Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Azja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Azja. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 8 kwietnia 2018

Minął miesiąc

Minął dokładnie miesiąc od naszego powrotu z Azji. Droga powrotna zajęła nam zaledwie 15 godzin i 15 minut, co jest bardzo dobrym wynikiem na tym dystansie. Niestety, pierwsze dwanaście godzin spędziliśmy w samolocie linii Norwegian (Bangkok-Oslo) i nie było to najlepsze dwanaście godzin w naszym życiu.  Nie polecamy tej linii na długi dystans! Ale najważniejsze, że dowieźli nas szczęśliwie do Polski.
Zrobiłam sobie wolne od pisania. Przede wszystkim: w czasie wyjazdu umieściłam 61 wpisów, co jest wynikiem odpowiadającym rocznej liczbie wpisów. Poza tym potrzebowaliśmy czasu, żeby ogarnąć sprawę "jet lega" czyli przywyknąć do naszej strefy czasowej. Oczywiście tutejsza pogoda też sprawiła nam ogromną przykrość i nijak nie mogliśmy przestawić się z upalnego lata na smutną, zimną i szarą aurę w Polsce.
Ale już się pozbieraliśmy i przyjęliśmy pierwszych Gości.

Na razie Goście są chyba jeszcze we śnie zimowym i nie tworzą żadnych ekscytujących historii. 

Dzisiaj postanowiliśmy pobawić się w turystów i korzystając z pięknej pogody wybraliśmy się do miasta. Ludzi mnóstwo. Kolorowo i tłumnie, ale inaczej niż w Azji.... Nawet obiad u "chińczyka" nie poprawił nastroju :( Zresztą nie było zbyt smacznie.





Wiadomość dla Kóżki i Adiego. Kiciuś przeżył kolejną zimę i ma się bardzo dobrze :D



Nasz ganek już ożył. Na razie korzysta z niego nasza nowa workaway'ka z Holandii Josia i Papas oczywiście. Zapraszamy! Nowy sezon uważamy za rozpoczęty!





niedziela, 9 października 2016

Misterium



Najważniejszym wydarzeniem ostatnich dni jest zakup biletów lotniczych. Lecimy do Azji!!!!!! Wylatujemy 9 stycznia do Bangkoku (przez Pekin). Wracamy w marcu. Nie możemy się doczekać, ale wiemy, że trzy miesiące szybko zlecą :)
Ciągnie nas do Bangkoku i dlatego po raz kolejny zdecydowaliśmy ruszyć najpierw tam. Potem się zobaczy. Chcemy na pewno odwiedzić Chiny. Co poza tym to tajemnica. Również dla nas.



Gościliśmy w naszym hostelu ostatnio trójkę Szwedów. Niesamowicie wesołe osoby. W ogóle nie odpowiadały stereotypom o zimnych Szwedach. My już dawno wiemy, że sformułowanie "zimny Szwed" w ogóle nie ma racji bytu, ale ci ostatni Goście byli wyjątkowi. Może dlatego, że przez pół roku (lato i okolice) mieszkają w Szwecji, a pół roku w Tajlandii. Poznali się zresztą w Tajlandii, wiele kilometrów od ojczyzny. Takim to dobrze :)

Pan Szwed mieszkając zawsze w ciepłym klimacie, zachował skandynawski hart ducha. Kiedy ostatnio było załamanie pogody, wichura, ulewy i ogólnie koszmar, wybrał się na zewnątrz ...boso. Zapytałam, dlaczego nie włoży butów? Powiedział, że ma dwie pary obuwia (stał przy nich), ale nie opłaca się zakładać. Nie jesteśmy zmarzlakami, ale tego dnia było naprawdę niefajnie na dworze. Prawdziwego Szweda poznasz po bosych stopach! Bez względu na aurę ;)

Chociaż wiele osób ma inny stosunek do obuwia. Niedawno gościliśmy dwóch braci - młodszy z nich był naprawdę młody (nastolatek w okresie buntu). Wstawali w środku nocy na samolot. Starszy nie mógł znaleźć swoich skarpetek (w dormie pełnym śpiących ludzi). Zdecydował się cierpieć bez skarpet. Dałam mu jakieś nasze. Z wdzięcznością i bez ceregieli włożył je. Młodszy skarpet nie zgubił, ale za to stracił mnóstwo czasu na ...... misternym tworzeniu supłów przy zawiązywaniu butów. Zawiązywał i rozwiązywał. I jeszcze raz. I znowu. I znowu. I kolejny raz. I wciąż od nowa. Starszy brat "gotował się". Czasu mało. Autobus nocny zaraz odjeżdża. A młodszy ze skupieniem i ogromnym namaszczeniem tworzył supełkowe dzieło. Mam nadzieję, że zdążyli. Myślałam, że padnę ze śmiechu! Stara już chyba jestem, bo nie potrafię zrozumieć znaczenia odpowiedniego sznurowania obuwia. Środek nocy czy biały dzień, pośpiech czy dużo czasu. Nieważne! Szyk musi być :) Żałujcie, że nie widzieliście tego misterium!



niedziela, 10 stycznia 2016

Azja najlepsza na mrozy.

Hostelowo na zimowo - Ada i Matti z Finlandii

Siarczyste mrozy za nami. Bardzo współczuliśmy Gościom, którzy próbowali zdobywać Gdańsk w taką pogodę. Nawet przybysze ze Skandynawii byli zaskoczeni panującą temperaturą. Przyjechał do nas młody człowiek z Finlandii ubrany bardzo niestosownie czyli za lekko. Powiedział, że skoro wybrał się do Polski czyli na południe, nie brał swoich najcieplejszych rzeczy. A tu niespodzianka i szybka wyprawa do sklepu w celu zakupu cieplejszej garderoby.








W takich okolicznościach ze szczególnym rozrzewnieniem wspominaliśmy naszą ostatnią podróż do Azji. Za parę dni minie rok od czasu, kiedy wyruszyliśmy. Tam było tak cieplutko! Nasze wspomnienia podsycili nieoczekiwanie Goście z Tajlandii. Było u nas już parę osób stamtąd, ale dosłownie parę w ciągu całej historii Hostelu Mamas&Papas. Żeby było ciekawiej, jeden z Gości był z Khon Kaen, czyli z miejsca, które odwiedziliśmy w czasie naszej ostatniej wyprawy. Khon Kaen jest miastem zdecydowanie nieturystycznym i nasz Gość był zdziwiony, że nas tam zaniosło. Na dworze w Gdańsku tęgi mróz, a my siedzimy z Tajem i wspólnie oglądamy słoneczne zdjęcia i tęsknimy do Azji. Za dwa dni przyjechała kolejna osoba z Tajlandii. Okazało się, że dziewczyna nigdy nie była w Khon Kaen. Ani w innych (nieturystycznych) miejscach, które odwiedzaliśmy. Gdy wyraziliśmy zdziwienie  i rozbawienie, powiedziała, że była w Lublinie i zapytała, czy my byliśmy. Nie byliśmy...... Uświadomiła nas też, że kuchnia tajska nie zawsze musi być pikantna. Ona na przykład woli nie za ostro. Bangkok oferuje raczej łagodniejszą wersję (ze względu na bardzo licznych turystów). Potwierdzamy! Największe wyzwania pikantności spotkaliśmy poza Bangkokiem. Nawet Papas nie dał rady!!!!!

Przypomnę nasze miny :D



Niebawem wyjeżdżamy nasze zimowe wakacje. Nie będzie to, niestety, Azja, ale wszędzie można znaleźć ciekawe miejsca i interesujących ludzi.

niedziela, 1 marca 2015

Białoruś

Po powrocie z Azji trudno nam wrócić do rzeczywistości. Na szczęście przynajmniej pogoda umie się zachować. Wygląda na to, że udało nam się oszukać zimę i cały jej impet odbył się w Gdańsku wtedy, kiedy nas tu nie było.
Wspominając naszą podróż często rozmawiamy o biedzie panującej w tamtych stronach. My, Polacy, często narzekamy na trudne życie, ale jak się popatrzy na życie w innych krajach, wydaje się, że my nic nie wiemy o biedzie.
Nie trzeba daleko szukać. Gościmy dziewczynę z Białorusi. Opowiedziała nam, jak tam się żyje. Byliśmy w lekkim szoku. Ludzie w stolicy zarabiają tam przeciętnie 500$. Wynajem małego jednopokojowego mieszkania kosztuje 450$. Poza stolicą zarabia się 300-350$. W Polsce wszystko jest tańsze kilkakrotnie. Oni płacą mniej za gaz i elektryczność oraz  transport. Zastanawiamy się, jak to jest możliwe przeżyć z tak niskimi zarobkami i tak wysokimi cenami. Dodatkowo ich towary są gorszej jakości. Nadia zachwyca się naszym jedzeniem. Wszystko jej smakuje począwszy od mleka i masła na całej reszcie kończąc. I ta żywność, którą się zachwycała, wcale nie jest jakaś wykwintna.
Pierwszy raz w życiu spróbowała u nas indyka. Na Białorusi jest tak drogi, że u niej w domu się nie kupuje. Mięso w ogóle (jak wszystko) jest drogie. Kilogram wieprzowiny kosztuje 15$. Wołowina niewiele mniej. Ryby też są horrendalnie drogie. W związku z tym Białorusini jedzą tylko kurczaki. W różnej postaci. Do tego ziemniaki w różnych postaciach i zupy.
Zachwycił nas genialny pomysł na pozbycie się bezrobocia. Poziom bezrobocia liczy się w promilach. Każdy zarejestrowany bezrobotny otrzymuje zasiłek ok 10$ (wg obecnego kursu) i musi w zamian przez wiele godzin wykonywać prace społeczne. Kwota zasiłku jest tak niska, że nie wystarczy nawet na tydzień wyżywienia, ale pracy do wykonania nieproporcjonalnie dużo. Nic dziwnego, że ludzie nie rejestrują się. A rząd może pochwalić się niespotykanie niskim wskaźnikiem bezrobocia. Szacuje się się, że realnie nie ma pracy 24-30% ludzi. Potwierdza się to częściowo w opowieści naszego Gościa z ostatniego lata, który opowiadał, że pracę dostaje się za wysokie łapówki.
Im więcej Nadia opowiada, tym bardziej nie możemy się nadziwić, jak ci ludzie dają radę żyć.
Ludzie na Białorusi masowo starają się o Kartę Polaka. Kiedyś wystarczyło odpowiedzieć na dwa proste pytania, pokazać dokumenty i wszystko. Teraz bardzo maglują w konsulatach, a pytania z historii, geografii czy kultury bywają takie trudne, że nie jeden rodowity Polak z Polski miałby problemy z odpowiedzią. Posiadacz Karty Polaka ma pewne przywileje na terenie Polski, np. zniżki na pociąg czy bezpłatne wejścia do muzeów. Z poważniejszych spraw bezpłatna nauka w Polsce czy leczenie w zakresie nagłych zachorowań. Przy poziomie dochodów na Białorusi jest to spore ułatwienie,
Wracając do życia w Hostelu Mamas&Papas muszę potwierdzić, że jak co roku o tej porze nie dzieje się zbyt wiele. Ostatnim wydarzeniem było goszczenie w naszych progach Leny Romul z zespołem. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam wcześniej o ich istnieniu. Przyjechali na koncert do Gdańska i zajrzałam do internetu, żeby zobaczyć, jaką muzykę wykonują. Muszę przyznać, że dziewczyna ma świetny głos i na pewno zasłużenie dotarła do finału Mam Talent.
Po pobycie w Azji mamy lekką awersję do aparatu fotograficznego, więc na zdjęcia musicie poczekać do innych wpisów.



piątek, 20 lutego 2015

Mamas&Papas z żalem żegnają Azję (wpis 25.)

Papas w komunikacji miejskiej


Ostatni dzień upłynął po znakiem przemieszczania się w stronę lotniska w Bangkoku. Z Ayutthaya złapaliśmy pociąg. Była tylko 3 klasa, więc jechaliśmy z tubylcami. Ostatnia taka przejażdżka w czasie tej podróży :(

Peron niezbyt szeroki




Wylądowaliśmy na znanym nam dworcu i po pozostawieniu plecaków w przechowalni poszliśmy oczywiście do China Town.

Nie poznaliśmy miejsca, które złaziliśmy na początku pobytu miesiąc temu.  Rozpoczęły się obchody Chińskiego Nowego Roku. Dzielnica została przystrojona. Ludzie chodzili jak w amoku.







Na dworze upał jak diabli, a wszędzie stały pojemniki z płonącymi ogniskami. Ludzie coś tam palili, często banknoty (nieprawdziwe oczywiście). Z nieba lał się żar, a na dole mnóstwo dodatkowych źródeł ciepła. Jakiś obyczaj noworoczny. Fajnie to wyglądało.

Uliczne ognisko

Trafiliśmy w jakieś szczególne miejsce (przypadkiem oczywiście), gdzie było bardzo dużo ludzi. Jakaś świątynia czy coś w tym rodzaju. Odświętny wystrój, rozmodleni ludzie, dary i ofiary.














W dzielnicy gigantyczne korki i nieprzebrane tłumy. Trochę pooddychaliśmy atmosferą i pojechaliśmy na drugi koniec Bangkoku na nocleg. Wybraliśmy miejsce w pobliżu lotniska. Jadąc do hotelu odczuliśmy, jakie to miasto jest ogromne. Jechaliśmy ze 30 km!
Odległość od centrum duża i miejsce w charakterze zupełnie odmienne. Kolejna twarz Bangkoku. Zjedliśmy ostatni tajski posiłek i trzeba było pomału żegnać się z Azją.



Pani kroi kiełbasę dla Papasa

Najlepszy kurczak w mieście

Takie menu nam podali

Rybka, co chce do Papasa

Zadumany Papas nad ostatnim posiłkiem w Bangkoku


Skoro świt pobudka i wyruszyliśmy. Jakie to lotnisko jest olbrzymie! Mimo bardzo wczesnej pory zatłoczone i hałaśliwe. Odległości wewnątrz olbrzymie. Chociaż zjawiliśmy się tam dwie i pół godziny przed odlotem, nie zdążyliśmy zjeść śniadania, ani zrobić zakupów.
Lecieliśmy znowu liniami Finnair. Nie polecałam tej firmy po locie do Bangkoku. Teraz wręcz odradzam. Lot trwał 11 godzin. Podali posiłek (nic nadzwyczajnego) niedługo po starcie. Kolejny dopiero niedługo przed lądowaniem. Osiem godzin bez żadnej strawy. Personel gdzieś się schował. Nawet śmieci zebrali tylko raz pod koniec lotu. A ostatnie jedzonko to po prostu kpina. Kiepski makaron wymazany w koncentracie pomidorowym. Przypominam, że nie jest to tzw. tania linia lecz narodowy przewoźnik Finlandii. Ja zmęczyłam ten rarytas z rozsądku. Papas zbuntował się i nie zjadł. Tak! Ten Papas, który zjadał różne rzeczy, znowu przegrał walkę z żarciem linii Finnair. Jeżeli macie wybór, nie wybierajcie ich.
Po 11 godzinach lotu postanowiliśmy rozerwać się trochę w Helsinkach . Mieliśmy sporo ponad dwie godziny do następnego lotu. Trochę tego czasu straciliśmy w oczekiwaniu na kontrolę paszportową, ale w końcu wyszliśmy na powietrze. Temperatura tylko 30 stopni niższa niż w Bangkoku :)
Poszliśmy na papierosa i w trakcie tej grzesznej czynności olśniło mnie, że w Finlandii jest inny czas niż w Polsce i mamy do odlotu nie półtorej godziny, ale tylko pół. Na dodatek staliśmy pod halą przylotów. Gorączkowo zaczęliśmy szukać hali odlotów. Najpierw trafiliśmy na jakiś olbrzymi podziemny parking. Stamtąd biegiem, po zasięgnięciu języka, w pożądaną stronę. Droga nam się rozwidliła i szybka decyzja, w którą stronę gnać. Uff, udało się! Wybraliśmy prawidłowo. Teraz jeszcze tylko gorąca modlitwa, żeby nie było tłumów na "security". Jeżeli będą, możemy nie zdążyć. Durny jednak ma szczęście i kolejki nie było. Udało się! Drugi raz w czasie tej podróży mieliśmy mega stres na lotnisku. Musimy chyba pójść na jakieś kursy w zakresie umiejętności korzystania z usług lotnictwa :) Mimo, że lataliśmy dziesiątki razy,  wciąż coś nas zaskakuje.
Z Helsinek do Warszawy i z Warszawy do Gdańska lecieliśmy tak krótko, że los nie zdążył nas przećwiczyć. Na szczęście!

Teraz powrót do rzeczywistości. Życie codzienne Hostelu Mamas&Papas też jest interesujące, chociaż tak daleko od Azji.