niedziela, 26 czerwca 2016

Zaklinanie rzeczywistości :)



Andrea - nasza workaway'ka - wyjechała. Znowu było nam smutno. Mamy szczęście do fajnych ludzi (poza Stefanem oczywiście  http://hostelik.blogspot.com/2016/06/no-problem.html  ), ale potem tak trudno się pożegnać.  



Z kolei Kiciuś żegna się bardzo łatwo. Przychodzi do niego panna. Zaleca się, kusi, a Kiciuś nic i panna odchodzi z kwitkiem.




Kiciusia amory nie są jednak sprawą dominującą w życiu Hostelu Mamas&Papas. Mamy Mistrzostwa Europy w Piłkę Nożną. Wielu egzotycznych Gości. I normalne przygody, jak zwykle.
Ostatnio adrenalinkę podniosły nam wydarzenia, które przydarzyły się dwóm dziewczynom z Łotwy.
Już na początku widać było, że dziewczyny nie godzą się łatwo z tym, co dla innych jest oczywiste. Jedna z nich zapytała, ile lotnisk jest w Gdańsku. Na odpowiedź, że jedno, absolutnie nie zgodziła się. Powiedziała, że lądowała już w Gdańsku i nie było to lotnisko, z którego przybyła dzisiaj. Pomyślałam, że może przyleciała do Gdańska przed rokiem 2012 i miała okazję poznać stary terminal. Stanowczo zaprzeczyła. Korzystała z naszego lotniska w ubiegłym roku i na pewno był to inny port lotniczy. No cóż! Z Faktami nie dyskutuje się :) Jednak nie było to ostatnia przygoda związana z naszym skromnym portem lotniczym.
Dziewczyny chciały pojechać na lotnisko pierwszym dziennym autobusem. Wyjaśniłam im, że nie mają najmniejszych szans dotrzeć na czas, ponieważ autobus dojeżdża na miejsce już po zamknięciu bramki. Brakuje im minimum 30 minut. Poinformowałam, że mogą pojechać autobusem nocnym z przesiadką. Nie bezpośrednio, ale z wygodną przesiadką i na czas.
Pojechały. Wybrały się na autobus, którego nie było. Tzn. pierwszy przed przesiadką był, ale nie miały się na co przesiąść. Zdecydowały się na autobus, z którego mogły przesiąść się tylko na autobus, który wcześniej został zdyskwalifikowany, jako zbyt późny. Dziewczyny twardo broniły swojego prawa do dłuższego snu! Nie pomyślały, że wyjście na autobus o pół godziny wcześniejszy (z przesiadką) nic a nic nie zmieni ich sytuacji.
Zadzwoniły do mnie przed piątą, co robić?! Pole manewru nie było zbyt szerokie. W zasadzie nie było w czym wybierać. Autobusu nie było. Połączenie pociągowo-autobusowe też nie ratowało ich sytuacji. Pieniędzy na taksówkę nie miały, bo przed wylotem pozbyły się złotówek.
Zadzwoniłam do firmy taksówkowej, z którą współpracujemy z prośbą o podstawienie taksówki na przewóz bezgotówkowy. Mamy taki punkt w umowie. Pani dyspozytorka stanowczo odmówiła. Ja stanowczo nalegałam. Minuty uciekały i lada moment nawet taksówka nie uratuje sytuacji. Pani się wykłócała, ja nie ustępowałam. Wreszcie poszła gdzieś dopytać się i łaskawie wysłała samochód. Dziewczyny zadzwoniły z lotniska, że zdążyły. W ostatniej chwili!
Udało się! Mam nadzieję, że przynajmniej zapamiętają nasze lotnisko. Naprawdę w Gdańsku jest tylko jedno!

Prezenty od Gości z Malty.

Flaga Quebecu

Dumni Kanadyjczycy z Quebecu.

Egzotyczny duet: Indie i Hongkong

Zen z Singapuru - nigdy go nie zapomnimy. Kocha Polskę!

Kiciuś na kacu.

Brian nad miską zupy. Brian ma polskie korzenie.

Trzy Gracje: Francja, Holandia i Węgry. Węgierka pięknie mówi po polsku.



niedziela, 19 czerwca 2016

No problem!

W Hostelu Mamas&Papas panuje na ogół fajna atmosfera. Przyjeżdżają do nas ludzie z całego świata. Różne kraje, kultury, religie. Goście opowiadają nam ciekawe historie. Spędzamy razem dużo czasu. Jest ciekawie i wesoło.







W tym wszystkim co jakiś czas pojawia się jakaś osoba czy wydarzenie, które burzą nasze sielskie nastroje.
Takim przykładem był nasz kolejny workaway'er . Wśród naszych pomocników dominowali zdecydowanie ludzie fajni i bardzo fajni. Teraz miało być inaczej.
Przyjechał młodzieniec, który przedstawił się jako Stefan i niepytany powiedział, że ma pochodzenie niemiecko-włoskie. Nie było to dla nas istotne, ale skoro chciał się pochwalić "no problem". Przybył w piątek. Mówiłam mu, żeby pojawił się w niedzielę, bo nie mamy żadnych wolnych łóżek w weekend i nie możemy mu zaoferować dachu nad głową. Odrzekł, żebyśmy się nie kłopotali. On sobie poradzi. Powtórzyłam, że nie mam dla niego miejsca do spania. On powtórzył, że "no problem".
W dniu przyjazdu wieczorem, zapytał, gdzie... mógłby spać? Zdumiona przypomniałam mu, że przecież przez dwa pierwsze dni nie mam dla niego miejsca i on o tym wie. Odrzekł "no problem" i zapytał, czy może kimnąć się w common room. Trochę już zirytowana, powiedziałam, że NIE. Miał trochę szczęścia, bo przyjechał Adi z namiotem i zaproponował mu tą miejscówkę, ale TYLKO NA JEDNĄ NOC. Stefan poszedł spać. Siedziałam tej nocy długo i około trzeciej słyszę i widzę, że jegomość ładuję się do hostelu z poduszka i kołdrą. Pytam, co on wyprawia? On na to, że mu w namiocie za wilgotno i idzie spać do .... common room. Zjeżyłam się i powtórzyłam głośno, wolno i wyraźnie, że mówiłam mu, że tam nie może spać, bo zaraz ruszają wczesne śniadania dla ludzi odjeżdżających wcześnie na lotnisko. Poza tym mówił, że "no problem", że nie mam dla niego miejsca i niech wreszcie przestanie nas dręczyć! Grzecznie przeprosił i wycofał się do namiotu. Prawdopodobnie wykombinował, że o tej porze będę już spać i spokojnie przemknie się do budynku.
Następnego wieczoru znowu zapytał, gdzie może spać. Po raz kolejny mówię, że przecież noclegu na pierwsze dwie noce nie zapewniamy. Że uparł się zacząć wolontariat wcześniej i że NO PROBLEM! Odrzekł, że spoko, on tą kolejną noc prześpi w namiocie. NIE! To namiot Adiego i było powiedziane, że udostępnił tylko na JEDNĄ noc! Tej nocy Adi sam go potrzebował. Stefan wymówił swoje "no problem" i postanowił na wieczór udać się gdzieś.
Rano znaleźliśmy go  w łóżku ....... w dormie. Jeden z Gości wyjeżdżał wcześnie na samolot. Stefan gdzieś coś usłyszał i bez naszej wiedzy i zgody wlazł do pokoju. Najpierw obudził o szóstej Adiego w jego namiocie żaląc się, że mu zimno i zmęczony. Stoi od dwóch godzin pod hostelem i tak mu źle! 
Wkurzył nas tą samowolką, ale pozwoliliśmy mu odespać. Potem zdecydowaliśmy, że nie chcemy takiego osobnika w hostelu. Zwłaszcza, że inni Goście zaczęli na niego narzekać. Nie polubili go i zdecydowanie wyrazili swoją dezaprobatę. Nie potrzebujemy do pomocy w hostelu kogoś, kogo Goście nie akceptują i stwarza wciąż problemy.
Kiedy Papas poinformował go o naszej decyzji, zaczął się wykłócać, że on nic złego nie zrobił! Było mu zimno stać pod hostelem. Że ławka w ogrodzie była mokra. Przepiękne "NO PROBLEM"! Poza tym dyskryminujemy go za to, że jest .... Turkiem.
To też było dziwne. Powiedział, że jest włosko -niemieckim Stefanem. Poprosiłam go po przyjeździe o paszport. Ociągał się wyraźnie. Kiedy zapytałam o paszport po raz drugi, znowu się ociągał, ale wreszcie podał. W niemieckim paszporcie nie było żadnego Stefana. Tureckie imię i nazwisko. Mieliśmy workaway'ów z całego świata, z pięciu kontynentów. Naprawdę, nie mamy żadnych uprzedzeń! Nie ma dla nas żadnego znaczenia narodowość. Liczy się człowiek. I tylko człowiek! Gadanie, że dyskryminujemy kogoś ze względu na cokolwiek, bardzo nas obraża! Bardzo!!!
Przy wyjściu przyszedł do mnie życzyć mi szczęścia. Poinformował mnie też, że jest buddystą i zakomunikował, że to, co mu zrobiliśmy, to zła karma i los nas pokarze. Jesteśmy bardzo niekulturalni, że obudziliśmy go w ten sposób. Rzeczywiście! Daliśmy mu odespać, dostał śniadanie i jeszcze nas niemal od chamów wyzywa. Papas nie był świadkiem tych serdeczności, bo czekał na zewnątrz z tobołami tego gamonia. Stefcio miał kilkadziesiąt kilogramów klamotów. Papas (ten zły Papas) pomógł mu zanieść to na przystanek. Nasz biedny poszkodowany zaczął po drodze również Papasowi wygrażać złą karmą. Ostatecznie nie ma go u nas i wszyscy odetchnęli z ulgą.
A karma? Od jego wyjazdu wyjątkowo mocno nam sprzyja :)

Chociaż ostatnia wichura może temu trochę przeczyć :)




Następnego dnia jednak było jak zawsze - słonecznie i kolorowo.






Nasz nowy kącik  cieszy się ogromna popularnością. I słusznie!






W takich okolicznościach rodzą się talenty! Nasza Andrea zaraz odjedzie :( Szkoda! Bardzo fajna workaway'ka. Tak inna niż Stefan!

Jeszcze trochę natury.



niedziela, 12 czerwca 2016

Nowa flaga i reszta jak zwykle.



Wśród wielu miłych zdarzeń, z którymi mamy do czynienia w Hostelu Mamas&Papas zdarzają się czasami dziwne, trudne.
Właśnie mieliśmy "przyjemność" gościć Pana, którego nie zaakceptował żaden z Gości.
My od początku mieliśmy przeczucie, że coś będzie nie tak. Nasze przypuszczenia okazały się słuszne i zaczęły się od przeczytania prośby umieszczonej na rezerwacji. Pan poprosił o spokojny pokój i zarezerwował miejsce w pokoju ...... wieloosobowym. Mamy już doświadczenie z takimi ludźmi. Jak można prosić o spokojny pokój rezerwując łóżko w dormie? Nikt nigdy nie wie, jaki typ człowieka będzie "współspaczem". Ryzyko jest duże. Osoby poszukujące spokoju nie powinny nigdy rezerwować miejsc w pokojach wieloosobowych. Szybko okazało się, że mieliśmy rację. Pan dostał łóżko w pokoju, który okazał się przypadkiem faktycznie pokojem spokojnym. I co? Pokój był spokojny, a Pan tłukł się do trzeciej nam ranem. Kursował po hostelu, ciągał ze sobą walizkę. Mistrz spokoju po prostu! Następnego dnia około południa wynurzył się z pokoju z mocno wkurzoną miną. Przecież prosił o spokojny pokój, a tu słychać rozmowy z recepcji! Byłam zaskoczona, że w ogóle był w pokoju. O tej porze przy ładnej pogodzie hostel pustoszeje. Podzieliłam się z nim tą refleksją, a on na to, że przecież szedł do łazienki i WIDAĆ, że jest w hostelu. Sorry! Ja go nie widziałam i tak się zdarzyło, że nikt z obecnych nie pomyślał, żeby ogłosić wszystkim ten fakt, że koleś poszedł się wysikać.
Jesteśmy bardzo sympatyczni, więc zaproponowaliśmy mu miejsce w innym pokoju. Poszedł. Następnej nocy, poszłam na obchód i co?! Pan Spokojny siedział po ciemku w korytarzu wśród rozwalonych swoich rzeczy. Nie całkiem po ciemku. Był przygotowany. Miał jakąś lampę przytroczoną do głowy. Oczywiście przeszkadzał wszystkim. Następnego ranka około dziesiątej wpadli do nas mistrzowie od naszej budowy i przez dwie godziny porządkowali i kończyli prace. Pan Spokojny zapytał, czy oni jutro też będą mu przeszkadzać? Taki to Pan Spokojny. Oczekuje spokojnej miejscówki, ale wszystkich dookoła ma gdzieś. Ma być cicho w dzień, bo on odsypia swoje nocne hałasowanie.
Wszędzie ciągnął ze sobą walizkę. Zęby uparł się myć w kuchni w common room, a wszystkie łazienki były w tym czasie wolne. Przytargał czajnik z kuchni i odpalił w salonie dokładnie obok ludzi siedzących tam i oglądających film. Rozłożył swoją walizę i znowu coś przekładał, wykładał, wyjmował, chował. Innym Gościom nie przypadł do gustu i byłam zasypywana pytaniami, o co temu Panu chodzi? Skąd ja mam wiedzieć?! Jakiś inny wymiar nim rządzi!
Tak też czasami bywa. Na szczęście większość, jak zwykle, to bardzo  fajni ludzie. Mogę nawet stwierdzić, że wyjątkowo "obrodziło" nam w fajnych Gości.

Bliźniaczki z Niemiec szukały w Gdańsku informacji o swojej rodzinie, mieszkającej tu przed laty.

Odwiedził nas Rafał. Zaskoczeni przywitaliśmy oprócz niego dwie dziewczyny.

Papas i Hongkong

Wieczorne pogaduszki ze śmietnikiem w tle.

Od największego do najmniejszego.

"Polska ławka" na międzykontynentalnym ognisku.

Król Hans

Jeszcze wszystko przed nami, rozpędzamy się

Papas dyskutuje z chłopakiem ze Sri Lanki. Pierwsza osoba z tego kraju.

Ten Pan tylko odpoczywa.

Rozkręca się wieczorny spontan.

Ludzi sporo, ale i tak Kasia z Leną "rządzą".

Australia pozdrawia!

Wariaty ;)

Ben wrócił.

No comment!

Budowa nowej budy po długich trudach UKOŃCZONA!

Papasowy ślad na nowej budzie.

Ada przyjechała i przygotowała pychotę dla kochanej mamusi ;)



niedziela, 5 czerwca 2016

Policja

Grzesiu "Mordka" i Andrea - nasza workaway'ka.
Ostatnio wydarzyło się sporo sytuacji, które po prostu wkurzają nas.
Zacznę od policji.
Ostatnio nasza dzielna władza mile nas zaskoczyła przy przygodzie Gościa z Finlandii  ( http://hostelik.blogspot.com/2016/05/katastrofy.html )  i już prawie zdążyliśmy pokochać ją. Niestety, szybko nam przeszło.
Nasz Gość z Chile jechał sobie na rowerze (pożyczonym od nas). Dzielni policjanci wylegitymowali go na ścieżce rowerowej i dokładnie sprawdzili w rejestrze, czy rower, na którym jechał Chilijczyk, nie jest przypadkiem kradziony. Zajęło to trochę czasu i pozostawiło dużo smrodu w odbiorze Polski przez obcokrajowca.
Bardziej zbulwersowała nas inna reakcja policji. Do naszego hostelu przyjechał wieczorową porą pewien Polak. Był jakiś dziwny. Nie pierwszy i nie ostatni. Nocował w dormie. Rano okazało się, że Gość z Hongkongu śpiący w tym samym pokoju, został okradziony. Sytuacja taka zdarzyła się w Hostelu Mamas&Papas pierwszy raz od początku istnienia. Wiedzieliśmy, że statystycznie jesteśmy skazani na taką okoliczność. W sumie i tak, szczęśliwie, doświadczyliśmy się takiego zdarzenia dopiero po pięciu latach. Wszystkie poszlaki wskazywały, że sprawcą kradzieży jest ów dziwny Polak. Wezwaliśmy policję.
Pierwsze zdziwienie. Pan oficer dyżurny powiedział, że nie wiadomo, kiedy podjedzie patrol, bo muszą znaleźć funkcjonariusza mówiącego po angielsku. Dziwne! W Polsce język angielski jest obowiązkowy już w szkole podstawowej. Do policji przyjmują ludzi przynajmniej z maturą, na której angielski też jest obowiązkowy. I mimo to, jest problem ze znalezieniem policjanta mówiącego po angielsku?! Na szczęście, w naszym przypadku szybko znaleźli odpowiednią osobę. Przyjechał 3-osobowy patrol. Była moc!!! Co nas zbulwersowało? Mieliśmy dane karty kredytowej podejrzanego i numer jego komórki. Policja nie była w ogóle zainteresowana tymi danymi. Każdy wie, że można szybko namierzyć podejrzanego posiadając takie dane. Policja najwyraźniej nie była w ogóle zainteresowana znalezieniem tego pana. Nie chcieli znać numeru telefonu czy karty. Ręce opadają... Na szczęście są wystarczająco zaangażowani w ściganiu potencjalnych złodziei rowerów z Chile!
Mamy nadzieję, że nie będziemy zmuszeni więcej do współpracy z ukochaną władzą. Wolimy nasze wesołe życie w Hostelu Mamas&Papas.