sobota, 27 kwietnia 2013

Słowenia

W hostelu Mamas&Papas gościliśmy ludzi z ponad 70 krajów. Część z tych państw była reprezentowana bardzo licznie, część mniej "obficie" i są takie, obywatele których odwiedzają nas tak rzadko, że pamiętamy każdą rezerwację.
Ostatnio odwiedziła nas przemiła para ze Słowenii. Oczywiście wykorzystaliśmy okazję, aby pogadać. Po wymianie zdań wyszło nam na to, że mieszkamy w tym samym kraju!!!!! Przede wszystkim dobra praca wymaga posiadania znajomości. Skąd my to znamy?  Różnice w majętności społeczeństwa słoweńskiego są coraz większe i rozwarstwienie razi coraz bardziej.
Anja, posiadaczka dwóch dyplomów uczelni wyższej, postanowiła przebranżowić się, gdyż jej wykształcenie nie dało jej gwarancji dobrego zatrudnienia. Podobają się nam ludzie, którzy nie trzymają się sztywno raz obranej drogi. Nie było satysfakcjonującej pracy po studiach, szukamy innej możliwości! Anja zainwestowała w ... tipsy. Przyjechała do Polski na warsztaty w Pruszczu dające jej umiejętności i certyfikaty pozwalające na realizowanie się w nowej dziedzinie. Piękne są efekty jej pracy!!! Nigdy nie interesowałam się tą dziedziną, ale prace Anji były naprawdę imponujące.
Adi miał używanie, mógł pogadać w bałkańskich narzeczach. Swoją drogą wyszło na to, że Adi nie tylko wygląda na południowca, ale i szprecha jak rodowity Chorwat. Co ciekawsze, rozróżnia te wszystkie chorwackie, słoweńskie, serbskie i inne tamte mowy.  I jeszcze wie WSZYSTKO o tamtej części Europy.

Ale wróćmy do samej Słowenii. Jak wspomniałam Anja i Izidor są bardzo fajni. Zauważyliśmy z Papasem, że 100% Słoweńców w hostelu Mamas&Papas to świetni  ludzie.
Pamiętamy parę, którą przygnała do naszego hostelu gigantyczna ulewa. Ludki biwakowały sobie gdzieś tam pod Gdańskiem, ale urwanie chmury spowodowało, że w trybie awaryjnym i ekspresowym zwinęli namiot i szukali taniego noclegu w mieście. Trafili do naszego hostelu. Wystawili na zewnątrz plażowy stolik i składane krzesełka i dalej konsekwentnie "biwakowali" na zewnątrz hostelu. Zimno było trochę po tych ulewach. Ale nic to!!! Coś na rozgrzewkę na stoliczku, koc na ramiona i niewzruszenie kontynuowali pobyt na świeżym powietrzu :) Niesamowici!!! I jedyni tak konsekwentni w historii hostelu.
Poza nimi odwiedziła nas wyjątkowa Słowenka, która wzbudziła nasz niekłamany szacun. Dziewczyna wstawał codziennie o 5-6 rano i spędzała czas tak aktywnie, że aż nas bolało. Jednego dnia Łeba, innego Malbork i ciągle coś. Cały dzień na nogach. I tak dzień w dzień. Bagaż miała olbrzymi z oprzyrządowaniem do wspinaczki i chyba również nurkowania i czegoś, czego nie umielibyśmy nazwać. Tak w ogóle, przesympatyczna dziewczyna.
Naszego pozytywnego obrazu Słoweńców nie przysłoni nawet fakt, że nasz pierwszy w historii Gość ze Słowenii przemycił jedno dziecko "na lewo". (Ale przyznać trzeba, że pozostałe były oficjalne). Jego pozytywna energia, szczera słowiańska dusza i ogromny urok osobisty spowodował, że "nie zauważyliśmy" nadliczbowego małego Gościa, który na pewno był równie fajny, jak reszta nacji.
Bardzo mało Gości przyjeżdża z tamtej części Europy. Nawet W czasie Euro 2012 kibice Chorwacji w 100% przyjechali z innych krajów; Australia, Szwecja, USA i coś tam jeszcze, ale nikt bezpośrednio z Chorwacji. Szkoda!!! Nasze doświadczenia z ludźmi z tamtych stron utwierdzają nas w przekonaniu, że  chcemy gościć więcej przybyszów z tamtych stron. Niebawem po raz trzeci będzie Serbia. Relacja, być może, wkrótce.

Przyjaźń polsko-słoweńska
Adi i Izidor

niedziela, 21 kwietnia 2013

Mike

Jak wspomniałam w innym wpisie, w hostelu Mamas&Papas zatrzymał się kolejny workaway'er - Mike z USA. Trafiliśmy na bardzo fajną osobę. Bardzo sympatyczny, inteligentny, z otwartym umysłem i ... pracowity. Nic dodać, nic ująć. Jest ambasadorem w couchsurfingu. Z zawodu dziennikarz, aktualnie w podróży dookoła świata do 2014 roku. Jest kuzynem Marlene Ottey, słynnej jamajskiej biegaczki. Rodzina Mike'a z Jamajki przeniosła się do USA.  Sam Mike jest obywatelem świata, nie zamyka się w skorupie nacji czy państwa. Tak przynajmniej my to widzimy.


Nasz stały bywalec Darek (pozdrawiamy!) zagadnął Mike'a , co go najbardziej zadziwiło w Polsce. Mike odrzekł, że wszyscy się na niego GAPIĄ. Jest afroamerykaninem, ale przecież to XXI wiek i wydawałoby się, że zobaczyć w dużym mieście człowieka o innym odcieniu koloru skóry to żadna sensacja. Okazuje się, że ludzie w Polsce często nie grzeszą taktem i potrafią się gapić w bardzo natarczywy sposób. I mówimy tu o dorosłych!!! M.in. Ada była z Mike'em na poczcie i potwierdziła (zszokowana) to zjawisko. Historie, które opowiedział Mike przemilczę. Zachowanie ludzi jest żenujące.
Wcześniej Mike został napadnięty pod Muzeum/Fabryką Schindlera w Krakowie. Zaczepiło go dwóch dzielnych mieszkańców tego grodu. Mike'owi udało się powalić jednego z nich. Spowodował przy tym potłuczenie butelki z piwem Żubr, niesionej przez nieustraszonego napastnika. Żubr chwycony za szyjkę stał się "tulipanem" i w ręku dzielnego Amerykanina  okazał się siłą przeważającą, odstraszającą bohaterski duet napadający na jednego człowieka. Po wszystkim został zapytany w muzeum, dlaczego szwenda się w tak niebezpiecznym miejscu. Zdziwił się. Niebezpieczne???!!! Przecież to okolice muzeum!!! Jak ludzie mają tu przychodzić??? Odpowiedziano mu: w grupach albo autokarem.......
Tak po polsku załatwia się sprawy bezpieczeństwa. Radzi się, żeby nie chodzić w pojedynkę :(  Ręce opadają....
Mike jest aktualnie w Polsce, ale generalnie jest po prostu w podróży po świecie. Sprzedał wszystko (łącznie z mieszkaniem), wziął odprawę z pracy i jeździ. Kolejny obywatel, któremu zazdrościmy :)  Cały majątek ma przy sobie tj. w plecaku. Po prostu wolność!!! 
Pokazaliśmy mu polską wigilię u Mamy Papasa. Nasza wigilia wzbudza ogromne zainteresowanie wśród obcokrajowców. Jest chyba rzeczywiście czymś niepowtarzalnym. Wiele godzin przegadaliśmy o Polsce i o USA. Zawsze słuchamy z niezmiennym zainteresowaniem o życiu zwykłych ludzi w innych krajach. Różnimy się czasami, to oczywiste, ale tak naprawdę ludzie na całym świecie maja podobne pragnienia, potrzeby, po prostu jesteśmy w sumie tacy sami.



niedziela, 14 kwietnia 2013

Jeff

Kiedy pisałam ostatnio o naszym Australijczyku przypomniało mi się kilka innych historii związanych z Gośćmi w hostelu Mamas&Papas.
Czas jakiś temu przyjechał do Gdańska Jeff z USA. Poprosił o nocleg na 2 noce. Spodobał mu się hostel, spodobał mu się Gdańsk i został na wiele tygodni.
Miał polskie korzenie, (i polskie nazwisko), chociaż jego rodzina osiadła w USA wiele, wiele lat temu, chyba po I wojnie światowej. Jeff czuł sentyment do Polski. Interesowało go wszystko, szczególnie język i....... kuchnia.
Pamiętacie zmagania Jeffa z naszym  językiem ? Uczył się nawet wytrwale, ale rafy języka polskiego były chyba za poważne. Przypomnę nasz dialog, który kiedyś umieściłam na blogu:

"
-jeden samochód, dwa samochody, tak?
-tak, Jeff
-jeden marchewka, dwa marchewki?
-nie, jedNA marchewka, dWIE marchewki
-ale dlaczego?!
-to jest rodzaj żeński, jak np. kanapka
-rozumiem, jedna kanapka, dwie kanapki, pięć kanapki
-nie, pięć kanapek
-NIE WIERZĘ, ŻARTUJESZ!!!
-nie żartuję
Jeff sprawdził w translatorze i załamał się. 

Niemniej nie rezygnował z używania polskiej mowy. Kiedyś wybrał się do miasta  do klubu. Zapomniał zgłosić późny powrót i nie miał klucza. Ale poradził sobie. Stanął pod oknem i wydzierał się na całą ulicę "NIE KLUCZ, NIE KUUUUUUCZ!!!!!!!!!" Darł się, aż obudził całą ulicę i hostel również. Wpuściliśmy go do środka, czyli cel osiągnął używając tylko polskiej mowy.

Jeff postanowił odnaleźć miejsce, skąd pochodzili jego przodkowie. Odnalazł, ale pechowo pojechał tam w sobotę. Tego dnia nie było na miejscu nauczyciela języka angielskiego i nie mógł się dogadać z miejscowymi. Chyba słabo znali język polski, bo Jeff przecież się dogaduje bez problemu :)

Jeff przez 10 lat prowadził z kumplem firmę. Po tym czasie odsprzedał wspólnikowi udziały i wyruszył w podróż. Polska była tylko etapem. Mimo, że był raczej zamożny, nocował w dormach wieloosobowych w hostelach, kupował ciuchy w szmateksach, sam sobie gotował. Miał za to środki na długą podróż. Podróżował wiele miesięcy do wielu odległych zakątków świata. Był też w Wietnamie :), ale poza tym w tak wielu krajach, że trudno wyliczać. Oczywiście, zazdrościmy mu bardzo tylu wrażeń i doświadczeń. My nie możemy sobie pozwolić na rok czy dwa podróżowania, ale cały świat przyjeżdża do nas, do hostelu Mamas&Papas :)

I tego Wy możecie nam zazdrościć :)


Jeff docenia koszulkową kolekcję Papasa

i inne części garderoby Papasa, wie co dobre :)

Jeff w rodzinnych stronach


niedziela, 7 kwietnia 2013

John

Hostel Mamas&Papas jest miejscem, w którym wciąż jesteśmy obdarowywani ciekawymi historiami. Ostatnio poznaliśmy historię Johna z Australii. Jego mama jest Irlandką, tata Łotyszem, żona Belgijką, on urodził się w Australii. Zagadka: jakiej narodowości są jego dzieci :)

John przyjechał do Gdańska, aby odszukać ślady dziadka. Dziadek był więźniem obozu Danzig-Matzkau. Był to obóz karny dla Waffen SS i policji. Więziono tam żołnierzy skazanych zabójstwa, kradzieże, homoseksualizm, ale także za dezercję, odmowę wykonywania rozkazów przełożonych, defetyzm.
Nie wiadomo, co przeskrobał dziadek Johna. Wiemy tylko, że po okupacji sowieckiej w latach 1939-1941 Łotysze (Litwini i Estończycy także) traktowali Niemców jak wybawców i masowo wstępowali do niemieckich formacji.
Niesamowite, ale Johnowi udało się ustalić dokładną datę śmierci dziadka i nazwisko Niemca, który go zamordował. Pomagał mu m.in. Międzynarodowy Czerwony Krzyż i nasz IPN. Do hostelu przyjechał pan z IPN i zaprowadził Johna na miejsce dawnego obozu. Potem pojechali na Zaspę odwiedzić tamtejszy cmentarz, gdzie są zbiorcze mogiły zmarłych  m.in. w Matzkau.
Był to fantastyczny widok - John chłop jak dąb (wyższy od Papasa) z ogromnym wzruszeniem, ze łzami w oczach opowiadał, że była to jedna z najważniejszych dla niego chwil w życiu i może swojemu ojcu,  sędziwemu człowiekowi, powiedzieć, że odnalazł dziadka.i ustalił jego losy.

Poza tym, John postanowił będąc w Polsce, że odwiedzi dawny obóz jeniecki w Żaganiu. Był to obóz jeniecki dla lotników wojsk alianckich. Historia dosyć znana również dzięki filmowi fabularnemu. Więźniowie w większości pochodzili z krajów Wspólnoty Brytyjskiej i pamięć o tym miejscu jest tam żywa. John łączył się nawet "na żywo" z głównym radiem australijskim i relacjonował pobyt.

Wyprawa do Polski była to dla niego na tyle ważna, że nie zrezygnował z niej mimo utraty pracy i uszczuplenia zasobów finansowych. Radził sobie dzielnie, niczym jego pobratymcy w Żaganiu. Pożyczył od nas kołdrę i poduszkę i spał w ....samochodzie. A mrozy były wtedy całkiem niemałe. A on był taaaaaki szczęśliwy! Uwielbiamy spotykać tak pozytywnych ludzi. Mega pozytywnych!!!
Takich Gości jak John na pewno nigdy nie zapomnimy. A Wy możecie nam tylko zazdrościć :) Albo bywać w Hostelu Mamas&Papas.