niedziela, 23 czerwca 2019

Atrakcje na ósme urodziny Hostelu Mamas&Papas


Piękny bukiet od Żeni. Własnoręcznie przygotowany.


Minęło osiem lat od momentu, kiedy otworzyliśmy hostel. Ósme urodziny przebiegały spokojnie, jak wszystkie poprzednie. Na koniec dnia dostaliśmy "prezent". Musieliśmy po raz pierwszy wezwać policję do awanturującego się gościa. Można by rzec, że i tak mieliśmy dużo szczęścia, że dopiero po ośmiu latach spotkała nas taka sytuacja.
Gościliśmy parę ukraińsko-gruzińską. Przyjechali około godziny 13. Pan Gruzin zwracał trochę naszą uwagę, ale nie działo się nic specjalnego. Po prostu mamy nosa do ludzi po tylu latach prowadzenia hostelu i podskórnie wyczuwamy niezbyt dobre wibracje.
W nocy zaczęli być zbyt głośno. Mieli prywatny pokój, ale ich rozmowy i muzyka niosły się po całym hostelu. Zapukałam i poprosiłam o zachowanie ciszy. Mocno przeprosili i obiecali poprawę. Po około 15 minutach ponownie musiałam zapukać i jeszcze raz uciszyć. Znowu przepięknie przeprosili. Po kolejnych 15 minutach "powtórka z rozrywki". Tym razem pan pokazał, że coś tam się stało z łóżkiem i on w tej sytuacji nie może być cicho. Próbowałam go uświadomić, że jeżeli coś jest nie tak, należy zgłosić to na recepcję, a nie drzeć ryja na cały hostel. Pan nie powiedział, że jego żona dawno śpi i on nie rozmawiał z nią głośno. On nie może spać, bo łóżko rozwalone. Łgał, bo słyszałam wyraźnie głos jego ukochanej. Ukochana twardo udawała, że śpi. 
Swoją drogą, nie mam pojęcia w jaki sposób używał łóżka, że spowodował takie właśnie uszkodzenie. W chwilę naprawiałam łoże i poprosiłam, żeby jednak był cicho i poszedł spać. On jednak zaczął dyszeć agresją. Napisałam do Żeni, żeby przyjechał na pomoc. Pomyślałam, że może mój rosyjski jest nie wystarczający i dlatego wciąż nie mogę zakończyć tej sytuacji. 
Poszłam na górę skończyć robotę, którą zaczęłam. I znowu słyszę, że zaczynają hałasować. Wysłałam do Żeni popędzającego SMS-a, bo czułam, że tym razem nie poradzę sobie z agresją. Papasa nie budziłam, bo potrzebne było wsparcie z językiem rosyjskim. W międzyczasie Papas sam się obudził i słysząc, co się dzieje, poparł plan, żeby natychmiast wezwać policję.
Żenia też akurat nadjechał, bijąc rekordy prędkości. Poszedł do faceta, żeby wyjaśnić po rosyjsku sytuację i poinformować, że wezwaliśmy policję.
Okazało się, że facet nie do końca się dogadywał ze mną, nie dlatego, że za słabo mówię po rosyjsku. Przeciwnie! To on mówił słabo!
Facet z agresją wydzierał się na dworze używając wciąż słowa na ch..., które po rosyjsku brzmi tak samo, jak po polsku. Stwierdził, że on wezwie policję, bo mu się krzywda dzieje. On chce spać, a ja ciągle pukam do drzwi i przeszkadzam. I spać nie daję. On wezwie policję i jeszcze, żeby dać mu papierosa. I oddać mu pieniądze. Machał przy tym łapami, jakby chciał pobić.
Przyjechał patrol. Okazało, że koleś nie ma paszportu, tylko jakąś legitymację weterana. Tłumaczył policjantom, że on tez był w policji i najwyraźniej oczekiwał, że w związku z tym będzie mu odpuszczone. Wielokrotnie podkreślał fakt, że był w policji. Być może w krajach posowieckich ma to jakieś znaczenia, ale tutaj to nie zadziałało. A ja miałam mega stres, bo darł się, policjant go przekrzykiwał, a hostel był pełen śpiących Gości.
Policja zdecydowała, że zabiera ich z hostelu. Najpierw był problem, żeby panią obudzić, bo w międzyczasie faktycznie zasnęła. Po kilku trudach udało się! Pani zażyczyła sobie siusiu. Rozsiadła się w toalecie tak, że zasikała sukienkę. Gaci też nie miała. Była nieprzytomna, ale uspokajała swojego partnera, żeby się nie wydzierał. Szacun!
Pan wciąż oczekiwał zwrotu pieniędzy. Oczywiście nie oddaliśmy, ale to, co zapłacili poszło i tak na naprawę szkód. Zalali czerwonym winem łóżko. Cała pościel do wyrzucenia. Nawet materacowi się oberwało. No tego tak wywalić od razu się nie da. Trzeba wyczyścić lub kupić nowy.
Już prawie odjechali, kiedy koleś stwierdził, że zostawił drogi zegarek. Przeszukaliśmy pokój, łazienki i inne miejsca. Zegarka nie było. Upierał się, że musi być. No, nie było!
Zadzwonił do nas po dwóch dniach i znowu pytał o ten zegarek. Masakra......
Wreszcie odjechali, a my mogliśmy uznać obchody urodzin hostelu za zakończone.

Mamy też nieawanturnicze wydarzenia. Żenia rywalizuje z Dyziem w ogrodzie :) To bardzo miłe zawody. Skutkiem tego będziemy mieli w tym roku nie tylko kwiaty i drzewa. Przybyło nam roślin, jak w prawdziwym warzywniaku. Czekamy m.in. na ogórki, pomidory, dynie, groszek, kabaczki i sama nie wiem, co jeszcze. Żenia twierdzi, że będzie tyle warzyw, że otworzymy punkt sprzedaży w  naszej bramie. Zobaczymy....

Żenia wysiewa nasionka...

..... Kiciuś dzielnie pomaga





Ratnesh z Indii został naszym stałym Gościem

Żenia nie tylko sadzi, remontuje, pisze wiersze, projektuje domy itp itd - również przepysznie gotuje.

Austin z USA - nasz workaway'er

Papas sprowadzony do parteru :)

Ostatnio młodzi ludzie rzadko integrują się. Nowa, inna generacja. Ci ze zdjęcia przypominają stare czasy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz