wtorek, 7 stycznia 2020

Robert Lewandowski (wpis 3.)



Trzeci dzień w Bangkoku spędziliśmy częściowo osobno. Witek i Betasza wyruszyli do miasta bez naszej czułej opieki i oczywiście świetnie sobie poradzili. Nam się nie chciało iść kolejny raz do Wat Arun czy Wat Pho. Ja miałam trochę do porobienia, a Papas do polenienia.

Spotkaliśmy się z naszymi kompanami po południu i wyruszyliśmy na obiad do chińskiej restauracji, znanej nam z jednego z poprzednich pobytów. Warto było! Pojedliśmy zacnie i zadowoleni wróciliśmy na dzielnię.








Zrobiliśmy mały obchód i zaszliśmy po jakiś drobiazg do apteki. Tam został zawołany do nas człowiek angielskojęzyczny. Wynurzył się przemiły Pan w koszulce .... Grateful Dead. Każdy, kto poznał bliżej Papasa wie, jakim wielkim jest fanem tego zespołu. Deadheadzi są na całym świecie i Papas spotyka ich nawet tak daleko! Pan z apteki był pierwszym azjatyckim Deadheadem, który nam się przydarzył! Przez tyle wyjazdów!



Poszliśmy do hostelu z planem pójścia spać (lot nazajutrz), ale o pierwszej Papas jednak nie wytrzymał i pobiegł w miasto. Załapał się prawie na jakąś imprezę urodzinową. Tzn. załapał się, ale świadom wczesnego wstawania na samolot, zrezygnował i wrócił do hostelu. Trochę pogadał z lokalnym fanem piłki nożnej. Ten zapytał o polskie, znane (w sensie znane nie tylko w Polsce) drużyny piłkarskie. Wiadomo, nie było czym się chwalić. Papas jednak nie poddał się i zapytał rozmówcę, czy zna Roberta Lewandowskiego? Oczywiście ZNA! I jeszcze bramkarza Szczęsnego! Lewandowskiego znają wszędzie. Często, gdy mówimy, że jesteśmy z Polski, ludzie z całego świata od razu rzucają hasło "Robert Lewadowski". To jedna z najlepszych polskich marek w obecnym czasie.
Przed nami Wietnam. Tam też na pewno Roberta znają :)



Poniżej popatrzcie na fotograficzne wyczyny naszych kompanów.








































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz