Vigan opuszczaliśmy trochę pod presją czasu. W tym roku nasza wycieczka trwała dużo krócej niż normalnie i nie było czasu na spontany. Mus to mus! Wyruszyliśmy do Laoag, skąd mieliśmy lot do Manili i dalej do do Polski.
Mieliśmy inne zamiary. Planowaliśmy wybrać się na Borneo. Konkretnie do Brunei. Niestety, kiedy zaczęliśmy szukać lotów, okazało się, że w tym momencie nasze plany nie wypalą. Powód trywialny - pieniądze. Loty były bardzo drogie. Chcieliśmy zatrzymać się tam na parę dni w drodze do Singapuru, skąd mamy lot do Europy. Na parę dni za taką kasę nie opłacało się. Brunei musi na nas poczekać.
I stąd Laoag. Jest ostatnim miejscem, które odwiedziliśmy na Filipinach. Miasto jak większość dotąd odwiedzonych. I jedzenie też jak zwykle słabe. Pierwszy posiłek znowu spowodował wizytę w McDonald's. Co prawda tylko nasi Panowie byli zmuszeni dojeść, ale smutek pozostaje.
Jak Filipińczycy to robią?! Tak spartolić proste dania! Ech... Powinnam przestać się pytać.....
Żeby nie popaść w paranoję, muszę podkreślić, że poza żarciem Filipiny są super! Piękne widoki i fajni ludzie. Nawet ich paranoja lotniskowa da się zaakceptować.
Znaleźliśmy na kolację meksykańską knajpę. Nie była bardzo meksykańska, ale za to nie była kompletnie filipińska :)
Laoag dla mnie osobiście kojarzy się, niestety, z kontuzją żołądkową. Krótką, ale jednak. Po tylu dniach spędzonych w Azji (kilka wyjazdów) bez żadnych konsekwencji zdrowotnych, musiało mnie dopaść ostatniego dnia, w dniu wylotu. Nie dałam się! Poleciałam do Manili w miarę zdrowa!
Wolę taką przygodę niż to, co miał Piotruś w Port Barton. W nocy spotkał się twarzą w twarz ze skorpionem. Skorpion szybko pożałował swojej zuchwałości. Piotrek pobył się go w sposób jedynie akceptowalny. Na zawsze!!!
Nasi gospodarze byli zdziwieni wizytą skorpiona. Powiedzieli, że zdarza się to niezmiernie rzadko, a i ukąszenie nie jest śmiertelne. Poboli i przejdzie. Na szczęście nie musieliśmy sprawdzać tego na sobie.
Więcej przygód nie będzie. Trzeba wracać :(
Więcej przygód nie będzie. Trzeba wracać :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz