niedziela, 19 czerwca 2016

No problem!

W Hostelu Mamas&Papas panuje na ogół fajna atmosfera. Przyjeżdżają do nas ludzie z całego świata. Różne kraje, kultury, religie. Goście opowiadają nam ciekawe historie. Spędzamy razem dużo czasu. Jest ciekawie i wesoło.







W tym wszystkim co jakiś czas pojawia się jakaś osoba czy wydarzenie, które burzą nasze sielskie nastroje.
Takim przykładem był nasz kolejny workaway'er . Wśród naszych pomocników dominowali zdecydowanie ludzie fajni i bardzo fajni. Teraz miało być inaczej.
Przyjechał młodzieniec, który przedstawił się jako Stefan i niepytany powiedział, że ma pochodzenie niemiecko-włoskie. Nie było to dla nas istotne, ale skoro chciał się pochwalić "no problem". Przybył w piątek. Mówiłam mu, żeby pojawił się w niedzielę, bo nie mamy żadnych wolnych łóżek w weekend i nie możemy mu zaoferować dachu nad głową. Odrzekł, żebyśmy się nie kłopotali. On sobie poradzi. Powtórzyłam, że nie mam dla niego miejsca do spania. On powtórzył, że "no problem".
W dniu przyjazdu wieczorem, zapytał, gdzie... mógłby spać? Zdumiona przypomniałam mu, że przecież przez dwa pierwsze dni nie mam dla niego miejsca i on o tym wie. Odrzekł "no problem" i zapytał, czy może kimnąć się w common room. Trochę już zirytowana, powiedziałam, że NIE. Miał trochę szczęścia, bo przyjechał Adi z namiotem i zaproponował mu tą miejscówkę, ale TYLKO NA JEDNĄ NOC. Stefan poszedł spać. Siedziałam tej nocy długo i około trzeciej słyszę i widzę, że jegomość ładuję się do hostelu z poduszka i kołdrą. Pytam, co on wyprawia? On na to, że mu w namiocie za wilgotno i idzie spać do .... common room. Zjeżyłam się i powtórzyłam głośno, wolno i wyraźnie, że mówiłam mu, że tam nie może spać, bo zaraz ruszają wczesne śniadania dla ludzi odjeżdżających wcześnie na lotnisko. Poza tym mówił, że "no problem", że nie mam dla niego miejsca i niech wreszcie przestanie nas dręczyć! Grzecznie przeprosił i wycofał się do namiotu. Prawdopodobnie wykombinował, że o tej porze będę już spać i spokojnie przemknie się do budynku.
Następnego wieczoru znowu zapytał, gdzie może spać. Po raz kolejny mówię, że przecież noclegu na pierwsze dwie noce nie zapewniamy. Że uparł się zacząć wolontariat wcześniej i że NO PROBLEM! Odrzekł, że spoko, on tą kolejną noc prześpi w namiocie. NIE! To namiot Adiego i było powiedziane, że udostępnił tylko na JEDNĄ noc! Tej nocy Adi sam go potrzebował. Stefan wymówił swoje "no problem" i postanowił na wieczór udać się gdzieś.
Rano znaleźliśmy go  w łóżku ....... w dormie. Jeden z Gości wyjeżdżał wcześnie na samolot. Stefan gdzieś coś usłyszał i bez naszej wiedzy i zgody wlazł do pokoju. Najpierw obudził o szóstej Adiego w jego namiocie żaląc się, że mu zimno i zmęczony. Stoi od dwóch godzin pod hostelem i tak mu źle! 
Wkurzył nas tą samowolką, ale pozwoliliśmy mu odespać. Potem zdecydowaliśmy, że nie chcemy takiego osobnika w hostelu. Zwłaszcza, że inni Goście zaczęli na niego narzekać. Nie polubili go i zdecydowanie wyrazili swoją dezaprobatę. Nie potrzebujemy do pomocy w hostelu kogoś, kogo Goście nie akceptują i stwarza wciąż problemy.
Kiedy Papas poinformował go o naszej decyzji, zaczął się wykłócać, że on nic złego nie zrobił! Było mu zimno stać pod hostelem. Że ławka w ogrodzie była mokra. Przepiękne "NO PROBLEM"! Poza tym dyskryminujemy go za to, że jest .... Turkiem.
To też było dziwne. Powiedział, że jest włosko -niemieckim Stefanem. Poprosiłam go po przyjeździe o paszport. Ociągał się wyraźnie. Kiedy zapytałam o paszport po raz drugi, znowu się ociągał, ale wreszcie podał. W niemieckim paszporcie nie było żadnego Stefana. Tureckie imię i nazwisko. Mieliśmy workaway'ów z całego świata, z pięciu kontynentów. Naprawdę, nie mamy żadnych uprzedzeń! Nie ma dla nas żadnego znaczenia narodowość. Liczy się człowiek. I tylko człowiek! Gadanie, że dyskryminujemy kogoś ze względu na cokolwiek, bardzo nas obraża! Bardzo!!!
Przy wyjściu przyszedł do mnie życzyć mi szczęścia. Poinformował mnie też, że jest buddystą i zakomunikował, że to, co mu zrobiliśmy, to zła karma i los nas pokarze. Jesteśmy bardzo niekulturalni, że obudziliśmy go w ten sposób. Rzeczywiście! Daliśmy mu odespać, dostał śniadanie i jeszcze nas niemal od chamów wyzywa. Papas nie był świadkiem tych serdeczności, bo czekał na zewnątrz z tobołami tego gamonia. Stefcio miał kilkadziesiąt kilogramów klamotów. Papas (ten zły Papas) pomógł mu zanieść to na przystanek. Nasz biedny poszkodowany zaczął po drodze również Papasowi wygrażać złą karmą. Ostatecznie nie ma go u nas i wszyscy odetchnęli z ulgą.
A karma? Od jego wyjazdu wyjątkowo mocno nam sprzyja :)

Chociaż ostatnia wichura może temu trochę przeczyć :)




Następnego dnia jednak było jak zawsze - słonecznie i kolorowo.






Nasz nowy kącik  cieszy się ogromna popularnością. I słusznie!






W takich okolicznościach rodzą się talenty! Nasza Andrea zaraz odjedzie :( Szkoda! Bardzo fajna workaway'ka. Tak inna niż Stefan!

Jeszcze trochę natury.



1 komentarz:

  1. ...Tag, tag tag ...our turkish/ bhuddist ??? german-italian "friend" also ate my food unasked ...guess he's a survivor on his own 'bad-karma'...we're all wishing him good luck (on the condition of staying out of side)

    OdpowiedzUsuń