Ayutthaya pożegnała nas koszmarnym upałem. Papas chyba nawet bardziej wymiękał niż ja. W związku z tym nie zdecydowaliśmy się na pociąg, który odjeżdżał bezpośrednio po naszym przybyciu na stację. Była dostępna tylko 3 klasa. Nie ma tam klimy i nie ma też gwarancji miejsca siedzącego. Poprosiliśmy o bilety na następny pociąg. Była też tylko 3 klasa. Wzięliśmy więc jeszcze następny w bardzo niekorzystnej cenie, ale za to z klimą i gwarancją miejsca.
Dworzec w Bangkoku jak zwykle gwarny i zatłoczony. Stamtąd metrem mieliśmy blisko do naszego następnego domku.
Tak jak sobie obiecywaliśmy, zorganizowaliśmy sobie w Bangkoku totalny relaks. Zwiedzać nie mamy zamiaru. To już nasz siódmy pobyt w tym mieście. Czujemy się tu dosyć swobodnie i lubimy to miejsce. Wielkie miasta nas nie przyciągają, ale Bangkok jest fajny.
Ulokowaliśmy się w bardzo nieturystycznej okolicy. Chyba najlepsza miejscówka w Bangkoku, jaką do tej pory mieliśmy. Siedzimy na balkonie i wciąż się gapimy na tutejsze życie. Białasów praktycznie nie ma i można poobserwować autentyczny Bangkok.
Na night markecie jedna dama chyba próbowała poderwać Papasa. Najpierw pogadała ogólnie, ale po chwili zaczęła badać mój status. Wesoło było :)
Następnego dnia wybraliśmy się do "chińczyka". Właścicielka hotelu, w którym aktualnie przebywamy, jest autentyczną Chinką i tak jakoś nastroiliśmy się na chińską kuchnię. Do restauracji musieliśmy pojechać trzy stacje metrem. Niezbyt daleko jak na Bangkok. Pojedliśmy jak chińscy królowie!
Bangkok jest miastem, które nigdy nie śpi. Nawet w nocy można kupić coś do jedzenia czy wypicia. Obserwujemy z naszego balkonu nocne życie. Inna sprawa, że cały czas jest bardzo ciepło. O drugiej w nocy temperatura powietrza spada do 28 stopni. Ludzie siedzą grzecznie przy piwku na murku. Nikomu to nie przeszkadza. Nikt się nie czepia.
Rozszyfrowaliśmy zagadkę znaku drogowego z przekreśloną wagą, o którym wspomnieliśmy we wpisie z pobytu w Phitsanulok. Ten znak oznacza zakaz handlu obnośnego. Znaleźliśmy taki sam tutaj i miał angielski podpis. Widać na zdjęciu w głębi.
Dzielnica Bangkoku, w której zamieszkaliśmy jest bardzo interesująca. Jest to raczej stary obszar, ale dookoła wszędzie widać za budynkami nowe wieżowce, nowszy Bangkok.
Widzimy, że jedno jest tu niezmienne. Zauważyliśmy kota, który zawsze siedzi w sklepie przy drzwiach. Nie jest przywiązany, a jednak zawsze tam jest. Chyba dobrze mu w klimie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz