Parę dni temu przyjechała do hostelu
Mamas&Papas kolejna wolontariuszka z programu workaway.
Ma na imię ShiMeng, ale prosiła, żeby wołać na nią Livian. Jest pewną
ciekawostką fakt, że mieszkańcy Azji używają poza swoim
kontynentem imion nieazjatyckich. Mieliśmy w hostelu dziesiątki Pań i Panów o
imieniu Jennifer, Cristina, Chris itd. Livian śmieje się z tej mody i jedzie na
tej fali.
Urodziła się w Chinach w
prowincji Syczuan. W wieku 15 lat wyjechała z mamą do Kanady. Mama
wkrótce wróciła do kraju i Livian mieszka w Kanadzie sama.
Bardzo sobie chwali życie na odległość, aczkolwiek zapytana, czy czuje się
Chinką czy Kanadyjką, wybrała pierwszą opcję.
Jest z nami bardzo krótko, ale już
mieliśmy parę sytuacji, które nas zainteresowały albo nawet zadziwiły.
Przede wszystkim myślę, że Livian nie da
powiedzieć złego słowa na służbę zdrowia w Polsce. Tak niefortunnie
zajęła się talerzami, że zwaliła je sobie na głowę. Na początku nawet nie
zauważyła, że jest ranna. Jednak po tym, jak krew zaczęła jej skapywać z brody,
musiała pogodzić się z myślą, że nie wyszła z katastrofy bez szwanku.
Najpierw zbagatelizowała problem,
ale jak nie dała rady jeść, postanowiła udać się do szpitala. Obawiałam się, że
w środku dnia nikt nie zechce jej przyjąć w szpitalu. Znacie procedury.
Odsyłają do przychodni każdego, kto trzyma pion. Ale udało się! Przyjęli,
opatrzyli. I...... nie skasowali ani grosza. Patrzcie w jakim gościnnym kraju
żyjemy! Spróbujcie załatwić coś bez potwierdzenia ubezpieczenia! W sumie to
miała ubezpieczenie podróżne i nie robiło jej to, że coś skasują. Wysnuliśmy
teorię spiskową, że może osoba, która ją rejestrowała, nie mówiła po angielsku.
W sumie żaden wstyd. Ale jakimś wstydem jest to, że doktór nie mówiła po
angielsku i przyszła osoba do tłumaczenia. Wydaje się, że angielski jest
językiem, w którym publikuje się dużo ważnej wiedzy medycznej. Być może mylę
się. Lekarz to człowiek raczej wykształcony. Z drugiej strony mieliśmy kiedyś
kandydata na lekarza na poziomie wiecie jakim (http://hostelik.blogspot.com/2013/07/burak-polski.html).
Livian lubi gotować i zaproponowała nam,
że coś nam ugotuje. Lubimy kuchnię azjatycką, więc chętnie na to przystaliśmy.
Na razie Livian przygotowała nam przystawkę. Pieczarki na maśle z oryginalną
przyprawą chińską. Ja się nie odważyłam i dostałam wersję light. Kuchnia
syczuańska (rodzinne strony Livian) należy do ostrych, a ja nie jestem taka
odważna jak dzielny Papas. Spróbowałam trochę od niego, ale wymiękłam. Dzisiaj
my wymiękliśmy, jak Livian jadła banana z tą przyprawą. Aczkolwiek największe
zaciekawienie wywołała konsumpcja przez Livian flaczków. Jedną łyżką jadła
flaczki, drugą na przemian ........czekoladę do smarowania pieczywa. No cóż, co
kraj to obyczaj! Papas tak się dał ponieść kulinarnym eksperymentom, że dzisiaj
nawalił przyprawy chińskiej do polskiej pysznej pomidorówki p.Czesi. O doznania
pytajcie eksperymentatora :)
Livian opowiadała nam, jak jadła
.....psa. Jej tato zaprowadził ją do knajpy i nakarmił psim mięsem. Jak już
zjadła i pochwaliła smak, została poinformowana, co wciągnęła. Mówi, że jednak
nie gustuje w psach i nie spożywa.
Dzisiaj zapytała mnie, ile śniadań musi
podać. Pokazałam jej dłonią, że dwa.
Ona na to OSIEM?!
Okazało się, że ten
symbol w chińskim obyczaju to OSIEM.
Nauczyłam się pokazywać
po chińsku liczby do 10. Chińskiego jako takiego pewnie się nigdy nie nauczę, ale
mogę teraz się pochwalić, że chiński nie jest mi obcy :) :) :) Prawie znam ten
język ;)
JEDEN konkretnie ten palec
DWA jw
TRZY jw
CZTERY jw
PIĘĆ
SZEŚĆ
OSIEM
DZIEWIĘĆ
DZIESIĘĆ
Wszystkie obrazki są z
Wikibooks-gesty reprezentujące liczby
Może zauważyliście, że
nie ma siódemki. Wikibooks pokazuje tą liczbę inaczej niż Livian. Ona sama
mówiła, że niektóre symbole mogą się różnić w zależności od regionu.
Wikibooks pokazuje tak
Livian
pokazuje tak:
Zapamiętajcie te symbole.
Będąc w Chinach zamówicie dwa piwa, a dostaniecie osiem!!!
Lepiej nie ryzykować.
Co prawda to Livian
podróżuje, ale jak tu nie powiedzieć, że podróże kształcą,
nawet cudze podróże :)