niedziela, 30 września 2018

Kulturalni ludzie

Niby sezon już niezbyt wysoki, ale u nas wciąż rojno, jak w ulu!

Odwiedził nas Fazza. Stara się o pracę w Gdyni. Trzymamy kciuki!


Wiadomość dnia! Kiciuś ma nowy domek! Tym razem nie jest to ręczna robota Papasa i Dyzia. Zakupiliśmy obiekt na allegro. Kiciuś (gamoń) najpierw nie wiedział, jak się z tego korzysta. Po długich i pomysłowych próbach udało nam się  go nauczyć, jak korzystać z nowego Hiltona.


Wiele jest dróg, z których można skorzystać rezerwując nocleg w hostelu. Specjalistyczne portale, mail, sms, facebook, wejście z ulicy lub telefon. Ten ostatni sposób jest w sumie dla nas prawie najlepszy. Dlaczego? Jak przyjdzie rezerwacja z portalu, musimy przyjąć osobę rezerwującą, nawet, jeżeli od  jej wejścia widzimy, że będzie trudno. Ósmy rok prowadzimy hostel i w zasadzie bezbłędnie wyczuwamy, kto jest fajny, a kto będzie robił problemy. Przy rezerwacjach telefonicznych mamy szansę odmówić miejsca, jeżeli słyszymy, że osoba telefonująca ma problemy z wysławianiem albo wypowiada się w sposób "buracki", albo zadaje pytania, które średnio rozgarniętej osobie nie przyszłyby do głowy. I często odmawiamy, nawet w niskim sezonie, kiedy bywa pustawo.
Kilka razy nie wyczuliśmy sytuacji i gościliśmy osoby, które normalnie omijamy z daleka.
Właśnie zdarzył się ten jeden raz z kilku :)
Miły głos zarezerwował dwa pokoje na bieżący wieczór. Postacie, które się pojawiły, z lekka nas zatrwożyły. Pojawiali się sukcesywnie (od tych wyglądających ok, po tych ... niewyglądających), aż zrobił się nadkomplet. Pięć osób na cztery miejsca. Póki co, najbardziej zajmował nas problem palenia papierosów. Wiedzieliśmy na 100%, że będą chcieli palić w budynku. Dwukrotnie poinformowaliśmy ich, że jest zakaz palenia, ale WIEDZIELIŚMY, że go złamią. Papas chodził kilka razy pod ich drzwi, ale nic nie wyczuł. Poszłam ja i też nic! Ale przecież WIEDZIELIŚMY! Goście byli trochę za głośni, poszłam więc uciszyć ich. Prosząc o ciszę, całym moim organizmem próbowałam wyczuć ślady palenia i NIC! A i tak byłam pewna!!! Zagrałam va banque! Zapytałam, dlaczego palą w pokoju? Jeden Pan powiedział, że nie palili i niemożliwe, żebym coś poczuła. Brnąc nadal w blef, powiedziałam, że czuję (bo czułam podświadomie). Wtedy ... przeprosili i obiecali, że więcej nie będą. Smrodu nie było (nie mam pojęcia, jak to zrobili?!), ale zasady zostały złamane. Zagrożenie przeciwpożarowe w przypadku pijących i palących jednocześnie, jest zbyt wielkie.
Pan, z którym rozmawiałam, leżał w samych gaciach, a Pani miętosiła jego "klejnoty". Luz absolutny! Kiedy poszłam kolejny raz uspokajać, Pani siedziała z boku i inny Pan się nią opiekował. W międzyczasie poprosiłam nadliczbowego Pana, żeby opuścił hostel. Grupa zaczęła prosić i błagać. I, że oni nawet zapłacą za dodatkową osobę! Łaskawcy! Potem Pana Piątego straciłam z oczu (pomyślałam, że może jednak opuścił hostel). Przy ostatnim i ostatecznym upomnieniu, zauważyłam, że ten dodatkowy wciąż jest. Ostatecznie ulegliśmy błaganiom, wygrażając jednocześnie (bardzo na serio), że kolejne zwrócenie uwagi będzie wyproszeniem z hostelu. Pan został w pokoju z Panią, która gmerała wcześniej w gaciach kolegi. Słychać było później w całym hostelu, że akcja poszła dalej. Nie wiem tylko, który z Panów był szczęśliwym wybrankiem, a który tylko popatrzył i posłuchał.
Jeden z nich wciąż mnie gorąco przepraszał przy każdej interwencji. Przy ostatniej warknęłam, że jeśli jeszcze raz usłyszę "przepraszam", wywalę go przez okno. Nietrzeźwy młodzieniec zastanowił się sekundkę i powiedział "szefowa wybaczy!". Nie wyartykułował słowa "przepraszam" i musiałam pozostawić go żywym :)

W czasie wielokrotnego uciszania zadziałał dopiero argument, który już kilka razy wyciszył nerwową i nieprzyjemną atmosferę w przeszłości. Powiedziałam, że przecież my, KULTURALNI LUDZIE, na pewno się dogadamy i nie będzie problemów. Zauważyłam, że ludzie, bez względu na stopień ogarnięcia intelektualnego i społecznego, lubią być nazwani ludźmi kulturalnymi.
Kiedyś byłam świadkiem, jak pewien bardzo niekulturalny człowiek idąc z kobietą darł się na nią, używając bardzo nieprzyjemnych słów. Był agresywny. Zatrzymali się na odpoczynek akurat pod naszym hostelem. Stali pod naszymi oknami i wydzierali się w środku nocy. Podeszłam i poprosiłam o ciszę. Pan nie reagował na prośby. Wydarł się na mnie. Wtedy spokojnie powiedziałam, że ja tylko proszę i myślę, że KULTURALNI LUDZIE na pewno się dogadają. Przeprosił, powiedział dobranoc i w ciszy odszedł. Wiadomo! Kulturalny z KULTURALNYM dojdą do porozumienia :)

Wolelibyśmy nie spotykać zbyt często KULTURALNYCH, ale wiemy, że to nieuniknione. Za dużo statystycznie jest ich wśród nas.

Wielu z Was nie wie, jak wygląda Papa Papasa. Odwiedził nas parę dni temu. Tak, jak Papas, musiał zaprzyjaźnić się z każdym Gościem przechodzącym przez recepcję. Przy takich rodzicach, Papas nie miał wyjścia! Musi być taki, jaki jest :) Fajny jest :)


Jeszcze jedna historia. Przyjechała do nas Amerykanka z niesamowicie ciężkim bagażem. Papas -rycerz pomógł wtargać rzeczy i nie omieszkał zapytać, po co tyle? Okazało się, że babeczka nie trzyma się kurczowo jednego adresu. Jeździ po świecie tam, gdzie akurat jest fajna praca. Spędziła trzy lata w Polsce. Bywała w innych miejscach, np. Kenia. A teraz jedzie za pracą do Wietnamu. Lubimy takie podejście. W kontekście tej historii, jej bagaż wydał nam się całkiem nieduży.


Poniżej na zdjęciu Żenia z Białorusi. Mówi pięknie po polsku. Jeszcze piękniej pisze wiersze. Zapamiętajcie go. W przyszłości Nobel murowany :) Ja jestem pod ogromnym wrażeniem!


Złota polska jesień! Piękna! Tylko dlaczego potem jest jesień niezłota :(


niedziela, 23 września 2018

Mąż rozwala kibel.


Prawie bliźniacy.
Znowu mieliśmy przyjemność gościć nieprzeciętne osoby. Jedną z nich był Chińczyk urodzony w Hongkongu i będący od wielu lat obywatelem Kanady. Okazało się, że pisze książki, które można kupić na amazon.com. 
W sumie nie jestem pewna, książki czy książkę, ale faktem jest, że to twórca.



W tym samym czasie był ( i nadal jest) u nas Żenia z Białorusi, który wyrecytował nam PRZEPIĘKNE swoje wiersze. Znam język rosyjski i ciarki biegały mi po plecach, jak słuchałam jego dzieł.
I jeszcze artyści malarze w tym czasie. Jednym z nich był Raimonds z Łotwy. Ma typowe polskie nazwisko. Jest z Łotwy. Mieszka na Islandii. Gadaliśmy po rosyjsku. A owoce jego twórczości, które nam pokazywał, były ponadnarodowe. 



Przemili Francuzi, o których pisałam tydzień temu, też pozostawili nam parę rysunków. Zdolni ludzie! 





Jeszcze inny Francuz pokazał talent. Jego rysunek dedykowany był Papasowi.



Tuż przed tym, jak planowałam zasiąść do pisania, zadzwonił telefon. Jakaś młoda dama zapytała, czy to Hostel Papas&Mamas? Potwierdziłam, chociaż nazwę troszkę przekręciła. Pani zameldowała, że jej mąż zamknął się w kiblu i rozwalił tenże kibel. Teraz strasznie śmierdzi i ona się boi. Zapytałam, gdzie się owa Pani teraz znajduje. Odpowiedziała, że w pokoju. Pytam, w którym? Ona, że pod piątką. U nas jest pokój z numerem pięć. Co prawda, nie mieszka tam żadna Pani z małżonkiem, ale i tak włos mi się zjeżył z emocji i pobiegłam na górę, rozłączając się z Panią. Papas z tyłu krzyczał, że chyba byśmy usłyszeli, jakby ktoś demolował kibel i ...poczulibyśmy. Prawda! Ale i tak chciałam sprawdzić. Toaleta była cała. Nie mam pojęcia, czy to był głupi żart czy chodziło o dom pod numerem piątym na naszej ulicy i tam coś się działo. Miałam przez moment plan, żeby przejść się pod ten adres. Ostatecznie stwierdziłam, że jeżeli Pani ma telefon i miała czas poszukać w internecie namiarów na nas, to może też zadzwonić na policję. I dlaczego akurat nas postanowiła poinformować? Brzmiała wiarygodnie, ale może na tym polega dobry kawał, żeby zasiać wątpliwość? Ale czy to byłby dobry kawał......

Prezent dla Adiego i Kóżki  :D

Raimonds z Łotwy. Pięknie rysuje.

Jak muszę rozpakować suszarkę, zaczynam rozumieć, dlaczego w przedszkolu uczyli mnie grać w bierki. Muszę się mocno pogłówkować, żeby zrobić to bez większych szkód. Myślenie strategiczne nabyte prze bierkach pomaga mi teraz osiągnąć sukces.


Magda wróciła do nas po raz kolejny. Ostatnio była w wersji sportowej. Teraz zdecydowanie wersja elegancka. Świetna dziewczyna :) 



niedziela, 16 września 2018

Białe twarze

Papas w objęciach INNEJ kobiety :) Eva z Finlandii - fajna babka!

Większość z nas ma problemy z rozróżnianiem twarzy ludzi innych ras. Ludzie z Azji są dla nas na początku w zasadzie tacy sami. Trzeba troszkę czasu, żeby zapamiętać rysy egzotycznych twarzy.
Ostatni Azjata, którego zameldowałam w naszym hostelu, został przeze mnie zapamiętany, bo był jedynym od dłuższego czasu stamtąd. Po dokonaniu formalności poszłam do supermarketu na zakupy. Spotkałam go tam w momencie, kiedy próbował rozszyfrować polskie etykiety. Zapytałam, czy potrzebuje pomocy. Powiedział, że nie. Kiedy wykładałam na taśmę moje duże zakupy, stanął za mną w kolejce z jakimiś drobiazgami. Zaproponowałam Tajwańczykowi, żeby stanął przede mną. Pani kasjerka szybko go obsłużyła i powiedziała "osiem, dwadzieścia siedem". Chłopak patrzył na nią z dużym skupieniem na twarzy. I nic poza tym. Powiedziałam mu po angielsku, że ma do zapłaty 8,27. Zapłacił i bardzo mi podziękował za pomoc. 
Kiedy ogarnęłam już moje duże zakupy, zobaczyłam, że chłopak nie wyszedł ze sklepu. Czekał na mnie. Ok! Pomyślałam, że chce mieć towarzystwo w drodze do hostelu. Kiedy tylko wyszliśmy za zewnątrz, chciał mi wręczyć tajwańskie ciasteczko jako dowód wdzięczności. Nic wielkiego nie zrobiłam i nie oczekiwałam niczego w zamian. Ale przede wszystkim w rękach dzierżyłam potężne siaty i nie miałam jak przejąć podarku. Pokazałam młodzieńcowi, że mam zajęte ręce, myśląc przy tym, że może przejmie ode mnie jakąś torbę. Nic z tego :) Powiedział, że wręczy mi ciastko później. Szliśmy ramię w ramię i ucięliśmy pogawędkę. Moje ręce niebezpiecznie wydłużały się w kierunku ziemi, ale było miło. Chłopak powiedział, że parę dni temu przyjechał do Polski na studia. Był przez chwilę w Warszawie. Teraz przyjechał do Gdańska, żeby jeszcze przed październikową inauguracją roku akademickiego pozwiedzać miasto. Poinformował mnie, że zatrzymał się w Hostelu Mamas&Papas. No, przecież wiem, że w Hostelu Mamas&Papas! Pół godziny wcześniej meldowałam go! Gdy doszliśmy do naszego budynku, zapytał, czy ja tutaj też mieszkam?
Wtedy skapnęłam się! On nie rozpoznał mnie w sklepie! Byłam dla niego jedną z wielu takich samych białych twarzy!
Kiedy już pozbyłam się siat z moich rąk, zostałam obdarowana ciastkiem. Papas i Monika też się załapali :) 

Sezon się wycisza. Dla nas to sygnał, żeby przymierzać się pomału do zimowego wypoczynku. Jest to równie interesujące, jak prowadzenie hostelu :)

Ostatnio mniej przyjeżdża rowerzystów czy motocyklistów. Aczkolwiek w minionym tygodniu były dwa motocykle. Jeden z nich był ulubionym rumakiem Kiciusia. Pilnował go bardziej niż własnej chaty :) 




Jeszcze ciekawostka na koniec. Oboje z Papasem lubimy kurki. Grzyby kurki. Zobaczyłam w supermarkecie sałatkę o nazwie "Złociste kurki" z ilustracją na etykiecie sugerującą, że jest właśnie dla nas. Prawie kupiłam. Rzuciłam jeszcze tylko okiem na skład. Kurki w sałatce kurkowej to zaledwie 2%. Wszyscy dookoła próbują nas oszukać. W ramach piętnowania nieuczciwych firm  i porad praktycznych, załączam dowód na takie praktyki. Oszukują nas i naszych Gości. A miałam takiego smaka!!



Opuścił nas Rodolfo z Meksyku. Cóż za energia! Po prostu Latynos :) Przyjechał do Polski, żeby kształcić się muzycznie. Kiedy bursę zamykają, Rodolfo błąka się jako workaway'er. Za daleko wracać do domu na parę tygodni. Fajny młodzieniec :)


niedziela, 9 września 2018

Mamas&Papas - szczoteczkowi złodzieje



Niby sezon się kończy, ale u nas ciągle tłoczno. Z satysfakcją słyszeliśmy w tym roku wiele razy, że Goście masowo polecają nas innym osobom. Czasami ma to postać "łańcuszka". Ktoś nas polecił koledze. Kolega przyjechał i polecił komuś następnemu. A następny kolejnemu, spotkanemu gdzieś w podróży. I tak się toczy. Super!
Oprócz miłych sytuacji trafiają się od czasu do czasu mniej sympatyczne. Na szczęście, bardzo rzadko.
Ostatnio zostaliśmy posądzeni o kradzież kosmetyczki z golarką i szczotką do zębów. Pan przyjechał na chwilę, żeby dokonać formalności meldunkowych i od razu pojechał do miasta. Wieczorem powrócił i po chwili zapytał nas, gdzie jest jego kosmetyczka. Na 100% zostawił ja w pokoju przy meldowaniu się, a teraz NIE MA! Zgodnie z prawdą zameldowaliśmy, że podczas jego nieobecności nikt do jego pokoju nie wchodził, więc raczej kosmetyczka zniknęła w innym momencie. Pewność mieliśmy stuprocentową, gdyż pokój jest przy recepcji i nikt nie byłby w stanie przemknąć, żeby ukraść cokolwiek. Pan na to, że na 100% zostawił. My na to, że na 100% nikt nie wchodził do pokoju podczas jego nieobecności. Pan sprawdził w samochodzie i stwierdził, że na 100% zostawił rzeczy w pokoju, bo pamięta, że niósł kosmetyczkę. Na sugestię, że może trzymał w ręku i nie zostawił, lecz zabrał ze sobą, kategorycznie stwierdził, że na 100% położył na łóżku.
Trochę się wkurzyłam i ostrzej powiedziałam, że to trochę niefajnie, że posądzają nas o kradzież cudzej szczoteczki do zębów. To bez sensu! Po co komu cudze osobiste przedmioty?! Gdyby zostawił torebkę z dolarami, może miałoby to jakiś sens (dla niektórych). Pan powiedział przykrym tonem, że nas nie posądza. Akurat! Małżonka gościa była raczej po naszej, racjonalnej stronie. Uspokajała męża, ale on prawdopodobnie pozostał przy swoim przekonaniu. 
Postanowiliśmy z Papasem, że od dzisiaj będziemy używać tylko naszych szczotek i golarek! Nie będziemy już NIGDY tacy naiwni, że się nie wyda i nie będziemy kraść szczoteczek do zębów :)

PS. Rano okazało się, że zguba się znalazła. Pan i Małżonka przepraszali, ale niesmak pozostał.

W inny sposób zaskoczył nas inny rodak. Zapukał pewnego dnia Pan elegancki w stylu dawnej epoki. Zapytał grzecznie, czy to teren prywatny, czy przedsiębiorstwo? Pan miał sprawę. Zapytał, czy mógłby wjechać na koniec ogrodu swoim polonezem i wymienić klocki hamulcowe. W Polmozbycie żądają koszmarnych pieniędzy i on szuka miejsca, żeby postawić auto i zrobić, co trzeba, we własnym zakresie. Odmówiliśmy. Nie bardzo nam pasowała wizja rozjeżdżania ogrodu i zdumiała pomysłowość Pana. Pan zwierzył się, że mieszka na Oruni Górnej obok szkoły. Daleko zaszedł w poszukiwaniu placu dla swojego poloneza! Od nas poszedł do sąsiadów. Pewnie potem do sąsiadów naszych sąsiadów. Samochody marki Polonez zaczęto produkować 40 lat temu i zakończono w 2002 roku. Nie wiemy, ile wiosen liczy maszyna zapobiegliwego Pana, ale wygląda na to, że nie stać go na posiadanie samochodu. Skąd w ludziach tak silna potrzeba dysponowania własnym autem? Nawet, gdy bycie właścicielem gabloty generuje problemy....

Z wydarzeń dramatycznych. Pewnego wieczoru usłyszałam obok mojej pięknej głowy dźwięk, który kojarzył mi się z szerszeniem. Trochę późno na tych bandytów, ale warczał koło mojego ucha zbyt dosadnie. Czochrałam włosy w nadziei, że jakoś go wytrzepię, ale moje palce na nic się nie natknęły. Pobiegłam do łazienki, żeby upewnić się w lustrze, że nic mi na głowie nie siedzi. Cicho już było, ale coś mi mówiło, że to nie koniec. Siedział na moich plecach!!! Strąciłam go do umywalki i odkręciłam kran. Walczył z wodą w odpływie i wyglądało na to, że nie ma szans. A ten gnojek wyczołgał się spod silnego strumienia wody i gotowy był do dalszych akcji. Nie wiem, jak go złapałam do szklanego pojemnika. Nie pamiętam nawet za dobrze, jak go unicestwiłam. Facet nie miał żadnej kultury w sobie. W lipcu, sierpniu te szkodniki pojawiają często. Wyłapujemy i mordujemy, ale o tej porze to normalne. Ale żeby we wrześniu???!!! I nie był to ostatni. Ostatniego załatwił Papas :)

Niesamowicie spokojni są ostatni nasi Goście! Idą spać po dobranocce. Nie piją, nie łażą. Ale są sympatyczni! Ostatnio nasze serca skradła trójka Francuzów. Niesamowicie pozytywni ludzie! Tacy, których na pewno nie zapomnimy. Jak pięknie rysowali!




Inka mówiła tak pięknie po polsku, że byliśmy pewni, że jest Polką z Polski. Okazało się, że urodziła się w Anglii i tam od początku mieszka. Paszport też ma brytyjski. Szacun wielki za znajomość naszego języka!



Kącik Ady i Piotra miał dziś być pusty. Chyba zmęczyli się wreszcie i nie relacjonowali niczego ciekawego. Dotarli do celu i to najważniejsze.


Powkurzali mnie trochę zachwytami nad chińską knajpą, w której wylądowali na obiad. I los pokarał za te znęcanie się nade mną :)








Dzisiaj okazało się, że życie nie znosi pustki. Było nudnawo w ostatnich dniach marszu, za ostatni dzień okazał się niezwykle emocjonujący.
Młodzież została okradziona w metrze w Barcelonie! Zostali bez dokumentów, kart kredytowych i gotówki. Dokumenty potrzebne są, żeby wpuścili do samolotu. Pieniądze były bardzo potrzebne na zakup jedzenia. Ada cierpi na dolegliwość, przy której musi jeść regularnie. Spadek cukru przy przegłodzeniu jest dla niej znacznie groźniejszy niż u przeciętnego człowieka. I ten fakt najbardziej nas zestresował. Po zablokowaniu kart w bankach, rozpoczęliśmy akcję poszukiwania jakiegoś znajomego lub znajomego znajomego, który byłby w tym czasie w Barcelonie i pożyczył pieniądze na jedzenie. Myślałam o Western Union, ale nigdy jeszcze nie korzystałam z tej drogi i nie wiem, czy wypłacają ludziom bez dokumentów.
Wrzuciłam komunikat na Facebooka. Ada uruchomiła kontakty na Messengerze. Odzew ludzi był przepiękny. Szybko udało się załatwić sprawę pieniędzy, ale jeszcze długo ludzie kontaktowali się z propozycjami pomocy. Potem zostało pójście na policję. Po paru godzinach dostali zaświadczenie o utracie dokumentów. Późnym wieczorem mają wylot. Security już przeszli (nie sprawdzano dokumentów). Zobaczymy, czy się uda wsiąść do samolotu. Jestem dobrej myśli. Camino 2018 można z grubsza uznać za zakończone.


niedziela, 2 września 2018

poczta kwiatowa

Miałam Was ostrzec przed firmą pocztakwiatowa.pl już trzy miesiące temu. W międzyczasie rozpoczął się wysoki sezon i tyle się działo, że zapomniałam opisać, co mi się przydarzyło. Ostatnio ofiarą tej firmy padła osoba, której niegdyś poleciłam pocztakwiatowa.pl i teraz postanowiłam niezwłocznie zadziałać. Nie jest może temat za bardzo związany z życiem Hostelu Mamas&Papas, ale zdecydowałam się użyć tego miejsca do napiętnowania nierzetelnej firmy. Sporo osób czyta tego bloga i może unikną rozczarowań, jeżeli będą unikać firmy pocztakwiatowa.pl .
Byłam klientką tej firmy od kilku lat. Było ok. Aż do Dnia Matki w tym roku. Z dwóch zamówionych dla naszych Mam bukietów, dostarczony został tylko jeden. Na dodatek kompletnie inny niż zamówiony. Nie miał z kwiatami wybranymi przeze mnie absolutnie nic wspólnego. Drugi nie dotarł nigdy. Złożyłam reklamację, prosząc równocześnie o propozycję zadośćuczynienia fatalnej sytuacji. Zaproponowano, że nieszczęsny bukiet  zostanie dostarczony w "najbliższym możliwym terminie z liścikiem z przeprosinami". Kwiaty na Dzień Matki w "najbliższym możliwym terminie", czyli tydzień albo może dwa po 26 maja?! Żenada!
Nie zgodziłam się na wykpienie się liścikiem. To było na  Dzień Matki!!! Podkreśliłam, że rozumiem, że coś może nawalić (system, człowiek), ale profesjonalna firma, która szanuje swoich klientów, musi umieć wyjść z takiej sytuacji z twarzą. Nam też zdarzały się sytuacje, które na ogół nie były nawet naszą winą, ale nigdy nie przyszłoby nam do głowy wykpić się kartką papieru. Szanujemy naszych Klientów i trudne sytuacje rozwiązujemy w zupełnie inny sposób. 
Pocztakwiatowa.pl zaproponowała, że może zwrócić pieniądze za niezrealizowane zamówienie. Patrzcie, jacy łaskawi! Są nawet gotowi zwrócić kasę za coś, czego nie wykonali! I w trakcie burzliwej korespondencji widziałam na końcu zaproszenie do ponownego skorzystania z usług. Wiem, to tylko stopka, ale mogliby sobie darować. Jako zadośćuczynienie zaproponowali w końcu rabat przy kolejnych zakupach. Jeżeli chcę coś uzyskać, najpierw muszę kupić kolejne kwiaty i dać im zarobić! Kpina goni kpinę! 

Powkurzałam się i zapomniałam. Teraz dowiedziałam się, że poczta dostarczyła w ostatnich dniach bukiet do mojej cioci. Inny niż zamówiony. Nie było to najważniejszę, bo nazajutrz padł. Ja polecałam tę firmę w przeszłości :(

Wróćmy do hostelu.


Przyłapałam Papasa na randce z cudowną młodą damą. Zgodnie z naszymi zasadami nie akceptujemy pobytu małych dzieci w naszym hostelu. Wesolutcy Goście przeszkadzają maluchom. Ryczące maluchy dokuczają Gościom. Jednak młoda dama ze Szwecji skradła serca wszystkich. Trudno nie przyjąć takiej osoby pod nasz dach.



Sezon pomału wycisza się. Wciąż przyjeżdżają fajni ludzie, wciąż coś się dzieje, ale jesień jest już wyczuwalna bardzo wyraźnie.
Zaimponował nam Michał (tak się przedstawił) z USA. Jest potomkiem Polaków, ale nikt w jego rodzinie po polsku nie mówi. On zawziął się i nauczył się polskiego. Mówi bardzo ładnie.
Marina z Ukrainy opowiedziała swoją historię. Jest z potomkinią Polaków, którzy mieszkali w Polsce do 1939 roku. Przyszła wojenna zawierucha i jej przodkowie zostali ... Białorusinami (mieszkali w okolicach Grodna i Lidy). Nigdzie nie wyjeżdżali, ale Polska odjechała od nich. Ona wskutek różnych zawirowań została Ukrainką. Postanowiła przysłać syna do szkoły do Polski. Uczy się języka (już dobrze rozumie). I może historia zatoczy koło i znowu jej rodzina będzie rodziną polską.

Odwiedził nas Omar z Austrii. Wybrał nasz hostel po poleceniu przez przyjaciół, którzy u nas byli. Po przyjeździe na naszej tablicy znalazł ich wizerunki. To byli bardzo pozytywni Goście :)







Przy okazji: może ktoś czytających rozpoznaje te kolczyki jako swoje?




Czas na Adę i Piotra To będzie przedostatnia relacja.

Generalnie donoszą, że na camino bardzo się uspokoiło. Ludzi mało, a nawet bardzo mało. Ciekawe sytuacje wciąż jednak się zdarzają.

Niezbyt pozytywne wspomnienia mają z albergue, które prowadzi były pielgrzym. Zwykle takie miejsca są bardzo przyjazne, bo właściciel doskonale rozumie swoich gości.
Nie tym razem. Najpierw właściciel okazał mimiką, jak bardzo jest wkurzony. O co poszło? Młodzież nie potwierdziła rezerwacji. Powiedzieli, że nikt nie poinformował ich o takim obowiązku. Pan powiedział, że to przecież oczywiste! Zawsze trzeba potwierdzić przed przybyciem! Owszem, często obiekty tego wymagają, ale na pewno, nie wszystkie! Ada wędruje n-ty raz i ma doświadczenie. Pan powiedział, że w wyrazie swojej łaskawości otworzy dla nich pokój, który tego dnia nie miał być wynajmowany. Łaskę robił ogromną, chociaż po sąsiedzku było następne albergue.
Poszli do pokoju. Pan kazał zdjąć buty. Zdjęli. Nic nadzwyczajnego. Pan zarządał jednak, żeby założyli klapki i nie szli boso. Musieli wygrzebać z plecaków klapki. Pan każe, sługa musi :)
Po drobiazgowym wytłumaczeniu, co to jest donativo i że muszą zapłacić (dobrowolna opłata za nocleg w wysokości, na jaką wędrowca stać - każdy na camino, wie, jak to działa), zaprezentował im regulamin. Pobudka o 7:00. O 7:01 śniadanie. 01 pogrubione. 8:05 wyjście z albergue. 22:03 gaszenie świateł. Kuchnia czynna od 19 do 21. Jakaś dziewczyna chciała wejść do kuchni o 18:55. Pan zabronił. Usiadła i poczekała 5 minut. Wybiła 19, mogła skorzystać.

Zapytałam Adę, dlaczego zdecydowali się zostać u tego świrusa, skoro obok było inne albergue? Powiedziała, że tam też świry! Poszli coś zjeść. Przy wejściu zapytali o możliwość zakupu posiłku. Pani nie była w stanie odpowiedzieć, czy jest możliwość spożycia kolacji. Czekali 15 minut na inną osobę, żeby dostać prostą odpowiedź na swoje pytanie: można tu coś zjeść czy nie? Pytanie wydaje się banalne, ale tam wywołało lawinę problemów. Pani powiedziała, że w zasadzie nigdy nie wiadomo, czy wystarczy żarcia dla ludzi śpiących poza ich albergue. Nie są przygotowani, żeby karmić nieskończoną liczbę potrzebujących, bo nie są w stanie zapewnić kuchni odpowiedniej ilości produktów. Ostatecznie Młodzież dostała kolację. Był to...... ryż z dwoma jajkami. No, rzeczywiście produkty niedostępne i trudne do przechowania w większej ilości na zapas ;) 

To nie był koniec zmagań z hiszpańską mentalnością. W nocy Ada potrzebowała skorzystać z toalety. Najbliższa mieściła w pokoju, w którym spali inni ludzie. Ada nie chciała im przeszkadzać, więc zdecydowała się pójść na parter do WC, które było w oddaleniu od śpiących ludzi. Kiedy zeszła na dół, zobaczyła na końcu schodów.... leżankę. Spał na niej właściciel. Ustawienie sugerowało, że pilnował śpiąc, żeby nikt nie mógł zejść z piętra. Taki rodzaj wartowni. Ada wróciła na górę. Przejścia nie było! Cudak jakiś, albo świr po prostu. Albo tam tak mają :)

Świry świrami, ale ładnie tam jest.