niedziela, 29 maja 2016

Nigdy nie należy się poddawać

Kolejny raz zakwitły u nas piwonie. Jest to znak ostatecznie potwierdzający, że sezon w hostelu też kwitnie.


Już prawie dwa tygodnie nie ma Timiego, a my ciągle wspominamy jego pobyt. Liczymy na to, że jak nas odwiedzi będzie gotowa nasza "buda". Pisałam o tym niedawno ( http://hostelik.blogspot.com/2016/05/katastrofy.html)
Nasi dzielni fachowcy "grzebią się" już trzeci tydzień. Miało być zrobione w jeden tydzień. Musimy przyznać, że stanowią wielką atrakcję dla naszych Gości. Liczni obcokrajowcy obserwują "postęp" prac i cmokają ze zdumienia. Nie mieści się im w głowach organizacja pracy, pomyślunek (a raczej brak) i tempo pracy. W sumie nam też się nie mieści ;) 
Zostawmy na razie naszych dzielnych majstrów. Wiele się dzieje w Hostelu Mamas&Papas nawet bez pomocy polskich fachowców.






Ciekawą przygodę miał młody Turek. Wyszedł na kolację do miasta i planował grzecznie wrócić na noc. Wrócił następnego dnia, prosto na śniadanie. Takie przypadki nie są niczym nadzwyczajnym, ale jego  sytuacja była inna. Chłopak zgubił plecak z paszportem, okularami i wszelkim dobrem. I jak to bywa w takich momentach, nie miał zielonego pojęcia, jak i kiedy to się stało. Troszkę się załamał, bo nie miał za dużo czasu, a bez paszportu nie mógł wrócić do Finlandii (gdzie mieszkał). Jego determinacja w poszukiwaniach była zrozumiała, ale też godna podziwu. Rano poszedł pochodzić po starówce w nadziei, że coś sobie przypomni. Przypadkiem spotkał ludzi, których poznał poprzedniego dnia. Spędził z nimi nocny czas. Oni opowiedzieli mu, gdzie byli. Przeszli wspólnie trasę z poprzedniej nocy. Na szlaku był m.in. sklep nocny z monitoringiem. Tam stwierdził, że plecak miał jeszcze na plecach. Doszli do jakiegoś hostelu. Ponieważ Turek po pijaku przebywał tam nielegalnie, nie spotkał się z życzliwością w poszukiwaniach. Ale ostatecznie w innym hostelu odnalazł swoją zgubę! Widzicie?! Nigdy nie należy się poddawać i nawet w sytuacjach wyglądających beznadziejnie, trzeba próbować szczęścia :)



niedziela, 22 maja 2016

Timi

Wśród wielu wydarzeń ostatniego tygodnia na szczególną uwagę zasługuje Timi i jego wyjazd.
Timi był naszym workawayer'em. Spędził z nami miesiąc. Czas pędzi bardzo szybko i nadszedł dzień pożegnania. Smutny dzień!
Timi zorganizował w ogrodzie imprezę pożegnalną. Impreza była fajna, ale szkoda, że pożegnalna....









Pobyt u nas był pierwszym workaway'owym doświadczeniem Timiego. Bardzo udanym. Dołączył do grupki niezapomnianych workaway'owców. Porzucił "normalny" tryb życia i szwenda się po świecie. Możemy tylko pozazdrościć mu miejsc, w których bywał. I zapewne również tych, do których zmierza. Póki co, dziwnie się czujemy, nie słysząc jego kapitalnych prób mówienia po polsku i nie doczekując się ujrzenia jego uśmiechniętej twarzy. Obiecał, że wróci! Czekamy!
Podczas jego pobytu powspominaliśmy dawne komunistyczne czasy. Timi mieszka na wschodzie Niemiec i wydawałoby się, że dorastaliśmy w podobnych warunkach socjalistycznych ojczyzn. Trudno uwierzyć, ale w NRD ludzie mieli ciężej niż w PRL. Na przykład, nie było możliwości wyjechania w legalny sposób do Niemiec Zachodnich (poza emerytami). Jedyną drogą była ucieczka. Wiele tysięcy osób zostało zabitych podczas próby wyrwania się z socjalistycznego raju. Kiedy opowiedziałam, że za komuny byłam w RFN, Timiemu wydało się to czymś niewiarygodnym. Niemiec ze Wschodu nie mógł pojechać do Niemca na Zachodzie, ale Polak czasami tak! Takie to czasy były...  Poza tym każdy młody człowiek musiał być członkiem organizacji pionierskiej. U nas było harcerstwo, ale absolutnie (za moich czasów) nieobowiązkowe. Niełatwy to był czas, ale okazuje się, że mogło być gorzej.
W innej dziedzinie NRD nas pobiło. Gdańsk słynie z posiadania "falowców" czyli długich budynków, które zamieszkuje  nawet kilka tysięcy osób. Timi zgasił naszą dumę i pokazał zdjęcia podobnych miejsc w swoim kraju. Byli pierwsi! A nam nikt o tym nie powiedział :(
Tak czy siak, kolejny raz mieliśmy okazję  wymienić się doświadczeniami  i wspomnieniami. Właśnie to jest fajne w życiu Hostelu Mamas&Papas.


niedziela, 15 maja 2016

Katastrofy



W minionym tygodniu dopadła nas tragedia budowlana. Właściciel miejsca, w którym znajduje się Hostel Mamas&Papas, postanowił wyburzyć ruderę, która "zdobiła" naszą miejscówkę od pięciu lat. Sama idea była jak najbardziej słuszna, tylko dlaczego akurat TERAZ? Ruszył sezon. W hostelu tłumy. I właśnie teraz robimy pobojowisko! Pierwsza przymiarka była w listopadzie, ale nie będę się czepiać o marne pół roku poślizgu.... Przynajmniej będzie ładniej.




Zanim plac budowy rozgościł się na naszej posesji udało się nam zainaugurować sezon ogrodowy. Przyjemna inauguracja :)











Tragedię budowlaną i inaugurację sezonu ogrodowego przyćmiła przygoda naszego Gościa z Finlandii. Młody człowiek wyszedł wieczorem na miasto, żeby się zabawić. Normalna rzecz, więc nie czekałam na niego spodziewając się, że może wrócić późno (a raczej wcześnie rano). Przed siódmą obudził mnie telefon. Zaspana nie zrozumiałam w pierwszym momencie, o co chodzi rozmówcy. Ogarnęłam się szybko i dotarło do mnie, że młody człowiek z Finlandii ma kłopoty. Bardzo zdenerwowany (nawet spanikowany) prosił o pomoc, bo coś się stało z jego oczami. Na pytanie, gdzie jest, odrzekł, że jest gdzieś w śródmieściu. Ładna wskazówka! Powiedziałam, żeby poprosił o pomoc jakiegoś przechodnia. Nic innego nie przyszło mi do głowy, skoro nie wiedziałam, gdzie on jest. Zadzwoniłam do niego po kilkunastu minutach. Okazało się, że jest tam policja. Młody Fin przekazał telefon naszej władzy i dowiedziałam się, że został zaatakowany gazem. Chłopak nie miał pojęcia, gdzie spędził czas i co się stało. Widać było tylko, że jest dosyć "zmęczony" spożytymi napojami i nie da się raczej ustalić, kto mu to zrobił. Miał szczęście w tym nieszczęściu. Panowie z policji mieli zawieść go do izby wytrzeźwień, ale po drodze spotkali patrol z naszej dzielnicy. "Nasi" policjanci, wiedzieli, gdzie znajduje się nasz hostel. Przejęli Gościa od patrolu ze śródmieścia i odwieźli Fina "do domu". Zachowali się bardzo fajnie. Zupełnie inaczej niż policja z Sopotu w sytuacji, o której pisałam parę miesięcy temu ( http://hostelik.blogspot.com/2016/01/historia-kryminalna.html ). Oczy naszego "bohatera" wracały do normy, aczkolwiek po przyjeździe do hostelu widział moją osobą jako trzy postacie. Nie będzie pewnie mile wspominał tego pobytu. Nie dowie się do końca, komu i czym tak podpadł, że został zaatakowany gazem. Najważniejsze, że dobrze się skończyło. Szanujemy naszą ukochaną policję bardzo (mocno), ale wolimy nie widzieć jej za często w Hostelu Mamas&Papas.

niedziela, 8 maja 2016

Niełatwe drogi do celu

Wielkie wrażenie  zrobił na nas ostatnio Gość z Białorusi. Przyjechał do Gdańska na koncert Hansa Zimmera. Było to duże wydarzenie i bilety na pewno nie należały do tanich. Nasz Gość musiał wybrać bardzo oszczędny sposób na pobyt. Po przyjeździe do Gdańska przeszedł na pieszo trasę do hali koncertowej. Bagatela - 14 kilometrów. Chciał sprawdzić, ile czasu potrzebuje, żeby dotrzeć tam na pieszo. Sprawdził i na piechotę przyszedł do hostelu. Następnego dnia pokonał tę trasę znowu dwukrotnie. Na koncert i z powrotem. Koszt skorzystania z komunikacji miejskiej był dla niego za wysoki. Dla koncertu dał z siebie tak wiele. Pamiętam opowieści naszej białoruskiej workaway'ki ( http://hostelik.blogspot.com/2015/03/biaorus.html ). Przykro słuchać, jak ciężkie mają życie ludzie stamtąd. Ludzie tacy sami jak my.

Było też radośnie! Szalony Edwin z Holandii wprowadził tak wiele energii, że aż trudno opisać. Podobają się nam takie klimaty!

Edwin - ten w czerwonym! Razem z tamilskimi Gośćmi z Indii.
Edwin wraz z NIE braćmi z Holandii. Wszyscy ich mylili. Fajna historia.

Przyjaźń francusko-izraelska

Artysta z Francji

Na koniec historyjka lokalna :)
Pewnego razu wracałam z naszego lokalnego sklepiku. Jakaś Pani zaczęła za mną wołać. Widziałam ją w czasie zakupów, więc poczekałam. Może portfela zapomniałam albo jakiegoś zakupionego towaru..... Pani wyznała mi, że poprzedniego dnia miała 60-te urodziny i popiła z partnerem i ma gigantycznego kaca. I uprzejmie zapytuje, czy nie postawiłabym im 2 piw, bo ich tak strasznie suszy. Pewnie podejrzała, że jestem przy kasie, bo zrobiłam zakupy za 13,63 i wyczuła wielką fortunę. Z przykrością odmówiłam, ale jestem pod wrażeniem klasy zapytania :)

Naprawdę  na koniec: Adi w ogrodzie :)


niedziela, 1 maja 2016

Papas w podróży sentymentalnej.

Papas jest osobą niezmiernie popularną i uwielbianą. Wszyscy o tym wiemy. Bardzo często znajdujemy różnego rodzaju dowody na ten temat. Np. takie, jak na zdjęciu poniżej.


Dla wielbicieli Papasa parę fotek z podróży sentymentalnej. Papas pozazdrościł mi wycieczki z Adą do Ornety. Zabrał p.Czesię i siebie do Bydgoszczy. Ostatni moment, bo sezon ruszył i nie będzie czasu na żadne skoki w bok.






Pisałam kiedyś o naszej współpracy z pewnym biurem z Holandii, które organizuje wycieczki-niespodzianki. Ludzie wykupują wyjazd w ciemno. W ostatniej chwili dowiadują się, dokąd lecą. Często na wieść, że lecą do Polski są niezadowoleni, ale po pobycie w Gdańsku całkowicie zmieniają zdanie. Bardzo nas to cieszy!
Taki wyjazd jest dla Gości pewnym ryzykiem. Dla nas również. Zdarza się, że trafiają do naszego hostelu osoby, które są nie za bardzo "hostelowe".  Kupują ofertę obciążoną dużą dozą niespodzianki i nie potrafią ukryć rozczarowania. Nie jesteśmy w stanie zamienić Polski na inny kraj i dormitorium na prywatny apartament! Na szczęście osoby zaskoczone są w zdecydowanej mniejszości, więc możemy skupić się na sympatyczniejszej grupie.
Jedna z dziewczyn z tej "imprezy" nie mogła znaleźć na przystanku autobusowym na lotnisku nikogo mówiącego po angielsku. Usłyszała za to swój holenderski język. Zapytała w desperacji, czy ktoś jedzie z tego przystanku do Hostelu Mamas&Papas. Okazało się, że owszem - spotkała inną osobę ze swojego biura podróży. Zawsze trzeba próbować!
Dobrze, że tak się skończyły jej kłopoty. Niedawno jeden z Gości został skasowany przez taksówkarza kwotą 9zł za kilometr (w ciągu dnia!). Na pewno wiele razy będę pisać "taxi story". Nasi taksówkarze bardzo się starają, aby nie zabrakło mi tematu na bloga.