niedziela, 29 lipca 2012

Jak nas widzą...

Do Gdańska i do Hostelu Mamas&Papas przyjeżdżają ludzie z całego świata. Przywożą ze sobą jakieś wyobrażenie o Polsce i o Polakach. Okazuje się, że zaskakujemy ich pozytywnie. Często jeszcze panuje stereotyp, że Polska to taki kawałek Rosji, gdzie po ulicach chodzą białe niedźwiedzie, furmanka to podstawowy środek transportu, a ludzie to przede wszystkim małorolni chłopi w kufajkach. Zaskakujące, ale miłe są ich stwierdzenia, że Polska to normalny kraj. Bardzo piękny kraj, a ludzie bardzo mili i gościnni.

Niestety, są też mniej korzystne spostrzeżenia.
Po pierwsze słaba znajomość języków, szczególnie angielskiego. Nawet w takich miejscach, jak dworce, muzea, sklepy w centrum itd.
Druga sprawa to duża ilość osób pijanych, nawet z rana. Nie wierzą własnym oczom. Nie bardzo potrafimy wytłumaczyć to zjawisko, ale pocieszamy ich, że w Rosji piją więcej :)
Trzecie zdziwko: polska kolej. No i jak ja mam im tłumaczyć to kuriozum????!!!!!!! Przecież nie da się wytłumaczyć człowiekowi z cywilizowanego kraju w XXI wieku, że tak jest i już!

Na koniec dodam, że Goście ciągle dopominają się o możliwość segregowania śmieci. Widać ból przeogromny, gdy wrzucają do jednego kubła papier, szkło czy puszkę.
Chociaż z puszkami mamy w zasadzie recykling doskonały w postaci panów wyciągających każdą, każdziutką sztukę. Po sprzedaniu mają za co pić i wtedy Goście mają okazję dziwić się, że od rana tylu pijanych. Niechcący mamy w sumie odpowiedź na pytanie o pijaków. To dzięki Gościom z naszego hostelu mają za co pić !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Na dowód parę zdjęć :)




środa, 25 lipca 2012

Spontan is the best!!!



Nasz hostel odwiedzają ludzie z całego świata. Różne języki, kultury, religie, poziom wykształcenia, oczekiwania. Jednak bez względu na powyższe ciągle zdarzają się nam spontaniczne imprezy. Gość przyjdzie po klucz, albo zapytać o sklep. Za chwilę podejdzie drugi i za 15 min siedzimy (lub stoimy) w grupie, nie wiadomo skąd pojawia się piwo, jakieś przegryzki. Każdy stara się coś wnieść. Bardzo lubimy te spontany. Rozmawiamy, opowiadamy o swoich krajach, czasami nabijamy się z siebie nawzajem. Dzisiaj zorganizował się spontan francusko, szwajcarsko, niemiecko, polski. Szwajcar zgadał się z Francuzami, dołączył Niemiec poliglota (nawet po polsku mówił!!!) z bratem. Oczywiście skromna ekipa z hostelu również szybko stwierdziła, że w zasadzie odmówić nie wypada. Wesolutko było. Monika zaśpiewała, bardzo ładnie zresztą. A  hitem wieczoru została pieśń "Champs Élysées". Pobliski spożywczak odnotował wzrost obrotów, a my wszyscy po raz kolejny wzrost pozytywnej energii.
I oby więcej :)

czwartek, 19 lipca 2012

Euro 2012

Cała Polska ekscytowała się tą imprezą, nie tylko od strony sportowej. My również odczuwaliśmy emocje połączone z lekkim lękiem.  Tylu kibiców w jednym momencie…. Myśli były różne.
Okazało się, że obawy były niepotrzebne. Kibice byli wspaniali. Weseli ludzie, bardzo pozytywnie nastawieni do wszystkich (również do kibiców rywali na boisku), grzeczni, kulturalni. Ech, gdyby tak było zawsze przy każdym piłkarskim spotkaniu…..
Pierwsze zaskoczenie: kibice przybyli z całego świata. Byli u nas Goście z RPA, Tajlandii, Chin, Wietnamu, Brazylii, Japonii, Australii plus oczywiście Europa.
Drugi szok: kultura w piciu. Owszem bywali kibice troszkę skaleczeni przez alkohol i zabawę, ale poza jedną osobą, nie sprawiali żadnych problemów. Wesoło, ale kulturalnie.
Ludzie piękni, kolorowi, radośni. No i bardzo spodobał im się Gdańsk. I hostel.....
Hiszpanie byli najbardziej widoczni. Irlandczycy-najwierniejsi kibice bez względu na sytuację. Właściwie te dwie nacje dominowały, jeżeli idzie o zaangażowanie.
Mały dialog z dziewczyną z Tajlandii na zakończenie.
Owa Pani była jedyną kobietą w zapełnionym w 100% hostelu.
Zapytała rano o jakieś informacje związane z Gdańskiem i komunikacją.

-Wiesz, że przyjechałaś w czasie Euro2012? Jest bardzo dużo ludzi i nie będzie łatwo.
-Wiem! Ja mam bilet! Przyjechałam na mecz! Kibicuję Hiszpanii! Kocham piłkę nożną!

Zbaraniałam. Ostania rzecz, jakie mogłam oczekiwać to tajska fanka europejskiej piłki nożnej na Euro 2012.

Jeszcze raz zbaraniałam, ale to już innego dnia. Siedziałam grzecznie w nocy na recepcji. Wrócili z miasta hiszpańscy kibice po ostatnim meczu grupowym. Szybciutko pozbierali się do spania. I co słyszę....? Śpiewali przyciszonym głosem "Polskaaa, biało-czerwoni.....". Miłe! Odśpiewali i zamilkli. Chyba śpią. Za 10 min "Polskaaa, biało-czerwoni.....". Znowu miło. Za 15 min "Polskaaa, biało-czerwoni.....".  I tak parę razy. Za każdym razem miło i.... cichutko. Kultura nocą ważna rzecz :)










poniedziałek, 16 lipca 2012

Polacy są wszędzie.

Ciekawym doświadczeniem, możliwym dzięki hostelowi, jest możliwość poznania ludzi z polskimi korzeniami. Gościliśmy w Gdańsku wielu Polonusów, mniej lub bardziej utożsamiających się z Polską.
Pierwszy wniosek: bardzo różne jest poczucie więzi z ojczyzną przodków. Najczęściej jest to tylko świadomość polskiego pochodzenia (często nazwisko nie pozwala zapomnieć) nie poparta nawet znajomością języka, historii czy chęcią poznania bliżej Polski. Byli u nas też tacy, którzy mówili bardzo dobrze, mimo urodzenia i dorastania poza Polską. Niektórzy zaskakiwali wręcz drobiazgowością znajomości historii i miejsc.
Fergi miał dziadka Polaka, nie mówi po polsku. Na drugie imię ma Kazimierz (w polskiej wersji, po dziadku) i jest bardzo dumny. (Fergi mieszkał w naszym hostelu 1,5 miesiąca.zachwycony z jednej strony Polską, z drugiej tanim noclegiem i życiem w ogóle.)
Jeff miał polskich przodków dosyć dawno, ale nie umniejsza to jego chęci zapoznania się z Polską i … językiem.  Mieszkał u nas prawie 2 miesiące i naprawdę starał się nauczyć języka. No cóż, wszyscy wiemy, że nie jest to łatwe. Złamały go prawdopodobnie … marchewki i kanapki.

-jeden samochód, dwa samochody, tak?
-tak, Jeff
-jeden marchewka, dwa marchewki?
-nie, jedNA marchewka, dWIE marchewki
-ale dlaczego?!
-to jest rodzaj żeński, jak np. kanapka
-rozumiem, jedna kanapka, dwie kanapki, pięć kanapki
-nie, pięć kanapek
-NIE WIERZĘ, ŻARTUJESZ!!!
-nie żartuję
Jeff sprawdził w translatorze i załamał się. I dobrze. Teraz nie jest mu to potrzebne, bo siedzi w Azji.

środa, 11 lipca 2012

Krótka historia przyjaźni, która wraca po latach.

Hostel jest miejscem, w którym zatrzymują się najczęściej ludzie, którym nie zależy na luksusie.  Tani nocleg, więc warunki skromne, ale atmosfera niepowtarzalna. Jedni poznają nowych przyjaciół i jadą razem w świat.

Aba i Chris poznali się w hostelu i w dalszą drogę wyruszyli razem
                                 
Inni spotykają się nie spodziewając się tego.  Taka przygoda przytrafiła się Imranowi. Imran urodził się Kalkucie i wieku 2 lat wyjechał z rodzicami do Australii. Wyglądał zdecydowanie nie australijsko. Broda do pasa, w której przechowywał fajkę. Dredy, że ho ho…. Mówił, że podróżuje tylko pociągami, bo woził ze sobą ładunek, który dyskwalifikował go na lotniskach (Jak on przybył z tej Australii???) Po zameldowaniu się w hostelu od razu pojechał do Pszczółek koło Gdańska. Trochę nas to zdziwiło, gdyż wieś Pszczółki zdecydowanie nie kojarzy się  z kierunkiem zwiedzania, ale…… on tam pojechał. Nie wrócił na noc.
Niepokoiliśmy się, bo w naszym cywilizowanym kraju śniada cera może być przyczyną problemów. Nie odbierał telefonu. Odezwał się na drugi dzień, że znowu nie będzie nocował, ale następnego dnia przyjedzie z kolegą. Okazało się, że spotkał niespodziewanie w Pszczółkach swojego starego przyjaciela z ….Omanu.
Nie widzieli się 9 lat, nic nie wiedzieli o swoich planach. Oman z Australią rzucają się sobie w ramiona w Pszczółkach!!!!  I kto jeszcze nie wierzy, że świat jest bardzo mały???!!!!

Omańczyk z Kasią