czwartek, 2 lutego 2017

Długi dzień (wpis 22.)

Po trzecim z rzędu overbookingu zaczęliśmy wątpić, czy jakaś zła siła nie chce nam dokuczyć. Znaleźliśmy kolejny hotel. Byliśmy prawie pewni, że znowu będzie niepowodzenie. Napisaliśmy maila z prośbą o potwierdzenie rezerwacji. Osoba, która odpisała, nie mówiła po angielsku - posługiwała się translatorem. Niby potwierdziła, ale nie byliśmy pewni, czy się zrozumieliśmy. Sami wiecie, jakie numery potrafi odwalać translator. Z duszą na ramieniu poszliśmy szukać naszego nowego domu. I znowu zaczęliśmy błądzić. Zapytaliśmy o drogę listonosza (pokazując kartkę z adresem). Wskazał nam ręką ogólnie kierunek. I raptem spotkaliśmy .... naszego Anioła z wczorajszego wieczoru. Ten sam chłopak, który załatwił nam nędzny, ale jakże cudowny pokój, pojawił się na naszej drodze :) Oczywiście zabrał się za pomoc. Nie wiedział dokładnie, gdzie jest nasz adres, ale za pomocą GPS i podpytywań tubylców, zaprowadził nas pod same drzwi. A jak się ucieszył z tego sukcesu! Bo dojście rzeczywiście było bardzo zawiłe.
Nasz nowy hotel był fantastyczny!!! Pod każdym względem. Zdecydowaliśmy od razu, że zostaniemy jeszcze dodatkową noc. W sumie wracając z Shangri-la byliśmy w Dali aż trzy noce, tyle samo co tydzień wcześniej, tyle, że z drugiej strony starego miasta. Pobyt poświęciliśmy głównie na odpoczynek. Oczywiście pomijam w tym stwierdzeniu Papasa, który latał dużo i wszędzie, ale on już tak ma. Panie miały relaks. No, troszkę miały......








Zdecydowaliśmy się wybrać do naszej ulubionej knajpki z poprzedniego pobytu. Strasznie żałowaliśmy tej wyprawy. Godziną marszu w potwornym tłoku. W Chiński Nowy Rok w Dali były takie tłumy, że nasze Krupówki czy Monciak chowają się. Coś strasznego! Po tym doświadczeniu nie ruszaliśmy się z hotelu dalej niż na sąsiednią uliczkę z żarciem.
Z Dali postanowiliśmy ruszyć do Kunming, żeby stamtąd wyjechać już z Chin. Nie mamy jeszcze sprecyzowanego celu, chociaż pomysłów jest wiele. Kunming jest miastem, z którego zaczynają się drogi we wszystkich kierunkach. Mieliśmy plan lecieć do Bangkoku i stamtąd eksplorować Tajlandię. Okazało się, że w tym momencie bilety na samolot strasznie drogie.  Pewnie również za przyczyną Chińskiego Nowego Roku. Do Wietnamu trzeba czekać w Kunming długo na wizę. Laos - znaleźliśmy jedno przejście, gdzie można wyrobić wizę na granicy. Ale samoloty drogie, a autobusem długa tułaczka. Pociągi w tę stronę nie jeżdżą. Najtaniej wychodziły bilety do Malezji. Najtaniej nie znaczy, że tanio (po prostu taniej niż do Bangkoku) . Jeszcze zobaczymy, co wypali. Chyba Laos.
Droga z Dali do Kunming miała trwać 4,5 godziny. Trwała .......10,5. Dlatego też nie zdążyłam nic wpisać na bloga. Znowu chyba objawił się nam Chiński Nowy Rok. Miliony Chińczyków przemieszcza się tam i z powrotem i autobus głównie stał, zamiast się przemieszczać. Jak po pięciu godzinach zrobił postój, to czasu wystarczyło na szybki bieg do toalety, walkę o jakieś jedzenie (Ada walczyła!) i jak wracaliśmy do autobusu, to kierowca już na nas trąbił. Jedliśmy oczywiście w czasie jazdy. Żarcie było przeciętne, a my nie mieliśmy wtedy jeszcze pojęcia, że będziemy jeszcze jechać więcej niż drugie tyle co dotychczas.







Dojechaliśmy po północy z 6-godzinnym opóźnieniem. Z duszą na ramieniu pojechaliśmy do hotelu. Ada dzwoniła z drogi, żeby na nas czekali, że mamy opóźnienie. Oczywiście z tamtej strony angielski był na tyle kiepski, że na koniec rozmowy Ada nie była pewna, czy będą czekać, czy anulują rezerwację.
Taksówkarz orżnął nas, ale było nam już wszystko jedno. Chcieliśmy już tylko upewnić się, że po tej przedługiej podróży mamy, gdzie spać.
Czekali na nas, a wraz nimi kolejne przygody.
Od przyjścia do hotelu do wejścia do pokoju minęła ....godzina. Pani recepcjonistka była strasznie gamoniowata. Np. zeskanowała nasze paszporty, a potem trzymała nas na recepcji, bo żmudnie spisywała dane z ... paszportów (zamiast użyć skanów i dać nam pójść spać). Trzymając nasze dokumenty w ręku zapytała nas, czy jesteśmy z ....Rosji. Potem oznajmiła, że w pokoju, który zarezerwowaliśmy była awaria i musi dać nam inny pokój. Ok, no problem! A ona, że mamy zapłacić więcej. Nie zgodziliśmy się. To ich problem, że nie mogą wywiązać się z zobowiązania. My nie będziemy robić kłopotu i pójdziemy do innego pokoju, ale za tą samą cenę. Zaczęliśmy wymieniać między sobą po polsku uwagi z takimi wkurzonymi minami, że dała nam zniżkę od ceny, którą mieliśmy płacić pierwotnie. Dostaliśmy klucze i udaliśmy się do pokojów.
Po kilku minutach dostałam wiadomość od Ady, że ona wciąż nie ma pokoju. Udałam się na inspekcję. Okazało się, że karta do otwierania drzwi, którą Ada dostała najpierw, nie działała. Pani zaproponowała jej, żeby zamieszkała w pokoju bez klucza. Na komentarz Ady, jak wejdzie do pokoju, jeżeli na przykład pójdzie po coś do nas, Pani zaproponowała, żebyśmy my chodzili do Ady (na inne piętro), jeżeli ona czegoś potrzebuje. Super rozwiązanie! Ada nie zgodziła się. Zażądała zmiany pokoju. Dostała inny pokój i Pani z kolei zażądała DOPŁATY. Oczywiście, Ada nie zgodziła się dopłacać, za to, że u nich coś nie działa. Pani ewidentnie nie widziała problemu po swojej stronie. Mówiła, że to przecież nie jej wina, że zamek nie działa i skoro zmieniła Adzie pokój, to Ada  musi dopłacić. Trafiła na mocnego przeciwnika. Ostatecznie drzwi miały klucz, ale oprócz późnego przyjazdu dostaliśmy mega opóźnienie w hotelu. Dobra strona tej sytuacji - nie było overbookingu i czekali na nas w nocy.
Droga z Dali do Kunming zajęła nam tyle czasu, ile przelot z Warszawy do Pekinu. To był długi dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz