niedziela, 25 listopada 2018

Przykłady

Yoka i Fazza, nasze zagraniczne dzieci


Pomału zapadamy w sen zimowy. Gości jest coraz mniej, a i coraz bardziej leniwi. Trudno się dziwić patrząc przez okno. Nawet pelargonia, która pobiła rekord wszech czasów w kwitnieniu, zdecydowała się w ostatnich dniach udać na zimowy odpoczynek.
Czasami ożywienie w marazmie wprowadza głupota ludzka. A tej nie brakuje i wciąż się o tym przekonujemy.

Przykład pierwszy z brzegu. Skontaktował się z nami Japończyk, który został wywieziony (wyleciony?) do Poznania zamiast do Gdańska. W związku z awaryjnym lądowaniem na innym lotnisku, miał przybyć do naszego hostelu dużo później niż planował. Zgodziłam się poczekać na niego, mimo, że jego lotnicze przygody mocno namieszały w mojej rutynie. Szkoda mi było narażać  człowieka z innego kontynentu na nocne tułaczki po mieście. Dystans do Poznania zapowiadał dotarcie na wczesne godziny nocne. Jak to zwykle w Polsce bywa, zorganizowanie transportu dla pasażerów okazało się misją niemal niewykonalną i ludki dojechały do Gdańska w czasie potrzebnym na dwukrotne pokonanie odległości z Poznania. Nie to jednak było najbardziej irytujące. Linia lotnicza zawiozła pechowych pasażerów na .... lotnisko. W środku nocy zostali wywaleni z autobusu daleko od miasta. Wg mnie absolutnie powinni przejechać przez miasto i dać szansę nieszczęśnikom wysiąść w okolicy jakiegoś dworca . Spod dworca zawsze jeździ jakaś komunikacja nocna. A tak zostali skazani na taksówki, oczywiście głównie lotniskowej mafii taksówkowej. Komuś zabrakło wyobraźni....

Drugi przykład głupoty i braku czytania ze zrozumieniem. Pewnej nocy zostałam obudzona bardzo natarczywym i agresywnym dzwonieniem do drzwi. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Taki raban w nocy musi świadczyć ewidentnie, że jakaś tragedia się wydarza. Otwieram drzwi, a tam kilka osób, które chcą się ładować do hostelu. Pytam, o co chodzi? A oni, że widzieli na bookingu, że są miejsca i oni chcą te miejsca niezwłocznie wynająć. To było nad ranem. Doba hotelowa jest od 13 i w wypatrzonych przez nich pokojach spali ludzie! Próbowałam im to wytłumaczyć, a oni, że chyba hostele powinny pracować 24 godziny na dobę, i że na bookingu jest dostępność. Ja, że jest, ale od godziny 13. Oni, że przecież powinno być 24h. Ręce opadają. Notabene nie mamy 24 godzinnej recepcji i na bookingu też jest to napisane. Ludzie coraz częściej wykazują się brakiem rozumienia czytanego tekstu. A w zasadzie rozumieją tak, jak im pasuje.

Nasza aktualna workaway'ka Yoka okazała się być osobą niesamowicie otwartą i przede wszystkim nie ma braków w myśleniu. Wszystkim, którzy ją spotkają, od razu  przypada do serca. Nam, oczywiście, też. Bardzo!!!
Yoka uczy się języka polskiego. Po początkowej nauce pojedynczych słów, wzięła się za bary z naszą gramatyką. Pierwsze objawy załamania zbliżają się... Tłumaczymy jej, że jeżeli powie coś z nieprawidłową końcówką, na pewno będzie zrozumiana, ale jej to chyba nie uspokaja.
Przykład kłopotów. Zapytała, czym się różni wyraz "polski" od wyrazu "polska". Wytłumaczyliśmy, że Polska to nazwa kraju, a polski i polska to przymiotniki, i że w języku polskim są rodzaje, i że może być męski (wtedy polski) albo żeński (wtedy polska). Pokazałam parę przedmiotów tłumacząc, który jest męski, a który żeński. Yoka pokazała piwo i zapytała, czy to jest rodzaj męski? W sumie kombinowała logicznie, ale jak powiedziałam, że to jest jeszcze inny, trzeci rodzaj, załamała się. Myślę, że na bardzo krótko. Jest bardzo zdolna i bardzo szybko chwyta nasz niełatwy język. Podziwiamy ją bardzo!

Yoka obiecała nam ugotować coś po japońsku. Nawet kupiła produkty! Niestety, nie może się dopchać do kuchni. Abstrahuję od oczywistości, że p.Czesia wciąż nas zaopatruje w pyszności, również Żenia ostro nas "obgotowuje". Po drodze trafiła się Kasia, która zaordynowała dwa warianty pysznej zupy. Fazza odgrażał się na dzisiaj, ale Żenia znowu go wyprzedził. A Yoka czeka! Na pewno się doczeka :) Chociaż my nie możemy się doczekać!




Papas wymiótł "żeniówkę"

Andrzej (Polska) i Jurek (Turkmenistan) spotkali się w Hostelu Mamas&Papas po prawie trzech latach . Świat jest mały. Lubimy, gdy ludzie do nas wracają. A ci DWAJ to już szczególnie serdeczny "przypadek" :)

2015

2018

niedziela, 18 listopada 2018

Panna wybredna



Zdziwiona zachwycałam się cztery tygodnie temu, że mimo bardzo jesiennej pory nasze pelargonie wciąż mają się bardzo dobrze. Zachwyt był mocno przedwczesny. One wciąż kwitną! Dziwnie zachowuje się pogoda w tym roku. Oczywiście, nie narzekam :) Dla mnie pelargonie na zewnątrz mogłyby kwitnąć cały rok, ale aż tak dobrze raczej nie będzie :(

Cztery tygodnie temu....

...i teraz

Ale poza tym jest bardzo dobrze. Nasza nowa workaway'ka z Japonii jest mega pozytywną postacią. Uczy się pilnie polskiego. Z wielką otwartością próbuje polskich potraw. I oczywiście zaprzyjaźniła się przy tej okazji z p.Czesią.


Łapie kontakt ze wszystkimi. Niesamowicie otwarta osoba!

Joka z Tajwanka i.. TA dłoń! Kto zgadnie, czyjaż ona jest?

Są fajne dziewczyny, jest i Fazza :)
Dziewczyna z Tajwanu (nie udało mi się nauczyć jej imienia :( ) przyjechała do nas z polecenia innej Tajwanki, którą gościliśmy miesiąc temu.


Dziewczyny spotkały się przypadkiem. Nocowały w tym samym dormie w hostelu we Wrocławiu. Nie jest to statystycznie takie proste, żeby dwie Tajwanki spotkały się w jednym dormie w Polsce. W tym przypadku nie dość, że się spotkały w Polsce, to okazało się, że chodziły do tej samej szkoły w tym samym czasie. Świat jest taki mały!!!


Jednak w minionym tygodniu naszą cierpliwość i uwagę przetestowała Polka.
Papas odebrał rezerwację telefoniczną i od początku gryzło go, czy nie wsadzamy się na minę. Opisywałam niedawno problem rezerwacji telefonicznych. Często są one wysokiego ryzyka. Oczywiście nie zawsze. Było mnóstwo fantastycznych ludzi z tego kanału rezerwacji.
Jednak w tym przypadku Papasa coś zaczęło niepokoić. Kiedy panna przyjechała, zrozumiałam, że Papas miał rację.
Gdyby nie miała rezerwacji i przyszłaby "z ulicy", na pewno nie przyjęlibyśmy jej. Ona jednak miała rezerwację. Anioły nam sprzyjały! Nie miała dokumentu. Nie ma opcji, żeby zameldować kogoś bez dokumentu! Powiedziałam jej o tym. Ona na to, że pan, z którym rozmawiała telefonicznie, powiedział, że nie ma problemu. Można bez dokumentu. Byłam pewna na 1000%, że Papas nie powiedziałby tak. Panna się upierała i dodała, że wczoraj spała na Suchaninie i nie było problemu z powodu braku dokumentu. Próbowała się wylegitymować kartą stałego klienta z jakiegoś sklepu. Zadeklarowała, że poda z pamięci wszelkie dane. Nie zgodziłam się. Nie meldujemy bez dokumentu i już! Na pewno nie zmienimy zasad dla osoby z takim wyglądem. Powiedziałam, żeby zaczekała na Papasa i zrobimy konfrontację. W międzyczasie pożaliła się, że nie ma pieniędzy. Próbowałam jej zasugerować jakieś inne miejsca w Gdańsku z dolnej półki cenowej. Tańsze niż u nas. Przy każdym wymienionym obiekcie twierdziła, że tam już była i nie chce tam wracać. W tym momencie lampka zapaliła mi się jeszcze mocniej! Nie ma pieniędzy i tak wybrzydza???!!! Co więcej, dzwoniła do nas z zapytaniem o nazwę przystanku, na którym ma wysiąść, stojąc obok jednego z najtańszych hosteli w Gdańsku! Już byłam pewna! Ta osoba po jednej nocy nie ma wstępu do obiektu, który zaszczyciła swoja obecnością! Ufff.... Jak dobrze, że nie przyjęliśmy jej.
Konfrontacja z Papasem nie była dla niej korzystna. Próbowała wmówić, że zgodził się przyjąć ją bez dokumentów po rozmowie .... z jej kierowniczką. Papas nie rozmawiał z żadną kierowniczką! Nawet gdyby jej szefowa zechciała zaszczycić Papasa rozmową, nie zgodziłby się na pewno na meldunek bez dokumentów. Tak jakoś mam, że ufam Papasowi bardziej niż tej pannie.
Panna zobaczyła, że nic nie ugra i zaczęła nawet pyskować. Na szczęście jest już przeszłością.
Zdjęcia z panną nie ma. Żałujcie! Albo może nie :) Lepiej popatrzeć na sympatyczne osoby.


Na koniec sesja z Kiciusiem. Oczywiście dedykowana Kóżce i Adiemu :)
Kiciuś bezbłędnie wyczuwa, że czas posiadówek na kolanach bezlitośnie mija i atakuje jakiekolwiek kolana pojawiające się w jego polu widzenia.





niedziela, 11 listopada 2018

200 złotych

Przyjechała do nas Yoka z Japonii - nasza kolejna workaway'ka. Polubiliśmy ją bardzo od pierwszej chwili. Jest bardzo fajna i przypomina nam trochę Chen, która pomagała nam parę lat temu. Tęsknimy za Chen i myślę, że za Yoka też będziemy. Obiecała nam już, że ugotuje nam coś japońskiego. Dodała, że smaki kuchni polskiej i japońskiej są podobne. Nie byliśmy w Japonii i chętnie skosztujemy potraw wykonanych przez prawdziwą Japonkę. Kiciuś też ewidentnie zakochał się w Yoka :)





Gościmy fajnych Kanadyjczyków. Pani ma polskie nazwisko i chce dowiedzieć się czegoś o swoich przodkach. Jej dziadek miał na imię Jan. Imię nie pomoże. Nazwisko nie jest może pospolite, ale na pewno nie jest rzadkie. Linda nie wie, z jakiej części Polski byli jej antenaci. Szanse nie są wielkie, ale nie jest beznadziejnie.
Przed wyjazdem do Polski kupili u naszego rodaka 200 złotych, płacąc 50 dolarów. "Nasi" bywają, niestety, wciąż niefajni. Kiedy spotykam się z takim cwaniactwem, krew się gotuje. Popatrzcie, co im sprzedał. W momencie wymiany pieniędzy w 1995 było to warte .... 2 grosze.


Nasza lotniskowa filia pomału rozkręca się. Jest już nawet nowy stały klient! Gabriel z Peru!


Otwierając nowy obiekt, byliśmy pewni, że w takich miejscach na obrzeżach miasta, zatrzymują się ludzie mający bardzo wczesny wylot albo bardzo późny przylot. Ewentualnie muszą przeczekać przesiadkę. Tak nam podpowiadało doświadczenie z naszych podróży. Okazuje się, że życie, jak zwykle, pisze scenariusze, o jakich najwięksi poeci nie śnili! Nasze serce skradł Pan, który konkretnie od wejścia oznajmił, że potrzebuje dwóch godzin i zwalnia pokój. Od razu po wylądowaniu miał seans z Panią, reprezentującą najstarszy zawód świata. Inna Pani przyjechała odwiedzić syna, który leczy się w ośrodku Monaru, który ponoć nie jest daleko. Byli też studenci studiów zaocznych. I parę innych historii.
Wciąż się uczymy naszej branży i na pewno nie jest nudno :)

niedziela, 4 listopada 2018

Dom dla uchodźców

Mimo pięknej i łagodnej jesieni, nieodwołalnie ten gorszy czas zbliża się, jak co roku. Zmienia się też przekrój naszych Gości. Jest jeszcze sporo podróżników, ale procentowo zaczynają pomału ustępować innym grupom.







Ze zdumieniem stwierdziliśmy, że zostaliśmy tak jakby domem dla uchodźców. W jednym czasie zjawiło się u nas parę osób ze statusem uchodźcy lub po prostu uciekających z krajów, gdzie nie da się żyć. Wszystkie te osoby ukrywają się dosłownie lub w pewnym sensie, nie piszę więc ich imion ani krajów, skąd uciekli. Tym bardziej bez zdjęć. Wielkie służby ich krajów śledzą "internety", a my nie chcemy im zaszkodzić. Doświadczenie to jest bardzo smutne. Pierwszy raz trafiła nam się taka sytuacja. Kilka osób naraz w takim położeniu. Smutne...  Ludzie tacy sami jak my. Często wrzucamy do jednego worka uchodźców i ludzi przybywających do Europy dla polepszenia warunków bytowych. Wierzcie, to nie to samo :(
Pomagamy, na ile możemy. Co dalej? Nie wiadomo :(

Jeden z nich jeździ jako kierowca Ubera. (Nie pierwszy w historii Hostelu Mamas&Papas). Opowiadał nam o zleceniach, które otrzymywał i wraz nimi totalne olewanie jego osoby. Długie oczekiwanie to już nawet nie dziwi. Przerwy na zakup alkoholu nocą. Zmiany decyzji co do trasy przejazdu. Wszystko w ramach kwoty ugadanej na wstępie, uwzględniającej przejazd z punktu A do punktu B po najkrótszej trasie.
Zdarza mu się wieźć ..... taksówkarzy z korporacji taksówkowych. Ci sami, którzy krzyczą w licznych protestach przeciwko Uberowi, jeżdżą Uberem poza pracą. Komentarz zbyteczny :)

Jakiś usłużny sąsiad zniszczył nam kwiaty, które porastały ogrodzenie. Cieszyły oko kolorem wśród postępujących szarości. Być może trochę za bardzo wychylały się na chodnik, ale czy nie można powiedzieć, że coś przeszkadza i trzeba niszczyć? W przyszłym roku posadzimy sobie więcej!



Wrócił do nas Jurek z Turkmenistanu. Wciąż nie możemy się nadziwić, że potomek polskich zesłańców z tak doskonałą znajomością języka polskiego, wiedzą o Polsce i .... polskim wyglądem, nie ma u naszych władz żadnych forów. Musi odstać swoje w wielomiesięcznej kolejce po polskie obywatelstwo. Słów brakuje....