niedziela, 29 września 2019

Pan Ryszard

Skala ludzkiej tępoty wciąż nas zdumiewa. Niestety, doświadczamy tego wciąż i wciąż.
Ostatnio naszym faworytem jest Pan Ryszard, który przyjechał z Żoną Zofią. Od ich wejścia wiedzieliśmy, że hostel to nie ich klimaty, ale mieli rezerwację, więc przyjęliśmy ich profesjonalnie. Pierwsze wrażenie zostało złagodzone po tym, jak zorientowaliśmy się, że mimo iż absolutnie nie są typem hostelowym, dzielnie radzili sobie i spędzali czas bardzo aktywnie. Stwierdzili, że wolą zmęczyć się chodzeniem, niż sterczeć przed telewizorem.  Szacun!
Szacun zniknął parę dni po ich wyjeździe. Pan Ryszard napisał opinię i w tzw. "minusach" narzekał, że łazienka była wspólna, a w pokoju nie było telewizora. Kolejny matołek, który przeczytał tylko cenę i nie potrafił przeczytać ze zrozumieniem całej oferty. Napisane czarno na białym "łazienki wspólne", a w udogodnieniach ani słowa o telewizorze. Ale to się zdarza dosyć często i nawet nas nie zdziwiło. Niektórzy ludzie nie umieją czytać ze zrozumieniem. Smutne bardzo. Tacy ludzie mają prawa wyborcze jak wszyscy i niestety korzystają z nich, nie rozumiejąc za bardzo rzeczywistości.
Ale to tylko dygresja. Najbardziej rozbawił nas Pan Ryszard narzekaniem w opinii na .... smród w kuchni na pierwszym piętrze. Otóż, Pan Ryszard był jednoosobowym autorem tego smrodu! Pierwszego dnia pobytu podgrzewał coś na patelni. Chyba szukał telewizora i zapomniał, że ma coś na gazie. Dym i smród był niemiłosierny! Na dodatek spalone żarcie włożył .... do szafki. My odkryliśmy to dopiero następnego dnia przy sprzątaniu. Tak sobie dodatkowo śmierdziało z ukrycia. Dobrze, że nie spalił hostelu! No, ale zdarza się... Nikt nie miał pretensji. Wywietrzyć swąd ostrej spalenizny nie jest łatwo. Smród unosił się kilka dni. Nie było fajnie, ale co zrobić? A później Pan Ryszard poskarżył się w opinii na ów smród.... Ręce opadają! Jak można być takim ...... No nie będę kończyć, bo słów brakuje.
No, ale to nie pierwszy i nie ostatni Pan Ryszard. Ryzyko zawodowe. Damy radę.




Jest też pozytywna historia. Zamieszkał u nas kilka chwil Amir. Amir jest Tatarem z Krymu. Skomplikowana historia. Paszport ukraiński. Miejsce pochodzenia Krym. Wiadomo, co to oznacza. Przemiły młody człowiek, którego bardzo polubiliśmy. Papas chciał uświadomić Amira, że 200 metrów od hostelu mieści się siedziba Oddziału Stowarzyszenia Tatarów Rzeczpospolitej Polskiej. A Amir właśnie dzięki tej organizacji uzyskał stypendium, dzięki któremu tutaj studiuje. Świat jest mały :) Mały, ale pełny fantastycznych ludzi. I Ryszardy nam nie straszne :)







Mamy też wciąż pozytywnych "wariatów". Przyjechał do nas Michael z Irlandii Północnej. Tylko na jedną  noc. Chłopak tak się zżył z innymi Gośćmi, że mając samolot o 19:45, stał na recepcji jeszcze o godzinie 18. Poganialiśmy go, chociaż nie bardzo wierzyliśmy, że się uda zdążyć. I oczywiście nie udało się. Zadzwonił z lotniska, że się spóźnił na samolot i prosił o zarezerwowanie łóżka na najbliższą noc. Miał pecha! Nie mieliśmy żadnych wolnych miejsc. Zaproponowaliśmy nocleg w hostelu przy lotnisku. Ale jemu nie chodziło o nocleg jako taki. Chciał koniecznie spędzić czas w Hostelu Mamas&Papas z nowo poznanymi ludźmi. Był gotów spać na podłodze, na fotelu lub w jakikolwiek inny sposób. Chciał pobyć z ludźmi. Nieważne było, czy łazienka wspólna, czy jest telewizor, czy pachnie, czy śmierdzi. Ludzie są najważniejsi!!! Zlitowaliśmy się i pozwoliliśmy mu przespać się na kanapie w common room.
Swoją drogą Michael wyciągnął wnioski z przygody z poprzedniego dnia i nazajutrz wyruszył na lotnisko z duuuużym zapasem :)
Zapraszamy Michael'ów. Zapraszamy bardzo :)




niedziela, 22 września 2019

Ręce opadają :)

W poprzednim tygodniu nie dałam rady nic napisać. Doktory naprawili mnie i jestem z powrotem :)

Ludzie nie zauważyli, że wysoki sezon się skończył i wciąż przyjeżdżają. Myślałam, że pod koniec września będzie można zacząć podsumowywanie lata, ale chyba jednak za wcześnie. Nie ma zmartwienia :)



Nie licząc zarzyganego zlewu w kuchni, nie możemy narzekać na Gości. No, może jeszcze najnowsza moda przechowywania wszystkiego w lodówkach. Oprócz produktów oczywistych, znajdujemy tam wszystko. Surowe makarony i ryż, cukier, pieczywo, puszki. Nie byłoby to problemem, gdyby nie to że jest ciepło i po prostu kolejni Goście nie maja szansy schować wędliny czy jogurtu. My wyjmujemy, oni upychają z powrotem. Never ending story...
Rzyganie i upychanie to zdecydowanie domena Gości z Zachodu.

Z kolei Goście ze Wschodu i Polacy nagminnie marnują nasz czas, który musimy poświęcić na wyjaśnianie, jak działają produkty bankowe. Nie odróżniają blokady od obciążenia. Wydzwaniają z awanturami do nas bezpośrednio, albo korzystając z pośrednictwa booking.com. Ręce opadają! I jeszcze nie raz opadną......

Podobnie wkurza nas jeden z sąsiadów, który wkłada za wycieraczki samochodów naszych Gości kartki, żeby parkowali gdzieś indziej. Samochody są zaparkowane prawidłowo. Nie uchybiają żadnemu przepisowi. Pan kupił nowy samochód i chce mieć więcej miejsca na manewrowanie. Treść na kartce jest w zasadzie rozkazem i napisana po polsku. Goście się stresują, bo nie rozumieją , o co chodzi. Ręce opadają....
















niedziela, 8 września 2019

Papas ratuje ludzkie życie



Na 8. urodziny hostelu musieliśmy poprosić policję o pomoc w ogarnięciu niegrzecznego Gościa. Wygląda na to, że ten rok będzie rokiem policji w Hostelu Mamas&Papas! Ostatnio Papas wzywał policję jeszcze dwukrotnie. Chociaż tym razem to nie nasi Goście źródłem kłopotów.
Pierwszy raz Papas sięgnął po słuchawkę po nieprzespanej nocy, którą zaburzył piesek z sąsiedniego budynku. Pies ujadał cały dzień i całą noc. Było ciepło, więc okna były otwarte i niosło na całą okolicę. Od rana burek nadal szczekał. Z jednej strony wszyscy byli wymęczeni nieprzespaną nocą. Z drugiej martwiliśmy się o zwierzaka. Nie był wyprowadzany. Może nie miał wody i jedzenia. Właściciele zostawili go samego i gdzieś zniknęli.
Pan z policji, z którym połączył się Papas, nie chciał przyjąć zgłoszenia. Powiedział, żeby Papas pofatygował się na komisariat, odczekał swoje i złożył oficjalne zgłoszenie. Komisariat jest dosyć daleko od hostelu. Papas się wkurzył i zapytał, dlaczego policja apeluje, żeby nie przechodzić obojętnie wobec zagrożenia dla zwierząt, skoro tak reaguje na zgłoszenie, że być może pies jest bez wody i bez opieki w ogóle. Po jakimś czasie przyjechał patrol i policjant od razu na wstępie zapytał, czy chcemy zgłosić zakłócanie spokoju czy troskę o zwierzątko. Jeżeli to pierwsze to zaprasza na komisariat, żeby zgłosić osobiście. Jeżeli chodzi o psa, to oni nic nie mogą. Od tego są organizacje troszczące się o zwierzęta. Ręce opadają! Po co przyjeżdżali, skoro nic nie mogą? Przecież dyżurny oficer wiedział doskonale, w czym problem.
Zadzwoniliśmy do rzeczonej organizacji. Tam nam powiedziano, że oni nic nie mogą w tej sytuacji, bo piesek jest zamknięty w prywatnym mieszkaniu i oni nie mają prawa wejść tam pod nieobecność właścicieli. Kółko się zamknęło, a pies dalej ujadał. Nasza wytrzymałość wyczerpała się, ale na szczęście wrócili skądś lekkomyślni właściciele i piesek uspokoił się. Najbliżsi sąsiedzi feralnego mieszkania próbowali porozmawiać z pańciami czworonoga, ale usłyszeli w odpowiedzi niewybredne komentarze. Taka kultura......




Niedługo po tym na sąsiednim budynku (tym, gdzie mieszka głośny piesek) rozpoczęły się prace remontowe. Robią elewację i dach. Jest hałas i zamieszanie, ale rozumiemy, że kiedyś musi to być zrobione (najlepiej przed zimą) i nie czepiamy się. Okazuje się się, że nasze zrozumienie ma granice.
Na początku robotnicy zajeżdżali o siódmej z głośną muzyką, głównie w stylu disco polo. Naprawdę głośną. Rozstawiali się na naszej bramie wjazdowej i rozpoczynali przekrzykiwanie muzyki. Papas pogonił ich parę razy i uspokoili się. Chociaż dwa dni temu ryk ich muzycznych dzieł powrócił i wzbudził w Papasie agresję. Panowie nie rozumieli, czemu się czepiamy. Zapytali nawet, czy można oddychać. Zgodziliśmy się łaskawie, byleby nie oddychali za głośno.
Ten remont na sąsiedniej posesji zapamiętamy na długo, chociażby z tego powodu, że musieliśmy znowu wezwać policję.
Tym razem podpadli Panowie robiący dach. Najpierw patrzyliśmy ze zdumieniem, jak oni pracują. Bez kasków, bez zabezpieczeń. Łażą po tym dachu niemalże w trampkach. Po jakimś czasie zaczęły na ziemię spadać usuwane dachówki. Nie zostały rozpięte żadne siatki ochronne i było zagrożenie, że komuś taka rozpędzona dachówka spadnie na głowę. Widząc na własne oczy kilka takich spadających z hukiem "pocisków", Papas poszedł do Panów, żeby im powiedzieć, że dachówki lecą tam, gdzie nie powinny i jest niebezpiecznie. Gdy wyszliśmy na zewnątrz po jakimś czasie, sytuacja wcale się nie poprawiła. Przeciwnie! Panowie olali uwagę Papasa. Co więcej, zaczęły dolatywać na naszą posesję i uszkodziły samochód naszego Gościa.
Papas zadzwonił do szefa rozrabiającej firmy. Gdy właściciel się pojawił, od razu wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z lepszym wąsatym cwaniakiem. Na żądanie pokrycia szkody naszego Gościa próbował się wykręcić. Potem zgodził się zapłacić, ale tyle, ile kosztuje naprawa w Polsce. Miał pecha! Nasz Holender wyjeżdżał nazajutrz z Polski i naprawiać auto będzie u siebie. Oznajmiliśmy szefowi, że musi zapłacić ceny holenderskie. Się zapowietrzył i powiedział, że mowy nie ma! 
Powiedzieliśmy też, że stwarza zagrożenie swoimi pracami i musi coś z tym zrobić. Pan chamowaty nie miał zamiaru rozmawiać z takimi kmiotkami, zadzwoniliśmy więc na policję. Przypadkiem przyjechali ci sami policjanci, którzy wywozili od nas awanturującego się Gruzina w 8. urodziny hostelu. Bardzo sympatyczni i profesjonalni. Szybko przekonali Pana Buraka, że nie warto sobie utrudniać życia, bo prawo jest po stronie Holendra. Zapłacił gotówką, ale jego problemy nie skończyły się. Przyjechali inspektorzy nadzoru budowlanego i zamknęli budowę. Prace wznowiono dopiero po zabezpieczeniu terenu. Niewykluczone, że tamtego dnia Papas uratował komuś życie. Kiepsko mogłoby się skończyć dla uderzonego dachówką, jak też dla robotnika pracującego bez zabezpieczeń. Wiadomo od zawsze, że Papas to hero!

Jesień nadciąga szybkimi krokami i mamy nadzieję, że roboty w sąsiedztwie przyspieszą i odzyskamy spokój.














niedziela, 1 września 2019

Sahara Zachodnia i język polski

Jesień nadciąga. Najlepiej widać to w ogródku Żeni. Dynie są już olbrzymie i pysznie żółcą się wśród przekwitającej przyrody. O ile ogórki nie okazały się oszałamiającym sukcesem, pomidorki pięknie się czerwienią i nie zawiodły naszego ogrodnika-amatora.



Jesień, a więc też babie lato. Ostatnio stoczyłam oszałamiającą walkę z olbrzymim pająkiem. Ten pan/pani swojej nici już nie uprzędzie.


Mimo, że wakacje się skończyły wciąż przyjeżdżają do nas ludzie. Wyłącznie przesympatyczne osobniki :) 

Przybyła do nas Tanja z Niemiec. Nasz hostel poleciła jej siostra, która była u nas jakiś czas temu. Zdarzyła się interesująca historia. Tanja robiła coś w kuchni i rzuciła okiem na "miliony" karteczek, które nasi Goście przyklejają na lodówkę i od pierwszego spojrzenia znalazła karteczkę, którą kiedyś nakleiła jej siostra. Niesamowite, żeby w takim gąszczu spojrzeć akurat w takie miejsce!



Ludzie się przemieszczają i każdy chce dostać się do Hostelu Mamas&Papas. Teraz przebywają u nas dwaj Australijczycy, którzy przyjechali do nas z Warszawy. Mieszkali tam w jednym pokoju. Obaj przyjechali tego samego dnia do Gdańska i ... mieszkają razem w tym samym dormie. Świat jest mały. 

Niedługo zacznie się czas wspominania, bo ruch coraz mniejszy i coraz mniej będzie się działo. Ostatnio wspomnieliśmy pewnego Francuza. Poruszał się na wózku inwalidzkim i przyjechał do nas skierowany z innego hostelu. Ludzie stamtąd zapytali, czy mamy opcję bez schodów. Owszem mamy.
Okazało się, że Pan na wózku był trochę większy niż przeciętny człowiek i nie mógł wbić się do łazienki. Trochę nas to zaskoczyło, bo miewaliśmy Gości na wózkach i zawsze było ok. Cóż robić?! Chłopak pożalił się, że to już piąty hostel, w którym szuka szczęścia. Żenia popchał wózek do pobliskiego hotelu. Nawierzchnia naszej ulicy jest w takim stanie, że samodzielne przejechanie wózkiem inwalidzkim może okazać się niemożliwe. Wykombinowaliśmy, że hotel jest nowy, więc na pewno ma udogodnienia dla niepełnosprawnych. Francuz strasznie się zasmucił, że wyląduje w hotelu, bo nie miał za dużo kasy, ale nie miał wyjścia. Nie spodziewał się, że w Polsce niepełnosprawny może mieć tyle problemów.

Gościliśmy ostatnio autentyczną Berberkę z Sahary Zachodniej. Nie zdążyłam zrobić zdjęcia :(
Dziewczyna mieszka w Polsce i mówi nawet trochę w naszym języku. Ostatnio gościliśmy w hostelu wiele osób mówiących po polsku i to niekoniecznie potomków Polaków. Ciekawy trend.