Pozdrawiamy z Chojnic! Poczuliśmy, że musimy na chwilę oderwać się od życia Hostelu Mamas&Papas. Sezon był dość intensywny i trzeba podładować akumulatory. Postanowiliśmy pojechać gdzieś niedaleko, żeby nie tracić czasu na przejazdy. Daleko czy blisko - nieważne! Wszędzie może być ciekawie.
Nie mogliśmy się zdecydować, dokąd pojedziemy. Wtedy Papas zażyczył sobie prywatnego "surprise me". Tak jak przyjeżdżają do nas Goście z pewnego biura podróży z Holandii. Pisałam o tym kiedyś ( http://hostelik.blogspot.com/2015/08/ta-dzisiejsza-modzez.html ). Ludzie wykupują wycieczkę w ciemno i na lotnisku dowiadują się co, gdzie i jak. I takiej właśnie wycieczki zażyczył sobie Papas. Niekoniecznie z samolotem w tle. Nie było łatwo zaplanować ekskapadę. Nie miałam pojęcia, że w małych miasteczkach noclegi mogą być tak drogie, zwłaszcza po sezonie. Poszukałam i znalazłam. Zabrałam Papasa do pociągu z Gdańska Orunii do Tczewa, kłamiąc bezczelnie, że to dlatego, że wszystkie pociągi jadące na południe jadą przez Tczew. Na peronie w Tczewie Papas założył słuchawki, żeby nie słyszeć zapowiedzi, dokąd jedziemy. W pociągu zwierzył mi sie, że czuje, że pojedziemy w kierunku warmińskim. Nie puściłam pary z pyska, że zmierzamy zupełnie w innym kierunku. Dojechaliśmy do Chojnic. Nie był zawiedziony miejscem docelowym nic a nic. "Surprise me" udał się. Mi też bardzo się tu podoba.
Miejscówka do spania jest naprawdę spoko. Zrzuciliśmy bagaż i poszliśmy do miasta, żeby coś zjeść. Oboje od rana ciągnęliśmy na jednej parówce. Ledwo ciągnęliśmy. Postanowiliśmy nie wybrzydzać, bo w małych miastach w niedzielny wieczór może nie być łatwo upolować coś. Złapaliśmy skrzydełka kurczaka z frytkami. Smaczne to było. Smakowało jak w Bistro Kwadrans w Gdyni. Kto tam jadł, ten wie, o czym piszę. I cieszy się razem z nami :)
Wieczorem usiadłam, żeby napisać coś na blogu. Najpierw postanowiliśmy wyjść na papierosa. Jak wróciliśmy do pokoju, drzwi sie nie otworzyły. Próbowaliśmy i próbowaliśmy i nic! Zadzwoniliśmy do obsługi. Dziewczyny kombinowały, próbowały i też NIC! Tysiąc telefonów i wreszcie pojawił sie Pan Rysiek. I on też nie dał rady. Zaproponowano nam inny pokój. Nie bardzo nam to pasowało, bo za zamkniętymi drzwiami został cały nasz bagaż (razem z komputerem, na którym miałam pisać bloga). Poza tym ja byłam praktycznie prawie tylko w gaciach. No, koszula nocna zakrywała owe gacie... Pan Rysiek przyniósł wiertarkę i podjął walkę na nowo. Postaliśmy pod drzwiami chyba z godzinę, ale udało się! Chcielibyśmy mieć p.Ryszarda w naszym hostelu na codzień.
Jedziemy |
Przekąska z czymś w tle. Kto wie, ten wie. |
Wygląda kiepsko. Smakowało bardzo! |
Jutro pooglądamy miasto. Oczywiście namierzylismy już chińską restaurację. Nie możemy się doczekać.
Ogólne wrażenie z Chojnic, jak na razie, mamy dobre. Lepsze, niż się spodziewałam. I tak miało być!
Może jutro też coś napiszę, ale nie jestem pewna! Wszak mam wakacje!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz