wtorek, 29 stycznia 2013

Mamas&Papas&Wietnam

Sajgon jest wielkim miastem, bardziej światowym niż Warszawa. Odwiedza go mnóstwo turystów. Jednak, jak w całym Wietnamie, ciężko komunikować się po angielsku. Na dodatek napisy też są na ogół wyłącznie po wietnamsku. Nie spotkaliśmy takiej sytuacji nigdy, w żadnym kraju. Owszem spotyka się wyjątki, ale nie jest to nagminne. Jestem ofiarą tego systemu. O tym za chwilę.
Zrobiliśmy przechadzkę po China Town za dnia. W bok od zatłoczonych sajgońskich ulic toczy się spokojne życie zwykłych ludzi.









China Town za dnia

Oczywiście nerwowo szukaliśmy jedzenia dla mnie, ale skończyło się na kawie :( Sytuacja rozwinęła się bardzo ciekawie. Zagadał do nas po angielsku starszy pan. Nie był to oksfordzki angielski, ale lepszy niż jakikolwiek wokół. Okazało się, że pan wiedział sporo o Polsce. Warszawa, biało-czerwona, Chopin, wyborowa, polska kochanka Napoleona. Pan jest Wietnamczykiem i od wielu lat przychodzi w to miejsce spotkać się na kawie ze swoim chińskim przyjacielem.

nasz wietnamski znajomy

Wietnamczycy też pasjonowali się Euro 2012

Zaimponował nam, bo dla mieszkańców Azji Europa jest naprawdę czymś bardzo odległym i mglistym. Nie bardzo się orientują w realiach czy historii. Kambodżańczyk, który wiózł nas na Pola Śmierci w Phnom Pehn mówił nieźle po angielsku. Rozmawialiśmy o ofiarach reżimu Pol Pota i chcieliśmy mu powiedzieć, że podobne rzeczy działy się w czasie II wojny światowej. Nie miał pojęcia, że taka wojna była.
Pan Wietnamczyk polecił Papasowi fryzjera w China Town. Papas twierdzi, że tak perfekcyjnego golenia nie zaznał nigdy.


Wróciałam z China Town głodna i powiedziałam dość!!! Nie chciało mi się chodzić od zupy do zupy. Poszłam do hotelowej restauracji i zamówiłam smażony makaron z warzywami i jajkiem.
Pani przyniosła mi .......ZUPĘ z makaronem i jajkiem. Była to na nasze oko zupka chińska z torebki (kształt makaronu jakby jeszcze w torebce był) zaprawiona jajkiem. Tu właśnie byłam ofuarą braku angielskich napisów i braku możliwości pogadania po angielsku. Kiedy Azjata nie zrozumie Cię, nie da po sobie poznać. Taka mentalność i już.

moja kolejna zupa, ta co miał być smażonym makaronem
 tak tu podają kawę

Moja męka miała się niebawem skończyć. Wyszliśmy z Papasem poeksplorować miasto i nagle, jak spod ziemi, wyrosło przed nami KFC. Nie jestem fanką fast foodów, ale ten widok był dla mnie anielski. Papas nie chciał, ale musiał wejść ze mną. Była akurat promocja z okazji tutejszego Nowego Roku i żarcie było podwójne w pojedynczej cenie. Dzięki temu spotkaniu siedzę i piszę, inaczej chyba bym już padła :)))))



widok z okna KFC

1 komentarz: