piątek, 25 stycznia 2013

Mamas&Papas mkną przez Kambodżę

Siem Reap to pierwsze miasto, które odwiedziliśmy w Kambodży.

 
Centrum Siem Reap nocą wygląda jak wszystkie inne miasta




Kompleks Angkor to miejsce, które na pewno warto zobaczyć. Jak pisałam było tam bardzo dużo ludzi. Bardzo często było słychać obywateli Rosji. Zaskakujące ilości. Rozmawialiśmy później w hotelu z panią z Rosji ( z Syberii). Powiedziała, że z każdego większego miasta na Syberii jest do Azji bardzo dużo tanich lotów. Popatrzyliśmy na mapę i stwierdziliśmy ze zdumieniem, że do Kambodży jest z Syberii duuuużo bliżej niż do Gdańska. Hostel Mamas&Papas nie liczy więc za bardzo na najazd Gości stamtąd..
Nas zresztą też z rozpędu brali za Rosjan. Nawet jak się nie odzywaliśmy. Dziwne, bo Rosjanie wyróżniają się strojem, zwłaszcza panie, a my z Papasem nic a nic nie byliśmy podobni.
Siódmym zmysłem w rozpoznawaniu narodowości charakteryzowały się dzieci, które pod ruinami Angkor sprzedają pamiątki. Są  to dzieci czasami bardzo małe (ok. 3-letnie), najczęściej 6-10 lat. Obskakują turystów jak szarańcza. Nachalnie proszą, żeby coś kupić. Niektóre dzieciaki są tak słodkie, że ciężko rękę utrzymać z dala od portfela. Wiemy jednak z innych relacji, że nie należy ulegać. Im lepiej dziecku idzie sprzedaż, tym większa pewność, że rodzice nie poślą go do szkoły, żeby nie tracić dobrego zarabiacza. I wyrośnie kolejny analfabeta.
Jak wspomniałam dzieciaki te, nie mam pojęcia jakim cudem, bezbłędnie rozpoznawały narodowość turystów. W zależności od wyników rozpoznania wołały "one dolar, ein dolar, odin dolar". Byłam świadkiem sceny, kiedy pan z Rosji nieopatrznie wziął do ręki rzecz oferowaną na sprzedaż. Oddał i chciał odejść. Dziewczynka 6-7 letnia zawołała po rosyjsku "odin dolar". On "potom" (ze nie teraz). Ona: "nie potom, nie potom! dawaj tepier" (nie potem, nie potem, zrób to teraz). Byłam w szoku, taka smarkula i tak sobie radzi.... Pewnie nie będzie chodzić do szkoły, bo za dobrze radzi sobie radziła w handlu.
Muszę wreszcie odczepić się od Siem Reap. Dodam tylko, że nasze kolejne zdumienie budziły liczne panie zamiatające w lesie ....liście. Wg nas syzyfowa praca, ale żadna praca nie hańbi. Ponadto w lasach szwendało się mnóstwo...kur. Wyglądają trochę inaczej niż polskie, ale do lasu mi nie pasują.
W Siem Reap było ostatnie żarcie, które bardzo mi smakowało. Generalnie stwierdzamy pod przysięgą, że jedzenie z ulicznych garkuchni, jest najlepsze. Zdarzało się zjeść w lokalu, więc mamy porównanie.



Papas oczywiście kontynuował zaznajamianie się ze dziwolągami lokalnej kuchni i pożerał kolejne robaki, żaby, a nawet węża.


 


 
 


 
 


Z Siem Reap pojechaliśmy do Battambang. Jest miasto dosyć duże, ale bez większych atrakcji turystycznych. Chcieliśmy popatrzeć na Kambodżę zwyczajną, a nie turystyczną. Zaczęło się w autobusie. Pojechaliśmy autobusem lokalnym. 









Papas ostrzegał, że czytał, iż popularne w Kambodży jest słuchanie przez kierowcę telewizji na cały regulator. Dziwnie to brzmiało, ale okazało się być prawdą. Telewizor RYCZAŁ całą drogę na zmianę kambodżańskie kabarety i kambodżańskie słodkie disco polo. (Papas nazwał to cambodia disco.)
Głowa mnie rozbolała i niewiele pamiętam z tej podróży. Zwłaszcza te słodkie różowiutkie piosenki rozwalały.
W Battambang autobus został oblepiony przez dziesiątki naganiaczy. Nas dopadł pan, który za 3 dolary chciał nas zawieźć do naszego hotelu.. Oparliśmy się jakoś, a jak autobus odjechał okazało się, że stoimy naprzeciwko hotelu, tylko przejść przez wąską ulicę. 3 dolce uratowane.
W ogóle strasznie rżną w Kambodży białasów. My mamy tego świadomość. Z jednej strony to taki biedny kraj, a dla nas i tak nie jest drogo. Z drugiej - trochę zaczyna wkurzać. Jak próbujesz uzyskać mniej bezczelną cenę, to z kiepskiego angielskiego przejdą na "no english".
Przykład wygranej walki o honor białasa.
Pytam panią, ile kosztują 2 bagietki. Pani na to, że 2 dolary. Zgarbiłam się, bo wcześniej płaciłam za bagietkę 1/3 dolara. I to nie w piekarni, a w barku . Postawiłam się i mówię, że 2 dolary za 2 bagietki to przesada. A ona na to "DWIE bagietki?, jak dwie to 1 dolar". To brzmi besensownie, ale tak właśnie było.
Tam właściwie walutą jest dolar, lokalna waluta służy tylko do wydawania końcówek w centach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz