Przyjechała do nas Yoka z Japonii - nasza kolejna workaway'ka. Polubiliśmy ją bardzo od pierwszej chwili. Jest bardzo fajna i przypomina nam trochę Chen, która pomagała nam parę lat temu. Tęsknimy za Chen i myślę, że za Yoka też będziemy. Obiecała nam już, że ugotuje nam coś japońskiego. Dodała, że smaki kuchni polskiej i japońskiej są podobne. Nie byliśmy w Japonii i chętnie skosztujemy potraw wykonanych przez prawdziwą Japonkę. Kiciuś też ewidentnie zakochał się w Yoka :)
Gościmy fajnych Kanadyjczyków. Pani ma polskie nazwisko i chce dowiedzieć się czegoś o swoich przodkach. Jej dziadek miał na imię Jan. Imię nie pomoże. Nazwisko nie jest może pospolite, ale na pewno nie jest rzadkie. Linda nie wie, z jakiej części Polski byli jej antenaci. Szanse nie są wielkie, ale nie jest beznadziejnie.
Przed wyjazdem do Polski kupili u naszego rodaka 200 złotych, płacąc 50 dolarów. "Nasi" bywają, niestety, wciąż niefajni. Kiedy spotykam się z takim cwaniactwem, krew się gotuje. Popatrzcie, co im sprzedał. W momencie wymiany pieniędzy w 1995 było to warte .... 2 grosze.
Nasza lotniskowa filia pomału rozkręca się. Jest już nawet nowy stały klient! Gabriel z Peru!
Otwierając nowy obiekt, byliśmy pewni, że w takich miejscach na obrzeżach miasta, zatrzymują się ludzie mający bardzo wczesny wylot albo bardzo późny przylot. Ewentualnie muszą przeczekać przesiadkę. Tak nam podpowiadało doświadczenie z naszych podróży. Okazuje się, że życie, jak zwykle, pisze scenariusze, o jakich najwięksi poeci nie śnili! Nasze serce skradł Pan, który konkretnie od wejścia oznajmił, że potrzebuje dwóch godzin i zwalnia pokój. Od razu po wylądowaniu miał seans z Panią, reprezentującą najstarszy zawód świata. Inna Pani przyjechała odwiedzić syna, który leczy się w ośrodku Monaru, który ponoć nie jest daleko. Byli też studenci studiów zaocznych. I parę innych historii.
Wciąż się uczymy naszej branży i na pewno nie jest nudno :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz