poniedziałek, 24 grudnia 2012

Historia pewnej zniewagi :)

Do hostelu przyjechał nowy workaway'er - Michael z USA. Bardzo fajny człowiek. Spodobał się wszystkim domownikom. Same zalety, aż strach pomyśleć. Oprócz pozytywnych stron faktu goszczenia workaway'era nieustannie towarzyszy obowiązek z naszej strony zapewnienia mu wiktu i opierunku. Dach nad głową załatwiliśmy, pranie i inne potrzeby też ogarniemy. Pozostał problem wyżywienia. Pani Czesia zaniemogła i nie dała rady wesprzeć nas dostawą przepysznego jadła. Ale przecież jestem JA.
Postanowiłam przygotować posiłek. Postarałam się, nie powiem.... Pierwsze gotowanie od, chyba, roku. Pichciłam, pichciłam i upichciłam super danie z makaronem wg autorskiego pomysłu. Zaserwowałam super potrawę Mike'owi i Adzie. I... Nic, żadnych zachwytów :) :) :) Podchwytliwe pytania z mojej strony nie zaowocowały oczekiwanym zachwytem :( :( :( A takie smaczne żarło przygotowałam..... Unikat w dziejach hostelu, a może nawet Gdańska! Nic to!!! Nie poznali się. Papas doceni.
Przyszedł Papas, dostał michę i... nic. Pytam wprost, czy fajne :). Odpowiada, że niezłe, całkiem niezłe. Zrobiłam małą awanturkę, że za mało się zachwycił :) Odrzekł, że ależ skąd??!! Bardziej zachwytu wyrazić nie potrafi. Prawie uwierzyłam. Do czasu, gdy wziął się za konsumpcję sernika. Zaczął wydawać dźwięki "boski, rewelacja, zaje...."itd. Oczywiście obraziłam się śmiertelnie :) :) :) Zagroziłam, że więcej gotować NIE BĘDĘ. Ku swojej satysfakcji, bo gotowania nie znoszę :) :) :) A mi smakowało BARDZO, o!!!

 Ram i Mike- szczęśliwi zjadacze

środa, 12 grudnia 2012

Low season

Obecna pora roku nie jest zdecydowanie mało atrakcyjna dla turystów. W hostelu Mamas&Papas jest mniej Gości, ale za to mamy czas, żeby lepiej się poznać.
Mieliśmy przyjemność gościć Helen i Francesco. Co za ludzie!!! Holenderka i Włoch, którzy za pracą wybrali się do Irlandii. W pracy się poznali. 
Nie mieliśmy pojęcia, że te nacje też tam jeżdżą za chlebem. Aczkolwiek, nasi rodacy są w zdecydowanej większości. W sklepach, pociągach i innych takich miejscach są napisy po polsku, w sklepie najpierw usłyszysz "dzień dobry" i ewentualnie, jak nie ma odzewu, "good morning".
Nasi "Irlandczycy" to ludzie naprawdę otwarci. Jeżdżą po całym świecie, ale w listopadzie każdego roku obchodzą urodziny Francesco w jakimś kraju Europy Środkowo-Wschodniej. W tym roku padło na Gdańsk i tym samym na nasz hostel.
Ugotowali urodzinową kolację i zaprosili nas. Nowe potrawy, nowi ludzie i nowe tematy. Miło spędziliśmy czas poznając lepiej nasze kraje. Oczywiście pogadaliśmy o roli Kościoła, wszak Polska i Włochy są podobne w tej dziedzinie. Chociaż i Holandia nie tak bardzo odbiega w pewnych zachowaniach. Wielu Gości pyta nas o kwestię aborcji oraz naszych bliźniaków w polityce. To im się kojarzy z Polską. Uświadomiliśmy Francesco, że mieliśmy królową Bonę z Włoch. A włoszczyzna w jego zupie to właśnie włoskiej polskiej królowej zasługa. Nie miał pojęcia.
Bardzo lubimy takie chwile, kiedy Goście nie tylko śpią w naszym hostelu albo pytają o atrakcje turystyczne Gdańska. Właśnie teraz jest czas, żeby pogadać, dowiedzieć się czegoś o innych krajach i po prostu poznać się i po raz kolejny stwierdzić, że świat jest pełen fajnych ludzi. Czekamy na następnych Francesco i Helen!!! I za to lubimy niski sezon.
Mieliśmy teraz sezon estoński. Estonia kraj niewielki, ludzi niezbyt dużo, a u nas bywały dni ze 100% estońskim udziałem wśród Gości. Bardzo to dla nas miłe, że wybrali hostel Mamas&Papas, bo okazuje się, że polecają nas sobie nawzajem.
Wśród nich są osoby które pracują nad pewnym projektem związanym z turystyką. Odwiedzają hostele, knajpy i inne miejsca, gdzie zaglądają turyści. Dowiedzieliśmy się od nich, że dla innych hosteli jesteśmy tajemnicą. I częstym tematem rozmów :) Jesteśmy na ogól na zaszczytnym pierwszym miejscu w rankingach, chociaż nie znajdujemy się na starówce. I nie utrzymujemy kontaktów z innymi hostelarzami.... Ależ my bardzo chętnie się zintegrujemy. Konkurencjo!!! Czekamy na sygnał. Myślę, że Szanowna Konkurencja zagląda tu. Jesteśmy zwolennikami konkurowania zdrowego, poprzez jakość oraz ciężką pracę i szanujemy bardzo wszystkich, którzy działają zgodnie się z tym punktem widzenia.
Niski sezon ma swój czar. Wspominamy Jamesa i Freda, Harry'ego, Jeffa i wielu, wielu innych i czekamy na kolejnych zaczarowanych ludzi. Czekamy.....

czwartek, 29 listopada 2012

Sprostowanie

W pierwszych słowach mojego posta pragnę poinformować, że ostatniej niedzieli nasi studenci poszli na zajęcia!!!!!!!! Co prawda mieli na 11.30, ale w przeszłości taka godzina nie stanowiła dla nich przeszkody do niewstania. Poszli na miasto zabawić się, jak zwykle. Zabrali naszą workaway'kę Jolę i tyle ich było widać. Niniejszym pragnę wyrazić swoje zawstydzenie, że szerzyłam taką okrutną nieprawdę, że "oni to nigdy". NIEPRAWDA!!! Raz na rok wstają  i idą na zajęcia :))))

niedziela, 25 listopada 2012

Taki Gość!!!!

Dzisiaj na nocnej "nasiadówce" na recepcji przypomnieliśmy sobie z Papasem i Adą Gościa, który na pewno będzie wśród tych, których będziemy pamiętać do końca dni naszych......
Był tym, który nocował w hostelu Mamas&Papas tej nocy, w której spali pierwsi Goście.
Przyjechał w nocy, przenocował i po śniadaniu odjechał. Nawet nie zdążyliśmy go poznać.
Po prawie roku pojawił się znowu. 
Pierwszego wieczora opowiedział nam swoją historię. Urodził się w 1966 roku w Warszawie. W 1968 (w ramach nagonki antysemickiej tego czasu i masowej emigracji Żydów) wyjechał z rodzicami do Izraela. Mieszkał w wielu miejscach na świecie, ponieważ jego tata był pracownikiem cywilnym przy różnych ambasadach. Widział na żywo różne znane osoby ze świata wielkiej polityki. Pracuje jako dziennikarz w "Jerusalem Post". Przegadaliśmy cały wieczór i byliśmy pod wrażeniem jego wiedzy, oczytania i jego życia w ogóle.
Rozległość jego wiedzy była imponująca. Bardzo imponująca. Różne, odległe dziedziny i w każdej zorientowany doskonale. Mówił też w wielu językach.
Trwało to dwa dni.
Trzeciego dnia Yan poinformował nas, że ma ciśnienie 240/120 (albo coś koło tego, nie pamiętamy, ale baaaardzo wysokie) i ma tak od pierwszego dnia. Zaniepokojeni zapytaliśmy, czy chce, aby poszukać mu lekarza. Odparł, że ma ubezpieczenie i ubezpieczyciel już umawia mu wizytę. Czwartego dnia wciąż był bez leków. I piątego też. Zapaliła się nam lampka. Po raz kolejny zresztą. Nikt normalny z takim nadciśnieniem nie ryzykowałby i w te pędy leciałby do lekarza po leki. Wcześniej lampka oświetliła fakt, że Yan ...mhmmm... nie korzystał z prysznica. Miał łóżko w pokoju przy recepcji, więc widać (a po chwili czuć) było, że jest jakiś problem.
Od owego trzeciego dnia parę  spraw zaczęło nas zastanawiać.
Skojarzyłam, że w paszporcie miał inny rok urodzenia. Miejsce zresztą też (Federacja Rosyjska). Zapytałam. Bez mrugnięcia wyjaśnił, że takiego paszportu potrzebował ze względów biznesowych. Zauważyłam też, że jego laptop ma ustawiony język rosyjski, a on sam ciągle nawija przez telefon po rosyjsku. Niby jeden z wielu języków, który zna. No, fakt znał ich kilka. Ale zaczęliśmy baczniej go obserwować. W sumie, póki płacił za pobyt, nie było naszą sprawą, w co pogrywa.
Ale z upływem czasu dawał coraz więcej dowodów na to, że jednak zdecydowanie pogrywa. Poprosiliśmy o napisanie po hebrajsku mamas&papas. Często prosimy Gości z innych kontynentów o napisanie w ich alfabecie tych słów. Yan mówił "jutro".Każdego dnia to samo. On nie umiał napisać nic po hebrajsku!!!! Był po prostu cholernie inteligentnym imigrantem z Rosji, który nie potrafił zasymilować się z nową izraelską ojczyzną. Zresztą jest to wielkim problemem w Izraelu. Mnóstwo imigrantów z Rosji, którzy nie są w stanie nauczyć sie języka ani życia w nowych realiach. Mają swoje dzielnice, gazety, sklepy, stacje telewizyjne. I tęsknią....
Nasz miły Yan mimo niewątpliwie wielkiej inteligencji, zaczął się gubić. Np. wcześniej mówił, że oboje rodzice dawno zmarli na raka. Któregoś dnia oświdczył, że dowiedział się, że ojciec właśnie zginął w wypadku samochodowym. Mylił się chłopak w zeznaniach. Mówił tak, bo chciał wzbudzić współczucie. Przestał płacić.....
Pewnego dnia stwierdził, że w jego ..mhmmm....  stolcu pojawiła się krew i idzie do lekarza. Dziwne, lekarz natychmiast, a z tym gigantycznym nadciśnieniem ciągle czekał. Ewidentna gra na litość. Stanowczo upomnieliśmy się o zapłatę. Tak, oczywiście, wypłaci i przyniesie. Potem napisał z miasta maila, że wizyta u lekarz kosztowała 825zł (tak, oczywiście, w Gdańsku wizyta dla człowieka z ulicy kosztuje tyle! zwłaszcza ta końcówka 25 jest typowa ;) ), a on może dziennie wypłacić 200euro. Może ewentualnie zapłacić kartą American Express. Odpisaliśmy, że nie ma problemu. Karty tego typu nie są akceptowane tak powszechnie, jak np. visa i chyba zaskoczyliśmy go tym stwierdzeniem, bo więcej się nie odezwał i nie wrócił do hostelu. Została nam na pamiątkę jego kurtka. Resztę rzeczy zabrał wychodząc. Przypadkiem, oczywiście. Bo wychodząc na pewno miał zamiar wrócić i uregulować należność :))))). Na szczęście jego dług był jeszcze na tyle mały, że to, co do tej pory zapłacił pokryło jego koszty.
Zakończenie znajomości nie było sympatyczne, ale Yan zapadł nam w pamięć nie tylko ze względu na dług. Jednak był nietuzinkowy. Szkoda, że oszust.

niedziela, 18 listopada 2012

Zgubne skutki pobytu w hostelu

Życie hostelowe jest fajne. Poznajemy wielu ciekawych ludzi, uczestniczymy w miłych wydarzeniach, zaliczamy wspaniałe spontany. Również Goście hostelu Mamas&Papas wywożą stąd dobre wspomnienia.
Czy zawsze....?
Nocują u nas od czasu do czasu bardzo sympatyczni studenci. Za każdym razem proszą o zostawienie produktów na śniadanie w lodówce, ponieważ wstają bardzo wcześnie, żeby udać się na uczelnię i nie mogą spożyć posiłku o normalnej porze.
Tzn. planują wstać. I NIGDY im się to  nie udało. Trzymamy się za brzuchy ze śmiechu, kiedy za każdym kolejnym razem mówią, że jutro NA PEWNO wstaną, bo maja jakiś "deadline" z zaliczeniem, kolokwium itp. Czasami idą w miasto, czasami na jakieś domówki, a czasami śmiertelne niebezpieczeństwo czyha na nich właśnie w hostelu.
Przyjeżdżają do nas czasami szalone dziewczyny z Kaliningradu. Wyjeżdżają z domu o świcie. Lądują w hostelu w południe i rozpoczynają przygotowania do imprezy. Są bardzo wesołe, mają niesamowite pomysły, ogromną energię do zabawy - takie bardzo pozytywne "wariatki".
Któregoś razu nasi Panowie byli akurat w tym samym czasie, co dziewczyny. Panowie to naprawdę mocni wytrenowani zawodnicy, a jednak dziewczyny z Rosji wyszły z rywalizacji w duuuużo lepszym stanie.
Ostatnio przyjechał tylko jeden ze studentów. Cały wieczór spędził w wielkiej grzeczności w hostelu. Poprosił jedzonko do lodówki na rano. Wyglądało na to, że TYM RAZEM SIĘ UDA i wstanie wreszcie do szkoły.
Ale w tym czasie byli u nas przemili Goście z Kaliningradu (inna ekipa). Około północy zaprosili na jednego kielonka. Dosłownie jednego. Papas i Student poszli. Papas wrócił dosyć szybko. A Student......
Nigdy w życiu nie zaliczył takiego "zgonu". Umierał do popołudnia. Czuł wstręt do świata. Do szkoły oczywiście nie poszedł. Pożyczył kaskę na powrót i pojechał do domu. ZNOWU SIĘ NIE UDAŁO!!!!
Nawet nieśmiało zasugerowaliśmy, że może nie powinien się zatrzymywać w naszym hostelu. Odrzekł, że w innych miejscach też się nie udaje, a u nas jest fajnie :)

 Wiktoria i jej towarzysze gwarantują szampańska zabawę

 Nasi studenci złowieni przez Wiktorię

poniedziałek, 12 listopada 2012

Po co przyjeżdżają do Gdańska....

Nie mieliśmy pojęcia przed otworzeniem Hostelu Mamas&Papas, jak bardzo różne mogą być powody pobytu w hostelu.
Oczywiście pierwszy i podstawowy cel, w jakim przybywają do Gdańska Goście to cel turystyczny. Gdańsk jest postrzegany jako miejsce bardzo piękne. Bardzo często Goście odwiedzają Malbork, Stutthof i Sopot. Ten ostatni nie tylko jako miejsce do obejrzenia, ale przede wszystkim w celach imprezowych. Nasi taksówkarze nieźle nabijają kabzy. Nocny transport publiczny wybitnie im w tym pomaga.
Bardzo częstym powodem wizyty w Gdańsku są zakupy. Przodują w tym Rosjanie, głównie z Kaliningradu, ale inne nacje też korzystają z różnic cenowych. Pokłosiem zakupów często bywa kubeł na śmieci pełny porzuconych butów czy innych części garderoby. Tylko Pan z wędką ma później problem, co zabrać i czy na małżonkę będzie pasować.
Kolejnym powodem przybycia do Gdańska i noclegu w hostelu jest bardzo prozaiczna potrzeba znalezienia pracy. Dużo osób szuka szczęścia w odległym często dla nich  Gdańsku. Niestety, na ogół nie wiemy, czy z sukcesem, chociaż zawsze trzymamy mocno kciuki.
Zresztą, nieturystyczne powody podróży są tak liczne, że nie wyobrażaliśmy sobie tego wcześniej. Sami nocowaliśmy w hostelach wyłącznie jako turyści i stąd może nasze zaskoczenie.
Ludzie przyjeżdżają na rozmowy kwalifikacyjne, na szkolenia, na egzaminy, do pracy.
Wśród tych ostatnich był Pan, który incognito wizytował kluby go go (go-go, gogo - jak to się pisze?). Stwierdził zresztą, że te przybytki mamy kiepskie. Mówił, że za pieniądze zleceniodawcy może się pomęczyć, za swoje nigdy w życiu! Dziwił się, że nie mamy materiałów reklamujących takie miejsca i nie polecamy ich Gościom. W sumie nie pomyśleliśmy o tym. Ale może i lepiej, skoro kiepskie są.........
Dzisiaj przyjechał Gość ze Szwecji na....rozprawę sądową. Został oszukany przez polskiego developera. Sprawa toczy się w sądzie już trzy lata. Pan oczywiście nie może się nadziwić. Mówi, że w Szwecji po roku byłoby po wszystkim. No cóż, wstydziliśmy się za kolej, pocztę i inne, możemy powstydzić się i za sądy.
Byli też u nas Goście z trójmiejskim meldunkiem. Różne sytuacje, najczęściej niewesołe, zmuszały ich do szukania noclegu na mieście czyli w hostelu Mamas&Papas.
Jeszcze jedna historia.
Pojawiła się w hostelu Pani, która kiedyś u nas gościła. Tym razem przyjechała z mamą do Gdańska odwiedzić brata. Narzeczona brata kategorycznie odmówiła ugoszczenia przyszłej teściowej i szwagierki. Po krótkiej i treściwej kłótni Panie postanowiły zanocować w znanym już sobie miejscu, czyli w naszym hostelu. Nierozwiązanie konfliktu spowodowało ogromny stres i morze wylanych łez. Ale Panie były charakterne. Pojechały jeszcze raz się rozmówić i wróciły wyluzowane i zadowolone. Okazało się, że urażona narzeczona uderzyła swojego ukochanego. Tego mamusia nie wytrzymała i... oddała... narzeczonej. Wysiłek fizyczny najwyraźniej pomógł pozbyć się nadmiaru złej energii. Dziewczyny odreagowały i od tej pory miały fajny pobyt w Gdańsku.
Żeby nie było tak strasznie życiowo, dodam, że nadal większość osób przyjeżdża zwiedzać, na koncerty, na mecze.





niedziela, 4 listopada 2012

Pan z wędką....

Życie hostelu Mams&Papas jest barwne nie tylko dzięki Gościom przyjeżdżającym do Gdańska. Wśród ważnych postaci z okolic hostelu znajduje się Pan z wędką....
Pierwszy raz zobaczyliśmy Pana wkrótce po rozpoczęciu działalności hostelu. Pojawił się w piękny słoneczny letni poranek. Wynurzył się jak Afrodyta z piany morskiej. Pojawił się znienacka, prawie piękny i na pewno intrygujący.
Prawie piękny... Wyglądał, jakby parę dni wcześniej wyszykował się elegancko na ważną uroczystość. No właśnie, parę dni wcześniej.... Koszula miała ślady białości i żelazka, reszta odzieży też nosiła wspomnienie elegancji. Pan z wędką na ramieniu przywitał się i oświadczył, że idzie na ryby. Powtarzało się to kilka dni. Nigdy nie złowił żadnej ryby, ale dzielnie wędkę nadal nosił. Po jakimś czasie wędka zniknęła, strój też został zmieniony na mniej wizytowy. Okazało się, że prawdziwą pasją Pan nie są ryby lecz puste puszki. Tzn. pełne prawdopodobnie są Panu bliższe, ale zanim będą pełne, trzeba trochę pochodzić za pustymi.
Pan "zabija" nas co chwila swoimi pomysłami czy tekstami. Któregoś razu Papas przyłapał go wcześnie rano, gdy wynurzył się z naszego ogrodu z worami pełnymi puszek i flaszek. Zapytany, co on tutaj robi, odrzekł, że on tu sobie przechowuje łupy. Nie chce mu się nosić, to wlazł na prywatną posesję i zrobił sobie magazyn. Papas stanowczo Pana pogonił i zabronił wstępu na nasz teren, zwłaszcza w takim stanie czystości, zapachu i celu. Pan baaaaaaaaaaaaardzo zdziwiony zapytał: Dlaczego???!!! Przecież on niczego złego nie robi.!!!Stwierdzenie, że samo szwendanie się bez zgody właściciela po prywatnym terenie jest czymś niewłaściwym, nie docierało do Pana ani trochę. Musieliśmy jakiś czas walczyć z Panem, żeby zrozumiał, że nie może czuć się jak u siebie w domu. Że nie może rozwalać śmieci z kubłów, że nie może włazić do Gości z pytaniem, czy mają puszki (tak też raz zrobił), prosić o datki. Udało mi się wreszcie Pana spacyfikować. Po kolejnym incydencie udałam, że robię mu zdjęcie komórką. Powiedziałam, że następnym razem wezwę policję i tak się wydarłam, ze.... do dzisiaj mi wstyd. Swoją drogą, nie wiedziałam, że mam taki duży zasób słów służący do przeganiania bezczelnych typów. Uważajcie!!!!!
Pan jest teraz dużo porządniejszy. Wspomina często, jak go pogoniłam. I nadal jest stałym elementem naszego pejzażu. Czasami nas  irytuje, czasami rozbawia.

Ostatnio zapytał grzecznie zza płotu:
-Czy są jakieś puszki do zabrania?
-Są.
-To ja zabiorę, jak będę wracał.
-Nie wiem, czy jeszcze będą.Konkurencja nie śpi.
- Będą, będą. Pani popilnuje!
Kurcze, mam wyrzuty sumienia, bo nie popilnowałam...
Innym razem Goście wyrzucili damskie buty. Pan chętnie się nimi zaopiekował i zabił nas pytaniem. "Czy te buty będą dobre na moją małżonkę?" Oczywiście w życiu nie widzieliśmy szanownej małżonki Pana. Tak też odpowiedzieliśmy. A Pan niezrażony pyta: "Ale nie będą za małe?"
Taki właśnie jest Pan z wędką....

To też buty naszych Gości, ale o tym innym razem...

niedziela, 28 października 2012

Żuzek

Dziwny jest ten świat! Mówię Wam, dziwny... W hostelu Mamas&Papas zatrzymał się na jakiś czas uczestnik akcji workaway. Inny kraj, inny kontynent, inna kultura...
Oj, działo się!
Najpierw z ogromnym sentymentem wspominaliśmy wszelkie "niedołęgi", które przewinęły się przez hostel. Okazało się teraz, że wszyscy bez wyjątku byli mistrzami szczotki, mopa i wszelkiej maści umiejętności, potrzebnych w hostelu. Nasz miły wolontariusz mistrzem nie był. Np. kiedyś skończył się aerozol do kurzu, ja zapomniałam wymienić. Żuzek dwa dni wycierał kurze posiłkując się pustym opakowaniem. Ale upierał się, że potrafi sprzątać, bo on sprzątał sobie na studiach (w domu to mama robiła, wiadomo :)  ). Ale na pewno starał się bardzo, po prostu nie miał doświadczenia. Pożytek był mniejszy niż oczekiwaliśmy, ale były też bonusy.
Mimo azjatyckiego pochodzenia Żuzek jest chrześcijaninem. Był bardzo zadowolony, że trafił do tak chrześcijańskiego kraju, jakim jest Polska. Dosłownie łapał się za głowę słysząc odpowiedzi na swoje pytania dotyczące zachowań katolików  i postawy Kościoła w Polsce. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak tak może być?! On w zamian opowiedział nam o swoim kraju. Wydaje się nam, że jest raczej seksistą :(  W sumie nie wiemy, czy jest wyjątkiem, czy tak właśnie jest na Tajwanie. Musimy pojechać i zobaczyć.
Skąd Żuzek? Uwielbia żurek Mamy Papasa. Wszyscy uwielbiają. Doszło do tego, że przeszukał dziś gary, żeby sprawdzić, czy żurek jest na stanie. Teoretycznie popełnił "przestępstwo". Workawayerowi przysługuje dach nad głową i 3 posiłki dziennie. On swoje odebrał już tego dnia. Ale dla żurku Pani Czesi każdy popełni przestępstwo :)
Cały czas dopytywał się o "żuzek" i został Żuzkiem. Cudownie nie miał talentu i pamięci do imion. Kasia to Kóża (ustaliliśmy, że piszemy Kóża), Fergy to Merdż a Malwina to .......BULBA!!! Sympatyczne, ale potem niestety, ogarniał poprawne wersje. Malwa, czyż nie lepiej być Bulbą?????!!!!!!
Żuzek, nie gniewaj się, że poplotkowałam na Twój temat!!!
W sumie nasze spotkanie to ciekawe doświadczenie i nie zapomnimy Żuzka :)

 Żuzek nie był pierwszym obywatelem Tajwanu w naszym hostelu.

czwartek, 18 października 2012

Policja

Hostel Mamas&Papas to bardzo przyzwoite miejsce :) Mimo to mieliśmy przyjemność :) gościć w naszym hostelu policję. Nie był to skutek przemocy domowej tzn. hostelowej (zupa nie była za słona) ani świadectwo morderczych skłonności naszych Gości.
Policja zaszczyciła nas swoją obecnością dwa razy.
Jednym z przypadków była obecność 2 przemiłych młodzieńców. Przybyli do hostelu w grudniową mroczną noc. Wszystko wyglądało w prządku do momentu zapłaty za nocleg (w obiektach noclegowych płaci się "z góry"). Panowie wyznali wstrząsającą opowieść o tym, jak padli łupem złodziei w pociągu z Bydgoszczy. Nie mieli dokumentów ani pieniędzy. Mocnymi uderzeniami w piersi zapewnili, że ich szef rano przeleje należność. Przyjechali bowiem do pracy. Pracować będą do piątku, ale prawie na pewno przedłużą pobyt, bo tacy oni pracusie. Lampka się zapaliła, bo po piątku była wigilia, a potem święta. Sorry, Panowie, ale w Polsce to naprawdę święty czas i pracują tylko służby ratunkowe, transport i parę jeszcze, ale tylko niezbędne. Oni coś tam mieli instalować. Obserwowałam pilnie i ...... w zasadzie byłam pewna, że to oszuści. 
Po raz kolejny powinnam wystawić Panów  na zewnątrz, ale to grudniowa noc...... Myślę teraz, że był to ściśle przemyślany etap ich planu. Przyjść w ciemną, zimną grudniową noc. Jest szansa, że nie pogonią.
Rano zadzwoniłam do innego hostelu w Gdańsku, którego ulotkę zauważyłam u nich, jak przekładali swoje szpargały. Okazało się, że byli u nich poprzedniego dnia i usłyszałam opowieść prawie identyczną, jak ta, którą nam sprzedali (tam okradli ich w Holandii) i zadzwoniłam na policję. Panowie zdecydowali sie przyjechać i zaopiekować okradzionymi biedakami. Dostali gratis dach nad głową i jedzonko.
Okazało się, że kolesie wyłudzili w ten sposób noclegi w kilku hostelach na kwotę paru tysięcy.
Niestety, nasza dzielna prokuratura umorzyła postępowanie i wypuścili kolesi. Taki kraj, takie prawo.

Nie był to jedyny raz, kiedy zgodziliśmy się, aby Goście płacili za pobyt w hostelu później. Zawsze płacili. Oprócz jednego razu. Nie zapłacił Klaudiusz, artysta z Torunia. ( Może podam kiedyś nazwisko.) Był u nas parę razy. Zawsze płacił. Przy ostatnim pobycie stwierdził, że nie ma gotówki i poprosił o podanie konta do przelewu. Nie przelał i ślad zaginął. Wiedział, że już nie będzie przyjeżdżał, więc postanowił sobie zafundować naprawdę tani noclegi. Szkoda! Lubiliśmy go. Przegadaliśmy sporo czasu. Okazało się, że był kimś innym niż nam się wydawało.

Na koniec pozytywnie z policją w tle.
Pierwsze przybycie policji było zaskoczeniem. Przyjechali Panowie i PRZYNIEŚLI pijanego, a nawet bardzo pijanego Gościa. Był to młody Amerykanin w wieku, który w USA nie zezwalał na zakup alkoholu. A w Polsce, jak najbardziej, prosimy bardzo :) Policjanci zlitowali się nad dziewczyną, która próbowała podnieść "zwłoki" z ulicy. Przywieźli Pana do hostelu i wnieśli na drugie piętro. Chłopak był tak zwiotczały, że nie był w stanie dosłownie poruszyć jakimkolwiek mięśniem.

Poza językiem.

Darł się "dzień dobry, kocham cię, przepraszam, która godzina" itp i tak jakiś czas. Okazał się świetnym znawcą polskiej mowy, czym zdumiał swoja polską wybrankę.

Takie doświadczenia z policją ma hostel Mamas&Papas. O więcej NIE PROSIMY!!! :)


Mamas&Papas

piątek, 12 października 2012

porady praktyczne: workaway

Pisałam w poprzednim poście o Tajwańczyku, który przebywa w hostelu Mamas&Papas w ramach programu workaway. Jest to bardzo fajny pomysł na tanie spanie, a właściwie tanie podróżowanie. Pisałam kiedyś o idei couchsurfingu. Workaway jest lepszy na dłuższy pobyt. Z grubsza polega to na tym, że na stronie www.workaway.info ludzie szukają miejsca oferującego w zamian za pracę darmowe spanie i wyżywienie. Oczywiście całkiem darmowe nie jest, bo praca ma też wartość. Ale często pracę z dnia na dzień na krótki okres ciężko znaleźć. Poza tym obrót bezgotówkowy jest prostszy. Workawayer żyje przy rodzinie, lepiej poznaje ludzi, kulturę, życie codzienne w danym kraju. My poznajemy ich. Nasz Layx bardzo szybko zaczął się dziwić, jak odpowiadaliśmy na jego pytania dotyczące Polski i np. Kościoła. Sam jest chrześcijaninem, co w Azji nie jest normą. My się dziwimy czasami, jak on opowiada......
Co do zasady praca nie powinna zajmować więcej niż 5 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu. Strony umawiają się co do ewentualnego kieszonkowego, warunków do spania itd.
Ada podpowiedziała nam tą stronę i spróbowaliśmy. Była u nas Jyoti z Anglii. Teraz Layx. Chętnych były miliony. Korzystamy z ich pomocy, a jednocześnie dużo rozmawiamy. Poznajemy się po prostu. Ciekawe doświadczenie.
Teraz ja podpowiadam to rozwiązanie Wam. Może marzycie o podróżach, ale brak kasy Was ogranicza. Warto spróbować.

 Jyoti była fajna; co dalej, to się okaże :)

poniedziałek, 8 października 2012

Uprzedzenia i stereotypy

Dzisiaj znowu piszę pod wpływem bieżących wydarzeń w hostelu Mamas&Papas.
Do Gdańska i do naszego hostelu przyjeżdżają ludzie z całego świata, przywożąc swoje opowieści, doświadczenia i .... obciążenia historyczne.
Pamiętam w jakie osłupienie wprowadziła nas dziewczyna z Turcji. Pół godziny po przyjeździe zapytała bez ogródek (oczekując ewidentnie jednej jedynej odpowiedzi), czy nienawidzimy Niemców.
Odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że nie - nie nienawidzimy. Zdumiona stwierdziła, że nie wierzy, że po tym, co oni nam zrobili, my nie chcemy ich nienawidzić.
Nie docierało do niej, że Ci, co do nas  przyjeżdżają niczego złego nam nie zrobili. To, co się zdarzyło wiele lat temu, to historia. Historia, którą trzeba znać i pamiętać, ale nienawiść nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. Poza tym, naszym zdaniem, nie można oceniać narodów, co najwyżej pojedynczych ludzi. W każdym narodzie są ludzie mądrzy i są idioci, są uczciwi i są złodzieje, itd.
Nie rozumiała. Skomentowała tylko, że 100lat temu Ormianie zrobili rzeź Turków i ona Ormian nienawidzi.
My myśleliśmy, że było raczej na odwrót, ale nie było sensu dyskutować. Załamujące jest to, że była studentką i jako osoba wykształcona będzie elitą w tureckiej społeczności.

Aktualnie przebywa u nas chłopak z Tajwanu (jako uczestnik programu workaway). Zapytaliśmy go o stosunek Tajwańczyków do Chińczyków. Wiemy, że i w tych krajach historia odcisnęła piętno na wzajemnych relacjach. Powiedział, że nie bardzo się lubią. A przecież Tajwan nazywa się oficjalnie Republika Chińska. Na wieść, że przyjeżdżają Goście z Chin, nie ucieszył się.
Goście przyjechali i .... spędzili wspólnie z Tajwańczykiem całe popołudnie. Razem udali się na starówkę, razem jedli zupę na recepcji, rozmawiali śmiejąc się dużo. Okazuje się, że nie są śmiertelnymi wrogami. Wyłazi bezsens relacji międzyludzkich opartych na podsycaniu wzajemnej niechęci czy wręcz nienawiści. Ludzie często dopiero przy bezpośredniej relacji dowiadują się, że ten wróg to całkiem fajny jest, a nienawiść jest bez sensu.
Za parę dni przyjeżdża ktoś z Japonii. Nasz miły Tajwańczyk poinformował nas, że Japończycy są największym wrogiem wszystkich krajów z tej części Azji i perspektywa spotkania z japońskim Gościem nie bardzo mu przypadła do gustu.
Pożyjemy, zobaczymy. Czujemy, że będzie miło. Musi być fajnie! Nie pozwolimy, aby w hostelu Mamas&Papas królowały uprzedzenia i stereotypy.
Ostatnio mieliśmy Gościa z Rosji, który starał się mówić po polsku. Ponieważ mówię po rosyjsku, zapytałam, czy nie byłoby mu wygodniej przejść na ten właśnie język. Odparł, że jesteśmy sąsiadami (przyjechał z Kaliningradu) i musimy się dogadywać, dlatego stara się mówić po polsku. Miły akcent w polsko-rosyjskich stosunkach. W naszym hostelu bardzo pożądany :)

Czy oni wyglądają na wrogów?

poniedziałek, 1 października 2012

Pan Jan

Dzisiaj opowiem o Panu Janie. Pan Jan przyjechał do hostelu Mamas&Papas na jedną noc w drodze ze Szwecji nad polskie morze.
Dlaczego Pan Jan zasłużył na osobną opowieść (oprócz Pana Piątego)?
Pan ten ma prawie 90 lat. Jest bardzo samodzielny i w doskonałej formie. W czasach dla nas przedpotopowych był medalistą mistrzostw Polski w skoku w dal oraz trenerem kadry lekkoatletycznej. Zdradził nam tajemnicę doskonałej formy. Naprawdę DROBIAZG. Codziennie przed śniadaniem ćwiczcie 30 minut. CODZIENNIE!!!!
Również, gdy śpicie w hostelu, czy gdziekolwiek jesteście.
I tak przez wiele dziesiątek lat. Proste, prawda??!!
Jest jeszcze jeden pozytywny aspekt posiadania 90-letniej perspektywy spojrzenia na świat. Pan Jan rozmawiając przez telefon  z wnuczką wyraził zadowolenie z faktu przebywania w hostelu Mamas&Papas. Pochwalił się też, że z przystanku odebrał go taki miły, młody człowiek, czyli ....Papas. No i wiemy wreszcie, że Papas to młodziak jest. Papas nie zaprzecza. Ja potwierdzam :)

wtorek, 25 września 2012

Obcokrajowcy, uważajcie!!!!

W tym wpisie pragnę wyrazić swoje oburzenie na traktowanie mnie przez los :))))
Przyszły do hostelu Mamas&Papas trzy przemiłe, wesołe obywatelki Australii. Znalazły informacje o naszym hostelu w internecie i zapragnęły zatrzymać się właśnie u nas w trakcie swojego pobytu w Gdańsku.
Którejś nocy wtoczyła się (pardon - weszła) jedna z nich do hostelu i od razu oceniliśmy z Papasem, że nie jest dobrze. Po chwili weszły (tzn. ledwo się wtoczyły) dwie kolejne dziewczyny i  stwierdziliśmy, że pierwsza to właściwie trzeźwa była jak niemowlę. Panie były mocno wypełnione trunkami. Przewracały się, bełkotały i tam takie inne.... Po chwili zaczęła się twórczość artystyczna, czyli przecudne kolorowe pawie. Zgodnie z regulaminem trzeba by Panie wystawić z hostelu, ale ciemno i zimno, i takie zaczarowane..... No, cóż. Mamas zakłada rękawiczki i bierze się do roboty. Ciąg dalszy nerwowy i niezbyt miły. Ale stało się.
Rano dziewczyny miały mega moralniaka. Przepraszały milion razy. Opowiedziały, że spotkały w pubie przemiłych Polaków, którzy postanowili zaznajomić je z jak największą ilością gatunków wódki. Wiadomo, Polska trunkiem stoi!!! Nieświadome zagrożenia próbowały, próbowały, próbowały..... A ja sprzątałam, sprzątałam, sprzątałam...
A teraz o mojej krzywdzie. Przyszły Panie wieczorem do Papasa z garścią piwa jako przeprosinami i podziękowaniem za sprzątnięcie dowodów hańby. Ja sprzątałam, Papas dostał piwo i przeprosiny. Nie wiem, czy się kiedyś podniosę po tej traumie :))))))
Następnego dnia wtoczyła się do hostelu dwójka sympatycznych Gości z Niemiec. W zasadzie kalka poprzedniej sytuacji. Też spotkali przemiłych Polaków, też dużo próbowali i aktualnie słyszę niepokojące odgłosy z łazienki. Zakładam rękawiczki (nie z powodu zimna) i lecę zobaczyć, co słychać (tzn. widać).
Obcokrajowcy, bądźcie czujni!!!!!!!!!!!!!

Litościwie ludzkich zdjęć dzisiaj nie będzie. Kto by chciał pokazać się z takiej strony....




wtorek, 18 września 2012

Szwedzi

Dzisiaj wyskoczymy z ploteczkami na północ.
Bracia Szwedzi przyjeżdżają do Polski w zasadzie w jednym celu: CHCĄ SIĘ CIESZYĆ. Wiadomo, jakie są ceny w Szwecji. Samoloty i promy do Gdańska kursują więc zapełnione amatorami dobrej zabawy. Także Hostel Mamas&Papas ma szanse popatrzeć, jak się bawi szwedzki naród :)
Poza totalnym luzem, Goście ze Szwecji charakteryzują się dużą konsekwencją historyczną. Mamy regularne powtórki z historii pod tytułem "potop szwedzki". Pierwszy raz byliśmy mało czujni i ujrzeliśmy potop w momencie, gdy woda z domku wypłynęła z łazienki za zewnątrz budynku. Szok!!! Potem byliśmy bardziej doświadczeni i baaaaaaaaaaaaaaaaaardzo czujni.
Pewna grupa ze Szwecji bardzo nas ujęła swoim zaangażowaniem w nasze sprawy. Tej nocy była potworna wichura. Taka, o których później mówią w telewizji przez wiele dni. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, bo zaczęło się, jak siedziałam na recepcji. Wpadli chłopacy ze Szwecji i wołają, że wichura wyłamuje bramę. Wyskoczyłam na zewnątrz, a wiatr próbuje mnie przemieścić w inną stronę. Bramę też. Powiadomili i mogli sobie pójść. Poszli, ale po ratunek. Skakali przez płot szukając stosownych kamieni. Trzymali bramę, a jeden to nawet mnie trzymał :)))) 
Ostatecznie przytargali ławkę z ogrodu i jakoś unieruchomili te nieszczęsne wrota. Super postawa! Zanieśli mnie do hostelu i poszli spać. (Tak przypuszczałam).
Rano okazało się, że mieli sprawę na recepcji. Weszli (kurcze, nie wiem, jak) załatwili, poszli.

Молодцы!!!

Młodzież szwedzka, bardzo wyluzowana, zadała pytanie mi i Papasowi.
Czy pamiętamy czasy II wojny światowej? Jak się wtedy żyło w Gdańsku? Ja nie pamiętam. Papas też się nie przyznaje. Idzie w zaparte, a przecież trzeba odpowiadać młodym na pytania :)))))

Jedna z ekip


sobota, 8 września 2012

język

Dzisiaj trochę o językach obcych. W hostelu Mamas&Papas gościliśmy ludzi z ponad 70 państw z 6 kontynentów. Oczywiście nie ma możliwości porozumiewać się z każdym w jego ojczystym języku. Współczesny esperanto czyli język angielski jest raczej znany większości, ale nie wszystkim.
Trochę poobgaduję Gości, tak po cichutku :)
Bracia Moskale spowodowali, że błyskawicznie musiałam odnowić znajomość języka rosyjskiego. Uczyłam się go dawno i nie używałam nic a nic . Okazało się, że jestem bardzo utalentowana. Wystartowałam z rosyjską mową niczym wytrawny rusycysta, bo.... nie miałam wyjścia. Większość Gości z Rosji nie mówi po angielsku, ani w żadnym innym narzeczu.
Drugie miejsce przypada, wg naszych obserwacji, Gościom z Francji. Niektórzy nie mówili nic w żadnym obcym języku, niektórzy ciut, ciut... Ale od czego są ręce, translatory i inne wynalazki :)
Turcja też bywa kulawa w komunikacji.
Ale najwybitniejszy lingwista trafił się z Włoch.
Jego przyjazd opóźniał więc napisałam sms-a po angielsku z zapytaniem o godzinę przybycia. Odpisał " O SAW ESCUSE ME". Nie bardzo skumałam, która to godzina, więc napisałam kolejnego sms-a z zapytaniem, używając bardzo prostych słów. Niestety, bez odpowiedzi. Czekałam, czekałam i zdecydowałam, że idę spać, bo Gość nie przyjedzie.
Przybył ok 3 nad ranem. Nie mogłam się dogadać. On ciągle używał słowa "chocolate". Zapytałam:
-Are you hungry? (jesteś głodny?)
-No, no. I'm Italiano. (nie, nie, jestem Włochem)
Człowiek bardzo pozytywny. Nie przejmował się językiem. Znał słowa disco, center, the best pizza.
I wierzcie, naprawdę wyglądał na bardzo, bardzo szczęśliwego.
Konkluzja wyszła inna, niż zakładałam przed rozpoczęciem pisania tego posta.

Języki obce nie są potrzebne do szczęścia :)


Na zdjęciu nasi Goście na imprezie w Sopocie, wśród nich nasz lingwista (zagadka: który to pan?)



niedziela, 2 września 2012

Taxi

W Gdańsku nie można wiele dobrego powiedzieć o taxi. Wielu Gości hostelu Mamas and Papas korzysta z usług taksówek i ciągle palimy się ze wstydu z powodu nieuczciwości większości taksówkarzy.
Normą jest kasowanie za kurs z dworca do hostelu 50zł przy cenie normalnej ok 20zł. Kurs z lotniska nie powinien przekroczyć 70zł (przy niekorzystnych wiatrach). Przywieziono nam Gości za 180zł.
W czasie Euro 2012 taksówkarze poszaleli. Zaproponowano np. przejazd ze starówki (3km) do hostelu za 140zł. Gość pijany, ale czujny zrezygnował i przyjechał innym wozem za jedyne 100zł. :(
Inny przykład. Taksówka wioząca Gościa z dworca PKP do hostelu przyjechała od strony Pruszcza. Kierowca zapytany, dlaczego kombinuje, odparł, że nie mógł znaleźć hostelu. Sami popatrzcie na zdjęcie, czy można nie zauważyć hostelu i numeru posesji w biały dzień???




Cyferki na budynku są, tablica jest. Pan taksówkarz nie znalazł. My świecimy oczami za tych cwaniaków.

Innym razem: kurs do centrum Gdańska, a taxi wali na Pruszcz. Interwencja w centrali. Taksówkarz szukał miejsca do zawrócenia. Wszyscy zawracają pod hostelem, a on musiał wyjechać na rogatki miasta, żeby wykręcić. Dobrze, że Gdańsk to nie Nowy Jork. Tam to rogatki daleko są.....

Teraz coś pozytywnego (jednak).
Pan Piąty zostawił w taksówce iPoda. Wracał  lekko (albo ciężko nawet) skaleczony o siódmej do hostelu i zostawił cenny sprzęt w taksówce. Jak się obudził, był przerażony. Miał tam wszystko związane ze swoją firmą. Wypytaliśmy możliwie szczegółowo o okoliczności i wyszło na to, że była to taksówka spoza korporacji. Szanse marne, a właściwie zerowe na odnalezienie kierowcy. I tu nastąpił cud!!! Wieczorem do hostelu przyjechał Pan i przywiózł sprzęt. Skojarzył kogo wiózł i wrócił. Nie wiemy, co prawda, ile skasował za kurs ze starówki. Na pewno mniej, niż warty był iPod w sensie rynkowym i osobistym.

środa, 29 sierpnia 2012

Pan Piąty

W nawiązaniu do poprzedniego postu o życiu w Hostelu Mamas and Papas, parę zdań o Panu Piątym.
Pan Piąty przyjechał do Gdańska na Euro 2012 bez żadnej rezerwacji noclegu. Wiadomo jak było w tym czasie z bazą noclegową. Szczególnie tanie noclegi szybko się wyprzedały. Pan Piąty miał iście ułańska fantazję. Po prostu przyjechał z założeniem, że jakoś będzie i .... jakoś było.
Został  p r z y n i e s i o n y  do naszego hostelu przez swoich rodaków. Ponieważ już wszystkie możliwości dodatkowych legowisk były wykorzystane, położyłam Pana do common room i zwierzyłam się Papasowi (on pierwszy wstawał), że znajdzie zwłoki na kanapie.No i  trzeba je rano przemieścić na miejsce kibica z Wietnamu, który szczęśliwie bardzo rano miał samolot i zwalniał łóżko.
Rano Papas próbował obudzić Pana. Po jakimś czasie Pan Piąty otworzył oczy i popadł w przerażenie "GDZIE JA JESTEM??!!!!!!!!!" Kolo nie pamiętał nic!!! Po otworzeniu oczu zobaczył jakiegoś kolorowego cudaka (tzn. Papasa, który wyjątkowo barwnie się wystroił) i śniadego Hindusa, który nie był kibicem, ale akurat był w naszym hostelu. Nasz common room też nie należy do typowych w kwestii wystroju. Papas próbował przekonać Pana Piątego, żeby poszedł z nim (tylko łóżko chciał pokazać), ale Pan się BAŁ. Udało się wreszcie.
Został u nas jeszcze parę chwil. Następnej nocy miał łóżko, ale spał na ... podłodze obok. Dziwne te Chorwaty :)
Na żadnym zdjęciu nie ma Pana Piątego :)


Ale najlepsze spotkało Pana Piątego ze strony polskiego taksówkarza. Ale teraz nie chce mi się już pisać. Cdn...

sobota, 25 sierpnia 2012

Chorwacja

W hostelu nie mieliśmy zbyt wielu Gości z Chorwacji. Przyjechało kilka osób w czasie Euro 2012. Ciekawostka - wszyscy przyjechali z innych krajów niż Chorwacja, ale mieli chorwackie paszporty i wielką dumę z przynależności do swojego narodu. Byli Chorwaci ze Szwecji, Szwajcarii, USA i Japończyk mieszkający w Wilnie, który relacjonował mistrzostwa dla ......chorwackiej gazety.
Jedna grupa utkwiła nam w pamięci. Mieli rezerwację w naszym hostelu dla trzech osób. Przyjechali w czwórkę. Powiedzieliśmy im, że, niestety, nie mamy wolnych miejsc na cały pobyt dla czwartego Pana. Oni na ogromnym luzie odrzekli, że jakoś się przytulą, żeby Pana Czwartego nie wypędzać. No cóż, Klient nasz Pan, chce trzymać w nogach Pana Czwartego , niech trzyma. Nie wypędziliśmy.
W dniu meczu Chorwacji z Hiszpanią mieliśmy już przez Pana Czwartego nadkomplet. Wracają nad ranem weseli Chorwaci i Pan Najstarszy coś tłumaczy, że jest ich więcej. No, wiem. Pan Czwarty przecież... Pan Najstarszy słabo po angielsku mówił, jeszcze dodatkowo zaszczepiony był przez alkohol, ale czułam, że ma coś ważnego do powiedzenia. Gadamy, gadamy i pokazałam na palcach "4 osoby?". Pan Najstarszy: NIE, PIĘĆ!!! Wołam: Przecież wiecie, że już dla Pana Czwartego nie było miejsca!!!!
Wiedzieli, ale Pan Piąty był ich przyjacielem, którego znaleźli na starówce i nie mogli go zostawić. Pytamy: spotkaliście w Gdańsku przyjaciela??!!! Nie wiedzieliście, że tu będzie??!!!
Nie wiedzieli.
Pierwszy raz widzieli go na oczy.
Ponieważ pochodził z tego samego miasta, no to przecież PRZYJACIEL!!!!!

Tylko pozazdrościć poczucia wspólnoty. Pana Piątego nie wypędziliśmy z hostelu, no bo jak tak na noc (chociaż w zasadzie to już prawie rano było). Co było dalej za parę dni dopowiem ....



wtorek, 21 sierpnia 2012

Minął rok działalności hostelu.


Minął rok działalności hostelu. Bardzo fajny czas. Bywało ciężko, ale pozytywnych stron było na pewno dużo, dużo więcej. Właściwie, to już nie pamiętamy tych trudniejszych. Niestety i wiele interesujących wspomnień zaczyna się zacierać. Stąd pomysł, żeby pisać , o tym, co się dzieje i próbować  co nieco przywrócić pamięci z przeszłości. Wystartowaliśmy w połowie czerwca 2011 roku. Otworzyliśmy w Gdańsku Hostel Mamas&Papas. Nazwa nawiązuje do muzyki, do szalonych lat 60-tych, a także domowej atmosfery. Goście często wybierają nasz hostel ze względu na nazwę i logo, a jeżeli ktoś właśnie tym się kieruje musi być pozytywny i/lub szalony.

A propos szaleństwa…..Czas na wspominki:
Pewnego zabieganego poranka zajrzałam do pustego ,wg mojej wiedzy, pokoju, a tam ktoś śpi.  Przepytałam wszystkie możliwe osoby, kto tam jest? Wszyscy bili się w piersi, że na pewno NIKT. Zajrzałam jeszcze raz  i widzę, że JEST. Serca mamy dobre, więc nie budzimy delikwenta. Jak wstał zeznał, że znalazł nasz hostel w internecie. Bardzo mu się spodobało logo, nazwa i opinie i postanowił po 3 w nocy, że chce się u nas zatrzymać. Jak postanowił, tak zrobił. Poszedł w nocy ponad 30 min na piechotę w obcym mieście, z mapką w głowie.
Tej nocy zepsuł się zamek w drzwiach wejściowych. Siedziałam na recepcji do powrotu wszystkich Gości, zamknęłam drzwi na taki durnowaty zamek od środka i poszłam spać. W międzyczasie Daniel dotarł do hostelu. Zastał drzwi zamknięte, to je sobie ……otworzył. Nie wiem, gdzie się uczył zawodu włamywacza, ale poszło mu świetnie. Z pełną determinacją dążył do celu, jakim był pobyt w hostelu Mamas&Papas. Opowiadał, że po wejściu do środka zwątpił, czy na pewno włamał się do hostelu, a nie domu prywatnego, bo było …..za czysto. Po pierwszym szoku zobaczył tablicę informacyjną m.in. z kartką „free hugs for everyone” i wiedział, że jest w domu, tzn w hostelu.  Znalazł wolny pokój przy recepcji i poszedł spać. Rano przeprosił za włam, zapłacił za pobyt i spędził u nas parę dni. Może jego fantazję tłumaczą geny. Chociaż jest Amerykaninem urodzonym w USA, wśród przodków miał Polaków i Rosjan. Dawne to dzieje, bo okolica I wojny światowej, ale ułańska fantazja przetrwała. A dla nas nauczka. Natychmiast wymieniliśmy zamki i w sumie szkoda, że prawdopodobnie ludzie tacy, jak Daniel nie włamią się. Ale nie tracimy nadziei  - może poczekają do rana w ogrodzie.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

CouchSurfing w hostelu


Zapewne nie wszyscy spotkali się z takim określeniem.  Warto je zapamiętać. W dużym uproszczeniu jest to idea wymiany wśród podróżników (za darmo) różnego rodzaju przysług . Najczęściej dotyczy to możliwości  bezpłatnego noclegu, ale może to tez być np. oprowadzenie po mieście czy pomoc w załatwieniu jakiejś sprawy. Ludzie odnajdują się za pomocą strony internetowej. Jest to bardzo fajny sposób na tanie spanie. Standard zależy od przyjmującego. Może to być miejsce na podłodze, łóżko lub nawet pokój. Ze śniadaniem lub bez. Podróżnik bezwzględnie musi dopasować się do miejsca, do którego przybył. Nie powinien absorbować gospodarza ani burzyć porządku zastanego na miejscu. Nie jest to hotel czy hostel i nie ma mowy o "skakaniu" przy podróżniku. Raczej on powinien "skakać", żeby zrewanżować się za gościnę.
Ada przystąpiła do społeczności www.couchsurfing.org. Ponieważ częściej śpi w hostelu niż w domu zapraszała couchsurferów właśnie do hostelu Mamas and Papas. Wczoraj była u nas para będąca zaprzeczeniem couchsurfingu. Obudzili Adę skoro świt, bo im się czekać nie chciało. Łóżka przeznaczone dla nich nie były jeszcze dostępne (no bo to świt był). Pozwoliła im wejść i zostawić tymczasowo bagaże w pokoju przygotowanym na przyjazd innych Gości. Zanim się zorientowała, gagatki zniknęły razem z kluczem. Nastąpiło złamanie ważnej zasady couchsurfingu. Klucze dostaje się tylko  z woli właściciela lokum i absolutnie nie można się ich domagać. Weszła do pokoju przy pomocy klucza zapasowego i zastała bagaże gagatków rozbebeszone na czystych łóżkach, łącznie z mokrą odzieżą. Wyniosła toboły, pokój trzeba było jeszcze raz przygotować. Gagatki pojawiły się o 23. Na zwróconą im uwagę, że połamali wszelkie zasady couchsurfingu, obrazili się i stwierdzili, że to przecież hostel, więc oczekiwali pokoju z pościelą i pełną obsługą. Hostel.., owszem, ale to byli przecież couchsurferzy. Niestety, potraktowali ideę jako darmowy nocleg bez zobowiązań.
Na szczęście dziś pojawili się dwaj uroczy młodzieńcy ze Słowacji. Couchsurferzy pełną gębą. Mówili po polsku. Języka nauczyli się na studiach w Portugalii. Próbowali nauczyć się po portugalsku, ale im nie wychodziło. Za trudno było.  Nauczyli się więc .....polskiego od tamtejszych naszych rodaków. Wyszło na to, że podróże mimo wszystko kształcą (chociaż nie po portugalsku). Fajnie przekręcali. Np. jeden mówi, że będzie po hiszpanowskiej stronie. Kolega szybko go poprawił. "Nie mówi się hiszpanowska, tylko ispanska".  Oni z naszego języka też się śmieli. Ale to wiadomo od zawsze, że Polacy, Czesi, Słowacy nabijają się nawzajem. No i bardzo dobrze!!!Wesoło jest!!!! Zaraz się napiję silnej kawy z czerstwym mlekiem.

Na zdjęciach poniżej NIE MA  couchsurferów :)))





środa, 8 sierpnia 2012

Czym jest hostel?

Hostel to miejsce, gdzie można wykupić tani nocleg. Przeważają tu przestrzenie wspólne. Wspólne są łazienki, kuchnie, common room, pokoje. Czasami są w hostelach pokoje prywatne, ale to jedyna dostępna prywata. No, jeszcze łóżka są prywatne.... jeżeli właściciel sobie życzy :) W Gdańsku powstaje coraz więcej hosteli, ponieważ jest spore zapotrzebowanie na taką formę taniego spania. Tanie spanie, a więc wyposażenie podstawowe, bez  bajerów i nadmiernych udogodnień. I tu zaczynają się schody......
Często osoby rezerwujące miejsce w hostelu nie zauważają literki "s" w nazwie obiektu. Chcą przespać się tanio, ale oczekiwania mają naprawdę iście "hiltonowskie". Niestety przodują w tym nasi rodacy. NIE WSZYSCY oczywiście, ale.... większość. Oczekują prywatnej łazienki, telewizora, lodówki itp. W zaprzyjaźnionym hostelu było nawet zapotrzebowanie na śniadanie podane do łóżka!
Oczywiście, nie każdy musi wiedzieć wszystko o każdej formie noclegu, ale kierując się ceną można spodziewać się czegoś adekwatnego do poniesionych kosztów. My na razie nie planujemy zatrudniać lokaja w liberii, więc niektórzy Goście będą zawiedzeni :)

Przykład stanu świadomości na temat hostelu jako formy taniego noclegu.
-Macie wolne miejsca? Kolega chciał zarezerwować.
-Mamy wolne tylko miejsca w dormach.
-Po ile?
-x zł
-X??!!!! Dlaczego ja płacę 2X??!!!
-Ty śpisz w pokoju prywatnym, a koledze możemy zaproponować tylko miejsce w dormie.
-Co to znaczy?
-Tyle, że będzie spał w pokoju wspólnym z innymi Gośćmi.
-To chcecie władować mu do pokoju obcych ludzi???!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-Nie, jego chcemy władować do pokoju, w którym mieszkają inni ludzie :)

Człowiek był w głębokim szoku,  Nawet troszkę się nas obraził. Wybaczyliśmy. Po prostu nie miał pojęcia czym jest hostel. Niestety, nie jest to wiedza powszechna, jak w innych krajach.

Niedawno mieliśmy Gości z Australii, których przyłapałam na myciu puszek po piwie, bo chcieli sobie wody na noc nalać, a nie chcieli robić kłopotu...


W hostelu wszystko jest wspólne

niedziela, 29 lipca 2012

Jak nas widzą...

Do Gdańska i do Hostelu Mamas&Papas przyjeżdżają ludzie z całego świata. Przywożą ze sobą jakieś wyobrażenie o Polsce i o Polakach. Okazuje się, że zaskakujemy ich pozytywnie. Często jeszcze panuje stereotyp, że Polska to taki kawałek Rosji, gdzie po ulicach chodzą białe niedźwiedzie, furmanka to podstawowy środek transportu, a ludzie to przede wszystkim małorolni chłopi w kufajkach. Zaskakujące, ale miłe są ich stwierdzenia, że Polska to normalny kraj. Bardzo piękny kraj, a ludzie bardzo mili i gościnni.

Niestety, są też mniej korzystne spostrzeżenia.
Po pierwsze słaba znajomość języków, szczególnie angielskiego. Nawet w takich miejscach, jak dworce, muzea, sklepy w centrum itd.
Druga sprawa to duża ilość osób pijanych, nawet z rana. Nie wierzą własnym oczom. Nie bardzo potrafimy wytłumaczyć to zjawisko, ale pocieszamy ich, że w Rosji piją więcej :)
Trzecie zdziwko: polska kolej. No i jak ja mam im tłumaczyć to kuriozum????!!!!!!! Przecież nie da się wytłumaczyć człowiekowi z cywilizowanego kraju w XXI wieku, że tak jest i już!

Na koniec dodam, że Goście ciągle dopominają się o możliwość segregowania śmieci. Widać ból przeogromny, gdy wrzucają do jednego kubła papier, szkło czy puszkę.
Chociaż z puszkami mamy w zasadzie recykling doskonały w postaci panów wyciągających każdą, każdziutką sztukę. Po sprzedaniu mają za co pić i wtedy Goście mają okazję dziwić się, że od rana tylu pijanych. Niechcący mamy w sumie odpowiedź na pytanie o pijaków. To dzięki Gościom z naszego hostelu mają za co pić !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Na dowód parę zdjęć :)




środa, 25 lipca 2012

Spontan is the best!!!



Nasz hostel odwiedzają ludzie z całego świata. Różne języki, kultury, religie, poziom wykształcenia, oczekiwania. Jednak bez względu na powyższe ciągle zdarzają się nam spontaniczne imprezy. Gość przyjdzie po klucz, albo zapytać o sklep. Za chwilę podejdzie drugi i za 15 min siedzimy (lub stoimy) w grupie, nie wiadomo skąd pojawia się piwo, jakieś przegryzki. Każdy stara się coś wnieść. Bardzo lubimy te spontany. Rozmawiamy, opowiadamy o swoich krajach, czasami nabijamy się z siebie nawzajem. Dzisiaj zorganizował się spontan francusko, szwajcarsko, niemiecko, polski. Szwajcar zgadał się z Francuzami, dołączył Niemiec poliglota (nawet po polsku mówił!!!) z bratem. Oczywiście skromna ekipa z hostelu również szybko stwierdziła, że w zasadzie odmówić nie wypada. Wesolutko było. Monika zaśpiewała, bardzo ładnie zresztą. A  hitem wieczoru została pieśń "Champs Élysées". Pobliski spożywczak odnotował wzrost obrotów, a my wszyscy po raz kolejny wzrost pozytywnej energii.
I oby więcej :)

czwartek, 19 lipca 2012

Euro 2012

Cała Polska ekscytowała się tą imprezą, nie tylko od strony sportowej. My również odczuwaliśmy emocje połączone z lekkim lękiem.  Tylu kibiców w jednym momencie…. Myśli były różne.
Okazało się, że obawy były niepotrzebne. Kibice byli wspaniali. Weseli ludzie, bardzo pozytywnie nastawieni do wszystkich (również do kibiców rywali na boisku), grzeczni, kulturalni. Ech, gdyby tak było zawsze przy każdym piłkarskim spotkaniu…..
Pierwsze zaskoczenie: kibice przybyli z całego świata. Byli u nas Goście z RPA, Tajlandii, Chin, Wietnamu, Brazylii, Japonii, Australii plus oczywiście Europa.
Drugi szok: kultura w piciu. Owszem bywali kibice troszkę skaleczeni przez alkohol i zabawę, ale poza jedną osobą, nie sprawiali żadnych problemów. Wesoło, ale kulturalnie.
Ludzie piękni, kolorowi, radośni. No i bardzo spodobał im się Gdańsk. I hostel.....
Hiszpanie byli najbardziej widoczni. Irlandczycy-najwierniejsi kibice bez względu na sytuację. Właściwie te dwie nacje dominowały, jeżeli idzie o zaangażowanie.
Mały dialog z dziewczyną z Tajlandii na zakończenie.
Owa Pani była jedyną kobietą w zapełnionym w 100% hostelu.
Zapytała rano o jakieś informacje związane z Gdańskiem i komunikacją.

-Wiesz, że przyjechałaś w czasie Euro2012? Jest bardzo dużo ludzi i nie będzie łatwo.
-Wiem! Ja mam bilet! Przyjechałam na mecz! Kibicuję Hiszpanii! Kocham piłkę nożną!

Zbaraniałam. Ostania rzecz, jakie mogłam oczekiwać to tajska fanka europejskiej piłki nożnej na Euro 2012.

Jeszcze raz zbaraniałam, ale to już innego dnia. Siedziałam grzecznie w nocy na recepcji. Wrócili z miasta hiszpańscy kibice po ostatnim meczu grupowym. Szybciutko pozbierali się do spania. I co słyszę....? Śpiewali przyciszonym głosem "Polskaaa, biało-czerwoni.....". Miłe! Odśpiewali i zamilkli. Chyba śpią. Za 10 min "Polskaaa, biało-czerwoni.....". Znowu miło. Za 15 min "Polskaaa, biało-czerwoni.....".  I tak parę razy. Za każdym razem miło i.... cichutko. Kultura nocą ważna rzecz :)










poniedziałek, 16 lipca 2012

Polacy są wszędzie.

Ciekawym doświadczeniem, możliwym dzięki hostelowi, jest możliwość poznania ludzi z polskimi korzeniami. Gościliśmy w Gdańsku wielu Polonusów, mniej lub bardziej utożsamiających się z Polską.
Pierwszy wniosek: bardzo różne jest poczucie więzi z ojczyzną przodków. Najczęściej jest to tylko świadomość polskiego pochodzenia (często nazwisko nie pozwala zapomnieć) nie poparta nawet znajomością języka, historii czy chęcią poznania bliżej Polski. Byli u nas też tacy, którzy mówili bardzo dobrze, mimo urodzenia i dorastania poza Polską. Niektórzy zaskakiwali wręcz drobiazgowością znajomości historii i miejsc.
Fergi miał dziadka Polaka, nie mówi po polsku. Na drugie imię ma Kazimierz (w polskiej wersji, po dziadku) i jest bardzo dumny. (Fergi mieszkał w naszym hostelu 1,5 miesiąca.zachwycony z jednej strony Polską, z drugiej tanim noclegiem i życiem w ogóle.)
Jeff miał polskich przodków dosyć dawno, ale nie umniejsza to jego chęci zapoznania się z Polską i … językiem.  Mieszkał u nas prawie 2 miesiące i naprawdę starał się nauczyć języka. No cóż, wszyscy wiemy, że nie jest to łatwe. Złamały go prawdopodobnie … marchewki i kanapki.

-jeden samochód, dwa samochody, tak?
-tak, Jeff
-jeden marchewka, dwa marchewki?
-nie, jedNA marchewka, dWIE marchewki
-ale dlaczego?!
-to jest rodzaj żeński, jak np. kanapka
-rozumiem, jedna kanapka, dwie kanapki, pięć kanapki
-nie, pięć kanapek
-NIE WIERZĘ, ŻARTUJESZ!!!
-nie żartuję
Jeff sprawdził w translatorze i załamał się. I dobrze. Teraz nie jest mu to potrzebne, bo siedzi w Azji.

środa, 11 lipca 2012

Krótka historia przyjaźni, która wraca po latach.

Hostel jest miejscem, w którym zatrzymują się najczęściej ludzie, którym nie zależy na luksusie.  Tani nocleg, więc warunki skromne, ale atmosfera niepowtarzalna. Jedni poznają nowych przyjaciół i jadą razem w świat.

Aba i Chris poznali się w hostelu i w dalszą drogę wyruszyli razem
                                 
Inni spotykają się nie spodziewając się tego.  Taka przygoda przytrafiła się Imranowi. Imran urodził się Kalkucie i wieku 2 lat wyjechał z rodzicami do Australii. Wyglądał zdecydowanie nie australijsko. Broda do pasa, w której przechowywał fajkę. Dredy, że ho ho…. Mówił, że podróżuje tylko pociągami, bo woził ze sobą ładunek, który dyskwalifikował go na lotniskach (Jak on przybył z tej Australii???) Po zameldowaniu się w hostelu od razu pojechał do Pszczółek koło Gdańska. Trochę nas to zdziwiło, gdyż wieś Pszczółki zdecydowanie nie kojarzy się  z kierunkiem zwiedzania, ale…… on tam pojechał. Nie wrócił na noc.
Niepokoiliśmy się, bo w naszym cywilizowanym kraju śniada cera może być przyczyną problemów. Nie odbierał telefonu. Odezwał się na drugi dzień, że znowu nie będzie nocował, ale następnego dnia przyjedzie z kolegą. Okazało się, że spotkał niespodziewanie w Pszczółkach swojego starego przyjaciela z ….Omanu.
Nie widzieli się 9 lat, nic nie wiedzieli o swoich planach. Oman z Australią rzucają się sobie w ramiona w Pszczółkach!!!!  I kto jeszcze nie wierzy, że świat jest bardzo mały???!!!!

Omańczyk z Kasią