Spędziwszy
noc w hotelu, który nie był naszym faworytem, rano staraliśmy się
jak najszybciej wynieść stamtąd. Na pożegnanie zobaczyliśmy
zwierzaka, który czekał na framudze przy szparze sąsiednich
drzwi. Siedzieliśmy jakiś czas oczekując na Adę, a ten potwór
cały czas czekał, aż wrota się otworzą. To zresztą nic!
Znalazłam w naszym pokoju rozdeptanego zasuszonego robala. Widać
było, że poległ dawno, ale żadna szczotka ani szmata nie dosięgły
go. Dobrze, że zobaczyłam to dopiero za dnia!
Poszliśmy
na śniadanie i niezwłocznie kontynuowaliśmy poszukiwanie nowego
lokum. Rano sytuacja jest komfortowa. Nie ma desperacji jak późnym
wieczorem, żeby brać cokolwiek, żeby nie zostać na lodzie czyli
nigdzie.
Znaleźliśmy
hotel, który mieścił się 4 minuty marszu od poprzedniego.
Dostaliśmy się do raju! Piękny pokój, czyściutko i na dodatek
cena też całkiem dobra. Kontrast był tak wielki, że popadlismy w
euforię i natychmaist zdecydowaliśmy, że zostaniemy w tym raju nie
jedną, a dwie noce. Decyzja ta była o tyle nietypowa, że byliśmy
w Pakse dwa lata temu i wiedzieliśmy doskonale, że nie jest to
miejsce na dłuższy pobyt. Miasto jak miasto. Bez żadnych ciekawych
atrakcji. Niemniej postanowiliśmy mieć relaks właśnie tutaj, w
tym czyściutkim raju.
Ada
postanowiła poświęcić czas na podleczenie przeziębienia. My z
Papasem próbowaliśmy odkryć jakieś nowe oblicze miasta, ale nie
udało nam się.
Zgubiłam
moją czapeczkę z reklama piwa, którą kupiłam w Vang Vieng. W
Thakhek zakupiłam parasolkę. W Pakse chciałam jednak zakupić
jakieś nowe nakrycie głowy. Przeszliśmy z Papasem cały market i
nic! Tzn były czapeczki ze świecącymi cekinami na jednym stoisku,
ale nie zdecydowałam się. A potem już nic nie było. Jest tutaj
potwornie gorąco, blisko 40 stopni. Będę nosić moją
parasoleczkę! Jak prawdziwa Laotanka :)
Markety
w Pakse zapamiętaliśmy jako wyjątkowo brudne. I tym razem nie
zmieniliśmy naszej opinii. Zjeść w tym miejscu nie odważyłabym
się (chyba). Chociaż nawyki żywieniowe na wyjeździe zmieniają
się nam nieustannie. Jedną z głównych zasad bezpieczeństwa dla
białasów podróżujących do Azji jest zakaz spożywania napojów z
lodem. Przez dwa pobyty w Azji pilnowałam się i przestrzegałam tej
reguły. Od jakiegoś czasu jest taki gorąc, że wciągamy napoje z
lodem każdego dnia wiele razy. Oczywiście pijemy w miejscach innych
niż markety. Nic nam nie dolega, a ochłoda jest cudowna. W ogóle
fajnie jest i niepokoi nas świadomość, że niebawem skończy się
nasza podróż. Na szczęście w perspektywie czeka nas spotkanie z
ludźmi, za którymi tęsknimy. Jest do kogo wracać :)