niedziela, 29 marca 2020

Ostatni (51.) wpis z podróży.



Niektórzy "czytacze" tego bloga zaczęli dopytywać o nas. Przede wszystkim, czy udało nam się wrócić. To miłe, że się troszczycie.
Jesteśmy w kraju od ponad trzech tygodni. Dobrowolna kwarantanna trochę rozleniwiła. Gdy byliśmy w Azji w czasie epidemii, czuliśmy się bardziej komfortowo niż tutaj. W zasadzie fakt istnienia zarazy był widoczny tylko poprzez puste hotele. I jeden raz wówczas, kiedy podwożący nas  samochodem ludzie poprosili nas o założenie maseczek.
Udało nam się wrócić w ostatnim momencie. Podróż była normalna. Samoloty latały. Na lotniskach trochę może puściej, ale wszystko ok.
Wylot był wieczorem, więc mieliśmy darowane jeszcze kilka godzin w Patan. Smutne godziny, bo ostatnie.
Z samego rana mieliśmy okazję obserwować proces budowy po nepalsku. Metody bardzo proste. Zero zabezpieczeń dla pracujących. Z wiadrami biegała po drabinie również kobieta w widocznej ciąży. Nie mają tam lekkiego życia.













Lecieliśmy z Kathmandu. Wyjechaliśmy z Patan z zapasem czasu. Oczywiście dojechaliśmy na lotnisko błyskawicznie i mieliśmy trzy godziny do przeczekania. Postanowiliśmy poszukać miski gdzieś obok lotniska. Martyna i Jędrzej, z którymi spędziliśmy chwilę w Nepalu, wylatywali wcześniej niż my i uprzedzili nas, że na międzynarodowym lotnisku w Kathmandu nie ma miejsc, gdzie można coś zjeść. Potwierdzamy! Niczego podobnego do restauracji czy baru nie widzieliśmy.
Jeżeli ktoś z Was będzie chciał zjeść coś przed wylotem z Kathmandu, za parkingiem przy lotnisku są restauracje. Tam, gdzie my usiedliśmy można było nawet zapłacić kartą.







Z Kathmandu do Doha. Stamtąd do Frankfurtu. We Frankfurcie siedzieliśmy pięć i pół godziny. Lecąc przez Warszawę skrócilibyśmy podróż o dwie godziny, ale zapłacilibyśmy 1200 złotych więcej.





W czasie całej podróży nikt nas nie niepokoił w związku z epidemią. Żadnych pomiarów temperatury. Nigdzie personel nie używał maseczek. Jedynie w samolocie z Frankfurtu do Gdańska musieliśmy wypełnić formularze lokalizacyjne.
Dosłownie w ostatnim momencie naszej podróży przytrafiła się nam  bardzo miła sytuacja. W czasie ostatnich naszych wypraw co roku spotykaliśmy w różnych miejscach naszych hostelowych Gości. W tym roku na lotnisku w Kathmandu z żalem stwierdziłam, że nie dane nam było tym razem takie spotkanie. A potem niespodzianka! W  samolocie do Gdańska siedział w rzędzie obok Hayden, który był naszym Gościem parę lat temu! Kiedy nas zaczepił, przypomniałam sobie jego twarz! Teraz mieszka w Gdańsku i też leciał do domu.


Po krótkim locie ujrzeliśmy z góry Gdańsk, na samym lotnisku piękny komitet powitalny z p.Czesią, Żenią i Sergiuszem.
Wróciliśmy do domu.



wtorek, 3 marca 2020

Wyskoczyliśmy na chwilę do Kirtipur (wpis 50.)



Ostanie dni w Nepalu spędzamy w Patan. Postanowiliśmy wyskoczyć na chwilę do innej miejscowości. Do Kirtipur.

Najpierw, oczywiście, trzeba znaleźć autobus. Trafił nam się najstarszy model. Na dodatek nie kompatybilny ze wzrostem Papas, a nawet moim. Nie było miejsc siedzących, więc dzielnie się pochylaliśmy na stojaka. Na szczęście podróż nie była bardzo długa i mimo tłoku daliśmy radę 😁



































































Miasteczko, do którego nie przyjeżdżają turyści, musi być zapuszczone i bez zaplecza hotelowo-gastronomicznego. Już do tego przywykliśmy, ale za to mieliśmy przepiękne widoki na góry.
Spędziliśmy w Kirtipur chwilę i trzeba było ogarnąć powrót. Wsiedliśmy do autobusu, który miał nas zawieźć do Patan. Zapytaliśmy, powiedzieli, że to ten. Zawiózł nas prawie do Kathmandu. Próbowaliśmy znaleźć coś do Patan, ale bez sukcesu. Jakiś chłopak pokazał nam kierunek, skąd jadą interesujące nas autobusy. Nie mogliśmy znaleźć tego miejsca i zaczęliśmy zaczepiać przechodniów. Jeden miły człowiek odprowadziła nas na właściwe miejsce. Niestety, były to godziny szczytu i trzeba było walczyć o wejście do vana. Udało się 😊, ale ciasno było niemiłosiernie. Zobaczcie, jak ładnie mamy upakowane nóżki 🤣 Najważniejsze, że trafiliśmy z powrotem do Patan.





Ostatni dzień w Nepalu nadszedł tak szybko. Nie eksperymentowaliśmy, chociaż była pokusa wyskoczyć do innego miasteczka. Zaczął padać deszcz, więc szybko zweryfikowaliśmy plany.


















 







Na koniec trochę nepalskiego rocka 😁