piątek, 1 marca 2013

Mamas&Papas wspominają

Dużo czasu upłynęło od naszego powrotu, ale ciągle bardzo intensywnie wspominamy Azję. Nie da się zapomnieć, trudno wrócić do dawnego rytmu. Była to podróż naszego życia, dlatego ten opóźniony wpis będzie znowu o ... Azji.
Takie małe podsumowanie....
Prosiliście nas  w realu o porównanie Tajlandii, Kambodży i Wietnamu. Trudne zadanie. Z odległej Polski mogłoby się wydawać, że jest to po prostu Azja. Inny kontynent, inna kultura, ale kraje po prostu azjatyckie. Owszem podobieństwo jest, ale również różnią się one miedzy sobą wyraźnie.
Bieda. Widoczna w każdym z krajów, ale Kambodża "prowadzi". Było tam najbrudniej, najbiedniej i czasami dołująco. Tam też Papas zaliczył swoje dwa zachorowania. Fakt, że ostrożny to on nie był!!!
Ekstrawagancki Papas postanowił przetestować lokalną służbę zdrowia. Przed wyjazdem czytaliśmy, że tam takowej w zasadzie nie ma, ale znacie Papasa. Musi wszystkiego spróbować na własnej skórze.
Gdy nad ranem obudził mnie z meldunkiem, że chyba coś nie bardzo dobrze jest, wiedziałam, że jest źle. Papas jest bardzo bohaterski i przyznaje się do cierpienia tylko w ostateczności. Najwyraźniej ostateczność wystąpiła, więc niezwłocznie udaliśmy się do kliniki International S.O.S. Pan tuk-tukowiec oczywiście ograbił nas wołając jakąś zabójczą cenę, ale nie było czasu na negocjacje. Papas tak bardzo się trząsł, że myślałam, że rozpadnie się na tysiąc (albo więcej) kawałków.
Sama klinika to na pewno nie Azja, ale kosmos jakiś. Zajęli się Papasem bardzo cudnie. Najpierw testy na malarię i dengę. Po wykluczeniu tych świństw, dalsza pełna diagnostyka.
Byliśmy pod wielkim wrażeniem profesjonalizmu, kultury, szacunku.
Papas poleżał sobie jak panisko. Wyżłopał dziesięć kroplówek, ileś zastrzyków i czegoś tam jeszcze. Zaśpiewali za tą odnowę 700$. Na razie ubezpieczyciel zwrócił 400, ale nie poddamy się.
Klinika była ogromnym kontrastem w stosunku do otoczenia. Zauważyliśmy jednak, że mieszkańcy Kambodży wyglądali na szczęśliwszych niż obywatele bogatszego Wietnamu czy Tajlandii.
Kuchnie też się różniły. Najbardziej przypadła nam do gustu kuchnia tajska. I nie była wcale tak ostra, jak wieść gminna niesie. Kambodża też była niezła. W Wietnamie było za dużo ofert z zupami, ale o tym już pisałam.
Brud był wszędzie, ale Wietnam wypadł trochę lepiej niż pozostałe kraje. Chociaż toalety dla Europejczyka to katastrofa!!!!!!!!! Przepraszam PKP, że psioczyłam na toalety dworcowe! Bardzo przepraszam PKP!!!
Za to kawa w Wietnamie cudna. Piją ją na ciepło lub na zimno (Europejczyku, tej ostatniej nie pij!), czarną lub ze słodkim skondensowanym mlekiem. I baaaardzo mocną. Mój żołądek prosił mnie, żebym już nie piła tej esencjonalnej kawy. Obiecywałam jemu i sobie, że dam na luz. I dalej piłam. Bardzo dobra kawa! Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Wietnam jest znaczącym eksporterem kawy. Tylko Brazylia produkuje więcej.
Czym się jeszcze różnią? W Wietnamie nie spotkaliśmy w sprzedaży robaków. W Kambodży były najbardziej dostępne, w Tajlandii też nie było źle. W Wietnamie nie było takiej oferty. Przyszło mi do głowy, że Wietnam jest bogatszy niż Kambodża i ludzie nie muszą wzbogacać swojej diety o robale. Ale to moja prywatna teoria.
Kolejna różnica, w Wietnamie NIE MA TUK-TUKÓW, a tuk-tuki kambodżańskie i tajlandzkie różnią się. Bardzo polubiłam ten środek transportu. Papas z kolei zakochał się w taksówkach motocyklowych.
Różnic jest wiele, ale i podobieństwa są bardzo widoczne. Miałam zamiar umieścić to w jednym wpisie, ale dziś za bardzo się rozpisałam. Azjatycki ciąg dalszy nastąpi.... Nawet się cieszę, że jeszcze Was pomęczę  wspominkami z Azji :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz