niedziela, 12 sierpnia 2018

Nie miłuję chińskiego Boga!


Takie cudo u nas rośnie :) Podobny do Papasa :)

To też nasze

Śliweczki z hostelowego sadu

Papas pielęgnuje czule ogród

Lato stulecia trwa. Ciężko bywa, ale ludzie wciąż niezmordowanie podróżują. A Kiciuś też próbuje przetrwać, chociaż łebek rzadko podnosi.




Wielki szacun budzą osoby, które wyruszają w bardzo daleką podróż do egzotycznych miejsc i nie władają żadnym językiem oprócz ojczystego. Do Hostelu Mamas&Papas trafiły dwie Koreanki Południowe. Nie mówiły w żadnym języku obcym, jedynie po koreańsku. Jak wiadomo, znajomość koreańskiego nie jest zbyt powszechna w Europie i wystąpił problem z komunikacją. Do gry wszedł translator, ale wiadomo powszechnie, jak głupio wychodzą czasami tłumaczenia. Wrzućcie na przykład rosyjski wyraz "ярмарка" (jarmark) i spróbujcie przetłumaczyć za pomocą translatora. Dla leniwych powiem, że "ярмарка"  zamiast na "jarmark" tłumaczone jest na "uczciwy" lub "sprawiedliwy". Różnie to bywa z tymi przekładami.
W przypadku naszych Koreanek translator nie sprawdził się. Nie można było się kompletnie dogadać. Wtedy ktoś wpadł na pomysł, żeby spróbować zapytać je, czy mówią po chińsku. W hostelu była Tajwanka, która dobrze mówiła po angielsku. Była nadzieja, że może chiński, jako język azjatycki, jest bliższy Koreankom i wtedy do pomocy wkroczy Tajwanka. Po zadaniu przez translator stosownego zapytania, owo narzędzie wypluło nam odpowiedź, że Koreanki "nie miłują chińskiego Boga".
Zresztą, co tu szukać problemów w przypadku tak egzotycznym dla nas, jak język koreański. Niedawno byłam świadkiem, jak dwóch Europejczyków nie mogło się dogadać po angielsku, chociaż obaj mówili bardzo dobrze w języku Szekspira. Wymiękli przy słowie (piszę fonetycznie) "iti". Adresat wypowiedzi próbował dopasować to brzmienie do "IT", a nadawca powtarzał swoje "iti". A chodziło o... Haiti.  Może gdyby od razu zaczęli opisywać, o co chodzi, załapaliby szybciej. Skupili się na wymowie i było śmiesznie :)

Marcin powraca. I dobrze :)

Ali. Przyjechał do Fazzy i jest już nasz :)

Raman z USA. To, co ma na plecach i na podłodze pod ręką, to wszystko, co posiada. Szczęśliwy człowiek żyjący poza napiętymi regułami współczesnego świata. Zazdrościmy!

Menno z Holandii. Mega pozytywny człowiek!
Relaks po zmroku.

Relaks grupowy. Dziewczyny z Mazur podniosły temperaturę :) Dominujący język polski, ale Tim (po prawej) nie zrezygnował ze spontanu.


Najwyraźniejszym akcentem ostatniego czasu zostały ponownie szerszenie. Dziadygi ładują się do hostelu każdego wieczora. Na szczęście mamy Fazzę, które wyłapuje je jednym ruchem ręki. Papas też jest pogromcą tych straszydeł. Wiadomo! Papas bohater :)






A teraz czas na Adę i Piotra.

Nie mam za dużo kontaktu, ale to, co podesłali, wklejam.


































Nie wiem, czy mają kłopoty z językiem (w Hiszpanii różnie to bywa), ale na pewno jest wielki problem z miejscami do spania. Spali już pod gołym niebem i teraz starają się, tak dopasować marsz, żeby mieć jakiś dach nad głową. Na ogół idą mniej niż zamierzali, bo jak już złapią miejsce w albergue, kończą marsz na ten dzień.
Czasami walka o łóżko jest bardzo dramatyczna. W tym roku jest rekordowa ilość pielgrzymów i łóżek w albergue jest po prostu za mało. Poza tym północna część Hiszpanii, gdzie Ada i Piotr wędrują, jest jedynym miejscem w kraju, gdzie da się wytrzymać. Na Półwyspie Iberyjskim też jest lato stulecia i panują rekordowe upały powyżej 40 stopni. Wszyscy próbują pojechać na wakacje na północ i w związku z tym hotele, hostele i inne przybytki są przepełnione i bardzo drogie. Jeżeli pielgrzym nie załapie się na nocleg w albergue, pozostaje noc pod gwiazdami. To też nie jest proste, bo policja ściga śpiących w parkach i innych tym podobnych miejscach.
Ludzie, którzy wędrują na Camino, mają specjalne paszporty i w każdym kolejnym miejscu postoju zbierają pieczątki. Paszport ten jest dowodem, że są pielgrzymami i daje uprawnienia do spania w tanich albergue i jedzenia specjalnych (przede wszystkim w lepszej cenie) zestawów obiadowych. Czasami ludzie śpiący w parku zapominają podejść rano po pieczątkę do albergue. I tracą uprawnienia pielgrzyma! W tym roku dochodziło do sytuacji, że zwykli turyści podszywali się pod pielgrzymów, żeby uzyskać tanie spanie (5 euro zamiast 35) i bardzo restrykcyjnie traktuje się wszystkie nieudokumentowane sytuacje.
Ada i Piotr walczą o łóżka jak lwy! W jednym z miejsc postoju zapisali się w kolejkę i poszli coś zjeść. Adzie coś nie dawało spokoju i wymknęła się, żeby sprawdzić sytuację w kolejce. Okazało się, że w albergue zaczęli wyczytywać ludzi z kolejki papierowej i jeżeli kogoś nie było w tym momencie, zostawał wykreślony z listy oczekujących. Ada szybko zadzwoniła do Piotra i dwójki ludzi, z którymi szli, że mają DWIE minuty, żeby dobiec i być obecnymi przy odczytywaniu listy. Porzucili wszystko (żarcie, telefony i inne rzeczy) i pobiegli do kolejki. Zdążyli! Obiad i przedmioty pozostawione w restauracji, na szczęście, nie zniknęły. Łóżka zdobyte!!!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz