niedziela, 2 września 2018

poczta kwiatowa

Miałam Was ostrzec przed firmą pocztakwiatowa.pl już trzy miesiące temu. W międzyczasie rozpoczął się wysoki sezon i tyle się działo, że zapomniałam opisać, co mi się przydarzyło. Ostatnio ofiarą tej firmy padła osoba, której niegdyś poleciłam pocztakwiatowa.pl i teraz postanowiłam niezwłocznie zadziałać. Nie jest może temat za bardzo związany z życiem Hostelu Mamas&Papas, ale zdecydowałam się użyć tego miejsca do napiętnowania nierzetelnej firmy. Sporo osób czyta tego bloga i może unikną rozczarowań, jeżeli będą unikać firmy pocztakwiatowa.pl .
Byłam klientką tej firmy od kilku lat. Było ok. Aż do Dnia Matki w tym roku. Z dwóch zamówionych dla naszych Mam bukietów, dostarczony został tylko jeden. Na dodatek kompletnie inny niż zamówiony. Nie miał z kwiatami wybranymi przeze mnie absolutnie nic wspólnego. Drugi nie dotarł nigdy. Złożyłam reklamację, prosząc równocześnie o propozycję zadośćuczynienia fatalnej sytuacji. Zaproponowano, że nieszczęsny bukiet  zostanie dostarczony w "najbliższym możliwym terminie z liścikiem z przeprosinami". Kwiaty na Dzień Matki w "najbliższym możliwym terminie", czyli tydzień albo może dwa po 26 maja?! Żenada!
Nie zgodziłam się na wykpienie się liścikiem. To było na  Dzień Matki!!! Podkreśliłam, że rozumiem, że coś może nawalić (system, człowiek), ale profesjonalna firma, która szanuje swoich klientów, musi umieć wyjść z takiej sytuacji z twarzą. Nam też zdarzały się sytuacje, które na ogół nie były nawet naszą winą, ale nigdy nie przyszłoby nam do głowy wykpić się kartką papieru. Szanujemy naszych Klientów i trudne sytuacje rozwiązujemy w zupełnie inny sposób. 
Pocztakwiatowa.pl zaproponowała, że może zwrócić pieniądze za niezrealizowane zamówienie. Patrzcie, jacy łaskawi! Są nawet gotowi zwrócić kasę za coś, czego nie wykonali! I w trakcie burzliwej korespondencji widziałam na końcu zaproszenie do ponownego skorzystania z usług. Wiem, to tylko stopka, ale mogliby sobie darować. Jako zadośćuczynienie zaproponowali w końcu rabat przy kolejnych zakupach. Jeżeli chcę coś uzyskać, najpierw muszę kupić kolejne kwiaty i dać im zarobić! Kpina goni kpinę! 

Powkurzałam się i zapomniałam. Teraz dowiedziałam się, że poczta dostarczyła w ostatnich dniach bukiet do mojej cioci. Inny niż zamówiony. Nie było to najważniejszę, bo nazajutrz padł. Ja polecałam tę firmę w przeszłości :(

Wróćmy do hostelu.


Przyłapałam Papasa na randce z cudowną młodą damą. Zgodnie z naszymi zasadami nie akceptujemy pobytu małych dzieci w naszym hostelu. Wesolutcy Goście przeszkadzają maluchom. Ryczące maluchy dokuczają Gościom. Jednak młoda dama ze Szwecji skradła serca wszystkich. Trudno nie przyjąć takiej osoby pod nasz dach.



Sezon pomału wycisza się. Wciąż przyjeżdżają fajni ludzie, wciąż coś się dzieje, ale jesień jest już wyczuwalna bardzo wyraźnie.
Zaimponował nam Michał (tak się przedstawił) z USA. Jest potomkiem Polaków, ale nikt w jego rodzinie po polsku nie mówi. On zawziął się i nauczył się polskiego. Mówi bardzo ładnie.
Marina z Ukrainy opowiedziała swoją historię. Jest z potomkinią Polaków, którzy mieszkali w Polsce do 1939 roku. Przyszła wojenna zawierucha i jej przodkowie zostali ... Białorusinami (mieszkali w okolicach Grodna i Lidy). Nigdzie nie wyjeżdżali, ale Polska odjechała od nich. Ona wskutek różnych zawirowań została Ukrainką. Postanowiła przysłać syna do szkoły do Polski. Uczy się języka (już dobrze rozumie). I może historia zatoczy koło i znowu jej rodzina będzie rodziną polską.

Odwiedził nas Omar z Austrii. Wybrał nasz hostel po poleceniu przez przyjaciół, którzy u nas byli. Po przyjeździe na naszej tablicy znalazł ich wizerunki. To byli bardzo pozytywni Goście :)







Przy okazji: może ktoś czytających rozpoznaje te kolczyki jako swoje?




Czas na Adę i Piotra To będzie przedostatnia relacja.

Generalnie donoszą, że na camino bardzo się uspokoiło. Ludzi mało, a nawet bardzo mało. Ciekawe sytuacje wciąż jednak się zdarzają.

Niezbyt pozytywne wspomnienia mają z albergue, które prowadzi były pielgrzym. Zwykle takie miejsca są bardzo przyjazne, bo właściciel doskonale rozumie swoich gości.
Nie tym razem. Najpierw właściciel okazał mimiką, jak bardzo jest wkurzony. O co poszło? Młodzież nie potwierdziła rezerwacji. Powiedzieli, że nikt nie poinformował ich o takim obowiązku. Pan powiedział, że to przecież oczywiste! Zawsze trzeba potwierdzić przed przybyciem! Owszem, często obiekty tego wymagają, ale na pewno, nie wszystkie! Ada wędruje n-ty raz i ma doświadczenie. Pan powiedział, że w wyrazie swojej łaskawości otworzy dla nich pokój, który tego dnia nie miał być wynajmowany. Łaskę robił ogromną, chociaż po sąsiedzku było następne albergue.
Poszli do pokoju. Pan kazał zdjąć buty. Zdjęli. Nic nadzwyczajnego. Pan zarządał jednak, żeby założyli klapki i nie szli boso. Musieli wygrzebać z plecaków klapki. Pan każe, sługa musi :)
Po drobiazgowym wytłumaczeniu, co to jest donativo i że muszą zapłacić (dobrowolna opłata za nocleg w wysokości, na jaką wędrowca stać - każdy na camino, wie, jak to działa), zaprezentował im regulamin. Pobudka o 7:00. O 7:01 śniadanie. 01 pogrubione. 8:05 wyjście z albergue. 22:03 gaszenie świateł. Kuchnia czynna od 19 do 21. Jakaś dziewczyna chciała wejść do kuchni o 18:55. Pan zabronił. Usiadła i poczekała 5 minut. Wybiła 19, mogła skorzystać.

Zapytałam Adę, dlaczego zdecydowali się zostać u tego świrusa, skoro obok było inne albergue? Powiedziała, że tam też świry! Poszli coś zjeść. Przy wejściu zapytali o możliwość zakupu posiłku. Pani nie była w stanie odpowiedzieć, czy jest możliwość spożycia kolacji. Czekali 15 minut na inną osobę, żeby dostać prostą odpowiedź na swoje pytanie: można tu coś zjeść czy nie? Pytanie wydaje się banalne, ale tam wywołało lawinę problemów. Pani powiedziała, że w zasadzie nigdy nie wiadomo, czy wystarczy żarcia dla ludzi śpiących poza ich albergue. Nie są przygotowani, żeby karmić nieskończoną liczbę potrzebujących, bo nie są w stanie zapewnić kuchni odpowiedniej ilości produktów. Ostatecznie Młodzież dostała kolację. Był to...... ryż z dwoma jajkami. No, rzeczywiście produkty niedostępne i trudne do przechowania w większej ilości na zapas ;) 

To nie był koniec zmagań z hiszpańską mentalnością. W nocy Ada potrzebowała skorzystać z toalety. Najbliższa mieściła w pokoju, w którym spali inni ludzie. Ada nie chciała im przeszkadzać, więc zdecydowała się pójść na parter do WC, które było w oddaleniu od śpiących ludzi. Kiedy zeszła na dół, zobaczyła na końcu schodów.... leżankę. Spał na niej właściciel. Ustawienie sugerowało, że pilnował śpiąc, żeby nikt nie mógł zejść z piętra. Taki rodzaj wartowni. Ada wróciła na górę. Przejścia nie było! Cudak jakiś, albo świr po prostu. Albo tam tak mają :)

Świry świrami, ale ładnie tam jest.

















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz