wtorek, 13 września 2016

Stara Kaszarnia i zamek

 
 
Dzisiaj pojechaliśmy do pobliskiego Człuchowa. To zaledwie 12 km od Chojnic. Głównym celem był tamtejszym zamek. Oczywiście, jak zwykle, Papas zdobywał mury i wieżę. Ja wolę popatrzeć mniej aktywnie. Zamek okazał się mniej okazały, niż się spodziewałam, ale to nie było ważne. Również miasteczko nie jest za duże i wcale nie widać turystów. Normalne życie na prowincji. Jak wróciliśmy do Chojnic, to wydawało się, że do metropolii trafiliśmy ;)
 
 


 











 
 

 
 
 
W Człuchowie mieliśmy też chwile zachwytu. Na obiad udaliśmy się do restauracji Stara Kaszarnia, która mieści się w młynie (a później kaszarni) z końca XIX wieku. Nasze wrażenia totalnie odmienne od wczorajszych chińskich klimatów. Byliśmy zachwyceni! Tanio nie było, ale warto!!! Polecamy gorąco rybkę z lokalnego jeziorka, placki z kaszy gryczanej ze śmietaną i łososiem, flaki wołowe i sałatkę cezar. Mega pozytywne doświadczenia!
 
 
 


 
 
Ze Starej Kaszarni powlekliśmy się na dworzec kolejowy. Po bardzo dobrych doświadczeniach z miejscowej restauracji zderzyliśmy się z przygnębiającym widokiem okolic dworca. Niewiarygodne, jak można doprowadzić do takiego stanu miejsce, które normalnie powinno być wizytówką miasta.
 
 







 
Oczywiście na "dworcu" nie ma żadnego zaplecza, więc poszliśmy do nieodległego sklepiku, żeby zakupić płyny. Upał był nieziemski i z wielką radością dotarliśmy do owego sklepiku, który zaraz miał się zamknąć. Wszak była prawie szesnasta! Czas najwyższy, żeby się zamykać :) Sklep przypominał typową placówkę handlową GS z czasów PRL. Bardzo fajny klimacik :) Papas zakupił zimne piwo i natychmiast otworzył, żeby zdążyć spożyć do rzeczonej szesnastej. Ledwo otworzył, a Pani Sklepowa histerycznie zwróciła uwagę "proszę nie pić piwa w sklepie!". Papas miał chyba dla niej zły wygląd :( Pani skierowała nas na tyły budynku, gdzie pod parasolem biesiadowała lokalna elita. Bardzo sympatyczni, grzeczni ludzie. Usiedliśmy z lokalsami. Ja z moją wodą mineralną zdecydowanie nie komponowałam się.
 



Po powrocie do Chojnic wkurzyłam się znowu na naszą policję. Chojnice to mały, senny dworzec. Ruch niewielki. Dzielne policyjne siostry wjechały radiowozem na peron, żeby pogonić trzy kobiety, które chciały przejść przejściem dla niepełnosprawnych. Tamtędy było im z tobołami najbliżej. Dzielne policjantki zaparkowały tak, żeby obserwować, czy kobitki przejdą przejściem, czy pociągną się dookoła. Szlag mnie trafia, gdy widzę taką nadgorliwość! Pusto, głucho, żadnego zagrożenia, przejście wyznaczone. Panie policjantki zdecydowanie powinny być tak gorliwe w innym miejscu. Chojnice czy Gdańsk - wszędzie tak samo.
 
Podsumowując - Chojnice były miłym doświadczeniem. Nasz pensjonat polecamy, mimo, że dzisiaj Pani poinformowała nas, że jak chcemy mieć pusty kosz, to sami musimy sobie wynieść śmieci. W zasadzie żaden problem! Tylko, gdzie jest kubeł na śmieci i nowe worki?
Człuchów - polecamy na kilka godzin, obowiązkowo z obiadem w Starej Kaszarni.
A jutro wracamy do naszej miłej codzienności :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz