Nasz
hostel odwiedzają ludzie z całego
świata. Różne języki, kultury, religie, poziom wykształcenia,
oczekiwania. Jednak bez względu na powyższe ciągle zdarzają się nam
spontaniczne imprezy. Gość przyjdzie po klucz, albo zapytać o sklep. Za
chwilę podejdzie drugi i za 15 min siedzimy (lub stoimy) w grupie, nie
wiadomo skąd pojawia się
piwo, jakieś przegryzki. Każdy stara się coś
wnieść. Bardzo lubimy te spontany. Rozmawiamy, opowiadamy o swoich
krajach, czasami nabijamy się z siebie nawzajem. Dzisiaj zorganizował
się spontan francusko, szwajcarsko, niemiecko, polski. Szwajcar zgadał
się z Francuzami, dołączył Niemiec poliglota (nawet po polsku mówił!!!) z
bratem. Oczywiście skromna ekipa z
hostelu również szybko stwierdziła,
że w zasadzie odmówić nie wypada. Wesolutko było. Monika zaśpiewała,
bardzo ładnie zresztą. A hitem wieczoru została pieśń
"Champs Élysées". Pobliski spożywczak odnotował wzrost obrotów, a my wszyscy po raz kolejny wzrost pozytywnej energii.
I oby więcej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz