poniedziałek, 3 czerwca 2013

Korea i nie tylko

by Monika


Życie w hostelu Mamas&Papas płynie w zgodzie z porami roku. Aktualnie hitem jest nasz ogród. Powiem nieskromnie, cudny jest!!!  

by Monika

Musimy tu podziękować naszym przyjaznym duszom, które dbają o to miejsce z wielkim sercem i w czynie społecznym. Nie potrafię ustalić kolejności do wdzięczności więc jadę alfabetycznie: wujek Andrzej z Olsztyna, Dyzio, ciocia Ela (ta od wujka Andrzeja) i niezawodna, wspierająca nas codziennie Mama Papasa. Dziękujemy pięknie z całego serca!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nawet Papas bywa ogrodnikiem :) Ale wiadomo - Papas potrafi wszystko! Czy ktoś zaprzeczy?

Ja zaś jestem wiernym użytkownikiem, czyli też jakiś udział chyba mam ;)

Mamy Gościa z Turcji, który siedzi całymi dniami w hostelu. Dziś popołudniu oznajmił, że dość tego lenistwa i czas na aktywność. Ubrał coś tam na siebie, wziął torbę, laptopa i wyszedł z hostelu. Pomyślałam z szacunkiem, że się człowiek podniósł z upadku lenistwa i zmobilizował wreszcie.  Za pół godziny poszłam do ogrodu i...... zobaczyłam go rozłożonego na ławce. Daleko nie zaszedł, ale próbował!!! Zresztą, kto by się oparł naszemu ogrodowi :)

by Monika

Teraz z kolei garść obserwacji o innych krajach.
Gościła ostatnio w hostelu Mamas&Papas urocza obywatelka Korei Południowej. Mieliśmy już kilkoro Gości stamtąd, ale właśnie z tą dziewczyną zaprzyjaźniliśmy się jakoś bardziej. Na pewno sprzyjało temu to, że nie przyjechała na jedną noc, tak, jak to mają w zwyczaju mieszkańcy Azji. Zadziwia nas zresztą nieustannie tempo Azjatów w podróżowaniu. 90% Gości stamtąd podróżuje wg następującego schematu: przejazd w nocy skądś do Gdańska, bardzo intensywne zaliczanie (raczej zaliczanie niż zwiedzanie) atrakcji turystycznych przez cały długi dzień, nocleg, kolejny intensywny dzień i nocny przejazd z powrotem lub dalej. To, co innym zajmuje 3-4 dni oni przelatują z prędkością światła. Zapamiętaliśmy grupę 11 Tajwańczyków, którzy jechali całą noc na stojąco z Katowic,  jak zwykle na jedną noc i od razu z powrotem. Podziw wielki, ale nie rozumiemy tego tempa.
Nasza Koreanka była inna. Nie dość, że została dłużej, to nie latała ciągle po mieście, ale potrafiła zrobić sobie dzień odpoczynku. Była bardzo kontaktowa. Twierdzi, że nie tęskni za Koreą, co najwyżej za bliskimi. Europa i tutejsze życie bardzo jej się podoba. Mieszka w Anglii i jest jej dobrze. Mówiła, że w swoim kraju ma marne szanse na rozmowach o pracę, bo... nie jest zamężna. Ludzie będący w związkach nieformalnych muszą się ukrywać. Bardzo nas to zdziwiło, bo wydawało się nam, że Korea jako kraj znacznie bardziej rozwinięty (27. PKB, Polska 47.) jest bardziej nowoczesny w sferze obyczajów. Okazuje się, że nie. Społeczeństwo, rodzina skutecznie kontrolują styl życia obywateli i wywiera naciski w kierunku stylu tradycyjnego.


Zapamiętaliśmy jeszcze dwa inne akcenty koreańskie.
Pierwszy Koreańczyk, którego gościliśmy w naszym hostelu był miłośnikiem żeglugi. Oczywiście był na jedną noc i miał bardzo rozległe plany. Pytał o dojazdy w poszczególne miejsca i za każdym razem pytał, czy można tam dopłynąć statkiem. Na odpowiedź, że nie, upewniał się, czy na pewno nie. W sumie wszędzie pewnie się da, ale Kowno czy Praga naprawdę nie kojarzy się z żeglugą jako najlepszym i najszybszym środkiem transportu. Najbardziej zmartwił go brak wodnego połączenia z Malborkiem. W sumie woda tam jest i może sam pomysł nie jest zły....
Z tym właśnie Koreańczykiem mieliśmy związany satyryczny akcent. Był ostatnim Gościem, którego oczekiwaliśmy tego dnia. Późno się zrobiło, aż wchodzi dwóch młodzieńców. Wnikliwie oceniliśmy, że jeden z nich to może być "na siłę" koreański. Wyszło na to, że nie ma innej opcji. Papas przywitał go mówiąc cześć po koreańsku (taki zdolny nasz Papas), a "Koreańczyk" na to "WHAT???!!!" Okazało się, że byli to dwaj Finowie, którzy zjawili się bez rezerwacji. A człowiek w desperacji to zauważy orła w gołębiu. Mamy przynajmniej z czego się pośmiać wspominając dwuletnie prawie dzieje hostelu.


by Monika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz