niedziela, 30 grudnia 2018

Ostatnia niedziela



Dzisiaj jest ostatnia niedziela przed naszym wyjazdem. Za kilka dni zameldujemy się z Bangkoku i wtedy zacznę umieszczać więcej wpisów na tym blogu. Potem Filipiny. Następnie.....
Na razie mamy "końcówkową" gorączkę.
Na dodatek w czasie naprawy telefonu zgubiły się gdzieś zdjęcia, które miałam dziś umieścić. Niby była zrobiona kopia zapasowa, a fotek nie ma i już :( 
Zapraszam do bloga za kilka dni. Już się nie możemy doczekać. Zazdraszczajcie :)


niedziela, 23 grudnia 2018

Republika Komi

Jesteśmy już prawie na wylocie. Jeszcze moment i wyruszymy na naszą zimową wyprawę do ciepłych krajów. Póki co, musimy zmagać się z aurą, która, jaka jest, każdy widzi.
Kiedy chciałoby się ponarzekać, przypomina mi się opowieść Gości z Republiki Komi. Kiedy wyrażaliśmy nasze niezadowolenie z powodu pogody, oni twierdzili, że jest super! Kiedy mieszkali w Komi, zimy były dużo bardziej nieprzyjazne niż w Polsce. Za to latem ilość komarów i much jest niewyobrażalna. Nie da się spalić papierosa, gdyż nawet w tak krótkim czasie latające potwory zdążą pokąsać tak, że żyć się odechciewa. Na dodatek wilki i niedźwiedzie z ogromną przyjemnością posilają się w miejskich śmietnikach. Tak, jak w Trójmieście dziki, tak tam te drapieżne bestie spędzają ludziom sen z powiek. Nasi Goście przenieśli się z Komi do obwodu kaliningradzkiego i bardzo chwalą klimat. Zarówno latem, jak i zimą. Chyba trzeba będzie polubić tutejszą aurę....  Mogłoby być gorzej.

Święta za pasem. Yoka wyjechała na ten czas do Olsztyna. Mamy nadzieję, że nie na zawsze! Fazza pod jej nieobecność sposobi się na  szefa recepcji. Niech walczą i niech wygra lepszy! Nie walczy Tiago z Portugalii, który wpadł na niedługi czas. Nasz kolejny workaway'er.

Te gęby na liściku to ja i Papas  :)



niedziela, 16 grudnia 2018

Szczęśliwego Nowego Roku!!!!!




Jesteśmy trzy dni po Sylwestrze! Żenia zdecydował się urządzić imprezę sylwestrową 13 grudnia. Tego dnia odwiedzili go przyjaciele, których nie widuje za często. Postanowił uczcić to specjalnie. Stwierdził filozoficznie, że Chińczycy i inni mają swój Nowy Rok kiedy indziej niż inne nacje i nie są gorsi. Żeniowy Nowy Rok nastał 14 grudnia, a więc Sylwester wieczór wcześniej.
Żenia wraz z przyjaciółmi przygotowali kilka potraw, które tradycyjnie goszczą chyba wszędzie na Białorusi, a może nawet w całym postsowieckim bloku. W Sylwestra wszyscy oglądają komedię "Ironia losu" z polską aktorką, Barbarą Brylską. Ta "Ironia losu" to trochę tak, jak "Kevin sam w domu" pokazywany w Polsce przy każdym Bożym Narodzeniu.
Barbara Brylska była niesamowicie popularna w Związku Radzieckim. Pozostała jednak w pamięci nie tylko jako aktorka. Istnieje również sałatka jej imienia. Nie wiem, czy pani Brylska wie o tym, ale sałatka jest pyszna.
Poza sałatką pani Brylskiej obowiązkowo musi być sałatka Olivier, czyli wersja naszej sałatki jarzynowej. I mój zdecydowany i przepyszny faworyt "śledź pod pierzynką".
Żenia z przyjaciółmi przygotowali coś jeszcze, ale ja w obliczu śledzia i sałatek nie jestem w stanie skupić się na czymkolwiek innym.





Niestety, nie udało się kupić szampana, więc Żenia ogłosił, że  wkrótce będzie kolejny Żeniowy Nowy Rok. Chińczycy mogą się schować gdzieś ze swoim nudnym świętem obchodzonym zaledwie raz do roku. Słowianie górą :)

Jeżeli już o Chińczykach mowa.... Planowaliśmy jechać ponownie do Chin w czasie naszej najbliższej podróży, ale ceny wizy wzrosły tak bardzo (ok. 450 zł od osoby), że zmieniliśmy plany. W zasadzie wciąż zmieniamy plany, ale gdzieś tam dojedziemy. Na chwilę obecną w miarę pewne są Filipiny. Nie dość, że nie łupią za wizę (jest for FREE), to koszty pobytu nie są straszne.
Z okazji rozpoczęcia przygotowań do podróży otworzyliśmy nasz skarbiec.



Papas zabawił się w bankiera i próbował policzyć zasoby.




Trochę zupek będzie. Może ktoś podpowie, jak wymienić tonę bilonu na papier?

Na koniec trochę piękna na fotografii. Jurek z Turkmenistanu powrócił do nas. Wybrał się na spacer i podzielił się efektem odwiedzin naszego pięknego Parku Oruńskiego.













niedziela, 9 grudnia 2018

Hostel Easy Rider

Mamas i Swathi z Indii

Nastał czas, kiedy zamiast opisywać bieżące wydarzenia, skupiam się na przyszłości. Podjęliśmy już decyzję co do kierunku naszych wojaży. Lecimy na Filipiny! Przez Bangkok, oczywiście :) Wylot bardzo niebawem, a więc musimy pozałatwiać wiele spraw na wielu płaszczyznach i okazuje się, że mamy bardzo niewiele czasu.
Wylatujemy z Wrocławia. Przy okazji postanowiliśmy odwiedzić Hostel Easy Rider. Hostel ten jest troszeczkę nasz ;) Betasza i Witek otworzyli go inspirując się Hostelem Mamas&Papas.  Podaliśmy im tyle wiedzy, ile się dało. Spłaciliśmy przy okazji dług wdzięczności wobec hosteli, które nam pomogły przed otwarciem Mamas&Papas. Hostel Easy Rider funkcjonuje teraz jako jeden z lepszych we Wrocławiu. Nie wahajcie się zatrzymać tam, jeżeli los Was rzuci do tego pięknego miasta.

Hostel Easy Rider umieścił na FB notatkę.

Dostaliśmy ZŁOTY MEDAL JAKOŚCI!
Ale od początku 
Wieczorem przyjechał Gość. Zamieniliśmy kilka słów, pokazałam gdzie łazienka, gdzie łóżko, gdzie kawa i herbata...takie tam, normalne. Gość wyszedł do sklepu, wraca i mówi:
-Fajnie tu u was. Kiedyś spałem w podobnym hostelu. Ale to było w Gdańsku.
No! Mało z kanapy nie spadłam! Nastawiam uszu, a On mówi:
- Nazywał się Mamas & Papas Hostel, ale to było kilka lat temu.
Spadłam z kanapy.
Krzysiek GałeckiDana Fi słyszycie?!?!?!
Nauka i Wasza DUSZA nie poszła w las 
Słyszymy i jesteśmy z Was dumni :) Dobra robota!

Póki co, szykujcie się na naszą inspekcję :)

Nasze życie codzienne zdominowane jest przez ambitne plany nauki języka polskiego przez naszą kochaną Yokę. Przy okazji Papas szlifuje swój ....japoński.
Yoka nam bardzo imponuje. Nie poddaje się w żadnym momencie. Nawet jak Papas postanowił nauczyć ją wyrażenia "kurtka przeciwdeszczowa". Wierzcie! Dla cudzoziemców to tortura! Yoka się nie poddała i potrafi to powiedzieć.
Papas-sadysta dorzucił do kurtki wyraz "krótka"  i następnie "kurka". "Krótka kurtka i kurka" to dla cudzoziemca z grubsza "kurka kurka kurka". I na dodatek "kurka" ma wiele znaczeń.
Yoka daje radę. Szacun! 


Definitywnie zamykamy ciepły sezon. Pelargonia padła i nie ma już nadziei. Ostatnim łącznikiem z lepszymi czasami były jabłka z naszego ogrodu. Też się skończyły. Zeżarliśmy ostanie. Przynajmniej pyszne były :)

Przepyszne i ostanie......



niedziela, 2 grudnia 2018

Historia z porno w tle

Sezon niski, ale u nas jest wciąż wesoło. Nasz Yoka wciąż nas zadziwia. Niesamowita dziewczyna! Otwarta na wszystko i wszystkich. I... zawzięcie uczy się wciąż języka polskiego.
Żenia wciąż nam coś gotuje. Wychodzi PRZEPYSZNIE! P.Czesi grozi bezrobocie! Żenia ma nad nią przewagę, bo jest na miejscu i zanim p.Czesia pomyśli o jakiejś potrawie, Żenia już gotuje :)
Jurek z Turkmenistanu też pojawia się i znika, ale generalnie umila nam czas swoją obecnością i swoimi opowieściami o dalekich krajach Azji Środkowej. Generalnie zachęcił nas bardzo do podróży w tamte rejony.






Sasza jest Niemką, która była u nas kiedyś po poleceniu naszego hostelu przez pewną Koreankę. Odwiedziła nas ponownie. Mieszka teraz w Kijowie i wracała na Ukrainę w dniu ogłoszenia stanu wojennego. Nie zazdrościmy :(

Ponieważ niewiele się dzieje, nauczyliśmy się ekscytować rzeczami niewielkimi. Bohaterką numer jeden od dwóch miesięcy jest nasza pelargonia. Na bieżąco informuję zadziwiona, jak długo ta kwiecina trzyma się. Już w październiku byłam bardzo dumna z naszego kwiatka. Parę dni temu odkryłam, że szykuje się ona do otwarcia kolejnych pąków. Zanosiło się na kwitnienie w grudniu, ale załamanie pogody zabiło naszą kwiecinkę. Tym razem nie wyszło, ale kto wie? Może w przyszłym roku dotrwa do świąt?


Odwiedziła nas Monia. Kto u nas przebywał, ten wie, jak ważną osobą w Hostelu Mamas&Papas była Monia. Pewnie wielu za nią tęskni (i wzdycha). Monia zawsze była dla nas wzorcem z Sevres w zakresie talentów. Tym razem zachwyciła własnoręcznie zrobionymi, przecudnymi rękawicami. Na ostatnie wariactwa pogodowe jak znalazł! 




Odwiedziny Moni były dla nas ważnym wydarzeniem, ale po jej wyjściu emocje nie opadły.

Otrzymaliśmy maila, który w temacie informował nas, że nasze konto zostało zhakowane. Ktoś uprzejmie poinformował, że włamał się na nasze urządzenia. Poradził, żeby nie odpisywać na tego maila, bo wysłał go z naszego, zhakowanego konta. Faktycznie, nadawcą tego maila był...... Hostel Mamas&Papas.
Zostaliśmy poinformowani, że złośliwe oprogramowanie zostało zainstalowane na stronach z filmami porno i my używając tych stron, zaprosiliśmy jego złośliwe oprogramowanie na nasz komputer.
Ja pornosów nie oglądałam. Papas powiedział, że też nie. Haker poinformował, że nakręcił kompromitujący film przy użyciu naszej kamery internetowej. To się już w ogóle kupy nie trzymało. Mamy kamerkę, ale jest zaślepiona i nie da się jej użyć. Tajemniczy szantażysta zażądał wpłaty 1000$ (w bitcoinach). Dał nam 48 godzin i zagroził opublikowaniem filmu wśród naszych znajomych na facebooku. Wiedzieliśmy, że to ściema, ale nie byliśmy pewni, czy na pewno nasz komputer nie został zaatakowany.
W tej sytuacji przyszło nam do głowy jedno rozwiązanie. Telefon do przyjaciela. Zadzwoniliśmy do Marka.
Marek sprawdził to i tamto. Powiedział, że mail nie był wysłany z naszego konta (nadawcą był Bryan z Salt Lake City). Nic się nie stało. Zastanawiamy się, ile osób łyknie taki szantaż. Na pewno są osoby, które przeglądają takie strony, nie uciekają od uciech i uwierzą w istnienie kompromitujących filmów. Bryan napisał, że jeżeli zapłacimy, przestanie nas nękać, bo hakerzy maja swój kodeks honorowy. Pewnie żaden z niego haker, tylko bezczelny wyłudzacz i szantażysta. Aczkolwiek napisał, żebyśmy nie byli na niego źli. Ma po prostu taką pracę!
Mieliśmy kiedyś inną próbę bezczelnego naciągania. Dwa lata temu. Zacytuję tamten wpis.
Zaczynaliśmy wówczas planować zimowe przetrwanie. I w tym momencie przyszedł mail z bardzo atrakcyjną rezerwacją na zimowy czas. Oczywiście przyjęliśmy maila pozytywnie i grzecznie potwierdziliśmy tę rezerwację. Pan Bob Smith (cóż za niespotykane nazwisko!) napisał, że chce opłacić cały pobyt z góry. Czemu nie?! Po chwili napisał, że agencja, która organizuje przelot, nie ma możliwości obciążenia karty kredytowej. Proszą więc nas bardzo uprzejmie, żebyśmy to my obciążyli kartę i następnie przelali kasę na jakieś tam konto. Mamy pobrać kasę dla nas za noclegi, prowizję za pomoc (100 €), za przelew (50€) i 3000€ za bilety lotnicze. Oczywiście! Firma sprzedająca bilety lotnicze nie ma możliwości obsługi kart kredytowych! Ludzie przynoszą tysiące euro w reklamówkach.
Od razu zobaczyliśmy, że coś tu mocno "śmierdzi" i odmówiliśmy współpracy. Sprawa jest dla nas jasna. Mają wykradzione numery kart. Obciążają karty za pomocą naiwnych "współpracowników". Kiedy ktoś zacznie badać transakcję, wnioski są jasne. Hostel obciążył nieprawnie kartę i wytransferował pieniądze gdzieś tam. Jedynym podmiotem transakcji bylibyśmy tylko my. Oczywiście, po naszej odmowie kontakt się urwał. No, i bardzo dobrze! Ciekawa tylko jestem, ile osób dało się nabrać? Obawiam, się, że nie jedna.....
Uważajcie! Cwaniaków nie brakuje!


niedziela, 25 listopada 2018

Przykłady

Yoka i Fazza, nasze zagraniczne dzieci


Pomału zapadamy w sen zimowy. Gości jest coraz mniej, a i coraz bardziej leniwi. Trudno się dziwić patrząc przez okno. Nawet pelargonia, która pobiła rekord wszech czasów w kwitnieniu, zdecydowała się w ostatnich dniach udać na zimowy odpoczynek.
Czasami ożywienie w marazmie wprowadza głupota ludzka. A tej nie brakuje i wciąż się o tym przekonujemy.

Przykład pierwszy z brzegu. Skontaktował się z nami Japończyk, który został wywieziony (wyleciony?) do Poznania zamiast do Gdańska. W związku z awaryjnym lądowaniem na innym lotnisku, miał przybyć do naszego hostelu dużo później niż planował. Zgodziłam się poczekać na niego, mimo, że jego lotnicze przygody mocno namieszały w mojej rutynie. Szkoda mi było narażać  człowieka z innego kontynentu na nocne tułaczki po mieście. Dystans do Poznania zapowiadał dotarcie na wczesne godziny nocne. Jak to zwykle w Polsce bywa, zorganizowanie transportu dla pasażerów okazało się misją niemal niewykonalną i ludki dojechały do Gdańska w czasie potrzebnym na dwukrotne pokonanie odległości z Poznania. Nie to jednak było najbardziej irytujące. Linia lotnicza zawiozła pechowych pasażerów na .... lotnisko. W środku nocy zostali wywaleni z autobusu daleko od miasta. Wg mnie absolutnie powinni przejechać przez miasto i dać szansę nieszczęśnikom wysiąść w okolicy jakiegoś dworca . Spod dworca zawsze jeździ jakaś komunikacja nocna. A tak zostali skazani na taksówki, oczywiście głównie lotniskowej mafii taksówkowej. Komuś zabrakło wyobraźni....

Drugi przykład głupoty i braku czytania ze zrozumieniem. Pewnej nocy zostałam obudzona bardzo natarczywym i agresywnym dzwonieniem do drzwi. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Taki raban w nocy musi świadczyć ewidentnie, że jakaś tragedia się wydarza. Otwieram drzwi, a tam kilka osób, które chcą się ładować do hostelu. Pytam, o co chodzi? A oni, że widzieli na bookingu, że są miejsca i oni chcą te miejsca niezwłocznie wynająć. To było nad ranem. Doba hotelowa jest od 13 i w wypatrzonych przez nich pokojach spali ludzie! Próbowałam im to wytłumaczyć, a oni, że chyba hostele powinny pracować 24 godziny na dobę, i że na bookingu jest dostępność. Ja, że jest, ale od godziny 13. Oni, że przecież powinno być 24h. Ręce opadają. Notabene nie mamy 24 godzinnej recepcji i na bookingu też jest to napisane. Ludzie coraz częściej wykazują się brakiem rozumienia czytanego tekstu. A w zasadzie rozumieją tak, jak im pasuje.

Nasza aktualna workaway'ka Yoka okazała się być osobą niesamowicie otwartą i przede wszystkim nie ma braków w myśleniu. Wszystkim, którzy ją spotkają, od razu  przypada do serca. Nam, oczywiście, też. Bardzo!!!
Yoka uczy się języka polskiego. Po początkowej nauce pojedynczych słów, wzięła się za bary z naszą gramatyką. Pierwsze objawy załamania zbliżają się... Tłumaczymy jej, że jeżeli powie coś z nieprawidłową końcówką, na pewno będzie zrozumiana, ale jej to chyba nie uspokaja.
Przykład kłopotów. Zapytała, czym się różni wyraz "polski" od wyrazu "polska". Wytłumaczyliśmy, że Polska to nazwa kraju, a polski i polska to przymiotniki, i że w języku polskim są rodzaje, i że może być męski (wtedy polski) albo żeński (wtedy polska). Pokazałam parę przedmiotów tłumacząc, który jest męski, a który żeński. Yoka pokazała piwo i zapytała, czy to jest rodzaj męski? W sumie kombinowała logicznie, ale jak powiedziałam, że to jest jeszcze inny, trzeci rodzaj, załamała się. Myślę, że na bardzo krótko. Jest bardzo zdolna i bardzo szybko chwyta nasz niełatwy język. Podziwiamy ją bardzo!

Yoka obiecała nam ugotować coś po japońsku. Nawet kupiła produkty! Niestety, nie może się dopchać do kuchni. Abstrahuję od oczywistości, że p.Czesia wciąż nas zaopatruje w pyszności, również Żenia ostro nas "obgotowuje". Po drodze trafiła się Kasia, która zaordynowała dwa warianty pysznej zupy. Fazza odgrażał się na dzisiaj, ale Żenia znowu go wyprzedził. A Yoka czeka! Na pewno się doczeka :) Chociaż my nie możemy się doczekać!




Papas wymiótł "żeniówkę"

Andrzej (Polska) i Jurek (Turkmenistan) spotkali się w Hostelu Mamas&Papas po prawie trzech latach . Świat jest mały. Lubimy, gdy ludzie do nas wracają. A ci DWAJ to już szczególnie serdeczny "przypadek" :)

2015

2018

niedziela, 18 listopada 2018

Panna wybredna



Zdziwiona zachwycałam się cztery tygodnie temu, że mimo bardzo jesiennej pory nasze pelargonie wciąż mają się bardzo dobrze. Zachwyt był mocno przedwczesny. One wciąż kwitną! Dziwnie zachowuje się pogoda w tym roku. Oczywiście, nie narzekam :) Dla mnie pelargonie na zewnątrz mogłyby kwitnąć cały rok, ale aż tak dobrze raczej nie będzie :(

Cztery tygodnie temu....

...i teraz

Ale poza tym jest bardzo dobrze. Nasza nowa workaway'ka z Japonii jest mega pozytywną postacią. Uczy się pilnie polskiego. Z wielką otwartością próbuje polskich potraw. I oczywiście zaprzyjaźniła się przy tej okazji z p.Czesią.


Łapie kontakt ze wszystkimi. Niesamowicie otwarta osoba!

Joka z Tajwanka i.. TA dłoń! Kto zgadnie, czyjaż ona jest?

Są fajne dziewczyny, jest i Fazza :)
Dziewczyna z Tajwanu (nie udało mi się nauczyć jej imienia :( ) przyjechała do nas z polecenia innej Tajwanki, którą gościliśmy miesiąc temu.


Dziewczyny spotkały się przypadkiem. Nocowały w tym samym dormie w hostelu we Wrocławiu. Nie jest to statystycznie takie proste, żeby dwie Tajwanki spotkały się w jednym dormie w Polsce. W tym przypadku nie dość, że się spotkały w Polsce, to okazało się, że chodziły do tej samej szkoły w tym samym czasie. Świat jest taki mały!!!


Jednak w minionym tygodniu naszą cierpliwość i uwagę przetestowała Polka.
Papas odebrał rezerwację telefoniczną i od początku gryzło go, czy nie wsadzamy się na minę. Opisywałam niedawno problem rezerwacji telefonicznych. Często są one wysokiego ryzyka. Oczywiście nie zawsze. Było mnóstwo fantastycznych ludzi z tego kanału rezerwacji.
Jednak w tym przypadku Papasa coś zaczęło niepokoić. Kiedy panna przyjechała, zrozumiałam, że Papas miał rację.
Gdyby nie miała rezerwacji i przyszłaby "z ulicy", na pewno nie przyjęlibyśmy jej. Ona jednak miała rezerwację. Anioły nam sprzyjały! Nie miała dokumentu. Nie ma opcji, żeby zameldować kogoś bez dokumentu! Powiedziałam jej o tym. Ona na to, że pan, z którym rozmawiała telefonicznie, powiedział, że nie ma problemu. Można bez dokumentu. Byłam pewna na 1000%, że Papas nie powiedziałby tak. Panna się upierała i dodała, że wczoraj spała na Suchaninie i nie było problemu z powodu braku dokumentu. Próbowała się wylegitymować kartą stałego klienta z jakiegoś sklepu. Zadeklarowała, że poda z pamięci wszelkie dane. Nie zgodziłam się. Nie meldujemy bez dokumentu i już! Na pewno nie zmienimy zasad dla osoby z takim wyglądem. Powiedziałam, żeby zaczekała na Papasa i zrobimy konfrontację. W międzyczasie pożaliła się, że nie ma pieniędzy. Próbowałam jej zasugerować jakieś inne miejsca w Gdańsku z dolnej półki cenowej. Tańsze niż u nas. Przy każdym wymienionym obiekcie twierdziła, że tam już była i nie chce tam wracać. W tym momencie lampka zapaliła mi się jeszcze mocniej! Nie ma pieniędzy i tak wybrzydza???!!! Co więcej, dzwoniła do nas z zapytaniem o nazwę przystanku, na którym ma wysiąść, stojąc obok jednego z najtańszych hosteli w Gdańsku! Już byłam pewna! Ta osoba po jednej nocy nie ma wstępu do obiektu, który zaszczyciła swoja obecnością! Ufff.... Jak dobrze, że nie przyjęliśmy jej.
Konfrontacja z Papasem nie była dla niej korzystna. Próbowała wmówić, że zgodził się przyjąć ją bez dokumentów po rozmowie .... z jej kierowniczką. Papas nie rozmawiał z żadną kierowniczką! Nawet gdyby jej szefowa zechciała zaszczycić Papasa rozmową, nie zgodziłby się na pewno na meldunek bez dokumentów. Tak jakoś mam, że ufam Papasowi bardziej niż tej pannie.
Panna zobaczyła, że nic nie ugra i zaczęła nawet pyskować. Na szczęście jest już przeszłością.
Zdjęcia z panną nie ma. Żałujcie! Albo może nie :) Lepiej popatrzeć na sympatyczne osoby.


Na koniec sesja z Kiciusiem. Oczywiście dedykowana Kóżce i Adiemu :)
Kiciuś bezbłędnie wyczuwa, że czas posiadówek na kolanach bezlitośnie mija i atakuje jakiekolwiek kolana pojawiające się w jego polu widzenia.