niedziela, 27 sierpnia 2017

Tu jest Polska, tu się pije!

To już ostatnie podrygi lata
Nie wiadomo jak to się dzieje, ale prawdopodobnie lato zwija żagle. Tak naprawdę, nie bardzo odczuliśmy, że ta pora roku w ogóle była. Po późnej i zimnej wiośnie spodziewaliśmy się bardziej wyraźnych oznak letniego szału. Szału nie było... Bardzo późno (dużo później niż zwykle) wstawiliśmy do pokojów wentylatory i ... przydały się w zasadzie na kilka dni. Do teraz stoją jako dodatkowy mebel do odkurzania. Nawet szerszenie nie raczyły nas podenerwować. Przez cały letni czas wleciał tylko jeden osobnik!!! Nie tęsknimy za wizytami panów/pań szerszeni, ale w tym roku ich nieobecność podbiła nasze zdziwienie, co tu się dzieje z tą aurą? Ale wiemy, że co kilka lat musi być byle jak, więc nie będziemy marudzić.
Być może pogoda wpłynęła na zachowanie naszych Gości. Są tacy grzeczni! Mało wariatów, niewiele się dzieje. Chociaż hostel pusty nie jest, wręcz przeciwnie!

Wczoraj Papas rozpalił małe ognisko. Normalnie od razu tworzy się spontan i dużo się dzieje. Tym razem Papas szalał tylko z Dominikiem. I też było przyjemnie :)





Taki sympatyczny stoliczek
Dominik na pewno zasiądzie w galerii osób, które nie będą zapomniane. Razem z naszym workaway'em Davide wnoszą tyle słońca, że nie mogę myśleć o momencie, kiedy nas opuszczą. A wyjadą na pewno :(  Davide mieszka na Sardynii. Jest tak niesamowicie pozytywną osobą, że nawet nas zadziwił. Gościliśmy wiele osób ze słonecznych krajów, ale on przebija wszystkich. Zawsze roześmiany. Śpiewa i nawet tańczy na ulicy. Dla wielu naszych smutnych rodaków jest pewnie po prostu wariatem. Dla nas jest cudownym młodym człowiekiem, którego na pewno nigdy nie zapomnimy.

Nie wyobrażam sobie, jak to będzie jak Dominik i Davide wyjadą.

Davide i Dominik - wulkany śmiechu :)

Wulkany śmiechu z Papasem rozpracowują Tofifi
Musimy odnotować dwie wizyty. Odwiedził nas Grant oraz Gabi. Grant był u nas chyba szósty raz i mówi już bardzo fajnie po polsku. Gabi był trzeci raz, ale dodając nasze spotkanie w Kambodży było to już czwarty raz.

Grant z Papasem i Johnem

Gabi :)

Mordka i Gabi. Zdjęcia wychodzą słabo, bo nie mam czasu poćwiczyć z nowym aparatem.
Gabi na dobre wiąże się z Polską. Zakochał się w Polce i pewnie zakotwiczy w naszym kraju na dłużej. Póki co zaprzyjaźnił się z Polakami, których spotkał na festiwalu w Czechach i oprócz kilku zwrotów powszechnie uznawanych za nieprzyzwoite nauczył się (niestety), że "Tu jest Polska, tu się pije". Tak właśnie przedstawiamy się cudzoziemcom. Nie bardzo bym chciała, żeby to nas wyróżniało wśród innych nacji, ale trochę prawdy w tym, niestety, jest :(




Proste i pyszne danie od Davide. 

Oni zawsze muszą się pochwalić nowym zakupem :)

Sid z USA. Też nie zapomnimy :)


Ostatnie podrygi życia ogrodowego.

Cudowna Ania z Polski!

Rowerzyści jeszcze jakoś dopisują. Motocykliści zaginęli :(

No własnie mówię, że rowerzyści dopisują :)

Piękne śliwki. Jesień nadchodzi. Kolejny raz....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz