troszeczkę łatwiejsze.




niedziela, 13 marca 2016

Coś tu śmierdzi

Wiosna jeszcze dosyć niemrawa, ale w hostelu jest już gwarniej. Ludzie chętniej wyruszają z domów. Mieliśmy już nawet przykład szalonego spontanu. Młodzi ludzie z Zakopanego postanowili wyskoczyć na chwilę do Gdańska. Jechali samochodem przez całą Polskę na jeden zaledwie dzień. To już ewidentny objaw wiosny i budzenia się ludzi z marazmu zimowego.
Sporo życia wniosła w mury Hostelu Mamas&Papas wielonarodowa grupa studentów-erasmusów z Poznania.




Grupa liczna i mocno zaangażowana w życie towarzyskie. Mimo lekkiego chwilami podejścia do życia, widać było, że wiele z tych młodych osób ma dobrze poukładane w głowach. Podobały mi się tematy ich rozmów, których strzępy do mnie dobiegały. Najbardziej utkwiła mi w głowie ich dyskusja na temat odpowiedzialności ich krajów za przeszłość. A to Francuzi byli atakowani za Afrykę Północną czy Azję, a to Portugalczycy za Brazylię. W ostatecznym rozrachunku wychodziło, że jest to młodzież myśląca i krytyczna (co w dzisiejszych czasach nie jest takie oczywiste). Bardzo emocjonują się też aktualną sytuacją związaną z imigrantami. Turecka część grupy opowiada, jak to widać z tamtego miejsca. Jeden z Turków powiedział, że jego najlepszy przyjaciel jest Ormianinem. Patrząc na kontekst historyczny i aktualne relacje między Turcją i Armenią, przyjaźń ta wygląda bardzo pozytywnie. Ogólnie bardzo ciekawie było.
Jednak codzienność bardzo szybko dopadła dopadła dyskutantów w polskim pociągu. Konkretnie w naszej kolejce miejskiej zwanej dumnie SKM.
Jechali z Gdyni Głównej do Gdańska Głównego. 13 osób. Nie zdążyli kupić biletów w kasie i zakupu dokonali w pociągu. Dziwna sprawa! Osiem osób kupiło bilet za 15,68 złotych dla wszystkich. Kolejne cztery osoby zapłaciły 21 złotych. Ciekawe! Osiem osób płaci mniej niż cztery. Wisienką na torcie był zakup dla jednej osoby, która zapłaciła 44 złote. Czy ktoś jest w stanie znaleźć wytłumaczenie, jak to jest możliwe? Wszystko odbywało się w tym samym pociągu i na tej samej trasie.
Bardzo ciekawie wyglądały bilety. Ośmioosobowa grupa ma bilecie napisane, że jadą z Gdyni ..... Chyloni, a więc jadąc najdłuższą trasą płacą najmniej. Osoba płacąca najwięcej, ma bilet wypisany z ... Sopotu. Czyli jedzie nie dość, że w pojedynkę, to jeszcze najkrótszą trasą i płaci duuuuużo więcej niż pozostali.
Dla niezorientowanych: Z Gdyni Chyloni do Gdańska Głównego jest 26 km, z Gdyni Głównej 21, z Sopotu 12.
Coś tutaj śmierdzi. Nikt nie zapłacił tyle, ile wynikało z taryfy opłat. Czyżby jacyś przebierańcy okradali podróżnych?
W imieniu Gości i na ich prośbę będziemy interweniować w SKM, ale na dzień dzisiejszy nie potrafimy tego zrozumieć. Po prostu, coś tu śmierdzi! A może Wy macie jakieś pomysły?





niedziela, 6 marca 2016

Cudze podróże też kształcą



Wróciliśmy z naszych nieodległych wojaży, ale nadal podróże nas kształcą. Cudze podróże, oczywiście :)
Gościliśmy Polaka, który aktualnie mieszka w Chinach. Papas oczywiście wyraził szczególny zapał do rozmowy z "człowiekiem stamtąd".
Pan opowiadał o codziennych aspektach życia w Chinach. Przede wszystkim ogromne rozwarstwienie społeczeństwa. Mówił, że tylu drogich, luksusowych samochodów nie widział w żadnym innym kraju. Z drugiej strony ta biedna część obywateli, którzy nie mają lekko.
Państwo nie ściąga podatków od maluczkich, zainteresowany jest tylko poważnymi podatnikami. Nic od maluczkich nie chce, ale też nie przejmuje się specjalnie, jak im się wiedzie. Nasz Gość filozoficznie stwierdził, że jako klasa średnia zdecydowanie wolałby Chiny, ale nie chciałby być tam biedakiem.
Najlepiej być pracownikiem w sektorze publicznym. Płaca miesięczna nie jest oszałamiająca, ale rozbudowany jest  system bonusów związanych z zatrudnieniem. System ten daje takie profity, że każdy marzy o takiej posadzie. Np. każdy może zakupić mieszkanie za grosze, a system umożliwia zakup nawet kilku lokali.
Inna kwestia - ubezpieczenie zdrowotne. Jeżeli trafisz do szpitala i nie masz ubezpieczenia, nie zrobią tam NIC. Najpierw wpłata, potem pomoc. Zresztą nawet przy wykupionej polisie, należy pokryć dosyć wysoki procent udziału własnego.
Bogatsi Chińczycy bardzo chętnie wysyłają swoje dzieci na studia do Europy, mimo, że wiza jest droga i trudna do zdobycia.
Nam jest na rękę, że tak masowo studiują na naszym kontynencie. Wielu spośród nich to Goście Hostelu Mamas&Papas.
Papas kontynuował w minionym tygodniu podróż. Tym razem na krótko do Holandii na koncert. Nie skusił się co prawda ponownie na nasz najdroższy hotel, ale ponieważ był m.in. z Grzesiem "Mordką" nie potrzebował już zbyt wiele do szczęścia.