niedziela, 5 marca 2017

Wodospady (wpis 51.)



Postanowiliśmy przełamać lenia i wyruszyliśmy pieszo z Don Det na sąsiednią wyspę popatrzeć na wodospady. Papas przetarł szlak poprzedniego dnia, więc widziałam, że warto pójść. Zrobiliśmy 15 kilometrów w ogromnym upale. Warto było. Wodospady fajne, a droga do nich równie interesująca. Paręset metrów od turystycznej części wyspy pojawił się zupełnie inny krajobraz. Pisać dużo nie będę. Popatrzcie.




















Gdy przeszliśmy przez most łączący wyspy, natknęliśmy się na ciekawą wystawę. Lokomotywa! Już idąc mostem zastanawialiśmy się, kto wymyślił tę konstrukcję. Dużo łatwiej i taniej jest połączyć tę niewielką odległość promem.. Po chwili wszystko było jasne. Był to most kolejowy (chociaż teraz bez torów). Z opisów przy lokomotywie dowiedzieliśmy się, że Laos miał kiedyś kolej! W 1864 zaczęli budować kolej, która przetrwała do 1945. Potem dżungla zrobiła swoje i w tej chwili nie ma możliwości pojeździć pociągiem po Laosie.  Szkoda! Lubimy pociągi!









Doedukowaliśmy się i dalej ruszyliśmy w tę upiorną spiekotę. 



















Potem siesta i plaża. I z powrotem przez "patelnię".























Mocno umęczeni weszliśmy do knajpki polecanej przez tripadvisor. Prowadzi ją Niemiec. Dużo białasów prowadzi tu knajpki, noclegownie, biura podróży. Jedzonko było fajne. Zdjęcia dedykuję, oczywiście, przede wszystkim Hansowi :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz