sobota, 11 marca 2017

The last night in Bangkok (wpis 57.)



Ciągniemy resztką sił. Upał dobija, tylko podróżowanie rzeką trochę chłodzi. Odwiedziliśmy jeszcze słynny Wat Arun. Podjęliśmy się tego, tylko dlatego, że można dopłynąć tam łodzią.  Cały czas jesteśmy entuzjastami tego środka transportu. Nie pojmujemy, dlaczego nie wykorzystuje się rzek w systemach transportu miejskiego w Polsce.  



 
























Byliśmy już w Bangkoku parę razy, więc nie mamy ciśnienia, żeby odkrywać miasto. Mamy za to pragnienie, żeby jak najczęściej kryć się od słońca i upału. Widzieliśmy temperatury, jakie są teraz w Polsce. Mamy dylemat, czy bardziej narzekać na upał w Bangkoku czy na chłód w Polsce :) Jednego i drugiego zaznamy.

Pojechałyśmy jeszcze z Adą do jakiejś znanej księgarni. Ada buszowała, ja piłam pyszna kawę.

 

 

Najpierw obiadek w knajpce znanej nam z poprzedniego wyjazdu.



Kot na smyczy.

Spotkaliśmy Szkotów w kieckach. Chętnie pozowali.

Lokalna młodzież przeprowadziła ze mną wywiad.





Ostatni dzień w Bangkoku też był leniwy. Wyskoczyliśmy na moment do Wat Pho ze śpiącym Buddą. Wielki ten Budda! Zanim dotarliśmy do celu byliśmy świadkami przygotowań do jakiejś uroczystości w Pałacu Królewskim. Oni wciąż celebrują żałobę po zmarłym w październiku Królu. Widzieliśmy setki osób ubranych na czarno, co przy dzisiejszej pogodzie wydaje się być torturą. Ulice zamknięte. Kontrole jak na lotnisku. Mają swoje sprawy.









 

I tak minęły dwa miesiące naszej podróży. Wracamy do Polski. Do rodziny, przyjaciół. Do Was :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz