Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kanada. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kanada. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 31 marca 2019

Ludzie gubią, ludzie znajdują.



Ludzie są różni. Zawsze i wszędzie.
Zamieszkał u nas przesympatyczny Kanadyjczyk. Stefan obrał za swoje aktualne miejsce zamieszkania Poznań. W wolnych chwilach zwiedza Polskę. Piękny Gdańsk wart jest obejrzenia, ale również nocne życie kusi. Stefan spędził miły wieczór z sympatycznymi przypadkowo spotkanymi ludźmi. Wśród nich była Polka, która szybko straciła kontakt z rzeczywistością. Nie mówiła po angielsku, więc tym bardziej nie dało się z nią dogadać. Pani przeholowała z trunkami. Poza ogólnie znanymi konsekwencjami takiej sytuacji, zdarzyło się, że nie zapanowała nad swoimi kluczami i kartami kredytowymi. Stefan zaopiekował się tymi gadżetami.
Gdy wyszli z klubu, pani wyglądała jak siedem nieszczęść.  Przechodził tam jakiś Hindus i widząc skalę nieszczęścia, zaproponował przenocowanie pani w mieszkaniu, które wynajął nieopodal. Super postawa! Zanim jednak sfinalizowana została propozycja, pojawiły się dwie inne panie. Oznajmiły, że znają delikwentkę i zajmą się nią.
Stefan wrócił do hostelu.
Abstrahuję od tego, ze próbował mnie wygonić spać, proponując, że on zajmie się hostelem. Bardzo miłe :) Ciąg dalszy był zaskakujący.
Młoda dama oprzytomniała po jakimś czasie i skontaktowała się z Kanadyjczykiem. Wcześniej wymienili się kontaktami. Okazało się, że babeczka mówi po angielsku i jest w środku niczego. Sama bez kluczy i kart kredytowych. "Znajome", które miały się nią zająć, były jakimiś szemranymi osobami. Kiedy stwierdziły, że nie ma niczego, z czego mogą oskubać, zniknęły, zostawiając ją w środku nocy byle gdzie.
Stefan podał jej namiary na hostel. Podjechała taksówką i odebrała swoje rzeczy. Bardzo fajnie się zachował! Wiara w ludzi rośnie!
Inna sytuacja.
Zameldowała się u nas para z Ukrainy. Bardzo mili ludzie. Po kilku minutach zorientowali się, że nie zabrali z taksówki plecaka. Plecak ów, bagatela, zawierał między innymi dokumenty i pieniądze. Bardzo się zdenerwowali, to oczywiste. My też bardzo się tym przejęliśmy. Żal było patrzeć na ich rozpacz.
Na szczęście taksówka nie była"z ulicy". Zadzwonili do korporacji. Pani na centrali próbowała skontaktować się z kierowcą. Ten zapadł się pod ziemię. Nie reagował na telefony od Ukraińców i z centrali. Goście zapadali się w coraz większe nerwy, ale nie było żadnego pola manewru. Poprosiliśmy naszego Żenię, który czasami jeździł w tamtej korporacji. Nic to nie dało.
Goście poprosili Żenię, żeby udać się w miasto na poszukiwanie nieszczęsnej taksówki. Uzyskali pomoc z centrali w postaci lokalizacji GPS auta. Rozpoczęła się pogoń. Istniało duże prawdopodobieństwo, że jakiś pasażer uzna ich plecak za swój i zaopiekuje się nim. Nasz Żenia zdał egzamin! Odnalazł poszukiwany wóz, a wraz nim pozostawiony plecak.
Nie wyobrażacie sobie, jaka to była przyjemność widzieć tych ludzi już po akcji. Nam też ulżyło, bo bardzo im kibicowaliśmy. Kolejny raz ludzie zgubili i ludzie znaleźli. Super!




niedziela, 11 listopada 2018

200 złotych

Przyjechała do nas Yoka z Japonii - nasza kolejna workaway'ka. Polubiliśmy ją bardzo od pierwszej chwili. Jest bardzo fajna i przypomina nam trochę Chen, która pomagała nam parę lat temu. Tęsknimy za Chen i myślę, że za Yoka też będziemy. Obiecała nam już, że ugotuje nam coś japońskiego. Dodała, że smaki kuchni polskiej i japońskiej są podobne. Nie byliśmy w Japonii i chętnie skosztujemy potraw wykonanych przez prawdziwą Japonkę. Kiciuś też ewidentnie zakochał się w Yoka :)





Gościmy fajnych Kanadyjczyków. Pani ma polskie nazwisko i chce dowiedzieć się czegoś o swoich przodkach. Jej dziadek miał na imię Jan. Imię nie pomoże. Nazwisko nie jest może pospolite, ale na pewno nie jest rzadkie. Linda nie wie, z jakiej części Polski byli jej antenaci. Szanse nie są wielkie, ale nie jest beznadziejnie.
Przed wyjazdem do Polski kupili u naszego rodaka 200 złotych, płacąc 50 dolarów. "Nasi" bywają, niestety, wciąż niefajni. Kiedy spotykam się z takim cwaniactwem, krew się gotuje. Popatrzcie, co im sprzedał. W momencie wymiany pieniędzy w 1995 było to warte .... 2 grosze.


Nasza lotniskowa filia pomału rozkręca się. Jest już nawet nowy stały klient! Gabriel z Peru!


Otwierając nowy obiekt, byliśmy pewni, że w takich miejscach na obrzeżach miasta, zatrzymują się ludzie mający bardzo wczesny wylot albo bardzo późny przylot. Ewentualnie muszą przeczekać przesiadkę. Tak nam podpowiadało doświadczenie z naszych podróży. Okazuje się, że życie, jak zwykle, pisze scenariusze, o jakich najwięksi poeci nie śnili! Nasze serce skradł Pan, który konkretnie od wejścia oznajmił, że potrzebuje dwóch godzin i zwalnia pokój. Od razu po wylądowaniu miał seans z Panią, reprezentującą najstarszy zawód świata. Inna Pani przyjechała odwiedzić syna, który leczy się w ośrodku Monaru, który ponoć nie jest daleko. Byli też studenci studiów zaocznych. I parę innych historii.
Wciąż się uczymy naszej branży i na pewno nie jest nudno :)

niedziela, 18 czerwca 2017

Przyjaciel naszego przyjaciela jest naszym przyjacielem :)

Pisałam niedawno, że ostatnio coraz częściej odwiedzają nas podróżnicy w dojrzałym wieku. Ta passa wciąż trwa i bardzo nam się to podoba. Nie da się z nimi nudzić! Podróżnicy 60+ są niesamowici!!!
W ostatnim tygodniu zawitał do nas Francuz, który nie miał rezerwacji. Był za to znajomym pewnego Deadheada, który jest znajomym Papasa. Zgodnie z zasadą, że "przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi", przyjęliśmy nowego znajomego z ogromnym entuzjazmem. Trochę było ciężko się komunikować, bo Alain Frederic nie mówi po angielsku. Jednak człowiek tak otwarty i pogodny zawsze znajdzie wspólny język. Wykorzystując jego pojedyncze angielskie słówka, nasze pojedyncze francuskie plus translatora, dogadywaliśmy się. Śmiechu było mnóstwo, bo Alain miał niesamowite poczucie humoru.





Po przyjeździe z dumą zaprezentował nam swój samochód. Pojazd należał do tych zdecydowanie mniejszych. Alain tak to zorganizował, że na 2 metrach kwadratowych miał wszystko, co się może przydać w podróży. Spanie, gotowanie, biesiadowanie, popijanie i inne ważne sprawy.
Alain wozi ze sobą wachlarz, na którym zbiera autografy spotkanych miłych Pań. Chłopaki podpisują się na kapeluszu. Ja z Papasem również uwieczniliśmy się na tych sympatycznych gadżetach.





W czasie pobytu Francuza odwiedził nas Peder ze Szwecji, również z dojrzałej grupy wiekowej. Był u nas już kilka razy. Bardzo go polubiliśmy. Przesympatyczny człowiek, bardzo otwarty na innych ludzi. Słynna jest jego kaszanka z grilla z jabłkiem! Peder ma przypadkiem nazwisko, które brzmi identycznie jak nazwisko słynnego cesarza Francji. Peder jest Szwedem, ale francuskie nazwisko Bonaparte nosi z dumą. Powiedzieliśmy naszemu Francuzowi, że przyjechał szwedzki gość z cesarskim nazwiskiem. Nie uwierzył! Peder, jak zwykle, musiał się wylegitymować. I jak zwykle błyskawicznie się skumplowali. I ponownie wnieśli mnóstwo śmiechu i pozytywnej atmosfery.



Nie tylko starsze generacje wnoszą pozytywne influencje do naszego hostelu. Gościliśmy kolejny raz młodych potomków polskich emigrantów. W ostatnim tygodniu nasze serca skradli Kamila i Michał. Pięknie mówią po polsku. Ich rodziców los zagnał do Kanady, a oni przyjeżdżają do polskich dziadków i innych krewnych. Niesamowite, ilu ludzi wywiało z Polski przez ostatnie dziesięciolecia! I kolejnych wywiewa :( 

Kamilka z Kanady

Po prawej Michał z Kanady


Adrian z USA. Dwa razy stracił bilet na dalszą podróż. Nie mógł się zmusić do wyjazdu z Gdańska :)

Anglicy i David z USA. David ma wietnamskie korzenie i mogliśmy pogadać sobie o Wietnamie.

Paulina (Polska) i Hamish (Nowa Zelandia). Fantastyczni młodzi ludzie! Paulina też uwielbia Wietnam.

English corner. Anglicy ostatnio jakby tłumniej odwiedzają Hostel Mamas&Papas

Z kolei Chiny rzadko nam kogoś podsyłają. Te dwie damy były u nas mniej niż pół doby.

Jayita z Indii.


Niestety, widzimy, że tradycja spontanów zamiera. Czasami jednak zawiązuje się jakaś komitywa na ganku i zawsze jest super!

Papas z Hiszpanami i Kandyjczykiem

Na koniec meldunek zoologiczny (Adi i Kóżka - to głównie do Was!).

Jeże w tym roku obrodziły. Widziałam kunę (łasicę?) w naszym ogrodzie. A Kiciuś? Kiciuś znowu odrzucił zaloty rudej kotki! Ta sama kocia dama, jak w poprzednim roku, próbowała nawiązać intymny kontakt z Kiciusiem. Zachęcała dźwiękami, pozycją... Kiciuś zachował się jak cham, po prostu :( 



niedziela, 18 września 2016

Po wakacjach

Po krótkich wakacjach wracamy do hostelowych realiów. Pogoda nas rozpieszcza. Jest lepsza niż w sierpniu. Goście zadowoleni i my też.

Jeszcze przed naszym wyjazdem gościliśmy w naszym hostelu fajnego muzyka. Może zapamiętajcie! Nazywa się Alister Turrill. Dał koncert na żywo. Zostawił również płyty. Fajna muza!



     


Ostatnio przyjechały do nas trzy dziewczyny (Anglia, Kanada, USA). Przybyły jedna po drugiej tego samego dnia i znalazły się w tym samym dormie. Okazało się, że nie czas przybycia i numer pokoju były najważniejszym wspólnym mianownikiem. Wszystkie miały polskie korzenie i wyraźną świadomość tego faktu. Kiedy dołączył do pokoju chłopak z Australii, został natychmiast przepytany, czy on też jest trochę Polakiem. Niestety, nie był.
Jedna z dziewcząt próbuje dokopać się do historii rodzinnych. Jej polska mama (nie mówi po polsku, ale oboje rodziców ma z Polski) pokazywała nam przez skype dokumenty, które odnalazła po rodzicach. Wygląda mi to na klasyczną sytuację, kiedy żołnierze walczący w nieprawomyślnej dla komunistów armii, pozostali po wojnie na Zachodzie. Jej mama służyła jako pielęgniarka i po demobilizacji wyjechała z Anglii do USA. W ten oto sposób Polska traciła tysiące obywateli. Na zawsze! Ich wnuki nie mówią po polsku. Ale najważniejsze, żeby byli szczęśliwi!!!
Potomkowie ludzi, którzy wyjechali z Polski w różnym czasie i z różnych powodów, stanowią naprawdę spory odsetek Gości w Hostelu Mamas&Papas. Fajnie się z nimi gada, ale z tyłu głowy rodzi się refleksja, że niefajnie historia obchodziła się z naszym krajem.
Była też u nas Polka mieszkająca od wielu lat w Kanadzie. Uciekła (dosłownie) z Polski w latach 80. Plan ucieczki przewidywał posiadanie dwóch biletów lotniczych. Wylatując z Polski pokazali bilet do Jugosławii. Lecieli przez Czechosłowację. Na przesiadce w Pradze posłużyli się biletem na Kubę. Na przesiadce w Montrealu zostali w strefie transferowej. Wołali "AZYL"! Był to krok dosyć desperacki. Nie znali języka, ale podjęli decyzję o ucieczce. Kanadyjczycy byli bardzo serdeczni i pomocni. Polska straciła kolejnych obywateli.
A ja dzięki temu mam ciekawe historie, którymi mogę się z Wami podzielić.









Adi znowu nas opuścił :(  Waleczny był do końca :) Powodzenia Przyjacielu w nowym życiu!




Na koniec muszę powkurzać Kóżkę ( i Adiego) :)




niedziela, 27 września 2015

Dziewczynka z zapałkami

 
 
Jest z nami teraz Emily z Kanady. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem jej determinacji w nauce języka polskiego. Wiadomo, nasz język nie należy do najłatwiejszych. Mimo to, tak wiele osób próbuje nim władać. Nasz ukochany Grant poszedł dalej. Ktoś mu powiedział, że powinien oglądać polskie filmy i polecił mu komedie Barei. Troszkę nas to zdziwiło, bo humor z tamtych filmów często nie jest zrozumiały dla młodych Polaków niepamiętających tamtych czasów. Co dopiero mówić o młodzieży z krajów niedotkniętych absurdami komuny. Na szczęście ostatecznie Grant rozkochał się w filmie "Jak rozpętałem II wojnę światową". Kto widział, ten rozumie. Kiedy Grant przyjechał z kolegą z Anglii, włączył mu rzeczony film, a kolega, o dziwo!, oglądał wytrwale w ...polskiej wersji językowej.
Grant mieszka teraz w Poznaniu i pewnie świetnie sobie radzi. Może nawet mówi lepiej po polsku niż po angielsku. Kiedyś zapytany przez nas, jak jest po angielsku "szczypior", dumał, dumał i nie przypomniał sobie. Poratowała go Chen - Chinka mieszkająca w Holandii. Okazało się, że lepiej radzi sobie z angielskim niż rodowity Anglik :)
Tęsknimy za Chen i Grantem, ale wypatrujemy też następnych niesamowitych ludzi. A ludzie też wypatrują nas :) Pewnego wieczoru wpadła do nas grupa ludzi z Turcji. Wykąpali się i pojechali na imprezę do centrum. Rano skoro świt popędzili na pociąg. Dużo łatwiej byłoby im zatrzymać się w centrum, ale oni chcieli koniecznie zatrzymać się w Hostelu Mamas&Papas :)
 
Odwiedziły nas ponownie szalone Finki. Po raz kolejny zdumiewały nas poczuciem humoru i dystansem do świata. 
 

 


 
Również Dziewczynka z zapałkami  zaszczyciła nas wizytą :)