Nareszcie!
Doczekaliśmy się godziny zero i wyruszyliśmy w świat. Co prawda świat dosyć
bliski i mało egzotyczny, ale jednak podróż to podróż!
Marcysia z Adą rządzą hostelem, a my możemy jeździć |
Zaczęliśmy w
Gdańsku. Najpierw śniadanko. Dwie małe kawy, dwie kanapki i 50zł!!! Pogięło ich! Nie cierpię lotnisk!
Wszędzie trzeba odstać w kolejce. Na „security” kolejka. Kontrola paszportowa
kolejka. Do bramki - kolejka. Do samolotu też. Samolot zresztą „przecudnej”
urody. Wiadomo Ryanair wymiata. Ciasnota nie do opisania. Kto korzystał ten
wie, kto nie korzystał, lepiej niech unika. Mieliśmy na dodatek godzinne
opóźnienie na starcie. W sumie nie przeszkadzało nam to opóźnienie za bardzo,
bo mieliśmy pięciogodzinną przerwę w Londynie. Po prostu przerwa zrobiła się
czterogodzinna.
Po wylądowaniu
poszliśmy coś zjeść do Burger Kinga. Jesteśmy totalnymi ignorantami, jeżeli chodzi
o takie przybytki. Ja osobiście byłam raz 10 lat temu. Mieliśmy kłopot z
wybraniem i tak nieporadnie zamawialiśmy, że Pani sprzedająca przeszła na
polski. Pewnie pomyślała sobie, że kolejni rodacy bez znajomości języka
przyjechali zrobić karierę. Mało komu przyjdzie do głowy, że można tak bardzo
nie orientować się w „fast food-owej” rzeczywistości.
Nie był to
jedyny kontakt z rodakiem.
Przed odlotem do
Malagi poszliśmy do restauracji coś zjeść. Papas zjadł na obiad tradycyjne
angielskie śniadanie. (Nie będzie musiał jeść śniadania jutro.)
Kelner
przyniósł rachunek, a tam napisane, że wystawił Maciej. Zagadnęliśmy i okazało
się, że nasi są wszędzie. Swoją drogą mówił po angielsku tak perfekcyjnie, że
nawet przez moment nie podejrzewaliśmy, że może być cudzoziemcem. Zauważyliśmy,
że obsługa lotniska, jak też sprzedawcy czy kelnerzy, wszyscy są praktycznie
białej rasy. Najwyraźniej imigranci z nowych krajów unii wyparli imigrantów z
innych kontynentów. Słychać zresztą po akcentach.
Poza tym wynudziliśmy
się jak mopsy. Nie opłacało się jechać do miasta na jedną godzinę, a na
lotnisku też nie ma co robić. Poczytaliśmy, pospaliśmy. Chcieliśmy zapalić, ale
nie było palarni. Z nudów podjęliśmy decyzję, że wyjdziemy z lotniska, chociaż
byliśmy już po odprawie. Nie bez kłopotów udało nam się wydostać. Postaliśmy na
zewnątrz i następnie ustawiliśmy się po raz drugi do odprawy. Zapomniałam zdjąć
koszuli i bramka zadźwięczała. Kazali mi zdjąć tą nieszczęsną koszulę i buty i
miła pani zaczęła mnie przeszukiwać. Pierwszy raz w życiu kobieta mnie tak
obmacała. Zdarzały się kontrole, ale żeby w taki sposób?! Może jej się
podobałam? Nawet mi łapy w spodnie wsadziła. Śmiać mi się chciało, nowe
przeżycie. W sumie niech sprawdzają, niech będzie bezpieczniej.
A w Maladze na koniec zabłądziliśmy na maksa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz