Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chile. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chile. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 1 lipca 2018

Jestem gdzieś na stacji kolejowej.....



Często nie nadążamy za sposobem myślenia naszych Gości. Pewien młody Anglik zadzwonił do nas po północy z prośbą o pomoc w dotarciu do hostelu. Prośba nie nadzwyczajna. Często ludzie dzwonią w tej sprawie. Nadzwyczajne jednak było to, że na pytanie, gdzie jest, odparł, że nie wie. Jakaś stacja kolejowa. Może dworzec główny. Po krótkiej wymianie zdań zaczęłam podejrzewać, że nie jest to jednak dworzec główny. Zapytałam, czy są tam jacyś ludzie. Jeżeli tak, niech poda im telefon, a ja ustalę jego lokalizację. Po krótkiej rozmowie z lokalsami, którym przekazał telefon, wiedziałam już, że jest na stacji Gdańsk Wrzeszcz. Trochę niefajnie. Jak tam się znalazł?! Po północy nie ma za dużo możliwości komunikacyjnych. Zaproponowałam, żeby wziął taksówkę, którą mu zamówimy. Chcieliśmy, oczywiście, uchronić go przed dworcową mafią taksówkową i dlatego sugerowaliśmy, że my wezwiemy pojazd. Chłopak stanowczo nie życzył sobie podróży taksówką. Dla człowieka zarabiającego w Anglii koszt przejazdu nie jest szokujący. Nawet dla kogoś, kto zarabia w Polsce, nie jest to traumatyczny koszt. On jednak stanowczo nie reflektował na takie rozwiązanie. Rozmawiając wcześniej z lokalsami poprosiłam, żeby pomogli mu dotrzeć do stacji Gdańsk Główny (pociąg miejski rzadko, ale jeździ również nocą). Anglik zdecydował się na jazdę transportem publicznym.
W Gdańsku Głównym musiałby poczekać 15 minut na autobus nocny, jadący bezpośrednio do nas. Coś mu się jednak odmieniło i wziął dworcową taksówkę. Nie chciał czekać. Dojechał chwilę przed autobusem i zapłacił cenę taksówkowej dworcowej mafii. Doliczając koszt biletu pociągu, zapłacił tyle, ile zapłaciłby, gdyby skorzystał z naszej rady i pojechał taksówką zamówioną przez nas od razu po rozmowie telefonicznej.
Stracił kasy tyle samo, ale był na miejscu później. Czysty zysk :)
I ja musiałam dłużej posiedzieć, żeby go przyjąć :( Nie rozumiem, dlaczego ludzie z innych miejsc  czasami boją się zaufać naszym radom. Radom ludzi stąd. Ja bym zaufała... Ale to jego strata.

Ogólnie przyjeżdżają ludzie raczej bardziej wyluzowani.

Na przykład Gigi - Amerykanka, która nie ma zamiaru wracać do kraju dopóty, dopóki urzędujący prezydent urzęduje.


Bracia z Niemiec, którzy twierdzą, że nie są bliźniakami.


Inny Niemiec, który jeździ z maszynerią do palenia zwaną szisza. 



Cudowny Szwed pochodzenia chilijskiego


Przemiłe akcenty z Polakami.



Amanda, która nieźle "namieszała" w Hostelu Mamas&Papas :)


Kiciuś story :) Kiciuś wygrał






Chociaż z jeżami Kiciuś przegrywa. Wyżerają mu miskę, jak chcą. Ustępuje. Dziwak :)



Na koniec akcent turkmeński. Po prawie trzech latach przyjechał do nas ponownie Jurek z Turkmenistanu. Jurek jest Polakiem, potomkiem zesłańców sprzed 150 lat. Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem jego polszczyzny. Nie miał za bardzo możliwości praktykowania, a jednak mówi przepięknie. Niesamowite! W tak odległym kraju, bez kontaktu z ojczyzną, bez rodziny w Polsce - zachował tak silną przynależność do Polski. Póki co, poczęstował na turkmeńskimi cukierkami :)


niedziela, 5 czerwca 2016

Policja

Grzesiu "Mordka" i Andrea - nasza workaway'ka.
Ostatnio wydarzyło się sporo sytuacji, które po prostu wkurzają nas.
Zacznę od policji.
Ostatnio nasza dzielna władza mile nas zaskoczyła przy przygodzie Gościa z Finlandii  ( http://hostelik.blogspot.com/2016/05/katastrofy.html )  i już prawie zdążyliśmy pokochać ją. Niestety, szybko nam przeszło.
Nasz Gość z Chile jechał sobie na rowerze (pożyczonym od nas). Dzielni policjanci wylegitymowali go na ścieżce rowerowej i dokładnie sprawdzili w rejestrze, czy rower, na którym jechał Chilijczyk, nie jest przypadkiem kradziony. Zajęło to trochę czasu i pozostawiło dużo smrodu w odbiorze Polski przez obcokrajowca.
Bardziej zbulwersowała nas inna reakcja policji. Do naszego hostelu przyjechał wieczorową porą pewien Polak. Był jakiś dziwny. Nie pierwszy i nie ostatni. Nocował w dormie. Rano okazało się, że Gość z Hongkongu śpiący w tym samym pokoju, został okradziony. Sytuacja taka zdarzyła się w Hostelu Mamas&Papas pierwszy raz od początku istnienia. Wiedzieliśmy, że statystycznie jesteśmy skazani na taką okoliczność. W sumie i tak, szczęśliwie, doświadczyliśmy się takiego zdarzenia dopiero po pięciu latach. Wszystkie poszlaki wskazywały, że sprawcą kradzieży jest ów dziwny Polak. Wezwaliśmy policję.
Pierwsze zdziwienie. Pan oficer dyżurny powiedział, że nie wiadomo, kiedy podjedzie patrol, bo muszą znaleźć funkcjonariusza mówiącego po angielsku. Dziwne! W Polsce język angielski jest obowiązkowy już w szkole podstawowej. Do policji przyjmują ludzi przynajmniej z maturą, na której angielski też jest obowiązkowy. I mimo to, jest problem ze znalezieniem policjanta mówiącego po angielsku?! Na szczęście, w naszym przypadku szybko znaleźli odpowiednią osobę. Przyjechał 3-osobowy patrol. Była moc!!! Co nas zbulwersowało? Mieliśmy dane karty kredytowej podejrzanego i numer jego komórki. Policja nie była w ogóle zainteresowana tymi danymi. Każdy wie, że można szybko namierzyć podejrzanego posiadając takie dane. Policja najwyraźniej nie była w ogóle zainteresowana znalezieniem tego pana. Nie chcieli znać numeru telefonu czy karty. Ręce opadają... Na szczęście są wystarczająco zaangażowani w ściganiu potencjalnych złodziei rowerów z Chile!
Mamy nadzieję, że nie będziemy zmuszeni więcej do współpracy z ukochaną władzą. Wolimy nasze wesołe życie w Hostelu Mamas&Papas.