Ostatnio życie w Hostelu Mamas&Papas obfituje w "dramatyczne" sytuacje. Najbardziej wstrząsnęła nami próba kradzieży naszej pelargonii, która z większym lub mniejszym powodzeniem cieszy oczy przybywających ludzi. Co prawda ostatnio z powodu diabelskich upałów prezentuje się niezbyt urodziwie, ale nadal ją kochamy bez względu na wygląd.
Po sąsiedzku mieszka Pani, która dużą część dnia spędza w oknie, penetrując wzrokiem okolicę. Pani jest bardzo cenną osobą, gdyż orientuje się we wszystkim dobrym i złym. Pani Sąsiadka opowiedziała, że widziała pewną kobietę, którą zna z widzenia i widywała na ogół sytuacje niepochlebne z ową osobą w roli głównej. Rzeczona dama ewidentnie kierowała się do naszej pelargonii. W tym momencie wyszedł jakiś egzotyczny Gość i tamta szybko się oddaliła. Po krótkiej chwili powróciła i rozpoczęła proceder kradzieży kwiatka. Nasz Sąsiadka przepędziła ją krzykiem. Gdy pojawiliśmy się na dworze, opowiedziała nam sytuację i stwierdziła, że tamta na pewno wróci. Zna ją i nie ma wątpliwości. Któregoś lata zniknął nam już kwiatek, przyjęliśmy więc ostrzeżenie bardzo poważnie. Na noc ukryliśmy pelargonię. Nie możemy się nadziwić, bo kwiatek mimo podlewania wygląda marnie (tak, jak wszystkie rośliny na dworze tego lata). Po co komu taka roślina?!
Inna osoba, która dodała trochę dramaturgii do życia naszego hostelu, to pewien przesympatyczny Szkot. Przyjechał z innego hostelu w Gdańsku. W zasadzie uciekł. Mówił, że pił kilka dni i już nie może. Musiał zwiać, bo koledzy nie pozwalali mu na odpoczynek od chlania. Zarejestrował się i od razu poszedł spać. Po jakiś czasie zawołał nas chłopak mieszkający w tym samym pokoju, że coś jest nie tak ze Szkotem. Pobiegliśmy... Wyglądało nieciekawie. Koleś trzymał się za serce. Twarz bladosina. Troszkę się przestraszyłam. Zapytałam, czy wezwać lekarza, ale stanowczo zaprzeczył. Faktycznie musiał przegiąć z tym piciem. Na szczęście ostatecznie przeżył i po całodziennym odpoczynku dziarsko przyłączył się do imprezującej w ogrodzie grupy. Muszę przyznać, że nie przeginał. Przyspieszył dopiero następnego wieczoru.
Zresztą nie dziwię się, że go ciągnęło mieliśmy bardzo bardzo sympatyczny "zestaw" Gości. Ciekawe, często porozumiewali się po polsku. Amerykanin, Kanadyjczyk, Białorusin i nawet .......Japończyk. Dowiedziałam się od Amerykanina i Kanadyjczyka, że ich rodzice wyemigrowali około 30 lat temu. Młodzi uczyli się polskiego w domu i mówią, że język, który słyszą w Polsce jest trochę inny niż ten wyuczony w domu. Wiadomo, język wciąż się zmienia, ale niektóre wyrazy były dla nich niezrozumiałe, np. spoko, luzik itd. Młodzi w Polsce używają takich wyrazów i na początku pobytu nasi Goście zastanawiali się, czy wreszcie mówią po polsku czy nie?
Do kategorii "dramat" możemy dodać zachowanie naszych rodaków. W ostatnich miesiącach wciąż wyrażałam radość, że naród nam się cywilizuje i wciąż gościliśmy przemiłych (a nawet fantastycznych) Polaków. Niestety, ostatnio mieliśmy kilka niefajnych sytuacji z rodakami (pisałam już o tym wcześniej). Muszę opowiedzieć o najświeższej akcji.
Przyszła rezerwacja na pokój dwuosobowy. Nic nadzwyczajnego. Kiedy goście przyjechali, Papas odniósł wrażenie, że jest ich troje. Nie zawracał sobie tym głowy, bo miał inne ważne sprawy. Późnym wieczorem zapukałam do pokoju, żeby ustalić porę wyjazdu i ustawić odpowiednio kolejkę samochodów (żeby się nie blokowali nawzajem). I własnym oczom nie wierzę! W pokoju szykuje się do snu TROJE dorosłych ludzi. Pytam, dlaczego są trzy osoby w pokoju, który jest dwójką i za dwójkę był opłacony. Pani mi wyjaśniła, że jak rezerwowała, wpisała 3 osoby i booking.com wyświetlił jej ten pokój. Poprosiłam o wydruk rezerwacji i tam, jak byk, napisane POKÓJ Z DWOMA ŁÓŻKAMI POJEDYNCZYMI. Ja do kobiety, że napisane czarno na białym, że dwa pojedyncze, a ona, że im to nie przeszkadza. Pokój to pokój. Ona wynajęła pokój i z tego tylko pokoju korzysta. Nieważne, ile osób się tam znajduje. Papas się włączył i zapytał, czy gdyby przyjechali w sześć osób, też byłby w porządku? A pani znowu, że pisała przy rezerwacji, że 3 osoby i że booking.com tak wyświetlił. Muszę przyznać, że moja inteligencja poczuła się trochę obrażona. Nawet bardzo! Wielokrotnie korzystałam z tej strony (również, gdy podróżowaliśmy w trójkę) i doskonale wiem, jak to działa. Pani myśli, że jestem debilką i łyknę taką historyjkę? Tego dnia w Gdańsku brakowało miejsc i ceny były wyższe niż zazwyczaj, więc pewnie rodacy postanowili pocwaniaczyć. Mogę nawet zrozumieć, że próbowali kombinować, ale skoro się wydało, mogli sobie darować te durne historyjki i robienie z nas idiotów. Nie potrafimy zrozumieć toku myślenia innych ludzi. Inna bajka, po prostu....
Kilka dni temu pożegnałam na lotnisku Adę i Piotra. Polecieli do Hiszpanii na Camino. Ada któryś raz, Piotruś debiutuje. Podpinają się pod mojego bloga. Sami nie mają jak pisać, a Rodzice i Przyjaciele dopominają się o jakieś informacje i zdjęcia. W ten oto sposób będę przez jakiś czas przekaźnikiem. Kto ciekawy, na końcu mojego wpisu o hostelu, znajdzie info od nich. Kilka zdań z nasłuchu telefonicznego i jakieś fotki nadesłane przez Messengera.
Podróż zaczęli od tego, że w drodze na lotnisku złapało ich urwanie chmury i po dotarciu na lotnisko musieli się przebierać i wieźli dalej mokre ciuchy. Na dodatek nie dotarła pizza zamówiona w domu przed wyjazdem na lotnisko i musieli zjeść obiad w porcie lotniczym. Litościwie zasponsorowałam, żeby nie musieli burzyć budżetu od początku. Ceny, oczywiście, bandyckie! Np. naparstek mleka dolewanego do (mojej) kawy w cenie litra mleka w sklepie.
Donieśli, że któregoś dnia byli w okolicy pożaru. Widzieli wojsko, karetki i helikoptery. Zadzwonili, że są bezpieczni, bo wiatr wieje w przeciwna stronę. Podpowiedziałam im, żeby szybko sp...dalali, bo wiatr może zmienić kierunek. Uciekli. Potem, okazało się, że paliło się nie w lesie, ale w porcie.
Jedną noc spędzili w darmowym schronisku, które okazało się należeć do jakiejś sekty. Bracia i siostry tkwiący po uszy w miłości, próbują pokochać więcej ludzi. Ada i Piotr nie dadzą się nabrać na takie brednie, ale inni.... Kto wie?
Inną noc musieli przespać pod gołym niebem. Nie znaleźli niczego do spania i z dwójką innych wędrowców spali pod jakąś kaplicą pod gwiazdami.
Kolejny nocleg miał być pod dachem. Jak rozmawiałam z Adą mówiła, że przed albergue (schronisko dla pielgrzymów) jest kolejka, ale powinni się dostać. Policzyła plecaki stojące w kolejce i wyszło, że się zmieszczą. Tak, właśnie plecaki tam stoją w kolejce. Ludzie odpoczywają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz