sobota, 30 listopada 2013

Flaczki i czekolada






Parę dni temu przyjechała do hostelu Mamas&Papas kolejna wolontariuszka z programu workaway. Ma na imię ShiMeng, ale prosiła, żeby wołać na nią Livian. Jest pewną ciekawostką fakt, że mieszkańcy Azji używają poza swoim kontynentem imion nieazjatyckich. Mieliśmy w hostelu dziesiątki Pań i Panów o imieniu Jennifer, Cristina, Chris itd. Livian śmieje się z tej mody i jedzie na tej fali.

Urodziła się w Chinach w prowincji Syczuan. W wieku 15 lat wyjechała z mamą do Kanady. Mama wkrótce wróciła do kraju i Livian mieszka w Kanadzie sama. Bardzo sobie chwali życie na odległość, aczkolwiek zapytana, czy czuje się Chinką czy Kanadyjką, wybrała pierwszą opcję.

Jest z nami bardzo krótko, ale już mieliśmy parę sytuacji, które nas zainteresowały albo nawet zadziwiły.
Przede wszystkim myślę, że Livian nie da powiedzieć złego słowa na służbę zdrowia w Polsce. Tak niefortunnie zajęła się talerzami, że zwaliła je sobie na głowę. Na początku nawet nie zauważyła, że jest ranna. Jednak po tym, jak krew zaczęła jej skapywać z brody, musiała pogodzić się z myślą, że nie wyszła z katastrofy bez szwanku.




 Najpierw zbagatelizowała problem, ale jak nie dała rady jeść, postanowiła udać się do szpitala. Obawiałam się, że w środku dnia nikt nie zechce jej przyjąć w szpitalu. Znacie procedury. Odsyłają do przychodni każdego, kto trzyma pion. Ale udało się! Przyjęli, opatrzyli. I...... nie skasowali ani grosza. Patrzcie w jakim gościnnym kraju żyjemy! Spróbujcie załatwić coś bez potwierdzenia ubezpieczenia! W sumie to miała ubezpieczenie podróżne i nie robiło jej to, że coś skasują. Wysnuliśmy teorię spiskową, że może osoba, która ją rejestrowała, nie mówiła po angielsku. W sumie żaden wstyd. Ale jakimś wstydem jest to, że doktór nie mówiła po angielsku i przyszła osoba do tłumaczenia. Wydaje się, że angielski jest językiem, w którym publikuje się dużo ważnej wiedzy medycznej. Być może mylę się. Lekarz to człowiek raczej wykształcony. Z drugiej strony mieliśmy kiedyś kandydata na lekarza na poziomie wiecie jakim (http://hostelik.blogspot.com/2013/07/burak-polski.html).

Livian lubi gotować i zaproponowała nam, że coś nam ugotuje. Lubimy kuchnię azjatycką, więc chętnie na to przystaliśmy. Na razie Livian przygotowała nam przystawkę. Pieczarki na maśle z oryginalną przyprawą chińską. Ja się nie odważyłam i dostałam wersję light. Kuchnia syczuańska (rodzinne strony Livian) należy do ostrych, a ja nie jestem taka odważna jak dzielny Papas. Spróbowałam trochę od niego, ale wymiękłam. Dzisiaj my wymiękliśmy, jak Livian jadła banana z tą przyprawą. Aczkolwiek największe zaciekawienie wywołała konsumpcja przez Livian flaczków. Jedną łyżką jadła flaczki, drugą na przemian ........czekoladę do smarowania pieczywa. No cóż, co kraj to obyczaj! Papas tak się dał ponieść kulinarnym eksperymentom, że dzisiaj nawalił przyprawy chińskiej do polskiej pysznej pomidorówki p.Czesi. O doznania pytajcie eksperymentatora :)

Livian opowiadała nam, jak jadła .....psa. Jej tato zaprowadził ją do knajpy i nakarmił psim mięsem. Jak już zjadła i pochwaliła smak, została poinformowana, co wciągnęła. Mówi, że jednak nie gustuje w psach i nie spożywa.

Dzisiaj zapytała mnie, ile śniadań musi podać. Pokazałam jej dłonią, że dwa.


 Plik:Chinesische.Zahl.Acht.jpg


Ona na to OSIEM?!
Okazało się, że ten symbol w chińskim obyczaju to OSIEM.

Nauczyłam się pokazywać po chińsku liczby do 10. Chińskiego jako takiego pewnie się nigdy nie nauczę, ale mogę teraz się pochwalić, że chiński nie jest mi obcy :) :) :) Prawie znam ten język ;)

 JEDEN konkretnie ten palec
DWA jw
TRZY jw
CZTERY jw
PIĘĆ
SZEŚĆ
OSIEM
DZIEWIĘĆ
DZIESIĘĆ


Wszystkie obrazki są z Wikibooks-gesty reprezentujące liczby
Może zauważyliście, że nie ma siódemki. Wikibooks pokazuje tą liczbę inaczej niż Livian. Ona sama mówiła, że niektóre symbole mogą się różnić w zależności od regionu.

Wikibooks pokazuje tak





Livian pokazuje tak:





Zapamiętajcie te symbole. Będąc w Chinach zamówicie dwa piwa, a dostaniecie osiem!!! Lepiej nie ryzykować.

Co prawda to Livian podróżuje, ale jak tu nie powiedzieć, że podróże kształcą, nawet cudze podróże :)