niedziela, 8 września 2013

Muszę Wam o tym opowiedzieć.....

Dzisiaj z przyjemnością pragnę donieść, że Polacy to fajny naród :)

Siedziałam sobie pewnego wieczoru na recepcji oczekując ostatnich Gości, którzy mieli się pojawić tego dnia w Hostelu Mamas&Papas. Zapowiedziany czas zdecydowanie minął. Myślę sobie, pewnie nie przyjadą i nie zechcieli poinformować. Trochę dziwnie, bo to mieli być Niemcy. Przy Polakach nie dziwiłabym się. Oddajmy sprawiedliwość Polakom, nie tylko oni nie informują o zmianie planów. Ale...... prawie wyłącznie :(
Zdecydowanie pogodziłam się z tą myślą. Wtedy zadzwonił telefon. Polskomówiący Pan poinformował, że ma pod pachą  jakichś Niemców , którzy nie mogą znaleźć Hostelu Mamas&Papas. Pytam, gdzie oni są.  Okazało się, że ów człowiek był z innego miasta i chętnie by pomógł, ale nie wie gdzie są i gdzie ich skierować. Długo dochodziliśmy do ustalenia, skąd dzwoni i jak dojechać do hostelu. Wyszło nam, że są gdzieś ze 2 km na południe. Ponieważ nie byłam pewna miejsca ich pobytu, nie potrafiłam dokładnie podać, jak mają jechać. Postanowiłam wyjść na główną ulicę. Pan pyta, jak mnie pozna. Mówię, że nie wydaje mi się, żeby o tej porze sterczało na ulicy wiele bab, ale na wszelki wypadek będę z kwiatkiem. Jak powiedziałam, tak uczyniłam. Wzięłam pięknego kwiatuszka (Ania nam dała) i wyległam na ulicę. Nie powiem, byłam atrakcją. Stałam samotnie na ulicy pod latarnią z pluszowym kwiatkiem. Podobałam się chyba, bo wszyscy przejeżdżający kierowcy obracali głowę, żeby mnie obejrzeć :) Pan przywiózł Gości pod mój własny nos. Widziałam, że Goście próbowali się odwdzięczyć jakimiś prezentami. Absolutnie odmówił. Zawinął się i ponownie wyruszył w swoją trasę.

Ten kwiatek był bohaterem nocy
Byłam wzruszona jego bezinteresowną życzliwością. Poświęcił w nocy mnóstwo czasu, energii i nic za to nie chciał. Tacy bądźmy, drodzy Rodacy!

Swoją drogą, Niemcy zabłądzili, bo chcieli koniecznie dotrzeć do hostelu na piechotę. Obce miasto, czarna noc, a oni jak się rozpędzili, to prawie do Św. Wojciecha doszli (dla nietutejszych - Św. Wojciech to nazwa dzielnicy).

A propos nocy. Którejś sierpniowej nocy robiłam ostateczny obchód włości. W pewnym momencie przy furtce zatrzymali się eleganccy młodzieńcy podążający ze sklepu całodobowego (na pewno po chleb szli). Jeden z nich zapragnął pokonwersować. Zapytał grzecznie, jak leci i takie tam podobne. Grzecznie pyta, grzecznie odpowiadam, że super i w ogóle. A on na to raptem "kobieto, ja nie mam czasu wysłuchiwać takich pierdół". Weź tu człowieku dogódź. Pyta, to odpowiadam. Odpowiadam, to go wkurzam.

Mały Marcinek nie wkurzał się na nikogo



Tradycyjnie wrzucam parę fotek ABSOLUTNIE nie mających nic wspólnego z tematem wpisu :)

Odwiedził nas kolejny Japończyk powodując zawrót głowy u Papasa - wszak Japonia to Azja
Indie - też Azja


Stefan i Anika - "wariaci" ze Szwecji, polskiego pochodzenia. Odwiedzili nas niespodzianie na parę chwil. Sprawili nam tym wielką radość.  Byli w naszym hostelu  w ubiegłym roku. Autorzy szlagieru "Krowa nie ma telefona" :)
To cacko ma 85 lat. Przyjechało spać do naszego hostelu. Piękne auto z duszą.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz