niedziela, 5 stycznia 2014

Święta, święta i po świętach

Dzisiaj świętują ludzie obrządku wschodniego. Święta prawosławne zamykają okres świąteczny w hostelu. Mamy prawdziwy najazd Gości z Rosji, głównie z Kaliningradu. Ale nie tylko. Byli Goście z Chabarowska. Dla niezorientowanych informacja: Chabarowsk leży mniej więcej na końcu świata tzn. zdecydowanie bliżej Japonii niż Moskwy. Rosjanie nie są raczej religijni i otwarcie traktują ten czas jako możliwość dodatkowego wypoczynku, zabawy czy zrobienia zakupów w Polsce. Od 2 tygodni Rosjanie przewijają się w sposób bardzo masowy. Nie możemy narzekać, bo trafili się sami fajni.
Zresztą nie tylko Rosja przysłała do Hostelu Mamas&Papas swoich obywateli. Wspominałam już o Filipinach. Poza tym  Niemcy, Ukraina, Indie, Indonezja, Szwecja, Anglia, Norwegia, Francja, Litwa, Włochy itd. Papas ma nawet nową flagę do zrobienia. Po raz pierwszy gościliśmy mieszkańca Boliwii.
Goście wykazywali wyjątkowo dużą skłonność do integracji. Było bardzo wesoło i przyjaźnie. Nawet Goście z Rosji, którzy na ogół wolą spędzać czas we własnym gronie, aktywnie integrowali innych. Opisać nie potrafię, ale mimo, że zawsze mam więcej pracy, żeby ogarnąć rozbawione towarzystwo, bardzo lubię te klimaty.

toast angielski

toast rosyjski

Anglik  (tam na końcu) był bardzo aktywny, ale miły i prawie grzeczny

Tu jeszcze się uśmiecha.....

i podkręca tempo

Jeszcze jest dobrze..., ale potem never more vodka

Dziewczyny z Ukrainy




Piękna Maria


Nie zapomnimy szalonych Anglików. Balowali dużo, normalnie. Jeden z nich był fanem muzyki i całe noce przesiadywał w common room. Preferował The Beatles, ale i Jeff Buckley i inni muzycy grali nam długo w nocy. Najbardziej mnie wzruszył, jak słuchał Edith Piaf. Angielskie chłopisko po 30-tce i Edith Piaf! Zresztą nie tylko to mnie zdziwiło. Panowie Anglicy nie zapijają i nie zakąszają wódki. Stawia ich to naprawdę wysoko w hierarchii.
Ostatnia ich noc była naprawdę trudna. Jeden zachorował, chociaż na zdjęciach jest taki witalny :)  Drugi aktywnością przebijał wszystkich. Byłam pewna, że nie wstaną na samolot. Bardziej niż pewna. I co? I nic! Wstali, chociaż w ostatniej chwili. I jeszcze przytulanki i uściski. I znowu. A co?! Samolot nie zając!

A propos zająca. Muszę Was poinformować, że znowu byłam w kuchni! Normalnie, sama sobie nie wierzę! Ada przekonała mnie, żebym zrobiła kultową sałatkę z tuńczyka. Jak wiecie, tuńczyk, jest "tradycyjną" polską rybą na świątecznym stole ;) Ale  co mogę zrobić, skoro moja sałatka jest taka słynna (prawda Michał?) Aż dziw bierze, że taka kuchenna sierota jak ja, ma fanów na parę potraw. Swoją sławę znoszę z godnością, ale na wszelki wypadek nie próbuję sił w kuchni zbyt często.

oto ona


szykowanie, szykowanie

Potem opłatek i tłumaczenie Andrejowi z Ukrainy, o co chodzi. Jak zwykle bywa z obcokrajowcami, nie słyszał nigdy o takim obyczaju.


Ale przytulić się do ładnej dziewczyny zawsze miło.
Przy okazji pozdrawiamy wszystkich naszych Przyjaciół, czytaczy bloga i nie tylko, i życzymy wszystkiego szczęśliwego w Nowym Roku!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz